„Skończyć z tą NATOmanią”

„Skończyć z tą NATOmanią”

“..Od obalenia komunizmu 27 lat temu wszystkie polskie rządy prowadziły dotąd z grubsza taką samą politykę: liberalizm, w gospodarce, integracja z NATO i UE w dyplomacji…”

J. Bielecki, Anatomia nagonki na Polskę, „Rzeczpospolita” Plus Minus 6-7 lutego 2016

Kaktus na dłoni

Powyższe zdanie powielające błędny pogląd jakoby Od obalenia komunizmu 27 lat temu wszystkie polskie rządy prowadziły dotąd z grubsza taką samą politykę: liberalizm, w gospodarce, integracja z NATO i UE w dyplomacji…” utrwala jedynie mity III RP, tj. poglądy wygodne dla jej twórców, ale niemające nic wspólnego z prawdą. Myślę, iż z okazji zbliżającego się pierwszego, historycznego szczytu NATO w Warszawie trzeba jednak, z szacunku dla elementarnej prawdy i bezdyskusyjnych faktów z tamtych lat, przypomnieć jak krętymi drogami pokomunistyczna Polska zmierzała do członkostwa w Pakcie Północnoatlantyckim. Mogę się podjąć tego zadania, choćby po części, ponieważ brałem udział w tych pionierskich działaniach.

Rząd premiera Tadeusza Mazowieckiego zatwierdzony został decyzją Sejmu kontraktowego 12 września 1989 r. W jego skład wchodzili nie tylko ministrowie z nadania strony solidarnościowej, ale także członkowie partii komunistycznej z ministrem obrony narodowej Florianem Siwickim na czele. Niezależnie od tego od 19 07 1989 r. prezydentem Polski był, z dużymi konstytucyjnymi uprawnieniami z zakresie polityki bezpieczeństwa, gen. W. Jaruzelski. Trudno zatem by w tych okolicznościach, a także wobec faktu przynależności Polski do Paktu Warszawskiego, integracja Polski z NATO stało się oficjalną polityką władz. Tym samym dla pierwszego rządu RP członkostwo Polski w NATO nie było żadnym celem.

21 marca 1990 r minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski, składał wizytę w Brukseli, z tej okazji spotkał się z Sekretarze Generalnym Sojuszu Manfredem Woernerem i właśnie ten dzień uznaje się za datę inauguracji oficjalnych kontaktów między RP i NATO. Wizyta ta, w istocie kurtuazyjna, nie pociągnęła za sobą żadnych istotnych dalszych rządowych działań. Jedyne, co przychodzi mi na pamięć z tego okresu, to jakaś medialna uwaga doradcy dyplomatycznego Senatu RP Wojciecha Lamentowicza, który zauważył, iż w obliczu zasadniczych zmian po upadku komunizmu powinno się ew. zastanowić nad członkostwem Polski w NATO.

Wychodzący w Paryżu „International Herold Trubune” w numerze z dnia 26.03.90 r przedstawił tzw. Plan Philipa A. Petersona, tj. wysokiego rangą specjalisty amerykańskiego od spraw radzieckich a odzwierciedlającego opinie radzieckie ujawnione w wewnętrznych debatach i wyrażone w czasie rozmów z zachodnimi dyplomatami. Generalnym założeniem myślenia radzieckiego było, wg. analityków amerykańskich, porzucenie pojałtańskiego podziału Europy i zastąpienie go nowym, opartym na kilku dużych ugrupowaniach regionalnych (tzw. Konfederacja Europy Zachodniej, Grupa Środkowej Europy, Rada Nordycka). Polska, Rumunia i Bułgaria na wschodzie kontynentu nie wchodziły jednak, w myśl tej koncepcji, do zorganizowanych grup europejskich, tj. nowego zarysu podziału Europy po upadku komunizmu. Innymi słowy ta przyszła, projektowana Europa była Europą bez nas. Na artykuł ten postanowiłem odpowiedzieć tekstem, pt. “ Europa bez Polski”, który złożyłem w sekretariacie “Tygodnika Solidarność” i opublikowanym w numerze 16/83 z 20.04. 90 r. Był to początek mojej współpracy z tym tytułem i publikacji materiałów poświęconych polityce międzynarodowej tamtego czasu. Z tej racji zostałem zaproszony na spotkanie grupy inicjatywnej zajmującej się sprawami zagranicznymi i bezpieczeństwa, która przygotowywała zarysu programu dotyczącego tych kwestii dla powstającego „Porozumienia Centrum”. Przewodniczącym Komisji był późniejszy wiceminister MSZ w rządzie Jana. K. Bieleckiego, Andrzej Kostarczyk, mnie zaś powierzono stanowisko jej sekretarza.

Podczas pracy Komisji nad programem stanowiska PC w sprawach polityki zagranicznej omawiana była oczywiście kwestia naszego bezpieczeństwa. Byłem zdecydowanym zwolennikiem śmiałego spojrzenia w przyszłość i umieszczenia w programie PC zapisu o docelowym członkostwie Polski w NATO, ale sprzeciwił się temu przewodniczący Komisji twierdząc, iż leży to poza horyzontem jego wyobraźni („ tu mi kaktus wyrośnie”). Stanęło zatem na nawiązaniu bliższej współpracy z Paktem.

13-15 września 1990 Sekretarz Generalny NATO M. Woerner przemawiał przed polskim Parlamentem wskazując na historyczną szansę stworzenia w Europie trwałego pokoju. Nie było jednak po tej przełomowej wizycie żadnych inicjatyw ze strony polskiej. Niedługo potem T. Mazowiecki przegrał wybory prezydenckie, złożył swój urząd a Parlament powołał rząd J. K. Bieleckiego.

0d 17 stycznia 1991 r. Stany Zjednoczone prowadziły akcję militarną pod kryptonimem „Desert Storm” mającą za cel wyzwolenie Kuwejtu z wojsk Husaina. W czasie jej trwania Senat RP, z którego Ośrodkiem Studiów Międzynarodowych współpracowałem, otrzymał zaproszenie do wzięcia udziału w konferencji American Leadership Conference w Waszyngtonie (15 – 19 luty 1991) przeznaczonej dla liderów nowych demokracji Europy Środkowej i Wschodniej. Z uwagi na zagrożenia w ruchu powietrznym nie było zbyt wielu chętnych do lotu przez Atlantyk. Z tej to racji znalazłem się w oficjalnej polskiej delegacji na tę konferencję, której przewodniczył szef Komisji Spraw Zagranicznych Senatu sen. Stanisław Dembiński, a członkiem był m. in znany pisarz Jan Józef Szczepański. Konferencja, która, jak się okazało na miejscu, była sponsorowana przez sektę Moona, stworzyła mi jednak znakomitą okazję do poznania z pierwszej ręki wiedzy i planów Waszyngton dotyczących Europy Środkowej i naszego bezpieczeństwa..

Korzystając z uprzejmości i pomocy sekretarza naszej ambasady Piotra Szczepańskiego zostałem przyjęty, jako sekretarz Komisji Spraw Zagranicznych PC, w Departamencie Stanu USA. Tam, w sekcji zajmującej się sprawami Jugosławii i Wschodniej Europy, pytałem oczywiście o wspomniany Plan Petersena, a przedstawiając program PC mówiłem również o docelowym członkostwie Polski w NATO. Rozmowa planowana na pół godziny nie tylko się znacznie przeciągnęła, ale i zakończyła zaproszeniem na lunch, gdzie ponownie wróciliśmy do tego tematu. Następnego dnia cała delegacja była zaproszona na śniadanie do naszej ambasady, w trakcie którego pokrótce zrelacjonowałem przebieg tych rozmów. Zanim skończyłem ambasador Kazimierz Dziewanowski poprosił mnie do pokoju obok, gdzie zostałem w mało dyplomatycznych słowach zrugany za „ działanie wbrew interesom Polski” i „szkodzenie polskiej racji stanu” (cytuje z pamięci). Tak oto w praktyce wyglądała realizacja polityki „integracji z NATO przez wszystkie polskie rządy”.

Wiosną 1991 miał miejsce kongres PC, podczas którego przedstawiłem Komisji Spraw Zagranicznych wyniki rozmów w Departamencie Stanu USA. Po ich wysłuchaniu podszedł do mnie Dyrektor Departamentu Europy MSZ, którego znałem ze spotkań w Ośrodku Studiów Międzynarodowych Senatu RP, Grzegorz Kostrzewa- Zorbas, z prośbą o kontakt gdyż „jest, o czym mówić”. Gdy po kilku dniach zjawiłem w MSZ poinformował mnie, iż lepiej na temat Polski w NATO nie rozmawiać w tym rządowym gmachu– poszliśmy więc „gdzieś w miasto”. I tam w trakcie otwartej rozmowy ustaliliśmy, iż nie ma co się oglądać na oficjalną politykę władz, że trzeba szukać ludzi nieprawomyślnych i „szkodzących interesom Polski”, że należy powołać organizację społeczną jednoznacznie i bez niedomówień opowiadająca się za pełnym członkostwem w Pakcie Północnoatlantyckim.

Był jednak problem stałego miejsca na taką „ konspirację”. Po namyśle zgłosiłem się do Przewodniczącego Komitetu Obywatelskiego Zdzisława Najdera. A Z. Najder na to krótko– panowie, zamiast spotykać się gdzieś po kawiarniach czy knajpach, zapraszam do mnie, do Komitetu w Al. Ujazdowskie, do Pałacyku Szołajskich. Co się też i stało. I tak ruszył drugi front – oficjalnym była koncepcja ministra K. Skubiszewskiego, tj. reformy KBWE i oparcia bezpieczeństwa Polski o organizację przeforsowaną przez ZSRR jeszcze w epoce rozkwitu komunizmu zniewalającego Polskę, a drugim – pełne członkostwo w NATO lobbowane przez siły społeczne.

Ale był i trzeci front – tzw. NATO-bis autorstwa urzędującego prezydenta RP Lecha Wałęsy. Pytany wielokrotnie przez dyplomatów zachodnich, co prezydent ma na myśli odpowiadałem krótko – to „są plusy ujemne”, prezydent zaś „ nie chce, ale musi”. A mówiąc poważnie – trudno było wówczas o lepszy hamulec w staraniach Polski o członkostwo w Pakcie.

31 marca 1991 r zostały formalnie rozwiązane militarne struktury Układu Warszawskiego, a 11 września premier J. K. Bielecki podczas oficjalnej wizyty w Waszyngtonie przedstawił jako oficjalny cel Polski powiązanie ( linkage) z NATO. „Linkage”, a zatem nie członkostwo Polski w Sojuszu. Natomiast 6 października tegoż roku prezydenci Czechosłowacji, Węgier i Polski podczas ich spotkania w Krakowie przedstawili „pragnienie ich krajów do włączenia w aktywności NATO”.

Wszystko to razem mobilizowało nas i skłoniło do formalnego zalegalizowania naszych jednoznacznie pronatowskich działań, co doprowadziło do powołania 14 października 1991 pierwszej polskiej organizacji. tj. Klubu Atlantyckiego, która jako zadanie stawiała właśnie pełne członkostwo RP w Sojuszu. Prezesem Klubu został Z. Najder, mnie zaś powierzono funkcje sekretarza. Była to pierwsza polska organizacja o tak wyraźnie określonych celach i zadaniach, ale bynajmniej nie pierwsza wśród byłych demoludów – przez nami zrobili to Bułgarzy.

„Członkostwo Polski w NATO jeszcze za mojej kadencji”

Powstanie Klubu Atlantyckiego w nieunikniony sposób zostało zauważone przez placówki dyplomatyczne. W rezultacie Klub bardzo szybko został zaproszony do złożenia wizyty nie tylko w siedzibie NATO w Brukseli, ale i w Dowództwie Generalnym NATO SHAPE w Mons. W skład delegacji wchodził m. in. późniejszy ambasador RP w Waszyngtonie Przemysław Grudziński, późniejszy marszałek Sejmu i minister Ludwik Dorn, Arkadiusz Rybicki, wojskowi, m.in. płk. Czarnecki (?), oraz Piotr Rudnicki i Michał Bichniewicz z którymi przygotowaliśmy xeroxowaną wersję „Biuletynu Atlantyckiego”, tj. naszą publikację. Delegacji miał przewodniczyć ówczesny Przewodniczący Komisji Obrony Narodowej Sejmu Maciej Zalewski, ale z racji jakichś zawirowań na scenie politycznej, tak się nie stało. Tym samym to ja przyjąłem jego rolę.

Jechaliśmy do NATO nie po oklaski, ale by przedstawić polskie racje. A było o co się bić, bowiem NATO świadome konieczności zagospodarowania masy upadłościowej po Układzie Warszawskim postanowiło, krótko po powstaniu Klubu, na szczycie w Rzymie 7- 8 listopada 1991 r. powalać NACC ( North Atlantic Cooperation Council). Celem, jaki przyświecał Sojuszowi przy powołaniu NACC nie było bynajmniej przyjmowanie do swego grona nowych członków, ale nawiązywanie różnych form współpracy z nimi ((vide wspomniany „linkage” premiera Bieleckiego) i danie NATO nie tylko prawa wglądu w sytuację na jego wschodnich rubieżach, ale w jakieś mierze możliwości wpływania na to, co tam się działo. Nakładało to pewne obowiązki na uczestników programu NACC, jednak bez przyznania im praw członków NATO, a zwłaszcza objęcia ich Traktatem Waszyngtońskim z 04 kwietna 1949 r z jego słynnym art. 5. Dla Polski, największego państwa tego regionu, uczestnictwo jedynie w NACC bez perspektywy pełnego członkostwa w Sojuszu oznaczało po prostu dalsze tkwienie w strefie niczyjej, między Wschodem i Zachodem, ze wszystkiego tego negatywnymi konsekwencjami.

Już pierwsza sesja rozmów w dniu 16 stycznia 1992 r. zainaugurowana pod przewodnictwem Sekretarza Generalnego Manfreda Woernera pokazała odmienne punkty widzenia obu stron. NATO, ustami jego kolejnych reprezentantów, przedstawiało nam korzyści i dobrodziejstwa płynące via NACC dla Polski, podczas kiedy nasza delegacja doceniając te propozycje nie mogła się doprosić odpowiedzi na pytanie – a co z pełnym członkostwem, kiedy i jakie są na to szanse? Temat ten powrócił ze zdwojoną siłą w czasie lunchu, kiedy to siedząc obok Zastępcy Sekretarza Generalnego Sojuszu Gebhardta von Moltego zostałem zasypany trudnymi dla mnie pytaniami o nasze dopytywanie się o pełne członkostwo w sytuacji, kiedy NATO dysponuje długą listą wypowiedzi wysoko postawionych polskich polityków kwestujących nie tylko zresztą nasze członkostwo w Pakcie, ale i istnienie samego NATO.

I tak np.: K. Skubiszewski: Zacząć trzeba budowę ogólnoeuropejskiego systemu bezpieczeństwa. Istotna jest tutaj KBWE. Ogólnoeuropejski system bezpieczeństwa zastąpi z czasem system sojuszy w Europie (debata sejmowa o polityce zagranicznej 24.06.1990)

Wtórował mu wiceminister obrony narodowej Janusz Onyszkiewicz, namawiający do zaprzestania pukania do drzwi NATO: Polska nie zgłaszała i nie zgłasza chęci wstąpienia do Paktu Północnoatlantyckiego i jego struktur wojskowych. I wcale nie dlatego, że moglibyśmy spotkać się z odmową, lecz z obawy przed odtworzeniem w Europie układu dwubiegunowego (”Polska Zbrojna”, lipiec 1991).

Z kolei Piotr Kołodziejczyk, minister obrony narodowej w rządzie premiera J. K. Bieleckiego, postulował wręcz „polską zbrojną neutralność” (”Rzeczpospolita”, 29.03. 1991)

W konsekwencji tych trudnych rozmów na jednej z późniejszych sesji raz jeszcze pojawił się, pierwotnie nie przewidywany w programie, M. Woerner i po kolejnej wymianie zdań, na odchodnym rzucił zdumiewająco – poufnie zapewniam panów, że przed końcem mojej kadencji Polska będzie w NATO.

Natomiast spotkanie w Mons, z głównodowodzącym siłami NATO w Europie gen. Johnem R. Galvinem nie miało już tak kontrowersyjnego charakteru. Tu, głównymi dyskutantami byli wojskowi oraz minister Brown.

KBWE, a nie NATO

W Polsce był już kolejny, trzeci rząd pokomunistyczny z premierem Janem Olszewskim. ministrem obrony Janem Parysem, wiceministrem tegoż resortu – Radosławem Sikorskim, a wszyscy ci, i inni politycy, jak Antoni Maciarewicz, byli członkami Klubu Atlantyckiego. Sprawy zagraniczne nadal jednak leżały w gestii ministra K. Skubiszewskiego. I on też był głównym parterem M. Woernera podczas marcowego seminarium w Warszawie (11- 12 marzec 1992 – Bezpieczeństwo w Centralnej Europie). Nic bardziej nie ilustrowało różnego rozumienia i podejścia do spraw bezpieczeństwa Sekretarza Generalnego NATO i Ministra Spraw Zagranicznych Rządu RP jak wygłoszone w trakcie tego seminarium ich główne wystąpienia. Podczas kiedy M. Woerner mówił o NATO i jego roli w tworzeniu bezpieczeństwa w Środkowej Europie (choć nie o członkostwie Polski w NATO), to minister K. Skubiszewski wielokrotnie podnosił wagę KBWE, a nie NATO, i jej rolę w procesie bezpieczeństwa tego samego regionu. Tym samym po raz kolejny powtarzał inaczej to ujmując swoją tezę wygłoszoną podczas debaty sejmowej o polityce zagranicznej, (14.02.1992): „Wstąpienie do Organizacji Paktu Północnoatlantyckiego nie wchodzi w rachubę” .

04 06 1992 padł podczas nocy teczkowej rząd J. Olszewskiego, ale na szczęście nie upadła wraz z nim idea naszego członkostwa w NATO wprowadzona właśnie przez tę ekipę do oficjalnej polityki państwa. Już po rządami premier Hanny Suchockiej sprawujący władzę establishment zrozumiał wreszcie, iż oparcie bezpieczeństwa Polski o papierowe, bezzębne KBWE nie ma najmniejszej racji bytu. Dotychczasowi wątpiący, lub wręcz przeciwnicy naszego członkostwa w tej organizacji, jak Lech Wąłesa z jego NATO –bis nie tylko przechodzili na drugą stronę barykady, ale wreszcie podzielali od dawna głoszony pogląd Klubu Atlantyckiego, iż pełne członkostwo Polski w NATO jest naszym prawdziwym celem (patrz list prez. Wałęsy z 1 września 1993 do Sekretarza Generalnego NATO potwierdzający iż członkostwo w NATO jest jednym z głównych celów polskiej polityki zagranicznej).

A zatem przez blisko cztery lata niepodległej Polski znajdowaliśmy się w szarej strefie, na ziemi niczyjej, co zresztą przyznał sam min. K. Skubiszewki w rozmowie z „Rzeczpospolitą” 15-16.07. 2006 (Polska w Europie) mówiąc wprost: „„na dobre sprawę tę [tj. członkostwa w NATO] zaczęliśmy stawiać od roku 1993“.

Ta niechęć pierwszych rządów RP do NATO znajdowała zresztą pełne poparcie postkomunistycznej opozycji, która szła nawet jeszcze dalej w negacji NATO proponując wręcz jego likwidację. Aleksander Kwaśniewski: „Uważam, że NATO jest tworem historycznym, podobnie jak Układ Warszawski i moim zadaniem powinien ulec daleko idącym przekształceniom lub w ogóle zniknąć („Polska Zbrojna”, 23.08.1993.) Najkrócej zaś i najdobitniej ujął to szef Akademii Obrony Narodowej płk. Bolesław Balcerowicz w artykule publikowanym w „Rzeczpospolitej” postulując bodajże jeszcze w 1995 by „skończyć z tą Natomanią”.

Nie tylko zresztą władze III RP dopiero w 1993 r. uznały, że należy przekroczyć Rubikon. Niewiele później, bo w marcu 1994 r., czyli blisko trzy lata po naszej inicjatywnie, liczni dotychczasowi przeciwnicy idei natowskiej powołali swoją odrębną organizacje społeczną, czyli Stowarzyszenie Euroatlantyckie celem promocji ….właśnie idei pronatowskiej z J. Onyszkiewiczem, jako jej szefem.

Ale nawet wówczas nie było pewne, że na końcu drogi, na którą Polskę wprowadził Klub Atlantycki, będzie sukces. Nasze członkostwo w Pakcie nie było wcale oczywiste. I to nie dlatego, że nie żył już M. Woerner ( zm. 13.08.1994 r), który nam je obiecał (nawiasem mówiąc po powrocie z Brukseli zostałem zaproszony przez stronę amerykańską na jakieś dyplomatyczne przyjęcie, podczas którego powiedziano mi, że deklaracja Wornera była jego prywatną opinią), ale dlatego, że wielu było tych, którzy byli temu przeciwni. I tak np. w tak ważnym dla tej sprawy kraju, jak USA, „The New York Times” publikował niekończący się serial pt. – zbędne polskie członkostwo w NATO., niestety, bez żadnych replik ze strony władz polskich. W 1995 r zostałem zaproszony, jako wydawca „Przeglądu Środkowoeuropejskiego”, do Londynu przez prestiżowy brytyjski ośrodek analityczny „ Chattam House” celem wzięcia udziału w znakomicie obsadzonej konferencji, która miała odpowiedzieć na pytanie, – po co rozszerzać NATO? Oficjalnym naszym reprezentantem był wspomniany J. Onyszkiewicz, ale jego argumentacja tak naprawdę nie przekonała nikogo.

Dan Fried, Doradca prezydenta Clintona ds. Europy Centralnej i Wschodniej Europy, który podczas mojej wizyty w Waszyngtonie składanej na zaproszenie US Information Agency, przyjął mnie 24.10.1996 r. w Białym Domu pytany o to wprost dawał tylko nadzieję. Podobnie zresztą jak inni moi rozmówcy w Senacie, Pentagonie czy Zbigniew Brzeziński z Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych w Waszyngtonie.

Patrząc dzisiaj na te zmagania sprzed ćwierć wieku mogę wspomnieć tych, którzy rzeczywiście wnieśli wielki wkład w decyzję Sojuszu z 12 03 1999 r, ( lecz znacznie więcej jest tych, który po akcesji, jedynie wypinali piersi po medale), ale tak naprawdę zdecydował o tym czynnik niewymierny, a najważniejszy – po prostu Polska, jak rzadko kiedy w Historii, miała swoje 5 minut, swoje szczęście.

Oby nie zabrakło go nam także w nadchodzących miesiącach….

Ryszard Bobrowski

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Polska.