Walka o tożsamość Polaków

Konferencja zorganizowana przez Fundację Batorego w Warszawie 16 listopada 2016 r 

Poniżej zamieszczamy fragmenty wypowiedzi II sesji-

„Jakiej wspólnoty Polaków chce i jaką współtworzy obóz obecnie rządzący” 

Wypowiedzi nieautoryzowane. Tytuły pochodzą od redakcji

Prof. Zdzisław Krasnodębski

Socjolog, filozof i publicysta. Poseł do PE z ramienia PiS

 

W tej chwili dzieje się coś nowego.

 

Jak Polska wstępowała do UE to kwestie tożsamościowe były jednym z elementów dyskusji.

Wtedy też tak mówiono – Francuzi, Niemcy nie utracili tożsamości jak przystąpili do Unii Europejskiej. Dzisiaj to pytanie o tożsamość narodowa nie jest tak bardzo dramatycznie stawiane w Polsce. Oczywiście my się spieramy bardzo mocno, ale dramatycznie jest stawiane właśnie w tych krajach, o których mówiono, że one nie mają tego problemu, jak np. w Niemczech. One wcale nie stawiane przez ruch w rodzaju’ Pegida”, czy też tzw. „ Ruch tożsamosciowców”, podobno bardzo nieprzyjemny, ale jednocześnie mówi się o nim że jest to coś w rodzaju „ hipsterprawicy”. Czołowy dramatrurg niemiecki Bodo Strauss napisał kiedyś w „Der Spiegel” że czuje się „ ostatnim Niemcem”. Czuje się nim tylko wtedy, kiedy rozmawia z duchami poprzedników, wielkich pisarzy niemieckich, których już nikt nie czyta.

 

To samo zauważyłem u intelektualistów francuskich i to nie tylko tych konserwatywnych. Jak się czyta „Le Figuro” , lub książke Denisa Tilniaque „ O duszy francuskiej” , czy temu  podobne wypowiedzi austriackie, to łączą się one z przekonaniem, że procesy integracyjne tworzą jakiejś nowe społeczeństwo, łączy się  to też z poczuciem zagrożenia własnej tożsamości, i zawsze  też z kryzysem uchodźców. I zawsze jest to gra na przeciwstawienia: wielkie miasta versus prowincja, rolnicy, ludzie związani z ziemia i kosmopolici, ludzie osiadli, itd. Mamy też problem w Stanach Zjednoczonych gdzie ludzie z prowincji głosowali na człowieka z luksusowych apartamentów na Manhattanie. Zderzenie tradycyjnych wartości z nową, miejska, liberalną, czy libertyńską kulturą. Czyli mamy aspekt buntu tożsamościowego. To sami jest w Wielkiej Brytanii. W lipcu byłem w jednym z miast i po Brexicie wszyscy tam płakali, natomiast okolice były za wyjściem z UE.

 

Widzimy zatem występujące podobne do Polski napięcie pomiędzy warstwami ludzi, którzy są bardziej mobilni i zorientowani na ponadnarodowe wspólnoty, a tymi bardziej osiadłymi, związanymi z tradycją, tradycyjną kulturą literacką, czy narodową. A zatem ten problem nasz nie jest tylko nasz, i wtedy, kiedy opowiada się w sposób nieuprzedzony o Polsce, to ci inni odkrywają podobieństwo do naszej sytuacji.

 

Jeżeli chodzi o nasz kraj, to my co najmniej toczymy drugą rundę. Uważam, że to nie jest tak, że w tej chwili dzieje się coś nowego. W gruncie rzeczy jeżeli sięgniemy wstecz, to w jakiejś formie ten nasz spór o Polskę trwa przy różnych zmianach personalnych – ludzie przechodzą z  jednych pozycji na inne, różne partie reprezentują te dwie tendencje, które są zakorzenione. W związku z tym partia, która wygrywa wybory reprezentuje bardzo szeroki nurt społeczny, który w różnej formie, np. via think thanki, organizował, przedstawiał, wyrażał proces, który w jakiś sposób jest naturalny. Jestem zdziwiony, że pewne osoby z przegranego obozu nie potrafią odejść ze sceny, a przecież rzeczą naturalną jest, że taka zmiana następuje, i pewnie za jakiś czas nastąpi w drugą stronę. A ten nasz spór o tożsamość będzie dalej trwał.

 

dr hab. Andrzej Leder

Filozof kultury, psychoterapeuta

Dwa odłamy

 

To, czego jesteśmy świadkami, to głęboki podział, który właściwie dotyczy wszystkich społeczeństw globalnej północy. To nie jest podział, który dotyczy państw narodowych, on nie stawia przeciw sobie powiedzmy Polskę, Niemcy czy Francję. On jest toczony przede wszystkim w obrębie państw narodowych, czy bytów politycznych. Co ciekawe on dzieli wszystkie społeczeństwa na dwie porównywalnie silne grupy, co powoduje, że staje się  swojego rodzaju podziałem chronicznym. Żadna z tych grup mnie potrafi tak naprawdę tej drugiej pokonać.

 

W Europie bardzo ciekawym zwiastunem było referendum konstytucyjne we Francji i w Holandii w 2005 roku, kiedy tradycyjne podziały na lewicę i prawicę znikły w trakcie tego referendum. Ta konfiguracja wyrażała przede wszystkim stosunek do procesów globalizacyjnych, czego UE była tylko pewnym symbolem. Potem rozpoczął się globalny kryzys ekonomiczny, kryzys strefy euro i te wszystkie procesy bardzo się nasiliły. Tradycyjne partie lewicowe i partie prawicowe bardzo często dystansują się do tych procesów, natomiast istnieje jakieś centrum. W związku z tym podstawową stawką tych zmian tożsamościowych jest stosunek do procesów globalizacyjnych. To, co uruchamia ten konflikt, to po pierwsze zmiana struktury społecznej, tzn. świat północny traci pracę. W związku z tym następują bardzo głębokie zmiany w strukturze tych społeczeństw północy, czego geografia tych regionów, które głosowały na Trumpa, jest tego znakomitym przykładem. To odpływanie pracy to nie jest tylko sam fakt, że tej pracy nie ma, ale również to, że pracujący na północy muszą konkurować z ludźmi spoza tej strefy a to rozkłada, lub wręcz niszczy, ich dotychczasową sytuację.

 

Drugi problem to jest odpływanie suwerenności politycznej, tzn. tworzenie bardzo silnych struktur międzynarodowych i instytucjonalnych, które nie mają demokratycznej i bezpośredniej legitymizacji w związku, z czym nie są traktowane jako emanacja tych podmiotów, które dotychczas były suwerenne. To odpływanie suwerenności jest również w jakiś sposób przekłamane przez kwestie reprezentacji narracyjnych, językowych, symbolicznych, tzn. większość społeczeństw funkcjonuje w obrębie pewnych imaginariów, sum obrazów, pewnych narracji, które są wpisane w obszar tradycji narodowej. Wszystko to, co wychodzi poza obszar tych narracji, czy obrazów oddziaływuje o wiele słabiej, niż te, które są wpisane w ten obraz. W związku z czym tych, którzy reprezentują instytucje międzynarodowe łatwo jest wpisać w ten rodzaj narracji jako zdrajców, ponieważ oni działają w imię czegoś, co jest zewnętrzne wobec tej tradycji.

 

Trzeci moment to jest odpływ tożsamości, tzn. tworzenie się kultury tego świata, który się tworzy i dystansuje się od tożsamości tradycyjnej, z tej racji, iż one ze sobą bardzo silnie się zderzają. W związku z tym podtrzymywanie silnych świadomości tradycyjnych jest dla tego nowego świata bardzo zagrażające, z racji obawy, iż być może ten nowy świat globalnej kultury nie powstanie. W tym kontekście powstaje, zwłaszcza w drugiej połowie XX w globalna kultura, która jest w jakimś stopniu zbudowana na kontestacji tożsamości tradycyjnych. To jest skądinąd bardzo ciekawe, ponieważ pytanie, które nadaje się do rozważania to  jest  pytanie do jakiego stopnia tożsamości tradycyjne są blisko związane z kulturą gniewu, tzn. z kulturą na różne sposoby znajdującą ujście dla gniewu i frustracji, które zawsze w każdym społeczeństwie się gromadzą.

 

Na pewno, to, co stało się w ciągu ostatnich kilku lat, to to, iż nastąpiło polityczne stopienie kultur gniewu, które przez wiele dziesięcioleci w Europie były przede wszystkim reprezentowane przez partie lewicowe i kultur tradycji. Tzn, że gniew jest generowany przez wiele różnych czynników, między innymi ekonomicznych, i jest jednocześnie wyrażany językiem tożsamości i w związku z tym jest wyrażany językiem wrogości do tej nowej kultury, która powstaje w całym świecie północnym. I można powiedzieć, że klasa średnia, w Polsce hegemon polityczny po 1989 roku, dzieli się na takie dwa odłamy, dwie części – te, która chce uczestniczyć w procesie globalizacji, będąc zresztą jej profitentem, ale zarazem ponosząc koszty tego udziału, i ta część lubi kulturę globalna z jej antytożsamościowym aspektem, i też często gotowa jest delegować suwerenność narodowa na poziom międzynarodowy, i drugi odłam, klasy średniej, tj. ten, która nie chce zwiększać presji globalnego wyścigu gdyż wystarcza jej mocna pozycja w środowisku lokalnym, narodowym i chcę korzystać z suwerenności, by tę pozycje umacniać.

 

Te dwa odłamy są w bardzo mocnym zwarciu, który rzeczywiście trwa już od dawna. To, że ta część klasy średniej, która raczej lokowałbym na prowincji, w rozumieniu bardziej socjologicznym a nie geograficznym, a nie w wielkich miastach, i jej sojusz z kulturą gniewu, która jest związana z wszelkimi przemianami ekonomicznymi i społecznymi, które wiążą się z globalizacją, da moim zdaniem tym razem dość trwałą władzę tej formacji politycznej, formacji kulturowej.

 

Dramatyzm tej sytuacji polega na tym, że w gruncie rzeczy to jest spór o to, jaki model społeczeństwa będzie rządził społeczeństwami północy i Polski w ciągu kilku najbliższych dziesięcioleci. Moim zdaniem ten rodzaj tożsamościowego zwrotu promuje model bardzo hierarchiczny, bardzo paternalizujacy, tzn., ci, co są przy władzy paternalizują tych, co władzy nie mają, i stabilizują wiele przemian, i to jest swego rodzaju alternatywa wobec płynnej nowoczesności, sytuacji, w której każdy musi swoją tożsamość określać i walczyć o nią w warunkach wolnego rynku.

 

dr Michał Łuczewski

Wicedyrektor Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie
Polska jest swego rodzaju awangardą.

 

Możemy mówić o globalizacji i o tym, co się dzieje w Polsce, ale możemy też spojrzeć na to inaczej mówiąc, że Polska jest swego rodzaju awangardą. My zapowiadaliśmy zmiany, które dokonują się w Europie z tej racji, iż tożsamość pojawia się wszędzie tam, gdzie nie działają inne mechanizmy spójności społecznej, tj. tam, gdzie nie działa polityka i nie działa ekonomia. I tam właśnie tożsamość i kultura będzie coraz ważniejsza i właśnie w Polsce przez setki lat odkrywaliśmy, iż to, co może nam zapewnić nieśmiertelność to jest tożsamość, kultura , a na najgłębszym poziomie to jest religia. W momencie kryzysu na Zachodzie., kiedy mechanizmy spójności politycznej i ekonomicznej przestają działać to na plan pierwszy wysuwa się właśnie kultura i tożsamość. I w tym sensie nie można powiedzieć, że kogoś imitujemy, czy za kimś podążamy, ale raczej wyznaczamy nowe trendy.

 

To, co zawsze mnie uderza to to, iż zawsze tam, gdzie jest konflikt, a w Polsce na pewno jest konflikt trwający od kilkuset lat, to partnerzy w tym konflikcie są do siebie bardzo podobni. To, co uderza mnie w polskiej polityce, to poza natężeniem tego konfliktu, to podobieństwo ludzi, którzy są w ten konflikt zaangażowani. Np. podczas niedawnego Dnia Niepodległości tylko w samej Warszawie mieliśmy 17 marszy czczących niepodległość RP.  Ta jedna data pokazuje to, co nas łączy. Ludzie, niezależnie od swoich partii będą nawiązywali do bardzo podobnych tradycji – m. in do KOR-u, do „Solidarności”, itd. Ci wszyscy wielcy Polacy – Dmowski, Piłsudski, są dla nas punktem odniesienia. Podobne są też strategie tych argumentacji – te dwie strony sporu będą mówiły, że to ta druga nie chcę zasiąść do stołu, że ta druga przekracza granice. To, co jest najważniejsze, to podobieństwo Polaków i jak ktoś z zewnątrz patrzy na nas to wydaje mu się, że jesteśmy do siebie właśnie w tym konflikcie bardzo podobni. To podobieństwo ma też paradoksalne skutki, że my nie chcemy tego podobieństwa zobaczyć. Jeden z dyskutantów twierdząc, że faszyzm pojawia się Polsce podaje przykłady tego faszyzmu widzianego po drugiej stronie, a nie dostrzega takich przykładów po swojej. To pokazuje, że dążąc do jakichś celów, kiedy nie możemy ich zrealizować wartości, swoją wizję świata podporządkowujemy tej walce nie widząc, że to, w imię czego walczymy jest niszczone przez to, jak to jest przedstawiane.

 

 

Tak, jak patrzę na ten resentyment, który toczy polską duszę to widać, że potrzebna jest jakąś terapia, jakieś uleczenie nas z tego resentymentu. Dla mnie takim przewodnikiem jest tutaj Andrzej Kijowski, który dużo o resentymencie pisał i zauważył, że kultura jest w stanie wydobywać nas z resentymentu. Jeśli kultura nie jest w stanie pokonać tego konfliktu, w ramach, którego drugiej stronie odmawiamy człowieczeństwa, a tym samym odmawiamy go sobie, to czeka nas zagłada. I tutaj Kijowski mówi jasno – biada ludziom, których kultura we wszystkich swych przejawach jest zatruta resentymentem zbiorowym, biada narodowi, którego konstytucją wewnętrzną stanie się skłamana hierarchia wartości.

 

W Polsce często jest tak, że widzimy politykę historyczną jako manipulację historii przez druga stronę, ale nie zaczynamy od siebie. Są trzy modele, w jaki sposób ta polityka historyczna może być uprawiana. To, co robi PiS jest powrotem do przeszłości, żeby w niej znaleźć siłę się do rozwoju w przyszłości. A model polityki historycznej, który był u nas po roku 1989 był inny – wg niego ciężar przeszłości nie dam nam siły w przyszłości. To, co by mnie interesowało to pytanie, w jaki sposób te modele polityki historycznej tworzą nas jako wspólnotę. W jaki sposób my, jako Polacy możemy stawać się i bardziej czuć się u siebie w domu.

 

Model polityki historycznej, gdy my się oddzielamy od przeszłości i wybieramy lepszą przyszłość, jest modelem postchrześcijańskim, który bardzo silnie obecny jest w Niemczech, ale to, co łączy go z chrześcijaństwem, to jest wizja tego, że jest zła przeszłość, ciemna i straszna, ale jeśli się od niej oddzielimy, to czeka nas lepsza przyszłość. I to jest taki model konwersji – oddzielamy się od zła, bo dzięki temu możemy pokazać, że było źle, możemy pokazać jak dobrze jest obecnie. A model, które reprezentują właściwie wszystkie polskie siły polityczne, ale przede wszystkim „Prawo i Sprawiedliwość” to jest model powrotu do źródeł. To jest też model religijny. Model tworzenia swojej wspólnoty polega na tym, że powracamy do przeszłości i wtedy widzimy, że tam jest jakieś dobro żeby walczyć ze złem, które jest tu i teraz. I jeden i drugi model ma swoje analogie w tworzeniu wspólnot religijnych.

 

Musze powiedzieć, że bardzo mi brakuje w Polsce umiejętności wyjścia poza te opłotki, w których jesteśmy i zauważenia po drugiej stronie człowieczeństwa, i nawet czegoś więcej niż człowieczeństwa.

 

dr Karolina Wigura

Socjolog, publicystka. Członkini redakcji tygodnika „ Kultura liberalna”

 

Szerszy zwrot tożsamościowy Polaków

 

Chciałabym się skoncentrować na dwóch aspektach – po pierwsze na polityce historycznej, a po drugie na czymś, co nazwałabym namiętnościami zbiorowymi. Jaka była polska polityka historyczna po 1989 r.? Z dużym uproszczeniu powiedziałabym, że o ile każdy z nas powiedziałby szybko co to jest niemiecki model pamięci, i każdy miałby tu jakieś wyobrażenie, podobnie jak model japoński, południowo-afrykański, itd., to byłoby bardzo trudno powiedzieć, co to jest polski model pamięci. Zarówno przed jak i po 1989 r. ścierały się dwa widzenia tego polskiego modelu pamięci, z których jeden nazwałabym krytycznym, a drugi heroicznym. Krytyczny model oddziaływał na sposób, w jaki myślano o polskim modelu pamięci, jak oddziaływała dominująca, nie tylko w Europie, niemiecka kultura pamięci, która jest oparta na krytycyzmie wobec historii. Z kolei heroiczny sposób myślenia o polskim modelu pamięci nazwałabym mesjanistycznym, może wschodnioeuropejskim, który podkreśla role bohaterów i ofiar.

 

Jest bardzo ciekawe, że Polska prawie przez te prawie 30 lat nie była w stanie znaleźć zniuansowego opisu modelu pamięci, który w jakiś sposób łączyłby te dwie strony. Gdybyśmy pomyśleli, jakie role przyjmowali Polacy w XX w, nie tylko jako społeczeństwo, ale także, jakie role przenikały się w obrębie poszczególnych życiorysów, to musielibyśmy powiedzieć, że było tych ról co najmniej 5 –tj. bohaterowie, ofiary, obserwatorzy, sprawcy i pomocnicy. One się przeplatały nie tylko w jednym społeczeństwie, ale także w jednej biografii. Jestem przekonana o tym, iż gdyby udało się znaleźć model pamięci, który w sposób zniuansowany opowiedziałby o tych pięciu rolach, to moglibyśmy wtedy powiedzieć coś ciekawego o Polsce, ale także być może nawet o naturze ludzkiej, a nawet może o naturze zła.

 

Tymczasem jednak w III Rzeczpospolitej historia krytyczna i historia heroiczna pozostawały w ciągłym sporze, który nigdy nie stał się sporem uzupełniających się do końca stron. Tomasz Merta napisał w jednym ze swych esejów, że dobrze byłoby dla Rzeczpospolitej gdyby te dwa modele pamięci spotkały się. Ale one w jakiś sposób nie mogły spotkać. I tak próbując odpowiedzieć na pytanie jaki rodzaj pamięci, jakiej tożsamości, próbuje stworzyć obecny rząd,  to powiedziałabym że dzisiaj obserwujemy zwrot w stronę wiktymistyczno-bohaterską w przeciwieństwie do tego jak wyglądała polityka pamięci przed przejęciem władzy w 2015 r., i  której  nie nazwałabym w jakimkolwiek sposób spójną.

 

Rząd PO był pluralistą – trochę w jedną stronę, trochę w drugą, trochę heroizmu, trochę krytycyzmu. Może trochę więcej krytycyzmu, ale wciąż beż żadnej jednorodności. Tutaj w tym braku jednorodności widać też zasadniczy kłopot, zasadnicze wyzwanie, przed którym staje polska polityka historyczna, i na który to grunt pada to, co się dzisiaj dzieje. Tzn., że pomimo tego, że te elementy współistniały w polskiej debacie publicznej przez ostanie 30 lat to de facto nie przełożyły się na masową edukację młodzieży w szkołach. Innymi słowy spór o to, czym jest polska tożsamość, czym jest polska polityka historyczna, i jaka ona powinna być właściwie w żaden sposób nie dotknął edukacji. Wyjątkowi nauczyciele uczyli swoich uczniów na podstawie sporów o historie. Sporów o to jak można widzieć powstanie warszawskie, jak można widzieć Jedwabne, wysiedlenie Niemców, itd., ale z całą pewnością nie było to przemyślanym, spójnym programem szkolnym. Tym łatwiej być może występuje dzisiaj ten bohatersko-wiktymistyczny zwrot.

 

Davied Riff, amerykański eseista, który zasłynął w ostatnich latach takimi książkami jak

„ Against Rememberens” pisze, że to, co wspominamy w naszych debatach publicznych, jak wspominamy przeszłość, w mniejszym stopniu mówi o przeszłości, a w większym stopniu mówi o nas samych. Spróbujmy w ten sposób przeczytać współczesną debatę na  temat polskiej historii żołnierzy wyklętych, Jedwabnego, stosunków polsko – ukraińskich, spróbujmy przez chwile myśleć, że ta debata mówi przede wszystkim coś o nas samych, a znacznie mniej mówi o tych ludziach, którzy żyli w Polsce, lub sąsiadujących z Polską  kilkadziesiąt lat temu.

 

Czyli co ten zwrot wiktymistyczno-bohaterski by nam mówił? Twierdzę, że mamy w istocie do czynienia, co najmniej z trzema procesami. Po pierwsze mamy próbę odtworzenia takiego polskiego kodu Gloria Victis w czasach pokoju. To nie jest wizja wspólnoty na czas pokoju, to jest wizja wspólnoty, która ociera się o wojnę, która nie ma wiele wspólnego z budowaniem spokojnego, może trochę nudnego społeczeństwa demokratycznego. Po drugie w tym zatopieniu się we własnej pamięci krzywd jest coś, co określiłabym elementem kiczu. Kiedy zakładamy koszulki z linotypami z powstania warszawskiego, czy żołnierzy wyklętych, a co nie jest poparte własnym doświadczeniem, to jest w istocie taki tożsamościowy kicz.

 

Czy ja w istocie stawiam tezę, czy taki model proponuje nam Prawo i Sprawiedliwość? Nie do końca. Uważam, iż to, co proponuje nam obecny rząd przekracza w istocie politykę tego rządu i spotyka się z szerszym zwrotem tożsamościowym, który zachodzi nie tylko w polskim społeczeństwie. Pamięć o żołnierzach wyklętych zaczął pierwotnie przywracać wcale nie prezydent wywodzący się z Prawa i Sprawiedliwości, tylko z PO. Film Smarzewskiego . „Wołyń”, który pokazuje Polaków jako ofiary rzezi wołyńskiej, osiągnął popularność po wszystkich stronach sceny politycznej niezależnie od poglądów. Wydaje mi się, że to są wydarzenia, które coś mówią. W istocie mamy do czynienia z pewnym tożsamościowym zwrotem, który wiąże się właśnie z pewną chęcią do oglądania swoich doświadczeń wiktymistycznych, bohaterskich, a nie tych doświadczeń, które są znacznie trudniejsze do przyjęcia, mianowicie doświadczeń tego, że się było sprawcą, biernym obserwatorem, albo pomocnikiem,

 

Przypuszczam, że są dwa sposoby zarządzania namiętnościami zbiorowymi społeczeństw, które są reprezentowane przez te dwie spolaryzowane strony, nie tylko zresztą w Polsce. Pierwsza z tych grup, to jest ta, którą nazywa się najczęściej liberałami, może lewicowcami, nazwijmy ich edukatorami. Oni raczej uważają, że społeczeństwo należy uleczyć z negatywnych emocji. Najlepiej leczyć je poprzez pokazywanie tego, co złego to społeczeństwo wyrządziło. Im więcej będziemy ludziom pokazywali, że kiedyś zachowywali się okropnie tym lepsza przyszłość przygotujemy dla naszych dzieci. Innymi słowy wyedukujemy ludzkie emocje do tego stopnia, by ludzie zapomnieli, że są nietolerancyjni, że obawiają się obcego, itd. Jest to oczywiście postawa paternalistyczna. Jest ona po pierwsze utopijna, gdyż zakłada, że można uleczyć ludzką naturę, po drugie paternalistycznam, gdyż zakłada pewien projekt liberalnego porządku i spokoju społecznego, do którego wszyscy musza się dopasować.

 

Z drugiej strony mamy tych, których można określić konserwatystami, albo ujawniaczami. Ta strona sceny politycznej twierdzi, że należy ludziom przede wszystkim mówić o swoich problemach. Mówić o tym, że kiedyś zostali skrzywdzeni, albo tak naprawdę, że kogoś nie lubią, itd. Ta postawa ma doprowadzić do tego, że stworzymy pewne wentyle bezpieczeństwa gdyż uwolnimy złe emocje i dojdziemy do pewnego porządku społecznego. Te postawę też uważam za utopijną i paternalistyczną. Z jednej strony jest to postawa, która zakłada, że te negatywne namiętności można uwolnić i pozbyć się ich. Z drugiej strony ona zakłada że uwolnienie tych negatywnych namiętności ostatecznie nie doprowadzi do tego, że ludzie  zaczną zrzeszać się pod ich sztandarem.

 

Mamy zatem spór dwóch stron, które z jednej strony uważają, że znalazły skuteczne remedia na współczesne konflikty polityczne, a z drugiej – w istocie żadne z nich nie docenia tego jak bardzo skomplikowana jest natura ludzka, jak trudno się ją leczy, jeśli w ogóle uleczyć ją można. Nie wiem czy można leczyć polską duszę.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Konferencje.