dr Olaf Osica
Adiunkt w Katedrze Stosunków Międzynarodowych Collegium Civitas.
Pusty Traktat lizboński
Traktat lizboński przyjęty z wielkim trudem i po wieloletnich bojach i miał wzmocnić Unię, uczynić ją bardziej jednorodną, bardziej decyzyjną, i partnerską wobec takich potęg światowych, jak USA, Chiny czy Japonia. W założeniu miał też być traktatem na wiele lat. Tymczasem UE jest dzisiaj podzielona wzdłuż linii różnych interesów narodowych równie mocno jak była dotychczas ( jeśli nie bardzie), i już słychać głosy o pilnej potrzebie nowelizacji traktatu. A zatem, po co tak naprawdę był ten zgiełk skoro Unia nie realizuje celów ojców – założycieli, tj. nie buduje związku solidarnych państw, a rozgrywana przez najsilniejszych nie tyle zmierza w stronę światowego mocarstwa, ile wraca do koncertu mini- mocarstw europejskich?
Rozmowę o UE warto zacząć od naszkicowania kontekstu historycznego. To wszystko, co pan powiedział na temat ewidentnych słabości Unii, czyli tego, że jest ona instytucją głęboko podzieloną politycznie, że nie zawsze oferuje taką solidarność, jaką sobie byśmy wyobrażali, nie jest niczym nowym. Jak prześledzimy historię Wspólnot Europejskich i jej poszczególnych kryzysów, których przecież było wiele, to z perspektywy kilkudziesięciu lat musimy powiedzieć, że jest to pewna stała cecha UE.To samo zresztą można powiedzieć o Sojuszu Północnoatlantyckim; jest to ten sam model rozwojowy – od kryzysu do kryzysu, tzn., iż cele, jakie sobie stawiano w praktyce są często zupełnie inaczej realizowane. Oczywiście, nie znaczy to, że dzisiaj nie powinniśmy przejmować się tym, co dzieje się w UE, i że obecna sytuacja nie grozi jakimiś poważniejszymi podziałami.
Myślę, że głównym problemem jest to, iż, jak pan to wspomniał na początku, Traktat lizboński tak naprawdę powstawał dekadę temu. Musimy sobie zdawać sprawę z pewnego opóźnienia wynikającego z tego, że Konwent i praca nad Traktatem konstytucyjnym, które dały początek dzisiejszemu prawnemu kształtowi UE, miały miejsce w zupełnie innym kontekście geopolitycznym. To był moment, kiedy Unia konsumowała proces największego rozszerzenia w swojej historii, a ono z kolei wywoływało całą masę obaw, między innymi wynikającymi z niepokoju jak taką Unią zarządzać. Dzisiaj już wiemy, że rozszerzenie Unii nie stworzyło większych problemów związanych z jej funkcjonowaniem, i że te wszystkie argumenty, iż dojdzie do blokady procesu decyzyjnego, że Unia nie będzie sprawnie pracować, okazały się nieprawdziwe. UE pracuje normalnie, choć proces konsultacji w coraz większym stopniu dokonuje się na płaszczyźnie nieformalnej. Są zatem pewne zmiany, ale one poszły w zupełnie inną stronę niż obawiali się ci wszyscy, którzy używali argumentu rozszerzenia dla uzasadnienia głębokich zmian instytucjonalnych w UE.
Drugą kwestia związana jest z kontekstem zewnętrznym. Prace nad traktatem konstytucyjnym powstawały w momencie, kiedy UE była, właśnie ze względu na rozszerzenie, u szczytu swego rozwoju politycznego. Święciła, jako potęga regionalna, moment swego triumfu, okazało się bowiem, że polityka rozszerzenia UE była największym sukcesem unijnej polityki zagranicznej, chociaż formalnie nie była ona klasyfikowana jako polityka zagraniczna. Rozszerzenie uczyniło z UE mocarstwo regionalne bardzo mocno osadzone tak na Zachodzie, jak i Wschodzie. Na dobrą sprawę Rosjanie po kilkunastu latach protestowania przeciw rozszerzeniu NATO i jego rzekomemu zagrożeniu, stwierdzili, że zagrożeniem geopolitycznym dla pozycji Rosji w Europie nie jest rozszerzenie NATO, ale rozszerzenie UE, które zmienia sposób funkcjonowania Europy, konsoliduje jej znaczną część, wyznacza pewne standardy, pewien model, na który Rosjanie nie potrafią odpowiedzieć.
Był to zatem czas triumfu UE, ale też i moment bardzo silnego napięcia w relacjach atlantyckich na co nałożyła się wojna w Iraku. Bez wątpienia problem iracki i istniejący podział, który został wprost zdefiniowany przez D. Rumsfelda jako podział na starą i nową Europę, spowodował przesilenie. Z jednej strony konflikt napędzał dyskusje, wewnątrz UE, a z drugiej – uzasadniał fakt, iż Unia rzeczywiście weszła w zupełnie nowy etap rozwojowy. Wszystko to zaczęło się psuć w wyniku fiaska referendum konstytucyjnego w rezultacie czego Unia weszła w okres swoistej smuty. Proklamowano okres refleksji, który tak naprawdę nie doprowadził do żadnych głębszych refleksji na poziomie politycznym, a następnie zakończył lizbońską operą mydlaną z Irlandią w roli głównej. W konsekwencji tych wydarzeń jesteśmy dziś po 8 latach dyskusji nad dokumentem, który z roku na rok, w coraz większym stopniu abstrahował od tego, co się działo zarówno w samej Unii, z punktu widzenia jej rozwoju i dynamiki, jak i w kontekście tego, co się działo na świecie.