Rozmowa z Pawłem Behrendtem

Ekspertem Centrum Studiów Polska – Azja

Rosnąca pozycja Chin

Wśród analityków zajmujących się polityka międzynarodową powszechne jest przekonanie, iż jesteśmy świadkami zasadniczej dekompozycji porządku międzynarodowego. Najważniejsze elementy tej zmiany to szybko rosnąca pozycja Chin, utrata przez USA roli jedynego hegemona, umacnianie się Rosji nie tylko w Eurazji, oraz dezintegrująca się i zmierzająca do swego końca UE. Wszystko to dokonuje się w kontekście oczywistej bezsiły zachodniej, liberalnej demokracji i ekspansywnego świata islamu, zwłaszcza w jego rewolucyjnej postaci.

Chciałbym Pana prosić o odniesienie się do tych procesów.

O sukcesie Chin na scenie międzynarodowej decydować będzie nie tylko wielkość terytorialna i demograficzna kraju, ale szybko rosnąca gospodarka powyżej 7 proc. rocznego PKB, rozwój potencjału militarnego i kosmicznego oraz dwie wybiegające daleko w przyszłość strategie CHRL – tj. budowa tzw. Nowego Jedwabnego Szlaku i przestawienie gospodarki z ekspansji zewnętrznej na rozwój wewnętrznego rynku i ogromnego chińskiego interioru. Obie one mają wspólny mianownik- tj. dążenie do uniezależnienia się od zagranicy ( szczególnie od Ameryki ) i budowę potęgi Chin w oparciu się o własne zasoby.

Stworzenie nowej, a właściwie nowych dróg Chin na zachód, wymagać będzie nie tylko ogromnych nakładów finansowych, ale i zgodnej kooperacji/zgody państw Azji Centralnej i Europy przy jej powstawaniu i rozwoju a, także co najmniej biernej jej akceptacji przez USA.

Jak duże są szanse Pekinu na poradzenie sobie z tymi wyzwaniami?

W ciągu ostatnich 40 lat Chiny poczyniły olbrzymie postępy i osiągnęły bardzo dużo, stały się też częścią zglobalizowanej gospodarki ze wszystkimi tego konsekwencjami. Punktem zwrotnym był kryzys 2008 roku, kiedy okazało się, że spadek konsumpcji w krajach Zachodu uderza też w producenta dóbr, jakim są Chiny. Stąd pomysł zwiększenia konsumpcji wewnętrznej i „schłodzenia” gospodarki, czyli zmniejszenia tempa rozwoju do poniżej 7% rocznie. Następnym krokiem były olbrzymie inwestycje w infrastrukturę, najpierw w samych Chinach, a później poza granicami. To ostatnie przybrało kształt idei Nowego Jedwabnego Szlaku, gdzie rozwój infrastruktury połączył się z eksportem kapitałów i budowaniem politycznych wpływów.

Mimo wszystko Chiny nadal są wrażliwą gospodarką. Eksport korzysta z daleko posuniętej ochrony ze strony władz, subsydiów i zaniżonego kursu juana. Sektor finansowy nie jest jeszcze na tyle rozwinięty by poradzić sobie z planowanymi inwestycjami na gigantyczną skalę. Do tego wiele projektów jest realizowanych przez państwowe giganty, które często są skostniałymi, niewydajnymi strukturami. stąd też m.in. szeroka kampania antykorupcyjna.

Ambicje Pekinu wywołują rosnący opór nie tylko Stanów Zjednoczonych i Japonii. Zaniepokojenie odczuwają mniejsze państwa sąsiadujące z Chinami, ale także Europa. Chińskie inwestycje są pomyślane i realizowane pod kątem potrzeb Chin, co wywołuje protesty lokalnych społeczności. Sama idea Nowego Jedwabnego Szlaku nie jest jeszcze w pełni skrystalizowana, a już napotyka liczne problemy. Bardzo prawdopodobne, że skala zamierzenia po prostu przerośnie możliwości Chin.

Jeszcze większym wyzwaniem jest rozwój chińskiego interioru. Do budowy wewnętrznego rynku niezbędna jest dobrze prosperują klasa średnia z rozwojem, której mają problemy wszystkie kraje byłego sowieckiego bloku. Niezależnie od tego Chiny tradycyjnie były i nadal są krajem społecznie niezrównoważonym – z rozwiniętym nadmorskim wschodem i pozostającą daleko za nim resztą kraju. Zmiana tej sytuacji to praca nie na lata, ale na pokolenia, proces ten z pewnością nie obędzie też bez ostrych wewnętrznych konfliktów, a konkurenci gospodarki chińskiej nie będą przecież prze ten cały czas stali w miejscu. Kto zatem może zostać zwycięzcą w tej konfrontacji?

Odpowiem na początku w stylu wyroczni delfickiej: ten, kto lepiej wykorzysta swoje atuty. Chińska klasa średnia przekroczyła już liczebność 300 milionów osób i może zbliżać się do 400 milionów. Olbrzymie różnice między prowincjami to tylko jeden problem. Rosnące bogactwo prowadzi do wzrostu oczekiwań ludzi. Coraz więcej Chińczyków wyjeżdża za granicę, czy to jako turyści, czy studenci, widzi jak tam się żyje i jak funkcjonują władze, społeczności. Co roku odbywają się setki, jeśli nie tysiące protestów. Powody są różne: wywłaszczenia pod inwestycje, korupcja i arogancja władz, praktycznie nieistniejący system zabezpieczeń socjalnych. Rząd zmaga się nawet z protestami byłych wojskowych, w tym wielu weteranów, którymi po zakończeniu służby państwo przestało się interesować, lub nie było w stanie wywiązać się ze swoich zobowiązań.

Jeszcze innym, bardzo poważnym problemem jest zaburzona struktura demograficzna. W skutek zniesionej dopiero niedawno polityki jednego dziecka i kodów kulturowych w grupie poniżej 40 roku życia brakuje obecnie około 20 milionów kobiet. Rośnie także liczba osób starszych wymagających opieki.

Do tej pory Komunistyczna Patia Chin radzi sobie z problemami, jest to jednak bardziej zarządzanie niż próba znalezienia rozwiązań. Z racji dużych rozmiarów skala kryzysów, kiedy już wybuchnął, jest w Chinach zawsze olbrzymia i mniej utalentowane generacje przywódców nie są sobie w stanie z nimi poradzić.

Lądowy przebieg Nowego Szlaku Jedwabnego prowadzi na znacznym jego odcinku przez Rosję, a tym samym stwarza jej możliwość jakieś formy kontroli nad nim, jeśli oczywiście Rosjanie uznaliby to zgodne z ich interesami, podobnie jak np. już to zrobili wstrzymując przepływ rosyjskiego gazu do Europy przez gazociągi leżące na Ukrainie. Jak w tym, i nie tylko tym kontekście, postrzega Pan stosunki chińsko – rosyjskie, zarówno dzisiaj jak i w nadchodzących latach

Relacje chińsko-rosyjskie są wyjątkowo skomplikowane. Oba państwa mają zbieżne interesy, jak chociażby podważenie amerykańskiej hegemonii, jednak w układzie tym rośnie dysproporcja na korzyść Chin. W efekcie Pekin jest coraz mniej zainteresowany partnerskimi relacjami z Moskwą. Widać to było w 2014, kiedy Rosja została zmuszona do podpisania niezbyt korzystnej umowy gazowej. Nowy Jedwabny Szlak daje pewne szanse do wywierania nacisku na Chiny i obie strony mają tego pełną świadomość. Z jednej strony Rosja stara się nie prowokować Chin, ale te szukają tras alternatywnych. Sytuacja ta została dostrzeżona w Waszyngtonie i bardzo prawdopodobne, ze spotkanie Trump-Putin w Helsinkach i zapowiedziane kolejne szczyty są próbą przeciągnięciu Rosji do obozu antychińskiego.

Iluzyjne korzyści Inicjatywy „ 16 plus 1 „

Jednym z adresatów polityki Nowego Jedwabnego Szlaku są kraje Europy Środkowej i Wschodniej, co ujęte jest w inicjatywie „ 16 plus 1”. Właściwie każde z tych 16 państw uważa się potencjalnie za głównego beneficjenta inicjatywy chińskiej. Ale właściwie jaki interes mają Chińczycy w dowartościowywaniu w Europie tego regionu zamiast postawienia na bilateralną współpracę z najsilniejszym państwem, również mocno obecnym na tym obszarze, tj. na Niemcy.

Powiedzmy otwarcie: nie mają żadnego interesu. Chińskie inwestycje w Europie Środkowej to ułamek tych w Europie Zachodniej. Również w kontekście Nowego Jedwabnego Szlaku nasz region jest wyłącznie progiem, przez który można dotrzeć do partnerów takich jak Francja i Niemcy. Trzeba też pamiętać, że ponad 80% wymiany handlowej między Chinami i Europą odbywa się drogą morską, a tutaj Europa Środkowa nie jest do niczego potrzebna.

Sama inicjatywa „ 16 plus 1” służyła raczej zebraniu w jednym miejscu przywódców rozdrobnionego regionu i wybadaniu, co można z nimi zdziałać. Ostatnie sugestie dołączenia do formatu Niemiec jasno pokazują, kto jest głównym partnerem Chin, a jednocześnie może być traktowane jako próba zjednania sobie Niemiec w obliczu wojny handlowej z USA.

Korzenie niemieckich sukcesów w Azji” to tytuł Pana książki zajmującej się polityką niemiecką w Azji do 1914 r. Przechodząc od historii do współczesności: czy i jak określiłby Pan politykę aktualną Niemiec wobec rosnącej roli Chin, nie tylko zresztą w Azji?

Po okresie wzajemnej fascynacji ze strony Niemiec nastąpiło ochłodzenie. Chińskie firmy przestały być podwykonawcami, a stały się konkurentami niemieckich koncernów. W samych Chinach zwiększył się także nacisk na zagraniczne przedsiębiorstwa, aby tworzyły w swoich zakładach oddziały KPCh. Wcześniej było to dobrowolne. Dużym szokiem w Niemczech była sprawa KUKA, w której interweniował nawet Waszyngton. W tym roku głośnym echem odbiło się wykupienie „tylnymi drzwiami” przez chińskie Geely 10% akcji Daimlera. W efekcie Berlin zainicjował z pomocą Włoch tworzenie unijnego prawa mającego ograniczyć takie wypadki w przyszłości, a państwowy bank KfW wykupił akcje dostawcy energii 50 Hertz, którym interesowały się Chiny.

Z drugiej strony wiele niemieckich koncernów nadal jest zainteresowanych inwestowaniem w Chinach. Tak uczynił chemiczny gigant BASF, a Siemens przeniósł tam swój ośrodek badań nad robotami.

Trójmorze, czyli rozdrobnienie regionu

Od jakiegoś czasu jednym z tematów rozmów w Europie Środkowej i Wschodniej jest tzw. Trójmorze, czy Projekt ABC. U podstaw tej inicjatywy leży fundamentalne pytanie – czy region zdoła uzyskać podmiotowość w polityce europejskiej. Ponieważ jest to zmodyfikowana wersja międzywojennego Międzymorza to w powszechnym przekonaniu jest to zamierzenie z gatunku „ political fiction”, tj. bez szans na jego realizację. W rzeczywistości jednak o jego szansach zdecydują ew. ogromne środki zewnętrzne ( gdyż takich nie ma w regionie) zaangażowane w realizacje projektów infrastrukturalnych łączących Północ z Południem Europy, tzn. połączeń komunikacyjnych ( Via Carpatia, Centralny Port Komunikacyjny), tranzytowych linii przesyłowych nośników energetycznych, czy kolejowych. Kto, jeśli w ogóle, a jeśli tak, to w imię jakich racji, zechce zainwestować w Trójmorze – UE, Waszyngton, czy Pekin?

Moim zdaniem żadna z powyższych sił nie jest zainteresowana inwestowaniem w Trójmorze. Jak wspomniałem wcześniej dla Pekinu liczą się własne interesy i połączenie z zachodem Europy, a nie rozwój infrastruktury w regionie jako takiej. UE ma własną koncepcję spójnej infrastruktury Europejskiej, która jest realizowana niezależnie od Trójmorza. W wypadku Stanów Zjednoczonych nie widzę powodów, dla których miałyby się angażować w taki projekt.

Trójmorze sięga północnego wschodu i państw basenem Bałtyku oraz południowego- wschodu, tj. krańca Europy, gdzie krzyżują się i nakładają interesy kilku istotnych państw regionu, między innymi Turcji i Iranu. Jak polityka brzegowych państw Intermarium wpływać będzie na ew. rozwój tej inicjatywy

Najważniejszym czynnikiem uniemożliwiającym inicjatywy w typie Trójmorza jest duże rozdrobnienie regionu i brak jasno zdefiniowanego centrum. Żadne z państw Europy Środkowej i Wschodniej nie jest w stanie objąć rolę regionalnego mocarstwa i zebrać wokół siebie pozostałych. Ujawnia się tutaj duża siła przyciągania Niemiec i Rosji, które tradycyjnie są głównymi graczami w regionie. Iran jest za słaby by odgrywać większą rolę w południowo-wschodniej Europie, a zaszłości historyczne blokują taką możliwość Turcji. Zbyt aktywna polityka Ankary skończy się zawsze zwróceniem się państw Bałkanów o pomoc do Niemiec lub Rosji.

Relacje z USA i UE

Minione, podwójne kadencje dwóch ostatnich prezydentów USA tonie jest okres, który zapisał się złotymi zgłoskami w historii tego kraju. Pierwszy z nich wciągnął armię, w kosztowną politycznie i gospodarczo wojnę z Irakiem, którego Ameryka nie wygrała ponieważ nie zainstalowała ani w tym kraju, a tym bardziej w regionie, liberalnej demokracji, drugi natomiast przesuwając ciężar polityki z proeuropejskiej na proazjatycką nie tylko nie ograniczył gospodarczej ekspansji Chin, ale doprowadził Rosję do pozycji regionalnego mocarstwa z jeszcze większymi ambicjami.

Czy jednak dominujące dziś przekonanie pt „ Finis America” nie jest przedwczesne a wyborcze hasło kolejnego prezydenta „ Make America great again” , które wyniosło go do władzy, nie świadczy o tym, że jeśli amerykańskie społeczeństwo rzeczywiście dokona dogłębnej przebudowy polityki kraju, tak w aspekcie wewnętrznym jak i zewnętrznym, to nadal nadawać będzie kierunek wydarzeń światowych?.

Pogłoski o końcu Ameryki są przesadzone. Porównując potencjał USA z końca lat 80. z obecnym, okaże się nawet, że Stany są silniejsze. Natomiast względny potencjał w porównaniu z innymi rywalami osłabł. Za taki stan odpowiada jedno państwo – Chiny, które po latach lekceważenia coraz częściej są postrzegane jako wyzwanie. Jednak mimo wszystko USA ciągle mają dużą przewagę nad wszystkimi konkurentami. Wystarczy wspomnieć, że chińskie wydatki na zbrojenia to ciągle tylko ¼ budżetu Pentagonu.

Stany Zjednoczone są nadal światowym liderem w dziedzinie zaawansowanych technologii, chociaż w niektórych dziedzinach, jak np. sztuczna inteligencja i komputery kwantowe, na prowadzenie zdają się wysuwać Chiny. Wydaje się, że główny problem Amerykanów leży w sferze psychologicznej – brak wiary we własne siły i poczucie schyłku. Tutaj rysuje się główne pole wysiłków waszyngtońskiej administracji, niezależnie od tego, kto będzie gospodarzem Białego Domu.

Stosunki chińsko – amerykańskie determinują dzisiaj dwa konflikty – dążenie przez Pekin do przejęcia kontroli nad szlakami handlowymi wiodącymi przez Morze Południowochinskie, oraz przez wojny celne między tymi państwami. Ponieważ przywódcy obu krajów nie zamierzają zrezygnować ze swych roszczeń/ambicji czy znaczy to, wg. Pana, że konfrontacja militarna miedzy nimi, wcześniej lub później, jest jednak nieunikniona ( tzw. Pułapka Tukidydesa?

Na temat tzw. Pułapki Tukidydesa przelano już morze atramentu. Z pewnością porównanie współczesnych Stanów Zjednoczonych i Chin do Aten i Sparty jest karkołomnym wyzwaniem. Mamy obecnie niespotykaną w dziejach sytuację, gdy to mocarstwo hegemoniczne zaczyna dążyć do przebudowy istniejącego ładu. Wobec tego bardziej trafne wydaje mi się porównanie USA do Francji w okresie wojny trzydziestoletniej – destabilizacja sytuacji międzynarodowej i wikłanie rywali w kolejne konflikty. Jak do tej pory zarówno Waszyngton jaki i Pekin unikają militarnej konfrontacji i kładą nacisk na środki ekonomiczne i dyplomatyczne. Nawet zdominowanie Morza Południowochińskiego przez Chiny nie zagraża bezpośrednio USA, które kontrolują tzw. Pierwszy Łańcuch Wysp i tym samym kontrolują wszelkie wyjścia na Pacyfik i Ocean Indyjski. Bardziej niebezpieczne od zaostrzonej sytuacji wydaje się zdobycie, w którymś z państw przewagi przez jastrzębi, upatrujących w wojnie lepszego rozwiązania.

16 07 w Pekinie zostało zorganizowane forum Unia Europejska – Chiny, na którym Europę reprezentowali Przewodniczący Rady UE Tusk i szef Komisji UE Juncker. Według komentatorów Chińczycy chcieliby, aby zawiązał się alians chińsko – europejski, wymierzony w protekcjonistyczną politykę Trumpa. Wprost o takim celu prowadzonych rozmów napisała South China Morning Post. Na ile realne jest jednak stworzenie takiego antyamerykańskiego aliansu mimo wielostronnych interesów, tak historycznych jak i współczesnych, łączacych Unię z USA?

Jak do tej pory chińskie zachęty i obietnice okazały się zbyt mgliste i mało konkretne by zachęcić Europejczyków do porzucenia Stanów Zjednoczonych. Jednocześnie od lat w USA pojawiają się prognozy straszące osią Berlin-Moskwa-Pekin, stąd amerykańska ofensywa dyplomatyczna w Europie obliczona na względne osłabienie pozycji Niemiec i Francji z jednoczesną próbą mocniejszego ich związania ze Stanami. Warto tutaj wspomnieć, ze niedługo po szczycie w Pekinie Jean-Claude Juncker został wyjątkowo życzliwie przyjęty przez Donalda Trumpa w Waszyngtonie. Zważywszy na rosnącą w Europie percepcję Chin jako niebezpiecznego rywala antymaerykański sojusz z Pekinem staje się mniej realnym scenariuszem. Mimo rosnącej potęgi Pekin nadal ma mniej do zaoferowania niż Waszyngton

 

Dziękuje za rozmowę

Rozmawiał Ryszard Bobrowski

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Polska.