Rosyjskie scenariusze dla Ukrainy (około roku 2030)

Już sam fakt rozpoczęcia debaty na temat Ukrainy w rosyjskich mediach jest zjawiskiem istotnym, bo być może obserwujemy początki przewartościowania stanowiska Moskwy, ale nie mniej ważne jest to, kto w niej bierze udział i co mówi.

 W rosyjskich mediach, oczywiście nie tych mainstreamowych, bo tam niewiele się zmieniło, ale w niszowych publikacjach przeznaczonych dla rosyjskiej elity intelektualnej trwa właśnie dyskusja na temat Ukrainy. Precyzyjnie rzecz ujmując, debatuje się o rosyjskiej polityce wobec Kijowa, zarówno w przeszłości, jak i w perspektywie najbliższych kilkunastu lat. Już sam fakt rozpoczęcia debaty na ten temat jest zjawiskiem istotnym, bo być może obserwujemy początki przewartościowania stanowiska Moskwy, ale nie mniej ważne jest to, kto w niej bierze udział i co mówi.

Debata rozpoczęta została przez ekspertów, politologów, specjalistów w zakresie polityki zagranicznej umownie określanych mianem – by użyć terminu wprowadzonego do obrotu naukowego przez Andrieja Cygankowa – „dierżawików”. Schematycznie przyjęło się uważać, zwłaszcza na Zachodzie, że w rosyjskim myśleniu o świecie istotne są dwa nurty – Zapadników, chcących integracji z Zachodem i Euroazjatów (najbardziej znanym z nich, choć nie najbardziej wpływowym jest Aleksandr Dugin), czyli zwolenników „osobnej drogi” Rosji. Ten podział nawiązujący do XIX-wiecznych dyskusji bardziej zaciemnia, niż rozjaśnia realia Rosji współczesnej. Bo najbardziej wpływową dziś grupą (mowa oczywiście o wpływach intelektualnych) są ludzie środka, w materii gospodarczej zwolennicy reform i liberalizmu, politycznie opowiadający się za silnym państwem i nawiązujący do rosyjskiej i sowieckiej tradycji imperialnej. Są to ludzie skupieni wokół Klubu Wałdajskiego, Rosyjskiej Rady ds. Polityki Zagranicznej, pracujący w eksperckim zapleczu rządu i administracji prezydenta, wykładający na moskiewskim Uniwersytecie im. M.W. Łomonosowa. Z pewnością nie należą oni do opozycji, są raczej intelektualnym wsparciem dla rządzącej dziś Rosją ekipy wywodzącej się ze służb specjalnych (choć i w tym środowisku niemała jest liczba osób o podobnej genealogii).

KRYTYKA WOBEC MOSKWY

To właśnie oni rozpoczęli dyskusję na temat Ukrainy. Są przy tym niezwykle wprost krytyczni wobec dotychczasowych osiągnięć Moskwy, bo ich zdaniem rosyjskie wpływy nad Dnieprem zostały na najbliższe lata – jeśli nie dziesięciolecia – zredukowane praktycznie do zera. Jest to następstwem zasadniczego błędu, jaki był udziałem Moskwy. Błędu polegającego na niedocenieniu siły ukraińskiego odrodzenia narodowego i uwierzeniu we własną rosyjską narrację imperialną, rodem jeszcze z XIX wieku, że Ukrainę zamieszkują w gruncie rzeczy Rosjanie, a gołym okiem widoczne różnice mają w gruncie rzeczy charakter folklorystyczny. Towarzyszyło temu przecenianie siły prorosyjskich sympatii na Wschodzie oraz lekceważenie rzeczywistych aspiracji ukraińskich elit. A te były dość jasno i wprost formułowane, jeszcze za czasów Krawczuka i Kuczmy. Ten ostatni napisał nawet książkę, wydaną również w Rosji, o wymownym tytule „Ukraina to nie Rosja”. Skutkiem błędnego rozeznania sytuacji stała się, zdaniem dyskutujących, błędna polityka. Bo o ile z uczestników debaty nikt nie kwestionuje celowości inwazji na Krym i jego aneksji (to istotna informacja), o tyle – jeśli idzie o rosyjską aktywność wobec Donbasu – większość uważa po latach, że „nie było warto”.

Z kilku powodów. Reakcja kolektywnego Zachodu okazała się silniejsza i bardziej konsekwentna, niż przypuszczano. Nie powtórzyła się sytuacja resetu po wojnie z Gruzją w 2008 roku. Mało tego, Zachód, ale szczególnie Stany Zjednoczone – zdaniem większości wypowiadających się – są zainteresowane utrzymaniem obecnego kierunku polityki Kijowa. Bo tego rodzaju „polityka powstrzymywania” pozwala Waszyngtonowi z jednej strony powoli dusić ekonomicznie Rosję, a po drugie dyscyplinować Unię Europejską. Z punktu widzenia wewnętrznej sytuacji naszego wschodniego sąsiada oznacza to, że mimo znacznego skurczenia się ukraińskiej gospodarki (PKB na poziomie 100 mld dolarów), dezindustrializacji, olbrzymiej emigracji zarobkowej, istotnego ciężaru długów – scenariusz dezintegracji państwowości ukraińskiej przez ostatnie lata wieszczony przez rosyjskich propagandystów jest mało realny. Bo w sytuacji ostrych napięć i trwającej z Rosją rywalizacji Zachodu, ani Waszyngton, ani tym bardziej Berlin nie pozwolą sobie na to, aby Ukraina przekształciła się w państwo upadłe. Maksimum tego, co może nastąpić w Kijowie, to wymiana elit, ale nie zmiana generalnego kierunku polityki.

ANTYROSYJSKI AZYMUT

Wielu rosyjskich specjalistów uważa, że ukraińskim Emmanuelem Macronem może stać się Swiatosław Wakarczuk. Ale takie rotacje z punktu widzenia Moskwy niewiele zmienią, bo zdaniem ekspertów realna batalia o władzę w Kijowie rozgrywała się będzie między obozem nacjonalistów – populistów (Tymoszenko) oraz nacjonalistów – biurokratów (Poroszenko), a to oznacza, że w najbliższych latach wewnętrzna konsolidacja ogniskowała się będzie wokół haseł narodowych, o jednoznacznie antyrosyjskim azymucie.

W rezultacie do 2030 roku (bo taka jest perspektywa refleksji rosyjskich analityków) na Ukrainie ukształtuje się nowe, antyrosyjskie pokolenie obywateli, a państwo zintegruje się ekonomicznie z Unią Europejską.

Odejdzie na trwałe z „ruskiego miru”, a stać się może jednym z głównych politycznych przeciwników Moskwy na obszarze postsowieckim, o czym świadczą ostatnio podjęte zabiegi Kijowa o ożywienie sojuszu państw antyrosyjskich z obszaru byłego ZSRR (tzw. GUAM, ale bez Azerbejdżanu). Zabiegi prezydenta Poroszenki o uzyskanie zgody na autokefalię ukraińskiej Cerkwii Prawosławnej, polityka językowa w edukacji oraz przedwyborcze gry z częstotliwościami kanałów telewizyjnych kontrolowanych przez niechętnych obecnej władzy magnatów (chodzi o telewizje Ihora Kołomojskiego i Dmytra Firtasza) tylko w dłuższej perspektywie będą sprzyjać separowaniu się Rosji i Ukrainy. Jest to zdaniem rosyjskich analityków trend uniwersalny i Moskwa go nie powstrzyma, o czym świadczy np. polityka władz Białorusi, czyli dystansowanie się od Rosji w planie kulturowym i językowym (choć już nie, gdy chodzi o politykę historyczną).

SCENARIUSZ NA PRZYSZŁOŚĆ

Nie mniej ciekawa od diagnozy jest odpowiedź na pytanie, co z „tym wszystkim należy zrobić”. Dmitrij Trenin pisze np., że Rosja winna myśleć o ustępstwach wobec Zachodu w Donbasie. Zamrożenie status quo w dłuższej perspektywie jest dla niej scenariuszem złym, bo trudno liczyć na zniesienie sankcji i napływ zachodnich inwestorów, czego dziś Moskwa bardzo potrzebuje. Inni uczestnicy debaty nawet jeśli nie formułują tego wprost, a wielu takie działania proponuje, myślą podobnie. Jakaś formuła ustępstw na wschodzie Ukrainy jest niezbędna i w interesie Rosji jest iść w tę stronę. Bo w gruncie rzeczy chodzi o normalizację relacji z Unią Europejską, pogłębianie różnic między Brukselą a Waszyngtonem i zniesienie sankcji (sankcje po aneksji Krymu uznawane są za symboliczne).

Jaki jest plan docelowy? Ukraina zintegruje się gospodarczo z Unią Europejską. Temu trendowi Rosja nie ma siły się przeciwstawić.

W Kijowie rządzić będą politycy co najmniej niechętni Rosji, dlatego trzeba będzie włożyć sporo wysiłku, aby sytuacje znormalizować, głównie na gruncie wymiany handlowej.

Zdaniem rosyjskich ekspertów Ukraina nie stanie się członkiem Unii, co najwyżej może liczyć na specjalny status w tym zakresie. Ale jaki on będzie miał kształt, jak dotąd nie wiadomo, bo dopiero po brexicie Unia stanie wobec wyzwania ukształtowania swych relacji z europejskimi dużymi państwami nienależącymi do niej, takimi jak Wielka Brytania, Turcja i Ukraina właśnie. W planie polityki bezpieczeństwa rosyjscy eksperci są przekonani, że ewentualny akces Kijowa do NATO to mrzonki, bo na integrację z Sojuszem – wobec sprzeciwu Moskwy – nie zgodzi się wiele europejskich stolic. Co najwyżej Kijów może budować swoją politykę bezpieczeństwa w trybie umów dwustronnych, w tym i z Waszyngtonem. Ale w dłuższej perspektywie, zdaniem rosyjskich ekspertów, wobec instrumentalnego traktowania Ukrainy przez Stany Zjednoczone (jako narzędzia w proxy wojnie z Rosją) nie da jej to trwałego poczucia bezpieczeństwa. I taka – generalnie rzecz ujmując – ich zdaniem powinna być w najbliższych latach polityka Moskwy wobec Kijowa. Akceptacja współpracy gospodarczej, głównie na linii Rosja – Unia, ale bez dyskryminacji Ukrainy. I twardy sprzeciw wobec partnerstwa Kijowa z zachodnim systemem bezpieczeństwa zbiorowego. Ich zdaniem dzisiejsza wiara ukraińskich elit w powodzenie „drogi na Zachód” już wkrótce (choćby przy okazji decyzji o North Stream 2 i tranzycie) zostanie wystawiona na bolesną próbę. Rosja powinna wspierać politykę przekształcenia Ukrainy w państwo federalne, ale dyskretnie. Dziś tendencje odśrodkowe na gruncie konfliktów językowych wspierają państwa członkowskie Unii, takie jak choćby Węgry, Słowacja czy Rumunia. A Rosja powinna czekać, dziś ustąpiwszy w sprawie Donbasu, gdyż może odzyskać swe wpływy około roku 2030.

Marek Budzisz

Analityk, obserwator rosyjskiego życia politycznego. Były dziennikarz, prowadzi blog „Wieści z Rosji” w Salonie 24.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Media / Press.