Szczerość, konflikt, współpraca. Warszawa i Berlin w następnej dekadzie.

Debata zorganizowana przez Instytut Wolności, Warszawa, 13 02 2016

Uczestnicy debaty: Łukasz Warzecha, Andrzej Godlewski, Aleksandra Rybińska. Leo Mausbach.

Nieautoryzowanwe fragmenty wystąpień. Śródtytuły pochodzą od redakcji

Aleksandra Rybińska

Relacje utknęły w martwym punkcie.

Polska podpisując po upadku komunizmu traktaty z Niemcami była dużo słabszym partnerem. Była w zasadzie bankrutem, nie miała żadnych wpływów poza UE, w związku z tym te traktaty wyrażają pewną asymetrię. Ta asymetria pozostała. Dzisiaj w Polsce mamy rząd, który niekoniecznie odpowiada marzeniom niemieckiej koalicji rządzącej i te wewnętrzne podziały w Polsce są w pewnym sensie rozgrywane. Niemcy bardzo dobrze wiedzą, iż w Polsce jest opozycja – PO, z którą jej się bardzo dobrze współpracowało w poprzednich dwóch kadencjach. Moje osobiste wrażenie, jako członka Zarządu Współpracy Polsko – Niemieckiej, który często bywał w Niemczech, jest takie, iż jest tam pewna przeczekująca postawa. Tzn. jest nastawienie na to by przeczekać tę kadencje, a także następną, gdyby ona była, przez co oczywiście wiele kwestii nie jest załatwianych i sprawy nie posuwają się do przodu. Jest nastawienie, że lepiej grać na opozycję, ona powróci w pewnym momencie, samodzielnie czy z takim lub innym koalicjantem, więc lepiej nie angażować w tej chwili zbyt wielkich środków w relacje polsko-niemieckie. A ponieważ po polskiej stronie nastawienie jest bardzo podobne, czyli jest duży sceptycyzm odnośnie współpracy z Niemcami, i pewna wstrzemięźliwość, w związku tym te relacje utknęły w martwym punkcie.

Zorganizowaliśmy forum polsko – niemieckie, podczas którego wykrystalizowały się dwa problemy. Po stronie polskiej cały czas była mowa o NordStreem 2, podczas kiedy Niemcy byli bardzo zaniepokojeni relacjami Polski ze Stanami Zjednoczonymi. Niemcy bowiem widzą się w roli pośrednika między Stanami Zjednoczonymi a Europą a wzmocnienie bilateralnych relacji na linii Warszawa Waszyngton trochę tę rolę osłabi. To także odnosi się do innych krajów w Europie Środkowo – Wschodniej. Polska, jak wiemy, poniosła porażkę w kwestii NordSreem 2 i dominuje poczucie, że niemiecki interes, dotychczas sprzedawany jako interes Europy, trochę się już skończył. NordStreem 2 to nie jest oczywiście inicjatywa, prywatna, inicjatywa czysto gospodarcza, i to budzi po stronie polskiej duży niepokój. W tej kwestii rzeczywiście nie jesteśmy się w stanie porozumieć. Ponadto Polska, ale również inne kraje, nie tylko zresztą Europy Środkowo-Wschodniej, ale te słabsze w UE, postrzegają Unię Europejką, jako te, która w pewnym sensie zamienia się w instrument mocarstw, gdzie są realizowane interesy silniejszych, i które są narzucane słabszym poprzez system podwójnej większości w Radzie Europejskiej.

Im wyżej pójdziemy w hierarchii politycznej tym trudniejsze są relacje polsko- niemieckie. One są np. bardzo dobre w przypadku wymiany transgranicznej, we współpracy organizacji młodzieżowych – to wszystko funkcjonuje znakomicie, tam nie ma żadnych starć, ale im bardziej zbliżamy się do twardych politycznych interesów, a one istnieją, to Niemcy mają te twarde, polityczne interesy, nawet, jeśli je sprzedają nam pod przykryciem Europy. I w tym momencie to zaczyna zgrzytać.

Łukasz Warzecha

Obustronne niezrozumienie swojej wrażliwości i sposobu postrzegania polityki

Czynnikiem istotnym w układaniu relacji polsko – niemieckich z polskiej strony jest to, iż polityka zagraniczna jest w dużej mierze funkcją polityki wewnętrznej. Moim zdaniem w Polsce dzieje się znacznie bardziej niż w Niemczech, ponieważ Niemcy, z racji swej wagi i rozmiaru. są niejako przyzwyczajeni do tego, że muszą patrzeć trochę dalej. Natomiast my mamy do czynienia z bardzo mocną wewnętrzną walka polityczną, co powoduje, że do tej walki zostają wciągnięte te dziedziny, które nie powinny być wciągnięte, i być jej obiektem, a niestety są. I polityka zagraniczna to jest ten przykład, a temat niemiecki szczególnie nadaje się do tego żeby ekscytować cześć elektoratu. I problem polega na tym, że w pewnym momencie z takiego wykorzystywania tego tematu rodzi się coś w rodzaju błędnego koła. Tzn. politycy, może nawet niepostrzeżenie dla siebie, stają się zakładnikami opinii publicznej, którą wcześniej sami pobudzili i zmobilizowali danym tematem.

Opinia publiczna jest bardzo podekscytowana i jest nastawiona kompletnie nieracjonalnie, ale w pewnym momencie z tego nastawienia opinia publiczna zaczyna oczekiwać spełniania tego, do czego sama została pobudzona. A politycy, żeby nie stracić tego poparcia, które udało im się uzyskać dzięki temu tematowi, muszą w pewnym momencie zacząć coś realizować. A skoro tak, to jest to w poprzek realizacji tych prawdziwych interesów. Tam, gdzie wchodzą w grę emocje, a przypadku tematu niemieckiego w Polsce wchodzą ogromne emocje, znacznie większe niż emocje w Niemczech, to oczywiście nie sprzyja to racjonalnej polityce. I to jest czynnik, o którym absolutnie musimy pamiętać, kiedy rozmawiamy o wzajemnych relacjach.

Pani Rybińska powiedziała, w dużej mierze słusznie, że elity niemieckie są nastawione w dużej mierze na to, ażeby przeczekać obecną władzą w Polsce. To niekoniecznie może być tak, to w pewnej mierze zależy także od nas. Niemcy są bardzo pragmatyczni a to oznacza, że skoro jest ta władza, to trzeba z nią jakoś rozmawiać. I są próby podejmowane na różnych poziomach. Prawica nie uczestniczyła w polsko- niemieckim dialogu. Nie uczestniczyła, ale przyczyny tego leżą po obu stronach. Z jednej strony było tak, że Niemcy po 2007 r. stracili zainteresowanie prowadzeniem jakiegokolwiek dialogu ze stroną konserwatywną w Polsce, a doskonałym przykładem na to jest los Fundacji Adenauera w Warszawie. Fundacja ta przez wiele lat organizowała spotkania, które były kierowane do konserwatywnej strony politycznej w Polsce. Tak było przed 2005 r, i tak było jeszcze po tej dacie. Ale po 2007 r zmienił się prezes tej fundacji w Warszawie, przekierował zainteresowanie w strefę kompletnie niepolityczną, jak np. sprawy dialogu kościołów, co nikogo już nie interesowało, a co z czasem zostało w ogóle wygaszone. I nagle, jakieś dwa lata temu, Niemcy się zorientowali, że mają wielką lukę w wiedzy, i nie bardzo wiedzą, co się w Polsce dzieje – dlaczego ten PiS wygrał, dlaczego ma szanse wygrać po raz drugi, itd.?. Trzeba zatem z kimś nawiązać kontakt i zacząć rozmawiać, gdyż inaczej nic z tego nie zrozumiemy. Polska strona konserwatywna jest bardzo trudnym partnerem, zgoda, ale jednak większość winy leży tutaj po stronie niemieckiej. Po prostu ona nie była tym dialogiem zainteresowana i nagle obudziła się z problemem.

Drugą sprawą, która też wpływa na emocje po stronie polskiej, jest fundamentalne obustronne niezrozumienie swojej wrażliwości i sposobu postrzegania polityki, czy państwa. Strona niemiecka, a przekonywałem się o tym wielokrotnie, nie potrafi zrozumieć, dlaczego Polacy są niezmiernie wrażliwi na punkcie pewnych kwestii historycznych, dlaczego są bardzo uwrażliwieni na punkcie swojej suwerenności, dlaczego nie są w stanie zaakceptować sytuacji, kiedy ktoś z zewnątrz ich poucza. Po prostu nie rozumieją pewnych spraw. Ale z drugiej strony jest dokładnie to samo. Polskie elity, które mają ambicje, by realizować suwerennościową politykę, też się nie starają się tego zrozumieć. Traktują Niemców jako arogantów, którzy się szarogęsią w Europie, wszystkim chcą zarządzać, zdominowali instytucje europejskie, w związku z czym, my się im postawimy.

A tutaj jest zupełne niezrozumienie niemieckiej kultury konsensusu, uwielbienia dla rozwiązań instytucjonalnych, znaczenia dyskusji nad problemami, itd. To są bardzo typowe mechanizmy myślenia niemieckich elit, bez zrozumienia których my z kolei nie będziemy w stanie się z nimi dogadać. Ja nie widzę takiego podejścia – nie zgadzamy się z waszymi wnioskami, ale rozumiemy jak wy myślicie. Jak sadzę za tym stoi jakiś polski kompleks i jeżeli my nie pozbędziemy się tego kompleksu, tzn. nie zaczniemy podchodzić do wzajemnych relacji absolutnie pragmatycznie, bez jakichś hurapatriotycznych uniesień i pobrzękiwania szabelką, to nic z tego nie wyjdzie. My się po prostu musimy wyzwolić z naszych kompleksów i podejść do tego z czystą kartą i czystym umysłem.

 

Natomiast ta grupa polskich polityków, która wpływała na polską politykę w latach 2007 – 2015, PO- PSL, to jest grupa, w której w ogóle nie ma żadnej potrzeby refleksji. Ona w ogóle nie jest zainteresowana zrozumieniem strony niemieckiej, ponieważ tam w ogóle nie ma takiej potrzeby. Ona tylko patrzyła, dokąd zmierza główny nurt polityki UE, i na tym koniec. Wystarczy tylko wiedzieć, gdzie jest ten główny nurt, i nie musimy niczego rozumieć. Nie chcemy być partnerami, nie chcemy próbować być w miarę równorzędnymi partnerami, tylko pokażcie nam mamy dokąd iść, i my tam pójdziemy. Więc tam też nie było próby zrozumienia mechanizmów relacji polsko – niemieckich.

Leo Mausbach.

Polacy muszą być w stanie skutecznie sprzeciwiać się Niemcom.

Ta wspomniana asymetria w stosunkach polsko niemieckich jest i trudno sprawić, by jej nie było. Patrząc na relacje polsko niemieckie mam wrażenie, że rozwiązanie tego kompleksu spraw jest dużo prostsze. Po prostu Polacy muszą być w stanie skutecznie sprzeciwiać się Niemcom. Mam wrażenie, że teraz Polacy bardzo potrzebują sukcesu w relacjach polsko- niemieckich, tak, by nie udało się Niemcom, np. zrealizować projektu NordStreem 2. To doprowadziłoby do dużo lepszych stosunków polsko – niemieckich i pokazałoby, iż nie są skazani na Niemcy, i uzależnieni od ich decyzji., tzn, że można wpływać na Niemcy. To jest takie samo uczucie, jakie Niemcy mają wobec Stanów Zjednoczonych. Tzn. przekonanie, że jesteśmy od nich zależni, że oni są we wszystkim lepsi, tj. że jeśli oni coś chcą, to możemy tylko powiedzieć, że to się nam nie podoba, ale to i tak nikogo nie obchodzi. I dlatego trzeba budować siłę europejska by równoważyć ten wpływ amerykański.

To też tłumaczy stosunek Niemców do Rosji. Mało kto w Niemczech ma pozytywny stosunek, jakiś sentyment do Rosji. Są tacy ludzie, ale tak naprawdę chodzi tylko o to by mieć jakąś alternatywę wobec Amerykanów, żeby nie być jednostronnie zależnym.

Dlatego też jest bardzo ważne by ze sobą rozmawiać, by mieć możliwość wymienienia się wiedzą o naszych wzajemnych emocjach. Stąd istotną jest ta wymiana poglądów na prawicy. Choć we Polsce w zasadzie rządzi prawica, to ona jest w zasadzie niekompatybilna z niemiecką prawicą. Nie ma za bardzo opcji dla współpracy z PiSem na płaszczyźnie europejskiej, tak naprawdę jest bardzo trudno nawiązać ten kontakt, i po obu stronach, zwłaszcza po polskiej, jest ogromny brak zaufania.

Andrzej Godlewski

To, iż w naszej debacie publicznej jest dużo historii, to jest oczywiście nasza właściwość. W relacjach z Niemcami jest to uzasadnione, ponieważ spotykamy się w miejscu, którego jeszcze w połowie poprzedniego stulecia praktycznie jeszcze nie było – Warszawa w ogromnym stopniu została zniszczona, 6 milionów polskich obywateli zostało zamordowanych, to tak, jakby uniknęła cała Austria, czy cała Szwajcaria. To jest rzeczywiście niesamowita zbrodnia, i o tym pamiętamy. Mniej mówi się u nas o takich zagadnieniach jak energetyka, klimat, czy gospodarka, a one są w Niemczech dużo bardziej obecne w publicznej debacie niż tutaj. U nas perspektywa przyszłości zamyka się, mam wrażenie, na październiku tego roku. Z tego też powodu nasze relacje są takie trudne i prowadzą do różnych nieporozumień.

Co w takim razie robić? Szczerość, konflikt, czy współpraca? Mam wrażenie, że w tych relacjach każdy z tych elementów jest potrzebny, gdyż tak naprawdę naszym podstawowym pytaniem w relacjach polsko – niemieckich powinno być określenie tego czego chcemy, jako Polska, i na ile te relacje z Niemcami mają temu służyć. Wg. mnie takim głównym celem Polski w relacjach z Niemcami powinno być to, że to, iż powinniśmy chcieć, żeby Niemcy umierali za Gdańsk. Czyli inaczej mówiąc – żeby Niemcy byli takimi sojusznikami, którzy w razie potrzeby będą nam pomagać w różnych sytuacjach – pod względem politycznym, gospodarczym i innym.

Jak do tego doprowadzić? Po pierwsze trzeba rozmawiać. Jeśli się nie rozmawia to można się tylko na nich obrażać, czy ich krytykować, ale nie przekonamy ich do czegoś, co oni mogliby dla nas zrobić. Kto powinien rozmawiać i jakie powinny być narzędzia polskiej polityki wobec Niemiec? Np. jest w Niemczech Partia Zielonych, z którą główne ośrodki polskie władzy nie prowadzą dialogu z powodów ideologicznych czy ideowych, ale to jest dzisiaj faktycznie druga partia w Niemczech, dziś opozycyjna, ale być może za chwilę będzie to partia współrządząca. Nie chodzi o to, by główne władze PiSu prowadzily z nimi ten dialog, ale być może politycy PiSu znajdą jakieś temat – czy to regionalny, czy energetyczny, czy w sprawach zagranicznych. Przypomnę, że Zieloni są bardzo krytyczni wobec tego, co robi Putin, w sprawach Ukrainy mają to samo stanowisko, co polski rząd, więc dlaczego z nimi nie rozmawiać. W tej mijającej już kadencji europerlamentu posłowie PiSu są po raz pierwszy w grupie parlamentarnej z trzema czy czterema Niemcami, wcześniej tego nie było, ale to jest za mało. Czy dialog z CDU jest możliwy? Kiedyś był.

Czy powinno się wykorzystać te kanały, które są, te międzyrządowe? To zależy, od tego co chcemy od osiągnąć Niemców. Czy kluczowy temat, tj. NordStreem 2, nie powinien być priorytetem dla naszej placówki dyplomatycznej? Jeśli nie mamy poukładanych tych priorytetów, to być może trudnej jest porozumieć się z politykami niemieckimi. Jeśli się nie rozmawia to się nie osiąga tego, co byśmy chcieli, a i to czego byśmy chcieli to mam wrażenie nie do końca jest zdefiniowane po polskiej stronie, Dużo jest nie tylko symboliki, ale i tematów historycznych, jak np. status polskiej mniejszości w Niemczech. Być może jest on niemożliwy, ale możliwe mogą być takie prawa, jakie mają tam Duńczycy, Serbołużyczanie, czy, Cyganie, czyli te prawa, które przysługują mniejszościom narodowym.

Podsumowując – wybieranie między szczerością, konfliktem, a współpracą jest uproszczeniem, gdyż tak naprawdę każdy z tych elementów jest potrzebny, ale nadrzędny winien być cel jaki chcemy osiągnąć w tych relacjach w polskiej polityce zagranicznej.

Aleksandra Rybińska

Mamy w tej chwili np. bardzo poważny dyplomatyczny spór między Francją a Włochami ponieważ Włochy , z jakiegoś powodu, przeniosły swoją kampanię wewnętrzną do Francji, a wcześniej prezydent Macron oświadczył, że Orban jest wrogiem nie tylko Francji, ale całego wolnego świata. I na tym opiera on całe emocje wobec eurowyborów i właściwie cała kampania jest prowadzona na osi emocji. Ministrowie rządu francuskiego mówili wręcz, że brunatne koszule są pod żółtymi kamizelkami – czyli tak naprawdę sięga się po wszelkie środki. Czyli ta dychotomia: populiści – obrońcy liberalnej demokracji, to ona, jak mnie się wydaje, zakończyła kulturę konsensu w Europie, także w Niemczech. Mam wrażenie, że konsensus w Niemczech powoli odchodzi do lamusa. Mamy w Bundestagu siedem partii, mamy w tej chwili prawdziwą opozycję, tj. mamy partię AfD, czyli ten konsensus trochę się posypał. Można powiedzieć, że spór wrócił do niemieckiej polityki, a ponieważ Niemcy zostały wybrane na obrońcę liberalnego porządku, to mam wrażenie, że są mniej gotowi do konsensusu, niż wcześniej. I rozmowy, które prowadziłam, wskazują na taką postawę – tak chcemy, gdyż to jest w naszym interesie, i jest coraz mniej gotowości do prowadzenia dialogu. Żeby móc prowadzić dialog to muszą być dwie strony, każda z nich musi chcieć go prowadzić. To nie jest tak, że brakuje nam rozmów.

Problem polega na tym, że osiągnęliśmy próg, którego nie jesteśmy w stanie przekroczyć. Dlaczego zawsze wracam do przykładu NordSreem 2. Dlatego, że nie jest to problem, z jakim musi się zmierzyć ten rząd. Najpierw kładzie się pierwszy gazociąg, a potem przygotowuje się plany na drugi. Gdy w Polsce rządziła PO, to szła „ na rękę” Niemcom w każdej możliwej kwestii licząc na to, że jeżeli będą szli za Niemcami, to Niemcy wezmą nasze interesy pod uwagę i przy okazji je załatwią. To jednak nigdy nie nastąpiło, a komisarz Bieńkowska samotnie podnosiła rękę w KE. W związku z tym mówienie, że my, jeśli Niemcom się postawiamy, to niczego nie załatwimy, jest błędne. Nie stawialiśmy się i te niemieckie wsparcie dla naszych interesów nigdy nie nastąpiło. Spojrzymy na bilans rządów pod tym względem – taka jest prawda.

Czego chce Polska? Polska chce być traktowana podmiotowo. Możemy spojrzeć na radosne witanie kanclerz Merkel, chociażby w takim kraju jak Grecja, i stwierdzić, że inne kraje też chciałyby być tak traktowane. Do tego sprowadza się problem? Jeżeli jestem na spotkaniu z niemieckim politykiem, który mówi – Polacy, mówię wam bardzo szczerze, przecież elementy tego rurociągu zostały już położone, przestańcie się przeciwstawiać, przecież my i tak ten gazociąg zbudujemy, itd., to, jeżeli wyjściem do rozmowy jest takie stanowisko, to rzeczywiście nie mamy o czym rozmawiać. Nigdy w tej kwestii i to przez całe lata, nie było po stronie niemieckiej gotowości by cofnąć się, choć pół kroku w tył. W związku z tym mówienie, że my nie wiemy, czego chcemy, a zatem nie potrafimy tego wywalczyć, jest błędne. W sprawie NordStreem 2 zostało nam obecnie zaprezentowane coś, jako tzw. kompromis zawarty między Niemcami a Francją, który zakłada, że gazociąg będzie podporządkowany unijnym regulacjom, ale to Niemcy będą decydowały o tym, czy je przestrzegać. To jest niesłychane. I to ma być ten kompromis, który my musimy zaakceptować.

Mam zatem wrażenie, że my w Europie w ogóle odchodzimy od konsensusu, co oczywiście także wpływa na relacje polsko- niemieckie, gdyż w tle tego wszystkiego są, po pierwsze spory ideologiczne, które istnieją między koalicją rządzącą w Berlinie, a po drugie nie wiem, czy to, że rozmawiamy o historii i nią się zajmujemy, przeszkadza nam mówić o przyszłości. Można przecież równocześnie robić jedno, i drugie, to są kwestie, które się przecież zupełnie nie wykluczają. Są rzeczywiście problemy, jak chociażby reparacji, których szanse na pozytywne rozwiązanie są, niewielkie i obliczone na dziesiątki lat. Podobnie jak kwestia polskiej mniejszości, z tego powodu, że żaden kraj suwerenny i silny, nigdy nie uzna u siebie mniejszości, za którą stoi drugie silne państwo narodowe. Niemcy mają doświadczenie z Turcją, z Turkami, którzy niekiedy postępują tam jak piąta kolumna Erdogana, i na pewno nie będą szli w tym kierunku. Więc trzeba mieć tego świadomość. To nie znaczy, że nie trzeba rozmawiać, ale musi być jakaś gotowość do dialogu.

My nie jesteśmy jedynymi, którzy mają z Niemcami takie doświadczenie, proszę spojrzeć na sytuacje prezydenta Macrona, W pewnym momencie zrobiło się jego żal, kiedy stworzył tę wspaniałą wizję reformy Europy, przedstawił ją Sorbonie, i cały czas zabiegał o względy kanclerz Merkel licząc, iż może litościwie pozwoli mu ją zrealizować. Więc jeżeli chcemy określić stosunek sił w Europie to wystarczy spojrzeć na motor francusko- niemiecki UE. Oraz na to, iż taki kraj jak Francja proponuje taką lub inną reformę a Niemcy mówią – nie, to nie. I co taki kraj ma w takiej sytuacji zrobić. Nic.

 

Nie należy płakać tylko być realistą i nazwać rzeczy po imieniu. Nie oszukujmy się. Jeżeli mowa jest o budowie NordStreem 2 to tak naprawdę chodzi tu o dostawy gazu dla samochodów o napędzie wodorowym, czyli o niemiecki przemysł, o to, by Niemcy mogli zachować swoją przewagę, także eksportową. I w tym celu my wszyscy zostaniemy połączeni rurą gazową z Rosją, w wyniku czego jest nam narzucony określony rodzaj polityki energetycznej. Co znaczy, że realizowany jest twardy interes niemiecki, który lansowany jest jako korzyść UE. Nie widzę więc żadnej gotowości po stronie niemieckiej. Moim zdanie problem Polski polega na tym, że nie za dobrze potrafimy takie kwestie rozgrywać, a Niemcy, ponieważ mają tą silną pozycję, po prostu nie uważają, że muszą się z nami liczyć.

 

Andrzej Godlewski

Redaktor Rybińska wspomniała, że nawet Francuzi nie są w stanie wymusić na Niemcach tego, na czym im zależy w Europie. A ja bym powiedział, że właśnie tutaj powinna być rola dla polskiej dyplomacji – tj. zróbmy coś. Nie możemy się też oburzać na to, że Niemcy mają w Europie swoje interesy, bo przecież i Francuzi, i Duńczycy mają swoje interesy. Jest iluzją i naiwnością sądzić, że interesy niemieckie równają się interesom Europy. Pytanie brzmi czy poprzez konflikt, czy raczej przez pojednanie osiągniemy więcej. Moim zdaniem takim ciekawym tropem, który pokazuje jak rozmawiać z Niemcami, były negocjacje o odszkodowania dla ofiar holokaustu, które toczyły się pod koniec lat 90-tych. Wtedy Polska była super juniorem wobec Niemiec, byliśmy przecież o wiele słabszym gospodarczo państwem, a Niemcy nie byli jeszcze przygotowani, jako rząd, na to, żeby uznać, że Polacy mogą mieć inne zdanie, i że mogą im się sprzeciwiać. Wtedy był rząd kierowany przez premiera Buzka, były też trudne negocjacje z organizacjami żydowskimi a rządem niemieckim, wspieranymi przez amerykańską administrację, na temat odszkodowania dla żydowskich ofiar holokaustu. Nieżyjący graf Lamsdorf, który prowadził te negocjacje, bardzo lekceważąco odnosił się wówczas do tego, iż polski rząd chce również w tej sprawie się wypowiedzieć. Ale rząd polski bardzo sprytnie zagrał i stworzył taki rodzaj większościowej koalicji, wobec której Niemcy nie mogli pozostać obojętni i polskie ofiary II wojny światowej, nawet pracownicy przymusowi, a nawet częściowo jeńcy wojenni, dostali to, co nie nazywało się odszkodowaniem, ale jakieś tam pieniądze. Ale to wynikało z tego, że można było tę atmosferę wzajemnych relacji, składającą się z konfliktu, ale i konsensusu, wykorzystać, w wyniku czego finansowo zyskali polscy obywatele.

 

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Polska.