Armia zjeżdża po równi pochyłej

Mówiąc o mankamentach polskiego kontyngentu, często wspomina się o słabej jakości zabezpieczeniu wywiadowczym i kontrwywiadowczym.

– To zasługa pana Macierewicza, który rozłożył te służby. Fakt, w Polsce, wśród wojskowych, WSI nie miały dobrych notowań, ale w Iraku – sam się o tym przekonałem – ich pracownicy byli bardzo skuteczni. Z tego, co wiem, w Afganistanie również mieli dobry grunt pod rozpoznanie. Jednak kiedy nastał Macierewicz, załamało się wszystko. I teraz trzeba wielu lat pracy, by to odbudować.

Czy jesteśmy na drodze do konstruktywnej odbudowy tych służb?

– Moim zdaniem – przy czym nie odnoszę się tu do działalności SWW i SKW w Polsce – tak. To już nie są ci sami ludzie, którzy w 2007 roku, zamiast śledzić wroga, pilnowali naszych żołnierzy. Którzy, z intencji pana Macierewicza, rozkręcili sprawę Nanghar Khel.

Dawniej WSI były częścią armii. SKW i SWW to niezależne instytucje centralne, co znaczy, że ich pracownicy nie są żołnierzami. Czyli, de facto, ludzie delegowani na wojnę nie są chronieni konwencją genewską.

– Przyznam, nie wiedziałem o tym wcześniej. Ale faktycznie, jeżeli pracownik SKW czy SWW nie jest żołnierzem, to jest cywilem.

A nosząc mundur, jest przebierańcem…

– … czyli przestępcą. Jak to mówili w czasie II wojny światowej Niemcy – bandytą. Jeśli zginie, to żaden trybunał międzynarodowy nie będzie miał powodów, by ścigać jego zabójców. Gdyby jemu przyszło zabić, to w sensie prawnym będzie zwyczajnym kryminalistą.
… o prawach do obozu jenieckiego nie wspomnę, choć to w kontekście Afganistanu mocno teoretyczne rozważania. Co należałoby zrobić, by zapewnić funkcjonariuszom tych służb należytą ochronę prawną?

– Wydaje mi się, że na czas misji powinni podpisywać kontrakty z armią, stawać się formalnie jej członkami.

Misja w Afganistanie nie cieszy się popularnością, a w ten kontekst często wpisują się rozważania o żołnierskim honorze. Sprawa jest oczywista, gdy wojskowi bronią własnego kraju, ale podczas wojny ekspedycyjnej łatwo przyszyć im łatkę najemników. A dla tych nie liczy się honor tylko kasa..

– Obywatel, który postanawia być żołnierzem, zakłada mundur i jest gotowy do wykonywania poleceń, które stawiają mu przełożeni, a przełożonym – politycy. Bo armia jest narzędziem, które politycy wykorzystują do osiągnięcia swoich celów – czy to narodowych, czy międzynarodowych – w ramach większych koalicji, na przykład NATO.

Więc pytanie żołnierza, po co on tam jedzie, jest nieporozumieniem?

– Tak. To pytanie trzeba stawiać politykom, bo jeżeli oni tak się ułożyli, to żołnierz po prostu ma tam być. I nie ma prawa powiedzieć: “nie, dziękuję, nie jadę”. Jeśli tak, niech zdejmuje mundur i wraca do cywila. Żołnierz nie może dyskutować z celami strategicznymi, ma realizować zadania zgodnie z wolą polityków i swoich dowódców. I tak się dzieje w przypadku naszej misji w Afganistanie.

– Natomiast sprawa honoru… Wie pan, żołnierze są przekonani, że służą słusznej sprawie. Że chodzi o walkę z terroryzmem, o odsunięcie zagrożenia od Polski. A to zadanie jak najbardziej honorowe. I nie wzbudzajmy wśród nich wątpliwości, czy w ogóle powinni tam być, bo wtedy wkrada się w szeregi destrukcja i frustracja.

Mówi pan “nie wzbudzajmy”, ale odnoszę wrażenie, że adresatem pańskiej prośby są przede wszystkim politycy.

– Bo nikt nie uczynił tyle złego, co politycy, którzy w sytuacjach trudnych, takich jak Nanghar Khel, odsunęli odpowiedzialność od siebie. “To sprawa żołnierzy i ich dowódców” – twierdzą. Całkowicie umywają ręce, choć to oni tych żołnierzy tam wysłali, mając przy tym świadomość – a przynajmniej powinni ją mieć – że pomyłki się zdarzają.

– Żołnierze Andersa, Maczka czy Berlinga też popełniali błędy, w wyniku których ginęli niewinni ludzie. Ale nikomu do głowy nie przyszło, żeby stawiać ich przed sądem, jak zwykłych kryminalistów.

– Powiedzmy sobie jasno: politycy nie chcą i nie chronią swoich żołnierzy. Nie dbają też o ich dobre imię.

Ma pan na myśli wizerunek medialny?

– Obserwuję marginalizację faktu, że w Afganistanie giną polscy żołnierze. Przecież to niewygodny temat… Patrzę na innych członków NATO, na to, co się u nich dzieje, i nie mogę opanować zdumienia. Tam pogrzeb żołnierza to manifestacja patriotyczna, transmitowana przez liczące się stacje TV. A u nas? – Proszę zauważyć, w jakich kontekstach pojawia się w polskich mediach Afganistan: Nanghar Khel, mina-pułapka albo wizyta ministra z tłumem ulubionych dziennikarzy. Niech pan posłucha, co żołnierze o tym myślą. Zgroza. To jest katastrofalny – jak to się dzisiaj mówi – “piar” sprawy polskiej w Afganistanie.

Obwinia pan również media?

– Nie, moim zdaniem wina leży po stronie MON. Tamtejszym fachowcom najlepiej wychodzi pokazywanie ministra w otoczeniu żołnierzy i sugerowanie, że jest miodzio. A g… jest, nie miodzio!

A może to świadoma polityka informacyjna, oparta na zasadzie: o Afganistanie albo wcale, albo że jest dobrze?

– No tak, tylko po co to wszystko? Po co nam ten Afganistan, skoro przy jego okazji okłamujemy społeczeństwo?

Artykuł dodano w następujących kategoriach: bezpieczeństwo, Polska.