Chiński Renesans

Fundacja Polska w Europie oraz Instytut im. Tadeusza Mazowieckiego. Warszawa, 24.01 19

Spotkanie z profesorem Bogdanem Góralczykiem, autorem książki Wielki renesans.

Tekst nieautoryzowany, śródtytuły pochodzą od redakcji

Chiński renesans to nie jest jakiś raport napisany na czyjeś zlecenie, np. Komisji Europejskiej, ale zapis wynikający z życiowego doświadczenia. Po raz pierwszy byłem w Chinach w roku 1976, w latach 1979-80 studiowałem w Chinach, a potem, po 1980 r. byłem na Placu Tian’anmen; moja książka na ten temat jest dostępna. W latach następnych, kiedy byłem ambasadorem PRL w państwach Azji Południowo –Wschodniej, wielokrotnie byłem w Chinach, gdyż miałem pełną świadomość tego, co tam się dzieje, i do czego to zmierza.   Kiedy w 2008 wróciłem z placówki dyplomatycznej i zacząłem przedstawiać swoje tezy dotyczące Azji, to nikt absolutnie nie chciał mnie słuchać, uważano ze jestem idiotą. Kiedy jednak w 2008 r rozpoczął się kryzys, który przeniósł się na światowy mainstreem, to media głownie amerykańskie, ale również europejskie, zaczęły potwierdzać to, co ja wcześniej mówiłem. W tym sensie świat się rzeczywiście zmienił.

Moja książka to nie jest pamiętnik. Najważniejsze jest to, iż tam są cztery płaszczyzny badania Chin. Płaszczyzna politologiczna, która z punktu zachodniego jest najbardziej wobec Chin krytyczna – system autorytarny, prawa człowieka, Tybet, mniejszości narodowe, itd. Później płaszczyzna ekonomiczna, bez której fenomenu Chin ostatnich dekad nie da się zrozumieć. Trzecia płaszczyzna jest naturalna, tzn. geostrategiczna, bo Chiny urosły i stały się drugą, a za chwilę powiem pierwszą gospodarką świata. I czwarta, a dla mnie najważniejsza, bo ja jestem z wykształcenia i politologiem, i sinologiem, to płaszczyzna kulturowa, gdyż jestem przekonany, iż Chin, bez elementu kulturowego, po prostu się nie zrozumie. One są cywilizacją sama w sobie. Jak pojechałem do starej stolicy Chi jang i wszedłem na najwyższe 10 piętro domy handlowego to tam, z wyjątkiem parteru, nie było towarów, które nie byłyby wyprodukowane w Chinach. Chiny są jedynym krajem, który ma orkiestrę symfoniczną grającą wyłącznie na chińskich instrumentach.

I wreszcie w książce wykorzystuje bardzo bogatą literaturę przedmiotu, która w znaczniej części jest chińskojęzyczna. Tam się toczą bardzo ciekawe debaty, których oni nie tłumaczą na angielski. A ja to odkrywam i pokazuje, i myślę, że to jest najbardziej fascynujące, i zderzam to z opiniami zachodnimi. I to od czytelnika zależeć będzie ocena, która ze stron ma racje. Ja tego nie przesadzam, staram się po prostu jak najwięcej pokazać, a jak najmniej wydawać opinie.

August Medison, statystyk i historyk, głównie ekonomiczny, z OECD z siedzibą w Paryżu, który już nie żyje, ostatnie 15 lat swego życia poświęcił na badaniu roli wielkich mocarstw w dziejach powszechnych. Jeden z tych tomów poświecił tylko i wyłącznie Chinom. I z wielu badań, która ja, i wielu badaczy, przyjmuje za wiarygodne, wynika, co następuje: w okresie od Chrystusa, tj. przełomu starej i nowej ery, aż do wojen napoleońskich, to Chiny były największą gospodarką świata. A wtedy, kiedy były krótkie okresy podziału Chin na trzy czy pięć królestw walczących ze sobą, to wtedy taką gospodarką były Indie. Czyli z punktu widzenia mentalności chińskiej ostatnie dwa stulecia, poczynając od wojen napoleońskich, to jest jakaś aberracja, a zatem trzeba by wrócić do tego, co było. A co było? Według Medisona, w roku 1820, tuż przed nieszczęsnymi dla Chin wojnami opiumowymi, czyli przed wejściem Brytyjczyków na ten kontynent chiński, Chiny generowały 1/3 światowego PKB. A wtedy kiedy Chin y skończyły okres, który oni nazywają „ sto lat narodowego poniżenia” , czyli  – wojny opiumowe, powstanie tajpingów, powstanie bokserów, wojna  chińsko-japonska, rozpad cesarstwa, soldateski, kiedy generałowie rozrywali między sobą kraj, pojawienie się komunistów, potem agresja japońska i jeszcze wojna domowa. Efekt jest taki, że kiedy Mao proklamuje 1 października 1949 r CHRL mające ponad pół miliarda mieszkańców, to Chiny dają 3,5 proc. światowego PKB, czyli dziesięć razy mniej niż poprzednio. Zawsze chińscy przywódcy, czy to był Mao, czy Deng, czy Czang Kai- szek, czy przywódca republikanski Sun Jan – sen, to oni wszyscy mówili o powrocie do chińskiej potęgi. Ale dopiero teraz, w ostatnich 4 dekadach, oni naprawdę wracają, czyli spełnia się przepowiednia Napoleona, a przynajmniej Napoleonowi przypisywana, mówiącą iż, jak chiński smok się obudzi to świat się zatrzęsie.

 

Przebudzenie Chin

Obudził się i na chwilę bieżącą sytuacja wygląda następująco: USA, według kursu nominalnego, dają 22-23 proc. światowego PKB, a Chiny już 17.5 proc. Chiny, najludniejsze państwo świata, w grudniu 1978 r. startowały z poziomu 4.5 proc.  tj. co znaczy, że od czasu kiedy reformy zaczęły być realizowane, doszły do 17. 5 proc. Czyli w Chinach dokonał się, i to w dwójnasób, przewrót kopernikański. Po pierwsze Chiny od 2014 r. są już eksporterem kapitałów, a nie tylko towarów, czyli mają nadwyżki kapitałowe i muszą dokonywać ekspansji przez te nowe jedwabne szlaki, które ogłosiły, a które tak drażnią Amerykanów. A w sensie siły nabywczej, tj, wskaźnika, który jest bardziej wiarygodny od innych, Chiny już są największą gospodarką świata, a jak się spojrzy na prognozy lat 2035 – 2040 – 2050, to zdecydowanie są przed Stanami Zjednoczonymi. W okresie od grudnia 1978 do listopada 2012, tj. do objęcia władzy przez obecną ekipę, z prezydentem Xi Jinping, w tym ponad 35 letnim okresie przeciętny roczny wzrost PKB wynosił 9.8 proc. To musiało zmienić mentalność Chińczyków, ich władz, i ich położenie w świecie, i to nadal zmienia światowy ład i porządek.

Naszym największym, historycznym przekleństwem jest położenie miedzy Rosją a Niemcami. Ale z punku, widzenia geostrategicznego chińskiego nie ma lepszego położenia niż między Rosją a Niemcami. Jest to po prostu wymarzone miejsce. I stąd moja teza, że jest w interesie Chin, by być w tej chwili w Polsce. Nie dlatego, że pokochali aktualnie rządzących naszym krajem, ale dlatego, że tak im to wynika z mapy, ponieważ w 2013 r. narysowali dwa jedwabne szlaki. Jeden lądowy idzie z Chin, przez Kazachstan, Rosję, i Białoruś, w której Chińczycy zainwestowali prawie 20 mld euro, a to nie jest, jak na Białoruś, mało. W Mińsku jest budowany park przemysłowy, a już zbudowali stacje sieci metra. Dla Chińczyków Polska jest państwem środka w Europie, i to z ich obliczeń wyszło, że centralny port lotniczy w Europie  jest w Łodzi i, że tam trzeba zbudować taki węzeł komunikacyjny. W warszawskich Łazienkach, 4 czy 5 lat temu występował mer stolicy Syczuanu, tj miasta Szengdu, czego sam byłem świadkiem, i rysował nam ten kawałek – 9 odnóg skąd idą szybkie koleje, autostrady i połączenia lotnicze, ponieważ docelowo ten chiński lądowy jedwabny szlak ma się kończyć w Rotterdamie, w Hamburgu, w Szwecji i łączyć się z ostatnim portem w ramach morskiego jedwabnego szlaku, czyli z portem w Pireusie.

Jeśli chodzi o kwestię – Chiny a Europa,  to podkreślić trzeba dwie sprawy. Po pierwsze Europa nie ma strategii wobec Chin, tj. mówi, że ma napisaną, ciągle też  nie ogłasza  strategii wobec Indii, nie ma jej wobec tzw. wschodzących rynków, a te wschodzące rynki do 2008 r., które nazywaliśmy trzecim światem, dały w ostatniej dekadzie 80 proc.  światowego wzrostu. Wszystkie statystyki mówią jednoznacznie, że centrum światowej gospodarki już się przeniosło z Atlantyku na Pacyfik, i już w tej chwili 58 – do 60 proc. światowego PKB jest w rejonie Pacyfiku, i my musimy się do tego przystosować.

W tym kontekście trzeba zauważyć, że obydwa szlaki idą na zachód, w kierunku Europy, One owszem idą jeszcze w kierunku Turcji, Iranu i państw Zatoki, ale jednak główne przystanki są w Europie. Oni tu przychodzą, ale wcale nie realizują nowych inwestycji, tylko robią fuzję i przejęcia. Zajmują nasze „ srebra narodowe” i Niemcy, którzy najbardziej inwestowali w Chinach,  i najbardziej kooperowali z Chinami,  obudzili się dopiero 2 lata temu, kiedy przejęli ich największego producenta robotów przemysłowych, czyli Kuke. Stąd zaczął się zainicjowany przez KE tzw. screening, i stąd mamy sprawę firmy Huawei, która moim zdaniem nie jest kompatybilna  z tzw. Fortem Trump.

Czyli Europa powinna więcej wiedzieć o Chinach, ale jest w niedoczasie, Chiny mają strategię wobec Europy, my zaś takiej strategii wobec Chin nie mamy. Rudymenty takiej strategii mają Niemcy i Victor Orban, który wypracował taką strategię, pod nazwą „ Otwarcie na Wschód”.

Chiński model – chaos w głowach i mamonizm

Jeśli chodzi o model, który obowiązuje w Chinach, to oczywiste jest,  że czym innym jest tam model polityczny, gdzie jest partia polityczna, jest jej biuro polityczne, gdzie co pięć lat organizowane są zjazdy pod czerwonym sztandarem i śpiewa się międzynarodówkę. I w ten realny socjalizm wkomponowano zasady konfucjańskie. I to jest wymieszane na zasadzie pierwiastka żeńskiego i męskiego, aktywnego i biernego, ciemnego i jasnego, kapitalizmu i socjalizmu. U nas się mówi, że nie ma trzeciej drogi, a oni mówią – ale u nas jest. Czyli chiński z pozoru realny socjalizm, czy komunizm, to tak naprawdę jest wymieszaniem realnego socjalizmu z konfucjanizmem, a jego definiuje merytokracja, tj. rządy oświeconych. Fakt – nieliberalnych, fakt  – niedemokratycznych, fakt – coraz bardziej autokratycznych, ale coraz bardziej oświeconych elit często wyedukowanych na najlepszych zachodnich uczelniach.

A czym innym jest model gospodarczy, który w latach 80-tych XX w sprowadzał się do tego, co robił w ZSRR Gorbaczow, czyli pierestrojka-głasnost, tylko w odwrotnych proporcjach – tylko pierestrojka, a głasnost w niewielkim stopniu; ale i tak z ostatnich 4 dekad to najbardziej liberalna była dekada lat 80-tych. Tak, czy inaczej tego nie da się przełożyć na zachodni liberalizm. Natomiast od 1990 r., co wskaże żeby pokazać ich inny sposób myślenia, jest Deng, przywódca komunistyczny urodzony w 1904 roku. Czyli, jak zaczynał reformy, miał 74 lata; one boksowały i skończyły się masakrą na Placu Tian’anmen, ale co gorsza, w latach 50-tych  Deng był wykonawcą woli Mao, nawet w sprawach Wielkiego Skoku, który zakończył się wielkim głodem. I to on nakazywał chińskim komunistom nauczyć się jednego hasła – Związek Radziecki dziś, to nasze jutro. Ale 17 stycznia 1990 r., czyli 3 tygodnie po rozwiązaniu ZSRR, wsiada w pociąg i, niczym chiński cesarz, podejmuję ekspedycję na południe do utworzonych tam w roku 1979 specjalnych stref gospodarczych, począwszy od Szengen na pograniczu z Hong- Kongiem, i właśnie tam ogłasza swój polityczny testament. I mówi – „nie” dla politycznego konsensusu, czyli tego, co wzięła Polska czy Niemcy. Chiny mówią-  nie. Równocześnie, choć Deng nie mówi tego wprost, wie, że wczorajsze hasło znaczy teraz tyle, że jutro wisimy na gałęzi. Więc mówi, że tę poprzednią drogę trzeba zmienić, to już nie ten model. I wskazuje cztery małe smoki, orzz wskazuje palcem na Singapur. Maleńki hub, niedemokratyczny, ale sprawny, efektywny i idący do przodu.

I od tego momentu Chiny rozpoczynają etap „ państwa rozwojowego”, gdzie nadrzędnym celem wszystkich władz w państwie jest walka o wzrost gospodarczy. I przez 20 laty ta polityka objęta była konsensusem. A przy okazji ustalono, że nie zasiadamy w pierwszym rzędzie, nie udajemy światowego lidera, według zasady „ ciszej jedziesz, dalej zajedziesz”. Ta filozofia obowiązywała aż do prezydenta Xi; teraz ona się zupełnie zmienia, jest  zupełnie inny model, który jest  precyzyjnie w książce opisany.

Mimo obecnego spowolnienia gospodarczego cały czas się zastanawiamy, jaki tam jest problem, kiedy Chiny się rozpadną, a oni z taką samą radością mówią –  Trump to,  UE tamto,  i z jeszcze większym zadowoleniem śmieją się z nas mówiąc, że Zachód się sypie. Bądźmy zatem ostrożni z formułowaniem takich tez.

Po pierwsze w chińskiej mentalności, w chińskiej cywilizacji, w chińskim DNA, jest poczucie narodu wybranego. Ja wiem, jak to brzmi w Polsce, i w naszej kulturze, że Chńczycy są „ pod niebiosa”,  a wszyscy wokół – to trybutariusze, albo barbarzyńcy. Czyli jeśli jesteś wewnątrz kultury chińskiej –  jesteś cywilizowany. Jak nie – to albo płacisz trybut, albo się nie liczysz, i jesteś barbarzyńcą. I to się zderza ze znanym pojęciem „America first”, a to jest niekompatybilne, bo to już Konfucjusz powiedział, że nie ma dwóch słońc na niebie. Prof. Brzeziński w styczniu 2009 r pojechał w imieniu  już wybranego prezydenta USA B. Obamy, do Pekinu i zaproponował  powołanie wspólnie  z USA  G2, czego Chińczycy nie kupili. Czyli dwóch szeryfów nie będzie. Równocześnie w tej chwili, w najnowszym wydaniu styczeń/luty  2019 „Foreign Affairs” są cztery poważne artykuły na temat tego, co się dzieje w stosunkach chinsko – amerykańskich. I jest analiza prof. Janse tunga, który utrzymuje, że będzie nowa zimna wojna, i będzie duopol, będą dwa bieguny. Ale inni chińscy specjaliści mówią – robimy wszystko, żeby znaleźć trzeci biegun. Tylko nie mogą go znaleźć. Rosja z naturalnych względów nie może nim być, bo Zachodnia Ukraina, bo Donbas, bo Morze Azowskie, i kto wie co jeszcze, Europa byłaby idealna w tych chińskich kalkulacjach, ale Europa jaka jest,  każdy widzi, zobaczymy co będzie z brexitem, i co będzie dalej. Ale Chińczycy nie do końca grają na rozbicie UE, jak gra Putin, Czyli mamy problem, ale jednego się nie obawiam – model chiński nigdy nie będzie uniwersalny – i język, i kultura, nie są dla Latynosa, dla Europejczyka, nawet Afrykanie tutaj się buntują. To nie jest kultura uniwersalna, wszystkie tezy, i prace twórcy Singapuru – Lee Kuan Yew’a – Chińczyka z pochodzenia – o tym właśnie mówią.

Natomiast Japonia w Chinach jest bezsprzecznie problemem. Używam takiej tezy – Japonia się zmodernizowała zanim się zestarzała, podczas kiedy Chiny jeszcze do końca się nie zmodernizowały, a już się zestarzały. I to jest potężne wyzwanie, ale jeszcze jest jedno będące wynikiem do niedawno prowadzonej – od 1979 do listopada 2015 r –  polityki jednego dziecka. Efekt jest taki, że wg oficjalnych danych władz chińskich na 116 chłopców przypada 100 dziewcząt, bo tylko chłopak jest przedłużeniem rodu. Nieoficjalne dane mówią o jeszcze większej różnicy. W efekcie mamy gangi, które porywają dziewczęta w Laosie, czy Tajlandii i przywożą do Chin, albo mamy Rosjanki, które chętnie wydają się za Chińczyka, bo nie pije i ma nieźle nabita kiesę. A że wkrótce po ślubie się rozwiodą, bo ze względów kulturowych bardzo się ze sobą różnią, to już zupełnie inna kwestia. Teraz jest już inna polityka i możesz mieć tyle dzieci, ile chcesz, ale młodzi nie chcą mieć dzisiaj dzieci, bo tanie Chiny się skończyły, i mentalność się zmieniła.

I w tym kontekście ja uważam, że największym zagrożeniem jest ten, na który zbyt rzadko się zwraca uwagę. Wydawnictwo „Dialog” wydało książkę Ju chła, tj. Chińczyka mieszkającego w Pekinie, ale publikującego na Zachodzie. Otóż największym problemem, i wiem to po rozmowach z chińskimi intelektualistami, jest chaos w głowach. Co 10 lat w Chinach zmieniała się strategia i tak naprawdę jest jeden bożek – mamonizm. Liczy się tylko mamona. Do wydarzeń w 1989 r. Chińczycy wierzyli, że pójdą na Zachód, a później jest już tylko pieniądz, a to jest za mało. I dlatego odradza się taoizm, buddyzm, chrześcijaństwo, dlatego był fenomen falang Gong, który partia bardzo szybko zdusiła bojąc się z ich strony konkurencji, oraz podsycany odgórnie, bardzo świadomie, nacjonalizm, i powrót do konfucjanizmu, co paternalistycznej, hierarchicznej polityce władz jest bardzo przydatne.

Jednym z livemotywów tej książki jest korupcja. Od końca lat 90-tych – wcześniej to nie był problem – jest ogromna kampania antykorupcyjna. Niebywała do tego stopnia, że Xi uwięził chińskiego Berię. Mao nie odważył się tknąć Chan szenga a ten uwięził szefa wszystkich służb tajnych i mundurowych w poprzedniej administracji. A w Chinach to nie instytucje,  struktury, czy reguły rządzą,  tylko relacje międzyludzkie, czyli wyrzucając takiego szefa wyrzuca się prawie cały aparat bezpieczeństwa. I to jest teraz jedno z wyjaśnień dlaczego Xi komasuje teraz tak bardzo władzę, gdyż jak by ją teraz wypuścił z ręki, to jutro by siedział.

Należy Chinom się przyglądać i wiedzieć o nich więcej

A zatem problemy czy wyzwania jakie przed stoją Chiny to: chaos mentalny i mamona, oraz niebywałe uwłaszczenie się nomenklatury powiązane z korupcja, Mówią, że ona jest endogenna dla cywilizacji chińskiej, ale niekoniecznie ponieważ Singapur, w którym 80 proc. to są Chińczycy z pochodzenia, we wszystkich badaniach Transparenty International  jest tuż obok państw skandynawskich pod względem przejrzystości gospodarki. Chiny chciałyby być jak Singapur, ale mają dwa mankamenty. Po pierwsze tylko Hong Kong był brytyjską kolonią, a nie całe Chiny, a jednak w Singapurze jest poczucie państw a prawa, podczas kiedy w Chinach jest prawo partii, a nie państwo prawa. Po drugie Singapur nie miał doświadczenia partii komunistycznej. Wreszcie istnieje coś takiego jak miernik niepokojów społecznych w Chinach. On był długo publikowany przez tamtejsze Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego natomiast już od prawie 10 lat tego się nie robi. Mamy tylko estymacje i szacunki a jest ich ponad 100 tys. rocznie. Jednak wiemy, jakie są przyczyny tych niepokojów – zniszczone środowisko naturalne i wywłaszczenia chłopów z ziemi, bo mówi się, że już jest prywatna własność ziemi. Więc nie wiem czy ten system się utrzyma, czy też nie. Natomiast jednego mnie Chiny nauczyły. Ja byłem na placu Tian’anmen wśród tej młodzież w 1989 r. Przecież oni wnieśli styropianową kopię statuy wolności przed portret Mao. Przecież większego symbolu nie można wprowadzić, i absolutnie chcieli demokracji i praw człowieka, czyli wszystkiego tego, co my chcieliśmy. I gdyby ta młodzież powiedziała, że  Chiny będą wyglądały tak, jak wyglądają dzisiaj,  to ja bym ich na Marsa wysłał mówiąc, że to jest niemożliwe.

Czyli moje przesłanie, główne i podstawowe brzmi – nie należy Chin kochać, nie należy Chinom wierzyć, należy Chinom się przyglądać i wiedzieć o nich więcej. 40 lat temu mieliśmy dwa geostratrategiczne podmioty odniesienia – Niemcy i Rosję, bo położenia nie zmienimy. Po upadku porządku zimnowojennego doszły nam jeszcze dwa podmioty, których też nie zmienimy – one się zmieniają. Jeden to Stany Zjednoczone, bo one są gwarantem naszych granic i bezpieczeństwa zewnętrznego, a drugi to UE, w tym Niemcy. Ale chciałbym dodać, że od 2015/ 2016 roku doszedł piąty gracz, który tu jest, i rozgrywa swoją grę w Europie, i to są Chiny. Absolutnie nie mamy tej świadomości, wszystko jest poza głównym nurtem mediów, i trudno wskazać godzinną debatę o Chinach, o nowym porządku światowym, czy o nowej zimnej wojnie.

Chiny notują w tej chwili mniejszy wzrost gospodarczy, tj. na poziomie 6.5 – 7 proc. PKB. To wynika z tego, że przyjęły inny model wzrostu. Obecnie to już nie budowa potęgi państwa jest nadrzędnym celem, ale „ zrównoważony rozwój”, a siłą napędzającą rozwój nie będzie dalej eksport, bo tanie Chiny się skończyły, tylko kwitnący rynek wewnętrzny i klasa średnia, tak, by odpowiedzieć na efekt Trumpa i inne kwestie, i by samemu się bronić. W minionych latach wzrost wynosił 10 proc, a teraz – 6,5 proc., ale to jest więcej niż PKB Arabii Saudyjskiej w ciągu roku, dwa razy więcej niż w Stanach Zjednoczonych, i więcej niż średnia w UE. Indie gonią Chiny, ale gospodarka indyjska jest sześciokrotnie mniejsza niż chińska. Wszystkie państwa BRICS razem wzięte, czyli Rosja, Brazylia, Indie mają mniejsze PKB i obroty handlowe niż same Chiny. Czyli wiemy, o kogo idzie tutaj gra.

Chińczycy mają swój miernik potęgi państwa – tzw. uniwersalną potęgę państwa. Tu mierzy się wartości ekonomiczne, geograficzne, demograficzne, kulturowe, cywilizacyjne, czy ekologiczne. To nie jest precyzyjny miernik, Niemniej Chińczycy podkreślają, że jeszcze nie doganiają Stanów Zjednoczonych, ale cały czas się do nich zbliżają. W chińskiej geostrategii 90- 95 proc zajmują Stany Zjednoczone, potem idą – Rosja, Indie, Europy w ogóle tutaj nie ma. Jeśli jest, to są Niemcy, Wielka Brytania, ew. Francja, z racji sprzętu wojskowego, przemysłu kosmicznego, kosmetyków czy win, które Chińczycy produkują na francuskich licencjach.

 

Powracając więc do zagrożeń, przed jakimi stoi to państwo, to wskazać trzeba, oprócz wspomnianego chaosu mentalnego, i tego, że pieniądz jest bogiem, to jedynowładztwo i rosnącą autokrację. W krótkim horyzoncie czasowym może to być skuteczne, ale w dłuższym – jest to przepis na katastrofę. Jak to Chińczykom mówią to światlejsi spośród nich temu nie zaprzeczają, a już ci, co przeżyli rewolucję kulturalną są przerażeni tym, co się tam dzieje i odnotowują rzadkie przejawy dysydenctwa, tj. odwagi mówienia, że Xi robi źle. To jest dla mnie bardzo, bardzo znamienne, bo wiem że są to niebywałe akty odwagi, by na to się zdobyć.

 

Relacje chińsko-rosyjskie i  chińsko – amerykańskie

Moi doktoranci Michał Lubina i Marcin Karczmarski od dawna zajmują się relacjami chińsko-rosyjskimi. Z ich wywodów wynika jedno – od XVII stulecia do rozpadu Związku radzieckiego to Rosja i Związek Radziecki był wielkim bratem dla Chin, a teraz jest dokładnie odwrotnie. Kiedy Związek Radziecki się rozpadał jego PKB był na poziomie porównywalnym z Chinami. Dzisiaj Federacja Rosyjska – fakt, ze bez Ukrainy i byłych państw związkowych, jest dziesięciokrotnie mniejsza, pod względem PKB, niż Chiny. Jeśli chodzi o potencjał militarny zawsze mówimy – Rosja, Rosja, Rosja i na tym, jeśli chodzi o Wschód nasza polityka i geostrategia kończy. A dla mnie wszystko to, co jest poza Uralem, jest dopiero najciekawsze. W tym kontekście, jeśli weźmiemy zawsze najbardziej wiarygodne dane sztokholmskiego Instytutu Badań nad Pokojem SIPRI, to z nich jednoznacznie wynika co następuje – w latach 90- XX w Chiny były na pozycji 12 – 14 jeśli chodzi o wydatki zbrojeniowe i wydawały 1/14, 1/15 tego, co wydawały Stany Zjednoczone. Za rok 2017 wg SIPRI Chiny wydają 228 miliardy dolarów plus ukryte wydatki, a Rosja 55 miliardów dolarów. Tym samym Chiny wydają już 1/3 tego, co Stany Zjednoczone. I są już drugim najważniejszym mocarstwem militarnym na świecie. Czyli w każdym aspekcie widzimy tu doganianie przez Chiny USA.

Niezależnie od tego na świecie występuje 18 – 19 pierwiastków, głównie minerałów, bez których nie będzie na świecie postępu naukowego technicznego i nowych technologii. Otóż umowy na ich wydobycie i sprzedaż w 90 proc mają Chiny. Czyli nie będzie postępu naukowo- technicznego, jeżeli nie będzie współpracy między Stanami Zjednoczonymi a Chinami. W dzisiejszych relacjach Chin z USA nie chodzi o wojnę handlową i celną. Chodzi po prestiż, hegemonię, a przede wszystkim o wysokie technologie. Jeśli Chiny mają już przewagę handlową i gospodarczą, tj. ponad 400 mld dolarów nadwyżki handlowej za rok 2018, to trudno się dziwić, że prezydent Trump tak zareagował. Negocjacje, jakie się teraz toczą, to są nie tylko handlowe, ale dotyczą także technologii. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, iż wyścig kosmiczny na Marsa odbywa się nie między Chinami a USA, ale między Chinami a Indiami.

Jeśli chodzi o zadłużenie to Chiny mają największe nadwyżki handlowe, które wynoszą w tej chwili 3.3 bln dolarów. Natomiast, jeśli chodzi o zadłużenie wewnętrzne to ono wynosi ok. 300 proc. PKB. Wynika to z faktu, iż, na górze jest deklarowana polityka, a na dole realizowana jest kontr-polityka. Czyli deklarujemy piękne hasła, a na dole robimy swoje. W efekcie Chiny mają potężny problem jak zachęcić prowincjonalne władze do realizowania polityki zrównoważonego wzrostu, które przez 30 lat były promowane tylko za to, iż osiągały 10 proc. wzrost. To jest potężny zabieg na ich umysłach i oni nie są w stanie tego zrobić. Są nieefektywne przedsiębiorstwa państwowe, i to jest wielki problem. Jest też problem, co zrobić by nie wpaść w tzw. pułapkę średniego dochodu, ponieważ Chiny dochodzą do progu 12 000 tys. dolarów na głowę mieszkańca. Czyli tych problemów jest tam, co niemiara.

Chiny mają jednak jedną ogromną przewagę będącą wynikiem zmyślności i  dalekowzroczności Denga. Od późnych lat 70-tych ubiegłego wieku Chińczycy systematycznie wysyłali na najlepsze zachodnie uczelnie staranne dobranych kandydatów i  dzisiaj w każdej dziedzinie nauk ścisłych, cybernetyce, w wysokich technologiach,  mają specjalistów na najwyższym światowym poziomie,  a my nie wiemy, co oni w ogóle robią. Mają zatem komparatywna przewagę, gdyż mają rozeznanie, co się u nas dzieje. To w cyberprzestrzeni rozegra się następny konflikt, który jest bardziej prawdopodobny niż wojna handlowa. Jeśli chodzi o wojnę handlowa to przewiduje, że Chiny pójdą na ustępstwa, rzędu miliardów dolarów, żeby ugrać swoje, ale nie ustąpią w dwóch sprawach – nie ustąpią w kwestii Tajwanu, i nie będzie żadnego morskiego Jedwabnego Szlaku, jeśli flota amerykańska, patrolować będzie,  tak jak jest dziś,  Morze Południowo-Chińskie. I tu jest ta słynna pułapka Tutydikesa, która mówi, iż jak jest hegemon i pretendent do tronu, to wcześniej czy później się zderzą. I wedle wszelkiego prawdopodobieństwa będzie to właśnie wojna cybernetyczna.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Analizy, polityka zagraniczna.