Polska w regionie

10 lipca br Polski Instytut Spraw Międzynarodowych zorganizował coroczne Forum Polityki Zagranicznej poświęcone tym razem tematowi:  Między Wyszehradem a Północą – Polska wobec państw regionu Morza Bałtyckiego i Europy Środkowej. Tegoroczną edycję FPZ poprowadził Piotr Kraśko, szef Wiadomości TVP 1. Słowo wstępne wygłosił Marcin Zaborowski, dyrektor PISM.

W debacie udział wzięli przedstawiciele następujących klubów parlamentarnych:

  • Platforma Obywatelska: Tadeusz Aziewicz
  • Polskie Stronnictwo Ludowe: Andrzej Grzyb
  • Prawo i Sprawiedliwość: Krzysztof Szczerski  
  • Ruch Palikota: Piotr Bauć
  • Sojusz Lewicy Demokratycznej: Tadeusz Iwiński
  • Solidarna Polska: Arkadiusz Mularczyk 

Poniżej przedstawiamy wybrane fragmenty nieautoryzowanych wypowiedzi uczestników debaty

 

Na ile powinniśmy być, chcemy, czy jesteśmy liderem w regionie?

 

Tadeusz Azewicz, PO

 

Tak się powoli dzieje, że inni postrzegają nas jako lidera w regionie. Jest to w dużej mierze zasługa tego, iż Polska radzi sobie dobrze z kryzysem gospodarczym, jako państwo zachowujemy dobrą kondycję ekonomiczną i zaczynamy skupiać wokół siebie inne kraje w tej części Europy, które patrzą na nas jako wzór do naśladowania. Jest to także dowód skuteczności naszej polityki zagranicznej, tego, że umiemy występować w imieniu większej grupy państw, a kiedy występujemy w imieniu grupy to nasz głos jest donioślejszy i skuteczniejszy.

 

 

Tadeusz Iwiński, SLD

 

Zgodzę się z tym, że ta kwestia jest dość istotna i na ogół przypisujemy kluczowe znaczenie dla naszych relacji z UE, wziętą en block, z NATO, z Niemcami, czy szerzej z partnerami z Trójkąta Weimarskiego, lub ze Stanami Zjednoczonymi bądź innymi potęgami, a nie doceniamy możliwości występowania w ramach dwóch grup – z jednej strony trzy małe państwa bałtyckie, niecałe 7 milionów ludzi,  a z drugiej Grupa Wyszehradzka, to jest z nami 7 państw, czyli równo ćwiartka w UE. I gdybyśmy razem występowali to rzeczywiście mielibyśmy dużo do powiedzenia, tworząc np. wspólne placówki dyplomatyczne.

 

Tu generalnie musimy wykorzystać bardzo obszerne doświadczenia państw Beneluksu oraz Grupy Nordyckiej. Tamte spotkania odbywają się zresztą już od dawna. Duża część państw bałtyckich i Grupy Wyszehradzkiej czuje się niedocenia na forum europejskim w Brukseli. Dlatego, że kryzys w Unii, a to jest jeden z zapalnych tematów, sprawia, że te mniejsze państwa mają wrażenie, że debatuje się głównie nad tym jak mają wyjść z tego kryzysu potęgi Unii. A nie ma dostatecznego mówienia jednym głosem. Wg mnie Polska,  największe państwo w regionie, nie może mówić, ż jesteśmy liderem ponieważ wiele razy cechowała nas arogancja. Nikt nie lubi, gdy słyszy, że inni są liderem. To prowadziło do konfliktów – np. Węgry były dużej lepiej przygotowane do wejścia do Unii niż Polska w okresie rządów premiera Buska. A dzisiaj w tych samych Węgrzech parlament przyjmuje uchwalę, która w zasadzie podważą zasady Traktatu Lizbońskiego.

 

To jest ważna tematyka, powinniśmy systematycznie się konsultować oraz próbować  uzgadniać stanowiska w najważniejszych kwestiach, również w takich jakie jest nasze podejście do Rosji, ale przede wszystkim tam, gdzie istnieje duża wspólnota interesów. Wspólna struktura, możliwości energetyki to, co niemiecki komisarz Etingen mówi o potrzebie energetycznej polityki, którą powinniśmy realizować, a czego nie ma. Powinniśmy próbować mówić w miarę jednym głosem, zwłaszcza w sytuacji, kiedy istnieje pewna asymetria, jeśli chodzi i politykę obronną, ale nie możemy słuchać grzecznie, gdy inni o nas mówią o nas grzecznie, że to my jesteśmy liderem, a tak się dzieje i to od dłuższego czasu.

 

Dla Estonii głównym partnerem jest Finlandia, dla Łotwy – Szwecja, dla Litwy – w dużej mierze Skandynawia, ale także Niemcy. Jeżeli będziemy dobrze współpracowali i zarysujemy naszą mapę drogową w różnych dziedzinach to przywrócimy przynajmniej to, co było: np. Szczecin był kiedyś głównym portem Czechosłowacji, a dzisiaj jest nim Hamburg, podobnie jak i dla Polski głównym portem jest Hamburg. Niemcy mają trzy i pół tysiąca statków, Grecja – trzy tysiące sto, a my 111, z tym tylko 13 pod naszą banderą. Już choćby to pokazuje, że idea jest dobra, ale wykonanie średnie i dobrze, że D. Tusk doprowadził do powstania Grupy Przyjaciół Polityki Spójności, ale to jest za mało. To nie może zastąpić stałego konsultowania się z partnerami, tak ażeby ci partnerzy wiedzieli, że jesteśmy poważni, a nie traktujemy ich protekcjonalnie.

 

Krzysztof Szczerski, PiS

 

Po pierwsze chciałbym powiedzieć, że nie istnieje coś takiego jak naturalne przywództwo. Istnieje naturalny potencjał przywództwa i oczywistym jest to, iż patrząc na skalę państwa polskiego i jego położenie, ten regionalny potencjał naturalny tkwi w Polsce. Gdybyśmy byli w stanie taki potencjał wykorzystywać, to taki punkt odniesienia, czy zwornik regionalny w postaci Polski, jest dość naturalny, patrząc z każdego punktu widzenia – i ekonomicznego, i politycznego, tak, że naturalny potencjał istnieje, natomiast naturalne przywództwo oznacza, że trzeba ten potencjał potrafić wykorzystywać w celach przywódczych. To jest mój pierwszy element polemiczny –  uważam bowiem, iż nie ma  i nie będzie przywództwa regionalnego Polski w tym regionie dopóki nie zaczniemy formułować jakiejkolwiek samodzielnej wizji czy zwartej koncepcji  dotyczącej tego, czym ten region miałby być, a także tego, czym miałaby być w przyszłości Europa, czy w ogóle polityka międzynarodowa.

 

My nie możemy być pasterzem tego regionu, tj. tym, kto w imieniu silniejszych trzyma ten cały region. Jeśli mamy być przywódcą, to nie możemy być pasterzem w regionie. Przywódca, to jest ktoś, kto formułuje i zachęca do swojej własnej wizji partnerów. Czy partnerzy z tą wizją się zgadzają i ją wspólnie realizują? Dzisiaj w moim przekonaniu Polska raczej przyjmuje rolę pasterza regionu, czyli kogoś, kto ma za zadanie zaganiać w całości do pewnej koncepcji, a nie formułuje własnej koncepcji, z którą ktoś inny mógłby się ktoś inny zgodzić. To zaś wg mnie znacznie obniża nasz potencjał przywództwa.

 

I druga istotna kwestia, jeśli mówimy o przywództwie, czy potencjalnym przywództwie Polski, czy liderowaniu w regionie to, poza własną wizją, niezbędnie istotne jest by ta własna wizja wykorzystywała fakt różnorodności tego regionu. Nie niwelowanie różnic, nie promowanie wtłoczenia tego regionu do jakichś wspólnych ram, które proponuje ktoś inny dla nas, tylko korzystanie z faktu, że region jest bardzo różnorodny. Jeśli chodzi o stosunek wobec głównych podziałów w UE: podziałów dotyczących strefy euro i państw poza strefą ero, państw w recesji i państw posiadających wciąż dynamikę rozwojową, państw, które zgadzają się na dalszy postęp w federalizacji Unii, i tych, które na to się nie zgadzają – to można je uznać za słabość tego regionu, gdyż te podziały są bardzo widoczne między różnymi grupami państw w ramach Unii.

 

Ja natomiast uważam, że to należy wykorzystać jako atut, tzn. proponować pewną własną wizję środkowoeuropejską dotyczącą przyszłości Unii, tj. taką, która uwzględni tę różnorodność, a nie każe wszystkim działać identycznie. W tym kontekście całkowicie się nie zgadzam z opinią prof. Iwińskiego mówiącą o tym, że Parlament Węgierski nie  miał prawa uchwalać  uchwały, która była odpowiedzią na uchwałę Parlamentu Europejskiego  dotyczącą Węgier, gdyż nie ma żadnej podstawy w traktatach unijnych do jej podjęcia. Tego typu inicjatywy pokazują, że w tym regionie jeszcze istnieją jakieś inicjatywy, które są odmienne od tego głównego europejskiego nurtu. I właśnie dlatego uważam, że nie powinniśmy być pasterzem tego głównego nurtu, tylko powinniśmy być kimś, kto jeszcze korzysta z faktu tej różnorodności i samodzielności myślenia, i pewnej podmiotowości dotyczącej kwestii, które są dzisiaj istotne. Mnie się wydaje, że one są kluczem do tego by problem dzisiejszej UE rozwiązać a nie twierdzić, że są dla niej przeszkodą.

 

W tym sensie oczywiste jest, że to przywództwo, czy ta wspólnota regionalna w tej części Europy, tj. bałtycka i wyszehradzka zrodzi się z konkretnych projektów. Ona nie zrodzi się z deklaracji politycznych, ona się zrodzi z tego, że będziemy w stanie generować wspólne pomysły, na tyle konkretne, by one realnie spajały te kraje. Ta różnorodność może być tylko połączona konkretnymi projektami ponad politycznymi sporami. W tym sensie moje środowisko polityczne proponuje ideę strategii karpackiej unijnej dla całego regionu, dla całych Karpat, od Czech aż po Rumunię i Serbię, na wzór wspólnot dunajskiej czy bałtyckiej, które w tej chwili się już tworzą. Uważam, że ta strategia, która będzie budowała infrastrukturę dla całego łuku Karpat byłaby czymś, co jest dobrym pomysłem na praktykę polityki środkowoeuropejskiej.

 

Andrzej Grzyb, PSL

 

Jesteśmy w bardzo unikalnym momencie, tj. w sytuacji, kiedy Południe Unii zajęte jest swoimi problemami. Kiedy za dwa, trzy lata te kłopoty kryzysowe na Południu się  skończą to Polska w sposób naturalny nie będzie miała już szans funkcjonować w pierwszej czwórce unijnych państw. Musimy też odpowiedzieć sobie na szereg pytań dotyczących różnych elementów przyszłości UE. Czasami słyszymy o słynnym włożeniu buta w drzwi odjeżdżającego pociągu. Coś w tym jest. Jaki zatem mamy potencjał? Jeżeli porównamy potencjał Grupy Wyszehradzkiej oraz Francji i Niemiec to w wielu aspektach jesteśmy porównywalni. Jeżeli byśmy porównali wskaźniki ekonomiczne to jest to widoczne. Po drugie, ogromnie się cieszę, że Grupa Wyszehradzka przeszła swoisty proces rewitalizacji. To, co się działo na poziomie parlamentarnym funkcjonowało dobrze, ale na szczeblu rządowym wszyscy byli raczej odwróceni w kierunku starej Unii, tj. nowe kraje członkowskie versus dawne kraje Zachodu. Obecnie zaczęliśmy wspólnie się zajmować tym, co nasz wspólnie łączy. Uważam, że to jest ważny fakt. Wspomniana Grupa Przyjaciół Polityki Wspólności to ważny fakt, który świadczy o realizacji tej polityki na takim poziomie, na jakim go oczekiwaliśmy.

 

Dalej – Partnerstwo Wschodnie. Chciałbym tutaj wskazać na pewien postęp – po inicjatywach ministra Cimoszewicza i innych, wcześniejszych  krokach wydawało się, że Partnerstwo Wschodnie nie zostanie tak szybko zrealizowane w UE. Tymczasem okazało się, że inicjatywa Polski oraz Szwecji doprowadziła do tego, że w UE powstał program Partnerstwa Wschodniego. On oczywiście ma różne blaski i cienie i nie wszyscy jego partnerzy są tam równo zaangażowani, i nie ze wszystkimi udaje się nam realizować to, co mamy zaplanowane, ale przecież to też z inicjatywy polskich posłów w Parlamencie Europejskim powstało np. Biuro Radcy. Także nasze poparcie dla strefy wolnego handlu oraz stowarzyszenia z Ukrainą – przecież polskie zaangażowanie jest tutaj bardzo istotne. Nie przeceniam tych działań, ale być może na szczycie Partnerstwa będziemy w stanie zamknąć tę kwestię i otworzyć nowy rozdział w relacjach z Ukrainą.

 

Podobnie z państwami bałtyckimi. Jest prawdą, że mamy tutaj pewne kłopoty, ale z drugiej strony jak popatrzymy na priorytety prezydencji litewskiej w UE, to większość tych ważnych priorytetów, niezależnie od kontynuacji, jest bardzo podobna do tych, co Polska proponowała podczas naszej prezydencji. Zwrócę uwagę na jeden aspekt – na politykę energetyczną. Ona nas wszystkich łączy – musimy zbudować wspólnotę energetyczną,  co do tego jest konsensus, a w ramach tej wspólnoty energetycznej także trasy przesyłu tej energii. Karl Lammers, członek CDU powiedział podczas jednej z debat – po co wam terminal gazowy w Szczecinie, przecież wydacie na to 500 mln. NordStream jest faktem tej infrastruktury i przy pomocy tzw. rewersu przez granicę zachodnią możecie z niego korzystać. Może to zatem był pomysł, który doprowadziłby do jakiegoś włączenia do tej infrastruktury państw bałtyckich. Rozbudowujemy tę infrastrukturę w wymiarze północ – południe, łączymy to, co nie funkcjonowało, jeśli chodzi o relacje wschód – zachód; w sumie jest to przykład bardzo praktycznej współpracy, która zaczyna się materializować.

 

Przede wszystkim jednak  trzeba przekonać społeczeństwa, aby one oczekiwały wręcz takiego modelu współpracy. Jesteśmy w stanie inicjować współpracę, co wcale nie znaczy, że musimy wymuszać tę współpracę, czy mówić – zobaczcie, jacy my jesteśmy wspaniali. Czasami warto jest podkreślić przewagi konkurencyjne, jakie mają nawet małe państwa członkowskie. Powinniśmy to dobrze rozumieć a poprzez to możemy stać się jako kraj członkowski tej części Europy bardzo ważnym partnerem, który integruje pewne wspólne pomysły. Polityka klimatyczna i energetyczna może być tego przykładem, relacje z państwami, które spostrzegane są jako stowarzyszeni partnerzy UE, ale i z Rosją, też mogą być tego przykładem. Również odpowiedź na procesy globalizacji też może być tego przykładem. Uważam zatem, że posiadamy dużo ważkich argumentów, które mogą temu służyć.

 

Andrzej Mularczyk,  Solidarna Polska

 

Od kilku lat mamy do czynienia z kryzysem w polskiej polityce zagranicznej. Od upadku komunizmu wszystkie rządzące ekipy realizowały z lepszym lub gorszym skutkiem politykę  lidera w środkowej części Europy. Chodziło tutaj o bycie liderem w takich projektach jak uwolnienie się od spuścizny komunistycznej, wejście do NATO i UE. To były naturalne cele, które sprawiały, że byliśmy liderami. Ostatnia taka sprawa to wsparcie i pomoc dla Gruzji. Ale od 2007 r ta polityka lidera zostawała zarzucona na rzecz polityki, która nazwałbym polityką podpinania się pod główny nurt w Europie, który kreują przede wszystkim nasi sąsiedzi Zachodni, czyli Niemcy. Niestety, bardzo wiele sygnałów, jakie padały ze strony najwyższych przedstawicieli naszego państwa – premiera, ministra spraw zagranicznych, czy ważnych urzędników MSZ-tu, to były sygnały świadczące o tym, że generalnie Polski raczej nie stać na podmiotową politykę zagraniczną i powinniśmy się podpinać pod najważniejsze kraje w UE, czyli Niemcy i Francję. Przypomnę słynną wypowiedź ministra Sikorskiego, w której nawoływał Niemcy do przyjęcia odpowiedzialności za UE, przypomnę tekst dyrektora politycznego MSZ  Jarosława Chrapkiewicza, że Polski właściwie nie stać na podmiotową politykę i generalnie naśmiewający się z  polityki mocarstwowości – Polska jest zbyt małym krajem, o małym potencjale ekonomicznym i gospodarczym.

 

Jest stanowcza niezgoda mojej osoby i mojego środowiska politycznego dla tego typu pojmowania polityki zagranicznej. Polska ma wspólną historię z krajami Europy Środkowo-Wschodniej, także wspólne problemy związane z zapóźnieniem ekonomicznym, gospodarczym, infrastrukturalnym oraz, niestety, stosowanie wobec nas  pewnych podwójnych standardów, w szczególności w UE. Mam na myśli tak istotne, strategiczne sprawy jak np. budowę gazociągu północnego omijającego Polskę, pomimo, iż projekt ten prowadzony przez Bałtyk jest dwukrotnie droższy od lądowego, finansowany przez firmy niemieckie i rosyjskie. A Polska powinna prowadzić wspólną politykę energetyczną, która da nam pewną niezależność od sąsiadów.

 

Jeśli mówimy o podwójnych standardach to wspomnę pakiet klimatyczny. Tutaj de facto obie ekipy ponoszą odpowiedzialność za to, że podpisaliśmy tak niekorzystny pakt  dla Polski, zwłaszcza dla Śląska. Teraz obie ekipy przerzucają się odpowiedzialnością za to, kto był winny. Przypomnę, że w momencie podpisywania pakietu klimatycznego nie było sprzeciwu ani premiera, ani lidera największej partii opozycyjnej.

 

Albo kwestia rolnictwa, gdzie polscy rolnicy już od wielu lat są mamieni zrównaniem dopłat do produkcji. Dlaczego rolnicy francuscy, niemieccy mają dwukrotnie i więcej wyższe dopłaty niż polscy rolnicy. W związku z tym nasi rolnicy nie mają większych szans w tym współzawodnictwie. A stocznie? Dlaczego nie można było dopłacać do polskiej stoczni, a do niemieckiej czy francuskiej można było to robić?

 

Pokazujemy tu pewien ciąg wydarzeń, które miały miejsce w ostatnim czasie, a które uwidaczniają, że Polska rzeczywiście nie prowadzi podmiotowej polityki zagranicznej, i w UE i poza nią. Pytanie, z czego to wynika? Oczywiście jest to trudne pytanie, gdyż wini rządzących – potencjalnie premiera i ministra spraw zagranicznych. Być może ta ekipa, która obecnie rządzi, wyciąga wnioski z lekcji, która dostał prezydent Aleksander Kwaśniewski, który przez wiele lat był liderem takiej polityki zagranicznej, co przyznaje, mimo iż daleko jest mi do jego ideologii politycznej. Ale cena, jaką za to zapłacił, to cena braku jakiejkolwiek propozycji na dalszą karierę polityczną w Europie i na świecie. Być może liderzy dzisiejszej polityki wyciągają z tego faktu wnioski. Stąd pytanie czy nie wiąże się to właśnie z odejściem od polityki bycia liderem w regionie Europy Środkowo –Wschodniej, co w konsekwencji przekłada się na niezbyt aktywne reprezentowanie nas, czy walkę o strategiczne polskie interesy, takie jak energia, rolnictwo, przemysł, infrastruktura.

 

Polska jako kraj o największym potencjale ludnościowym, ekonomicznym,

gospodarczym ma naturalne predyspozycje do tego, aby być liderem tej części Europy, ale musi być liderem poszczególnych projektów. Natomiast w ciągu ostatnich kilku lat nie widzimy tych projektów, widzimy natomiast markowane działania, takie jak organizowanie konferencji Grupy Wyszehradzkiej, na które zaprasza się prezydenta Francji i Niemiec. Również takie sytuacje jak ta, kiedy minister spraw zagranicznych jedzie np. na Ukrainę w towarzystwie ministra spraw zagranicznych Niemiec. Albo prowadzimy własną politykę zagraniczną, która jest zgodna z naszymi interesami, albo prowadzimy tę politykę, która jest akceptowalna przez naszych sąsiadów. Winniśmy mieć z nimi dobre relacje, ale przecież często nasze interesy są diametralnie różne od interesów naszych sąsiadów. I nie widzimy w ciągu ostatnich kilku lat pod rządami ekipy ministra Sikorskiego i premiera Tuska ażeby te strategiczne Polski interesy były w sposób należyty zabezpieczane.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Analizy, Konferencje, polityka zagraniczna.