Turcja i tureckie dylematy i konflikty związane z Kurdami oraz wojną w Syrii

Debata w Fundacji Polska w Europie,  2 lutego 2018 r. Warszawa 

Wypowiedzi specjalistów od problematyki Bliskiego Wschodu: Karol Wasilewski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych oraz Krzysztof Strachota z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Teksty nieautoryzowane

Karol Wasilewski

 

Teoria i praktyka tureckiej polityki zagranicznej.

 

Mówiąc o teorii w tureckiej polityce zagranicznej trzeba się w zasadzie odwołać do dwóch ludzi i tego, co oni o myślą o świecie. Pierwszym jest oczywiście prezydent Erdogan gdyż jest to postać odpowiedzialna za wykonawstwo tej polityki. Natomiast kształt, i tak jak ona wygląda konceptualnie nadaje jej Ibrahim Kelim, który jest wieloletnim doradca prezydenta i  obecnie również jego rzecznikiem. Cóż on mówi o świecie? Otóż mówi on, że świat jest wielobiegunowy a ponadto mamy do czynienia z daleko idącą globalizacją, Świat do ogromna grupa zmiennych, co sprawia, że Turcja nie może patrzyć na niego tylko poprzez jedne soczewki, tj. przez soczewki zachodnie. I stwierdził wprost,  że Turcja jest oczywiście członkiem NATO, ale w związku z tym nie znaczy to, że nie może współpracować z innymi.

Jeśli np. Francja angażuje się na Bliskim Wschodzie nikt przecież nie mówi, że odwraca się od Zachodu. Gdy Turcja, która ma dużo większą tradycje relacji z państwami Bliskiego Wschodu, angażuje się w tym regionie, to pojawia się argument, że odwraca się od Zachodu. I stwierdził, że tak nie jest – tzn., Turcja jest jednocześnie członkiem Zachodu i stara się utrzymywać relacje z innymi państwami, m. in. z Rosją i Iranem. Ale dlaczego? Ponieważ nasi sojusznicy nie słuchają nas. Coś, o co zabiegaliśmy od dłuższego czasu, zostało przez nich totalnie zignorowane a teraz wraca choćby z problemem bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. W związku z tym za każdym razem, kiedy rozmawia się z kimś, kto powiedzmy jest zbliżony do tureckiego rządu, a obecnie trudno w sferze publicznej spotkać kogoś, kto nim nie jest, usłyszeć można, że Turcja pozostaje członkiem Zachodu, że tym członkiem będzie zawsze, ale patrzy na świat z tureckiej perspektywy i musi realizować swoje interesy.

I wydaje się to wszystko bardzo proste i logiczne, gdyż każde państwo chce mieć dobre stosunki z sąsiadami i realizować swoje interesy. Problem polega na tym, że w tureckim wydaniu teoria często kłóci się z praktyką. Zwróćmy tutaj uwagę chociażby na jeden przykład, tj. deklaracje zakupu przez Turcję systemu rosyjskich rakiet S-400. Tutaj retoryka jest następująca – w związku z tym, że nasi sojusznicy nie chcą spełnić naszych żądań, i w związku z tym, że my mamy swoje prywatne interesy, musimy je realizować. W tym momencie widzimy realizacje tych interesów we współpracy z Rosją. Problem jednak polega na tym, iż zakupując system obrony przeciwrakietowej od Rosji Turcja jednocześnie będzie godziła w jedność i spójność Sojuszu Północnoatlantyckiego. Tureccy politycy zdają się jednak tego nie dostrzegać, ale takie są fakty.

Natomiast, jeśli chodzi o turecką operację w Turcji to ona ma kilka celów. Pierwszy taki deklarowany cel militarny to stworzenie strefy bezpieczeństwa sięgającej 30 km w głąb Syrii. Celem finalnym jest wyczyszczenie tureckiej granicy z ludowych jednostek samoobrony. Czyli tego, co my nazywamy syryjskimi Kurdami, a co Turcy traktują jako przedłużenie Partii Pracujących Kurdystanu. I tak naprawdę jak wsłuchamy się w wypowiedzi tureckich polityków na temat tej operacji to widzimy, że tym poważnym celem jest Mangidź, gdzie przebywają amerykańskie oddziały.

Dlaczego o tym mówię? Ponieważ ta operacja poza celem militarnym, poza celem również w polityce wewnętrznej, która jest ewidentna dla Erdogana, i służy mobilizacji elektoratu, ma także cel polityczny w postaci wywarcia wpływu na Stany Zjednoczone by z nimi uzgodnić prowadzenie polityki w Syrii. Co nam to pokazuje? Pokazuje, że Turcy starają się konceptualnie łączyć mimo wszystko swoje pomysły na świat, i starają się je wykonywać. Prawdopodobnie zdają sobie sprawę z tego, że Turcja bez dobrych relacji z zachodnimi partnerami  nie do końca będzie sobie w stanie poradzić w świecie. Stara się wymóc na Starach Zjednoczonych rezygnacji współpracy z tureckimi Kurdami na rzecz współpracy z Turcją.

W związku z tym nasuwa się pytanie czy mu już strąciliśmy Turcję? I odpowiedź brzmi – nie. W teorii – nie. Ciągle mamy wspólne interesy, Turcja ciągle nas potrzebuje i w związku z tym moglibyśmy nadal, wykorzystując różne instrumenty ekonomiczne i polityczne, oddziaływać na Turcję. Jest tylko jeden problem, który obecnie jest według mnie absolutnie największym problemem obecnym w tureckiej polityce zagranicznej i bezpieczeństwa,. A mianowicie fakt, że jest ona skrajnie podporządkowana prezydentowi Erdoganowi. Zazwyczaj polityka zagraniczna jest projektowana w pewnych ramach, które są konceptualizowane, korygowane np. w MSZ. W tureckim przypadku jest inaczej. A to oznacza, że jest ona narażona na zwroty, które co chwilę wywołują zwarcia w relacjach turecko- europejskich i turecko-amerykańskich.

I tu pojawia się pytanie czy możemy temu zaradzić w najbliższej przyszłości? Otóż nie, To jest coś, na co zwracają uwagę amerykańscy analitycy, mówiąc, iż przekroczyliśmy już ten próg w relacjach z Turcją. Ja jednak nie do końca się z tym zgodzę. Po pierwsze, dlatego, że ciągle mamy bardzo głęboką wspólnotę interesów z Turcją. Wyobraźmy sobie, że z tego równania UE – Turcja – NATO wyrzucamy postać Kaita Etona . W zasadzie nie ma problemu, nie pojawiają się napięcia, bo nagle okazuje się, że Turcja potrzebuje swoich silnych więzi z UE, nagle okazuje się, że problem kurdyjski przestaje być aż tak bardzo dramatyzowany. Turcja, tureccy liderzy doskonale zdają sobie sprawę z tego, pomimo deklaracji, że militarne rozwiązanie problemu kurdyjskiego w przypadku tureckim jest raczej sprawa niemożliwą – z reguły bowiem przemoc napędza przemoc. W związku z tym trudno mi jest to sobie wyobrazić. Dlatego też sądzę, że Turcji tym momencie jeszcze nie straciliśmy. ( 10)

Krzysztof Strachota

Poczucie zagrożenia przez państwo tureckie

Obecnie mamy do czynienia z nową sytuacją. Jeżeli np. popatrzymy na Kurdów to był okres kiedy obecny rząd prowadził proces pokojowy z Kurdami i w tych relacjach osiągnął tutaj tyle, ile  żaden poprzedni rząd turecki  tyle nie wykonał. Dlaczego? Bo rozładował napięcie i szukał rozwiązania politycznego. Ale przyszedł moment, kiedy wszystko odwróciło się o 180 stopni, Turcy przeprowadzili pacyfikacje obszarów kurdyjskich, która wiązała się ze zniszczeniem miast. Kolejnym takim elementem, który utrudnia przewidywalność tej sytuacji jest  napięcie panujące w regionie. Konflikt syryjski przerósł  oczekiwania wszystkich.  Można wskazywać tych, którzy radzą sobie lepiej z tym konfliktem. tj. przede wszystkim Iran i Rosję, ale to też nie jest stan, kiedy sytuacja jest w pełni pod ich kontrolą.

Turcja jest uczestnikiem tych procesów. Wchodziła w te procesy w 2011 roku, jako państwo, które czuło własną siłę, własną potęgę, które miało wrażenie, że wypracowało model, który jest atrakcyjny dla otoczenia, i wypracowało wystarczająco dużo instrumentów by wyegzekwować swoje interesy. Rzeczywistość bardzo szybko skorygowała to przekonanie i w tym momencie Turcja jest jednym z najsłabszych uczestników konfliktu syryjskiego. Z kraju, który narzucał agendę stała się tylko jednym z uczestników, a jej stan posiadania ogranicza się obecnie do małej strefy bezpieczeństwa przy granicy tureckiej, Jeśli zaś chodzi o sytuację łączącą się z politycznymi rozwiązaniami konfliktu syryjskiego to Turcja pełni dzisiaj rolę statysty. To nie jest proces, który się toczy pod dyktando tureckie. To wszystko razem tworzy bardzo nieprzewidywalna sytuację.

Z drugiej strony, mimo tej nieprzywidywalności pewne sprawy pozostają stałe. To jest między innymi przekonanie, że państwo tureckie stanowi wartość jako takie, i że są pewne elementy, które stanowią dla tego państwa niezmierne zagrożenia. To jest stara obsesja, sięgająca jeszcze XIX w, tj. przekonanie, że są  mniejszości, które są rozgrywane przez siły zewnętrzne. To się zmaterializowało w postaci Partii Pracujących Kurdystanu funkcjonującej w Turcji i w jej bezpośrednim sąsiedztwie. Z PPK trzeba walczyć. Perspektywa, że powstanie państwo, które oni uważają za terrorystyczne, jest niedopuszczalna. W konsekwencji uważają,  że strategicznie rzecz biorąc państwo jest zagrożone w swojej istocie.

Relacje z Zachodem. Turcja była oczywiście jednym z najbardziej prozachodnich państw muzułmańskich Bliskiego Wschodu i ten proces zaczął się jeszcze w XIX wieku.  I tutaj Turcja osiągnęła bardzo dużo – jest przecież w strukturach natowskich od początku lat 50-tych XXw. I aspiruje do członkostwa w UE. Nie zmienia to jednak faktu, iż  odnotowywane są duże resentymenty wobec Zachodu. Jak by nie było Republika Turecka powstała w walce z interwentami brytyjskimi, francuskimi, i z Grekami. Ze Stambułu na początku lat 20-tych wypychane były oddziały brytyjskie i francuskie. W ramach tego konfliktu Turcji decydującej pomocy udzieliły Sowiety. Chce przez to powiedzieć, że w kulturze  politycznej tureckiej zawartych jest wiele takich sprzeczności.

Dlatego też obecna sytuacji Turcji z Zachodem nie jest taka egzotyczna. Ona jest wpisana w tradycję kultury politycznej głoszącej, że oto niecny Zachód próbuje rozgrywać mniejszości i tym samym chce osłabić państwo tureckie, co uderza w bardzo wrażliwe struny tak w społeczeństwie, jak u prezydenta. Jeżeli dodamy jeszcze do tego, że relacje ze Stanami Zjednoczonymi są, co najmniej od pierwsze wojny w zatoce, złe, to oczywiste jest, że zimna wojna zakończyła pewien oczywisty sens relacji wojskowych między Zachodem a Turcją. Znika ZSRR, znika zagrożenie i trzeba szukać nowej racji bytu dla Turcji. Mamy teraz wsparcie USA dla Kurdów syryjskich, co w oczach Turcji odbierane jest jako polityka antyturecka. Dzisiejsze napięcia nie są incydentem, ale sytuują się w szerszym kontekście. Jeżeli dodamy jeszcze to, że dzisiaj dla Turcji głównym zagrodzeniem dla bezpieczeństwa kraju są Kurdowie PPK, i oni otrzymują pomoc z Syrii, ze Stanów Zjednoczonych, jeżeli władze tureckie uważają,  że ruch Gulenema był tak naprawdę odpowiedzialny za pucz i dążył do destabilizacji kraju, a dzisiaj Gulenem przebywa w Stanach Zjednoczonych,  to tu sytuuje się sedno problemu. Z drugiej strony mamy oczywiście perspektywę amerykańską, która  widziała Turcję, która wspierała Panstwo Islamskie, przynajmniej pośrednio, tzn. wspierała największe zagrożenie, które Stany Zjednoczone widziały w regionie.

Kiedy patrzy się na Turcję w konfrontacji z poszczególnymi państwami  regionu widać taką dużą prawidłowość –  Turcja przez wiele lat była państwem, które nie poprowadziło polityki zagranicznej jako takiej, a już na pewno  nie polityki na Bliskim Wschodzie. Pokój w kraju, pokój z sąsiadami, raczej układanie się z krajami sąsiednimi aniżeli wchodzenie z nimi w interakcje. Jeżeli dzisiaj konfrontujemy Turcję z Rosją i z Iranem, którzy zachowują się bardzo naiwnie, którzy popełniają szkolne błędy zresztą ukrywane przez Rosję i przez Irańczyków, i jeżeli mamy taką sytuację, że Turcja konsekwentnie zbliża się do Rosji, bo szuka dewersyfikacji wobec Stanów Zjednoczonych, po to, aby targować się ze Stanami Zjednoczonymi,  to nie jestem zwolennikiem tezy, że relacje Turcji z Zachodem będą miały racjonalny charakter. Jeszcze bardziej pesymistyczny jestem, jeśli chodzi o Erdogana. On jest jaki jest, ale gdyby go w tym monecie zabrakło, to mięlibyśmy do czynienia z tak potężnymi wstrząsami dla samego państwa tureckiego, tak dużo byłoby nieprzewidywalnych nieprzewidywalnych elementów w polityce zagranicznej, że Turcja po prostu przestałaby by być sterowna.

 

 

 

 

 

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Analizy, Konferencje.