Konflikt rosyjsko-ukraiński: dlaczego Putin przegrywa?

Kazimierz Wóycicki

Potoczny głos mówi, że Putin wziął Krym i jeśli zechce to weźmie jeszcze więcej. Putin ma być na pozycjach wygranych, ma swoją zdobycz i może jeszcze ją zwiększyć. Jak wiele takich potocznych ocen i ten jest produktem pewnej bezmyślności i braku refleksji. Przed jeszcze rokiem samo wyobrażenie wojny rosyjsko-ukraińskiej było nie do pomyślenia, a w Kijowie rządził ktoś w dużym stopniu zależny od Moskwy. Dzisiaj 90% Ukraińców opowiada się za jednością terytorialną kraju (najwyższy wskaźnik po roku 1991), co oznacza, że nawet dużą część tamtejszych Rosjan (jest ich 17% to znaczy co najmniej 7% opowiada się za Ukrainą) nie chce Putina i Moskwy.

W połowie zeszłego roku Ukraina była wciąż bardziej pod wpływami Moskwy niż Brukseli. Mniej też niż 70% opowiadało się za jednością kraju. Dlaczego więc sytuacja tak bardzo się zmieniła?

Pierwszą i najważniejszą przyczyną jest istnienie dużego  jak na stosunki europejskie narodu liczącego ponad 35 mln i państwa z 45 mln obywateli. Bogata narodowa tożsamość ukraińska jest w dużym stopniu dziedzicem dawnej Rzeczypospolitej (o czym szczególnie Polacy powinni pamiętać) i wyraźnie odróżnia się od tożsamości rosyjskiej. Rosja przez ponad dwieście lat usiłowała pochłonąć Ukrainę (nazywając ją m.in. Małorosją), ale zabiegi te okazały się bezskuteczne. Mimo wszystkich naturalnych i wymuszanych pokrewieństw, represji i wymordowania przez Stalina znacznej części kulturalnej elity Ukraińcy nie poddali się rusyfikacji. Istnienie narodu Ukraińskiego, o którym Europa wie w skandaliczny sposób mało, jest podstawową przyczyną, że Putin przegrywa.

Rosja miała jednak w Kijowie znaczące wpływy i mogła być, korzystając z efektów sowietyzacji, dominującym partnerem. I będąc w stanie wojny z Ukrainą taką pozycję traci. Dlaczego? Bowiem Putin chciał znacznie więcej, co powodowane było nieuznawaniem podstawowego faktu istnienia narodu ukraińskiego, a w konsekwencji widzenia Ukrainy jako państwa sezonowego (skąd my Polacy takie określenia znamy). Ukraina miała w planach Kremla przestać istnieć. Kraj miał być podzielony i rozczłonkowany.

Putin jest przede wszystkim ideologiem (tacy snują wielkie plany), w znacznie mniejszym stopniu politykiem (ci są pragmatyczni). W Moskwie powstała nie licząca się z realami wizja odtworzenia rosyjsko-sowieckiego imperium,  z którego wykluczenie Ukrainy było nie do wyobrażenia. I cel ten Putin chciał osiągnąć szybko, niemal natychmiastowo. Starcie  putinowskiej Rosji z Ukrainą stało się nieuniknione.

Założeniem Putina była też słabość Zachodu, który jego zdaniem był w głębokim kryzysie. Putin wierzył też w siłę swojej szeroko pojętej agentury. Przecież w Niemczech miał Schroedera, we Francji Marie Le Pen, a nawet w Polsce dla swojej sprawy można było pozyskać kogoś takiego jak Mikke. Ta poważna agentura wpływu plus zmasowany atak w Internecie miały dopełnić reszty. Dekadencka Europa miała ustąpić, a Putin miał odtworzyć swoje imperium. Taką ideologiczną wizję obmyślono na Kremlu.

Z Europą być może by się Putinowi nawet udało, gdyby nie Ukraińcy. Ten  naród istniał i istnieje wbrew majakom Kremla i tu różnica między ideologią oraz  realami była największa i zasadnicza. Europa zaczęła się też szybko uczyć, kim są Ukraińcy (choć wciąż wiedzą zbyt mało), zarazem Putin demaskował się jako prowokator i kłamca.

Dzisiaj pozostało tylko przerażenie z kim mamy do czynienia na Kremlu, co coraz bardziej łączy się z przekonaniem, że łapczywemu watażce nie można ustąpić, bo tylko może go to sprowokować do dalszej agresji.   Nie ma jednak innej drogi jak zwycięstwo Ukrainy i jej narodu, nawet jeśli doświadczyć będzie trzeba niejednej tragedii. Świadomość Europejskość  wzbogacona o świadomość jeszcze jednego wielkiego swego narodu stanie się pełniejsza. Europa, jak już wiele razy było w przeszłości, poszerzy swoją tożsamość.

24 08 2014

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Analizy, polityka zagraniczna, Ukraina.