O podmiotową rolę Polski na arenie międzynarodowej

Rozmowa z Witoldem Waszczykowskim, zastępcą Szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Jak bezpieczna jest Polska

— Polska od blisko 10 lat jest członkiem NATO, a od 4 — UE. Jesteśmy zatem elementem zachodniego systemu bezpieczeństwa. Jednak NATO się zmienia,
odchodząc od sojuszu stricte militarnego i ewoluując w ostatnich latach w kierunku budowy systemu zbiorowego bezpieczeństwa, Unia natomiast raczej mówi o wspólnej polityce zagranicznej i bezpieczeństwa, niż wprowadza ją w życie. Jak zatem bezpieczna jest dzisiaj Polska, i jak pewne są jej gwarancje bezpieczeństwa.


— Nie ukrywam, iż jest to bardzo trudne pytanie. De iure jesteśmy częścią zachodnich struktur bezpieczeństwa. Natomiast jeżeli słyszymy, jak to miało miejsce przed kilku laty, w wypowiedzi ówczesnego prezydenta Francji J. Chiraca, że w kwestiach dotyczących współpracy antyterrorystycznej ze Stanami Zjednoczonymi powinniśmy raczej „siedzieć cicho”, jeżeli słychać — jak ostatnio, znowu prezydenta Francji N. Sarkozy’ego czy premiera Włoch S. Berlusconiego — wypowiedzi na temat ułożenia sobie relacji z Rosją, to czasami analitycy zastanawiają się czy nie dano nam możliwość wejścia do tych instytucji, ale na jakimś specjalnym statusie. Wspomniał Pan o zbliżającym się dziesięcioleciu naszego członkostwa w NATO. Wg naszej oceny jesteśmy członkiem wiarygodnym, ponieważ ilekroć czy to NATO, czy UE, czy nawet grupy państw z tych organizacji, wzywa do nas do zmobilizowania sił dla obrony zachodniej cywilizacji, bądź ogólnych wartości, np. praw człowieka itp., to Polska zawsze odpowiada pozytywnie na te apele, oczywiście na miarę naszych sił i środków….

Ważne jest, by mieć wpływ, zgodnie z naszym udziałem w politycznym, gospodarczym i militarnym funkcjonowaniu NATO i UE, na mechanizm decyzyjny.

— …lub nawet ponad tę miarę…

— …tak, nawet czasami ponad tę miarę. Od lat funkcjonujemy w strukturach operacji pokojowych ONZ, od lat jesteśmy obecni na Bałkanach, na prośbę Amerykanów wysłaliśmy przecież sporo wojska do Iraku, a następnie do Afganistanu, odpowiadamy także na inicjatywy UE — Kongo, Czad, a wcześniej Liban, a zatem my nie mamy sobie nic do zarzucenia. Natomiast jeżeli patrzymy się na te przytoczone wyżej wypowiedzi, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż Polska od 10 lat będąca w Sojuszu nie ma na swoim terytorium żadnej istotnej infrastruktury NATO, nie gości żadnej instytucji, żadnego dowództwa, czy jakiegokolwiek ośrodka szkoleniowego — być może dopiero w przyszłym roku powstanie takie centrum treningowe w Bydgoszczy — to zaczynamy się nad tymi faktami poważnie zastanawiać. Jeżeli do tego dodamy bardzo asertywną politykę Rosji, która domaga się, by nasze terytorium było wolne od wszelkiego rodzaju instalacji obronnych, nawet tak symbolicznych jak baza antyrakietowa, to jeszcze bardziej wzmacnia to naszą wątpliwość, czy rzeczywiście nie weszliśmy do tych zachodnich instytucji na jakichś szczególnych prawach.
Pada niekiedy dość drastyczne pytanie — czy nie jest to de facto jakiś rodzaj sfinlandyzowania obszaru Europy Środkowej, porównywalny do tego, jaki miał ten skandynawski kraj w latach 70.–90. ubiegłego wieku. Finlandia była wówczas mocno związana ze strukturami zachodnimi, była państwem demokratycznym o gospodarce rynkowej, ale de facto żyła poza tymi strukturami, jakby takie państwo buforowe, między światem zachodnim a Rosją.

— Tu godzi się przypomnieć, iż w latach 90., kiedy władze RP wyraziły zainteresowanie wstąpieniem do NATO, H. Kissinger wystąpił z koncepcją stworzenia z państw naszego regionu strefy neutralnej rozdzielającej Zachód od Rosji.

— Jest interesujące, iż w właśnie w latach 90. bardzo forsowano wszelkiego rodzaju formy przejściowe. Naprzód powstała przecież NACC (North Atlantic Cooperation Council — Rzym 1991), przemienione następnie PfP (Partnerhip for Peace — Bruksela 1994), które ewoluowało, ale ciągle było to de facto uciekanie od przyznania nam pełnego członkostwa w Sojuszu i dopiero na przełomie 1996/97, kiedy porozumiano się z Rosją co do rozszerzenia NATO, to w 1997 zostaliśmy zaproszeni do rozpoczęcia konkretnych rozmów członkowskich. A zatem nie brano pod uwagę stopnia naszego przygotowania, naszej determinacji, ani potrzeby projekcji na wschód wartości demokratycznych i strategicznych, ale próbowano rozstrzygnąć kwestię rozszerzenia w jakiejś współpracy z Moskwą, tj. w formule przyznania Rosji prawa decydowania o losach tego obszaru. Jeżeli wówczas, jednostkowo ta chęć porozumienia się z Rosją miała jakiś sens, to dzisiaj, kiedy należymy do NATO i do UE, dalsza próba porozumiewania się ponad naszymi głowami z Rosją co do charakteru naszego statusu w tych instytucjach jest nie do przyjęcia.

To jak w tym kontekście zdefiniowałby Pan najważniejsze wyzwania, przed którymi stoi dzisiaj nasz kraj.

— Zdefiniował je już jakiś czas temu prezydent L. Kaczyński mówiąc o konieczności upodmiotowienia Polski w tych instytucjach. Oznacza to nasze nieustanne zabiegi o to, by mieć wpływ, zgodnie z naszym udziałem w politycznym, gospodarczym i militarnym funkcjonowaniu NATO i UE, na mechanizm decyzyjny, tj. na współdecydowanie o losach i kierunkach działania tych instytucji. Proszę zauważyć, że Polska kilka lat temu uzyskała, poprzez Traktat Nicejski, dość istotną możliwość współdecydowania w UE. Następnie okazało się, że ten traktat został przez wiele krajów zakwestionowany i podjęto próbę nowej zasady redystrybucji władz w UE — naprzód powstał, Traktat Konstytucyjny, potem Traktat Lizboński, które zmieniały, tj. pomniejszały status naszego państwa w procesie decyzyjnym UE. Usilne próby naszych kolejnych rządów polegały na tym, ażeby innymi metodami utrzymać jednak pozycję Polski. Tak bowiem postrzegam działania zarówno prezydenta Al. Kwaśniewskiego, czy rządu SLD zmierzające do podniesienia statusu Polski na arenie międzynarodowej.

Np. poprzez nasze zaangażowanie w Iraku…

— …które miało trzy płaszczyzny — otwierało się wtedy duże pole do współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, dalej — bilateralnie z nowym rządem w Iraku, wreszcie — uzyskiwaliśmy istotny instrument do sprawniejszego funkcjonowania w regionie Bliskiego Wschodu. To spowodowało np., o czym mało kto pamięta, że w ubiegłorocznej konferencji w Annapolis, która rozpoczynała kolejny etap procesu pokojowego — dziś już wiemy, że zakończy się bez finalnego powodzenia — po raz pierwszy Polska została zaproszona do współudziału w konferencji, która miała ambicje zarządzać procesem pokojowym na Bliskim Wschodzie. Stało się tak, m. in. dlatego, że byliśmy postrzegani, dzięki naszej obecności w Iraku, na Wzgórzach Golan i w Libanie, jako państwo, które ma prawo współdecydować o losach tego kraju. Natomiast wychodząc z Iraku w sposób bezrefleksyjny straciliśmy te instrumenty. W rezultacie pozostaje nam tarcza antyrakietowa jako instrument zarówno oddziaływania w szerszym kontekście międzynarodowym, jak i w naszej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, tak, by utrzymać pewien status Polski w regionie Europy Środkowej, i w ramach szerszego obszaru transatlantyckiego.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: bezpieczeństwo.