Skok federalny

Jacek Saryusz – Wolski

Eurodeputowany, PO

Tekst wygłoszony w czasie konwersatorium zorganizowanego przez Fundację „ Polska w Europie” w Warszawie. Wypowiedź nie autoryzowana. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Trzy pytania

Zacznę od prowokacji politycznej i intelektualnej. Grozi nam powtórne wchodzenie do UE. Jest to oczywiście ogromny skrót myślowy. Są dwa rodzaje podejścia do tematu: my a Unia i my – Unia. Konsekwencje kryzysu są ekonomiczne i instytucjonalne; w tym drugim przypadku znaczy to tyle, iż weszliśmy do czegoś, do czego będziemy musieli powtórnie wejść. Tu są trzy pytania. Pierwsze, to spojrzenie wstecz – czy to musiało się wydarzyć? Zacznę od przytoczenia cytatu z grudnia 2001 ówczesnego szefa Komisji Europejskiej Romano Prodiego: „jestem pewien, ze euro zmusi nas do wprowadzenia nowego zestawu instrumentów polityki ekonomicznej. Jest politycznie niemożliwe by to zaproponować już dzisiaj, ale pewnego dnia nadejdzie kryzys i nowe instrumenty zostaną stworzone”.

Pamiętam seminarium na temat polityki ekonomiczno – monetarnej 20 lat temu we Florencji kiedy patrząc z perspektywy poprawnego rozumowania ekonomicznego było oczywiste, że coś takiego musi się wydarzyć, o ile nie zostanie zrealizowany projekt unii ekonomiczno -monetarnej, tzn. inaczej mówiąc, jeśli realizacja zatrzyma się wyłącznie na poziomie unii monetarnej, a tak się rzeczywiście stało. A zatem odpowiedź na pierwsze pytanie, tj. czy jest w tym jakaś wada konstrukcyjna, brzmi – tak, jest. Jest wada konstrukcyjna polegającą na tym, że stworzono unię monetarną z powodów w dużej mierze, choć nie wyłącznie politycznych, i nie wyposażono tego „ produktu” w mechanizmy, które zapewniłyby tego, że to będzie również unia ekonomiczna.

Drugie pytanie to spojrzenie do przodu – czy czeka nas, a to jest już w literaturze szczegółowo omówione – tzw. unia fiskalna i unia transferowa? Czyli taka unia, w której nie tylko decydowane będą w pewnym zakresie wspólne wydatki, takie jak budżet, ale również wpływy, czyli to, co w tej chwili usiłuje się zrobić, a czego pierwszym krokiem jest tzw. sześciopak. I pytanie pomocnicze – czy ta droga do unii fiskalnej czy transferowej, tj. dokonujących dużo większych transferów makroekonomicznych między krajami, otóż czy to będzie stopniowy proces, czy jednorazowy?

Natomiast trzecie pytanie jest pytaniem o charakterze polityczno – instytucjonalnym: jeżeli został popełniony błąd i jeżeli odpowiedzią na to jest dążenie do dalszej integracji fiskalnej i transferowej, to jak ta przyszła konstrukcja może wyglądać? Tj. czy grozi nam to, że ratując rdzeń Europy, „ kern Europa” jednocześnie stracimy większą Europę – greater Europe. A to jest to pytanie, na które musimy odpowiedzieć, jeżeli to, z czym mamy do czynienia się pogłębi.

Istnieje bowiem Europa dwóch prędkości, pytanie tylko czy ten podział się utrwali. Esencją pytania to jest Unia 17 versus Unia 27 państw. Z punktu widzenia polskiego interesu „17 versus 27” to t bardzo dramatyczna i niedobra odpowiedź. Rosną bowiem i będą rosły różnice i będą rozwierały się nożyce między nimi. I, jeśli przyjąć taki wariant, to będzie się coraz bardziej różnicowało. Ale to nie tylko to, że ta reszta będzie związana jednolitym rynkiem i paru jeszcze innymi powiązaniami, gdzie cały czas będzie wisiała groźba, lecz będziemy także mieli negatywną dynamikę i negatywny spill- over efekt do rozpruwania nie tylko Scheongen, ale również wspólnego rynku.

A z drugiej strony jest pytanie kto będzie w tym jądrze, czy obecna 17-tka, czy mniej członków, dalej – czy będzie tam występowała tendencja do dalej idącej integracji, czyli krótko mówiąc do federalizacji. Konstrukcji już klarownie federalnej. Brzydkie słowo „federalny” już dzisiaj przestało już być nim, tak samo jak opuszczenie strefy euro przez Grecję przestało być tabu. To jest całkiem realna perspektywa stąd pytanie jak uratować projekt dzięki któremu udało się dokonać unifikacji kontynentu, czyli jak wyjść poza politykę małego klubu, który niektórzy bardzo chcą, i którzy zawsze chcieli mieć, choć nie mówili tego głośno i prosto w oczy.

Jak uniknąć wycofania się z unifikacji Europy

A zatem jak uniknąć wycofania się z unifikacji Europy, jak zaprojektować Unię, na która odpowiedzią jest stary Delors z jego teorią kręgów koncentrycznych i jednocześnie zachować cenrofugalną dynamikę, by jednak to, co spaja, było silniejsze, od tego co rozsadza. A w tej chwili jesteśmy w fazie działania sił odwrotnych.

Oczywiście cały czas jest obecny wątek ekonomiczny, w którym generalnie chodzi o to jak zainstalować systemowe hamulce dla tych, którzy pożyczają, i dla tych, którzy pożyczają innym i jednocześnie zachować demokratyczna legitymizację tego procesu. Oraz uniknąć sytuacji, kiedy o losie eurostrefy decyduje nie Parlament Europejski, a budżet. Unia ekonomiczna była od początku politycznym projektem, który wyprzedzał rzeczywistość ekonomiczną ponieważ w momencie jest wprowadzania nie była to tzw. optymalna strefa walutowa. Ten kryzys był do przewidzenia, to nie jest żadna niespodzianka, on był jak gdyby wmontowany w całą konstrukcję, a już na pewno kiedy stwierdzono, ze duzi mogą gwałcić kryteria konwergencji z Maastricht, mali w związku z tym też mogą – to wszystko nie jest więc na serio. A zatem w tym kontekście to nie jest kryzys ekonomiczny, to jest kryzys polityczny, tzn. instytucje polityczne nie zachowały się na miarę wyzwań. Inaczej mówiąc – zawiodły. To nieodpowiedzialna polityka zrodziła ten kryzys. I dlatego trzeba dać odpowiedź polityczną. Odpowiedzialnością wykazał się szef EBC Trichet i zrobił dobrze, ale dobrze w tamtej fazie. Natomiast Unia międzyrządowa, która się wyłoniła z Traktatu z Lizbony – poza tym, że jest to dobry traktat, ma jedną wadę, której bezskutecznie chciałem się przeciwstawić – tzn. przejście na nadproporcjonalną wagę dużych krajów zrodziło Europę międzyrządową, Europę dyrektoriatu, antytezą której był przecież nicejski, albo pierwiastkowy system głosowania.

Tutaj powtórnie pada pytanie czy ona jest politycznie wykonalna, tzn. czy jedyną odpowiedzią jest Europa wspólnotowa, a nie międzyrządowa. Dzisiaj za Europa międzyrządową a niewspólnotową, optuje w sposób otwarty kanclerz A. Merkel – proszę przeczytać jej wykład inauguracyjny College of Europe w Brugge sprzed pół roku czy dwóch lat, w którym przeciwstawia metodzie wspólnotowej metodę unijną. Podobna jest polityka, czemu trudno się dziwić, gaulisty N. Sarkozie’go.

Jeżeli wszyscy o tym mówią, i jest tak, że musimy uwspólnotowić suwerenny dług tych krajów, które mają za dużo długów, to druga część odpowiedzi brzmi – trzeba również uwspólnotowić wydatki. A na to nie ma zgody politycznej. Ani opinia publiczna krajów członkowskich, ani elity polityczne tychże krajów do tego nie dojrzały. Gdybym chciał użyć języka marksistowskiego powiedziałbym, że nadbudowa nie nadąża za bazą. I dzisiaj hamulcem dobrego losu Europy jest brak instytucji federalnych na co nie pozwala świadomość elit i świadomość społeczeństw; dlatego też musimy przejść przez ten kryzys. Ten kryzys jest potrzebny, prowokacyjnie powiem – im głębszy, tym lepszy, i oby był ozdrowieńczy. I musi dojść do fiskalno – transferowej unii, nawet w mniejszym gronie, ale pod warunkiem, ze ona będzie demokratycznie legitymizowana. A nie ma innej odpowiedzi niż legitymizacja przez egzekutywę europejską kontrolowaną przez Parlament Europejski.

A zatem jesteśmy w sytuacji, w której polityka postępuje za ekonomią zamiast równolegle z nią iść, albo, co daj Boże – ją wyprzedzać. Jesteśmy świadkami politycznej blokady i to wszystko, co obserwujemy, te wszystkie kryzysy, itd., to jest właśnie świadectwo tej blokady. Kryzys jest być może rozwiązaniem, a nie problemem, chociaż mam świadomość że mówię odwrotnie do tego, co dzisiejszy paradygmat postrzegania tej sytuacji głosi. Kryzys zatem jest rozwiązaniem. Kryzys dokona transformacji, takiej, jaka jest potrzebna z przyczyn obiektywnych, albo to jest scenariusz tzw. positive spill over. Jesteśmy w takim momencie, że albo musimy iść do przodu – nie do utrzymania jest sytuacja dzisiejsza – albo zacznie się to zwijać, pytanie tylko kto zostanie na marginesie, w jaki sposób i w jakim tempie, Nie należy się obrażać na rynki finansowe, na agencje ratingowe, po prostu daje o sobie znać realna gospodarka w bardzo realnym kapitalizmie zmienionego świata.

Federalizm

A zatem imperatywna jest zmiana instytucjonalna. Mówiąc wprost i bez ogródek trzeba dokonać kolejnego, znaczącego transferu kompetencji narodowych na szczebel wspólnotowy. Czyli zmieniać konstytucje i oddać do Brukseli cześć władzy ekonomicznej, bo tego wymaga stopień zintegrowania gospodarek. Jeżeli zrobimy to metoda technokratyczną, tak jak zaczynało się metodą Jean Monet małych kroków – tj. zrobi to elita, bez kontaktów ze społeczeństwem, bez przyzwolenia narodu, to będziemy mieli ulicę grecką. Dlatego też drugim komponentem tego rozwiązania jest demokratyczna legitymizacja. Można to osiągnąć dwoma metodami – metodą unijną, gdzie, jak ja sądzę polegniemy – jeśli to będzie duet, tercet, kwartet; tym, co myśleli, że my w tym tercecie się znajdziemy mówię nie – to się nie wydarzy – albo w sposób najlepszy dla Polski, tj. metoda wspólnotową, federalną. W końcu to historycznie rzecz biorąc my w Europie pierwsi ćwiczyliśmy federalizm.

W międzyczasie musimy się pogodzić z tym, że to będzie dwuprędkościowa, dwuklasowa UE. Jeżeli spojrzymy na kwestie budżetowe to przy tym zaawansowaniu UE budżet UE powinien wynosić 5 do 7 proc., a nie owe zamrożone 1 proc. Jeżeli dodamy do tego tzw. lewarowane , tj. nadmuchanie funduszu EBC do 440 mld, to już w tej chwili jest 4 do 5 proc. Na czym polega nasz problem? Na tym, że poziom solidarności wewnątrz rdzenia 17 państw jest, w uproszczeniu 10-krotnie wyższy niż wewnątrz pozostałej reszty, gdyż my dostajemy rocznie 10 mld przez lat 7 plus 7, podczas kiedy Grecy dostają za jednym zamachem 300 mld. I tam te liczby nie przerażają, ale nam budżet i parę innych rzeczy w skali całej unii się zamraża i robi się poprzez swego rodzaju klub skąpców – weto międzyrządowe. To są Niemcy, Francja. Wlk. Brytania, Holandia, Szwecja, Finlandia. A zatem to jest stan zastany, a pytanie brzmi – jak go przezwyciężyć.

Wydaje mi się że odpowiedzią jest „Pakt euro plus”, którego autorzy, zaprosiwszy nas do niego, nie potraktowali jednak nas poważnie. Wydaje mi się, że trzeba podzielić unię na 17 plus ci, którzy chcą i będą w strefie euro; i na resztę, tj. W. Brytania plus ci, którzy zechcą z nią być, którzy nie będą w strefie euro. Czyli granica między rdzeniem, a tym pierwszym kręgiem koncentrycznym, nie chce tego nazywać peryferią, powinna przebiegać gdzie indziej – nie między 17 i 10. Struktura powinna być taka byśmy nie musieli powtórnie wchodzić do UE. Tu niestety w tej materii skłócona jest polska elita polityczna, ponieważ nie widzi tego w perspektywie 10, 20, 30 lat. Cieszymy się tym, że przełamaliśmy to przekleństwo historii i uwierzyliśmy, że to się dokonało na zawsze. Niestety nie, to w tej chwili jest wycofywane, weszliśmy do salonu, rozglądamy się i okazuje się że nadal, czy znowu, jesteśmy w jego przedpokoju. To rodzi przeogromne konsekwencje i stawia zadania przed polską polityką, to wymaga konsolidacji finansów, szalenie zdrowej polityki, nawet bardziej ortodoksyjnej i rygorystycznej niż polityka niemiecka, bo to jest gwarancja krótkiej drogi do strefy euro i bliskości do unii solidarności. Dzisiaj solidarność unijna umiera. Nam się udaje w Parlamencie i w Brukseli ratować i umieszczać wszystkie zapisy, etc., ale generalnie biorąc i solidarność, i kohezja, jest w odwrocie.

Co to oznacza. To oznacza, że musimy zmienić filozofię ekonomiczną w Europie, ale również w Polsce. Po pierwsze zdać sobie sprawę z tego, że niezdrowe finanse, czyli suwerenny dług publiczny, jest moralnym błędem. Nieetyczna jest kradzież, a wydawanie pieniędzy tych , którzy nie są reprezentowani, to jest pogwałcenie fundamentalnej zasady demokracji – no taxation without the representation. Prowadzimy i w Europie i w Polsce politykę ekonomiczną niemoralną , nieetyczną, powiem więcej – niedemokratyczną, ponieważ dług jest większy niż to, co może być obsługiwane przez żyjącą generację tych, którzy mają więcej niż 18 lat. Zadłużamy bez pytania o to nasze dzieci i nasze nie narodzone wnuki. To z kolei wskazuje na konieczność przełomu etycznego w polityce europejskiej, który wymaga elementów wdrożenia – jasne że mocniej niż to się robi obecnie w sześciopaku – tj. nie można się zadłużać ponad stan. Tzn. wszystkie konstytucje w krajach członkowskich muszą być tak skonstruowane jak polska konstytucja, jeżeli przyjąć że 60 proc. jest obsługiwalne, a nie dochodzenie do poziomu 200 proc, jak w Grecji, co jest elementem tej kryzysowej sytuacji.

To też się wiąże z pytaniem jak odpowiadać na pytania na moralne pytania w skali UE. Jak z jednej strony pogodzić wymóg solidarności, tak, żeby dzielić się ciężarem „ jedni drugim brzemiona noście”, pomagać tym w potrzebie, czyli Grekom, a jednocześnie co to oznacza odpowiedzialność za nienadużywanie zasady solidarności. Zasada solidarności europejskiej została nadużyta. Dlatego potrzebne są demokratyczne hamulce dla polityki nieodpowiedzialnej; one musza być zainstalowane, nie ma innego rozwiązania, na wyższym poziomie niż sześciopak. Odpowiedź musi być polityczna i musi być definitywna, żeby sytuacja upokarzającego żebrania przez Europę u Chińczyków i Rosjan, u państw BRIC-u o pieniądze nie powtórzyła się. W te dni, w Cannes, autorytet moralny i polityczny Europy upadł na kolana. Nasze opowiadania lizbońskie pt. Europa globalnym aktorem, itp., która chce uzdrawiać i służyć za wzór –wszystko to stoi dzisiaj pod znakiem zapytania.

Odpowiedzią jest zatem raczej jakościowy skok federalny niż rozwiązania sekwencyjne, mniejsze, tzn. „break and retreat”, czyli załamanie i odwrót.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: UE.