Lekcja dla polityki zagranicznej III RP, czyli porozumienie USA – Niemcy dotyczące Nord Stream II

Zawarte w czasie pobytu kanclerz Merkel w Waszyngtonie a ogłoszone 21 lipca br. porozumienie z prezydentem Bidenem o wycofaniu amerykańskich zastrzeżeń co do zakończenia budowy Nord Stream II a tym samym danie zielonego światła dla oddania jego do eksploatacji zostało powszechnie odebrane jako zwycięstwo Niemiec, kapitulacja USA, klęska Ukrainy i Polski, a przede wszystkim triumf putinowskiej Rosji. W komentarzach pochodzących z polskiej sceny politycznej dominuje zaskoczenie, że administracja Bidena zgodziła się na taki krok (PiS) i źle ukrywane schadenfreude (opozycja). Tymczasem tak naprawdę taki właśnie rozwój wydarzeń był, i do od dawna, nie tylko do przewidzenia, ale wręcz nieunikniony.

O tym, że Niemcy doprowadzą do powstania Nord Stream II, i to bez względu na koszty finansowe i polityczne, świadczyła nieugięta postawa kanclerz Niemiec, która mimo wielu głosów krytyki płynących i z samych Niemiec, i także z Komisji Europejskiej, nigdy nie poddawała w wątpliwość sensu tej inwestycji dla Berlina konsekwentnie argumentując, iż jest to projekt wyłącznie biznesowy, nie polityczny.

Podobnie można powiedzieć o postawie USA, które nie mając komercyjnego interesu w dopuszczeniu na rynek środkowoeuropejski rosyjskiego gazu, który będzie stanowił konkurencje dla gazu LNG sprowadzanego statkami ze wschodu Ameryki, nigdy, nawet za prezydentury prez. Trumpa, nie podjęły zdecydowanych i radykalnych kroków dla jego zablokowania ograniczając się jedynie do gróźb i nakładania mniej bolesnych pół – środków ostrzegawczych. Decyzja obecnej administracji demokratycznej jest tylko negatywną konsekwencja wyciągniętą z tej polityki pół kroków i pół decyzji.

Polityka Niemiec wobec Rosji nie powinna nikogo dziwić zgodnie ze znanym francuskim powiedzeniem ‘plus ca change, plus c’est la meme chose’ . Odwrotnie – odstąpienie od tej decyzji byłoby prawdziwym dowodem na zmianę optyki polityki niemieckiej wobec Polski, tj. jej podmiotowe traktowanie przez Berlin, ale tego się nie doczekaliśmy. I podobnie aktualna polityka Waszyngtonu wobec Polski także nie powinna budzić zdziwienia zważywszy takie zaskakujące sojusznika amerykańskie kroki jak nagłe wycofanie się z budowy tarczy antybalistycznej w Redzikowie na Pomorzu planowanej na 2015 r. ( a ogłoszonej w rocznicę rosyjskiej napaści na Polskę w 1939 r.), ujawnienie opinii publicznej oddania przez Polskę CIA tajnej bazy w Szymanach dla przetrzymywania i przesłuchiwania tam terrorystów, wymuszenie na Warszawie odmowy przekazania Chinom terenu pod Łodzią na ogromny terminal transportowy ( Chiny – UE) czy dopuszczenia Huawei do przetargu na budowę sieci 5G w Polsce.

Tak w przypadku Niemiec, jak i USA – przy wszystkich zachodzących tu różnicach – Polska i jej interesy, polityczne, gospodarcze a w znacznym stopniu i strategiczne – zostały zmarginalizowane, jeśli w ogóle były tak naprawdę były brane pod uwagę.

Po przełomie 1989 roku, po końcu RWPG i Układu Warszawskiego, to UE ( z dominująca rola Niemiec) i NATO ( z dominującą rolą USA) miały zapewnić nam rozwój gospodarczy i bezpieczeństwo wyrywając tym samym Polskę z historycznych kleszczy – między Rosją a Niemcami – jak to trafnie ujął A. Bocheński w swej znanej książce z 1937 roku. Niestety, ten krótki okres „laski dziejów” dobiegł dawno swego kresu i obecnie Polska musi odpowiedzieć na pytanie o swoje miejsce i rolę w zmieniającej się rzeczywistości.

Unia Europejska nie jest oczywiście tą Unią, do której Polacy, wyrażając swój akces w referendum, przystępowali. Niemcy prowadzą tam bezwzględną walkę o utrzymanie nad nią kierownictwa i sprawowania nadal ich politycznego i gospodarczego przywództwa, tak jak już wymusiły rezygnację z liczenia tzw. głosów ważonych w RUE proporcjonalnych do siły państw i przyjętych w Traktacie z Nicei, na rzecz systemu tzw. podwójnej większości zapisanego w Traktacie z Lizbony, zdecydowanie faworyzującego największe państwa. Dziś przejawia się to w odmowie uznania podmiotowej roli w UE państwom Środkowej i Wschodniej Europy poprzez wymuszanie na nich m. in. przyjmowania obcych ich kulturze i tradycji emigrantów zarobkowych, narzucanie lewicowych/lewackich norm, standardów etycznych i moralnych, łamanie reguł traktatowych UE, itd.

Podobnie NATO powołane po II wojnie światowej by „ keep Americans in, Germans – down, Russians – out” raz po raz stawia przed jego członkami pytanie, zwłaszcza podczas prezydentury Trumpa, o prawdziwość i realność swego 5 punktu z Traktatu Założycielskiego Sojuszu. Stąd tak ważne jest dalsze znaczne wzmocnienie wschodniej flanki NATO zarówno siłami Sojuszu, jak i własnymi zbrojeniami jego faktycznych państw frontowych

UE to naturalne forum do zawierania celowych, zmiennych, tematycznych itd. koalicji państw sojuszniczych na rzecz realizacji określonych projektów. Jednak tak długo jak będzie tam rządzić zasada „dużemu w UE wolno więcej”, jak to wprost przyznał były przewodniczący KE, tak te koalicje będą służyły jedynie realizacji mniej ważnych celów. Dlatego też fundamentalnym zadaniem jest upodmiotowienie państw Europy Centralnej po blisko 20 latach ich członkostwa w UE i od sukcesu tego procesu zależy w istocie dalszy sens istnienia Unii. Nie jest jasne czy Polska, dziś rządzona przez koalicję Zjednoczonej Prawicy, zdoła oprzeć się wywieranej na nią presji, by nie dopuścić do powstania bardziej zrównoważonej Unii, zwłaszcza jeśli prawica rządząca na Węgrzech, przegra przyszłoroczne wybory parlamentarne. Ustępstwo Polski na rzecz tzw. „mainstreamu” Bruxeli i wszystkiego tego, co się z nim łączy, lub przyjęcie czegoś na kształt nowego a niewiele dającego Polsce jakiegoś „kompromisu z Joaniny”, na który przystał w Lizbonie prez. L. Kaczyński, oznaczać będzie zgodę na już trwałą marginalizację i peryferyzację Polski w Unii i de facto podporzadkowanie się Niemcom z dobranymi przez nie „ młodszymi braćmi” .

Grupa Wyszehradzka jest potrzebnym i użytecznym forum wewnątrzunijnym, ale zarazem kruchym i niepewnym (vide casus kopalni Turów i postawa Czech). W zbyt wielu kwestiach istotnych dla Rzeczpospolitej nie otrzymuje ona wsparcia od partnerów G4 w wyniku czego to nie to forum decydować będzie o pozycji Polski w Europie.

Potencjalnie możliwość taką dawałoby – nie tylko zresztą Polsce, ale całemu regionowi – Trójmorze, gdyby miało szanse realizacji. Ale, jak to wynika z listu byłych i przyszłego ambasadora USA w Warszawie, umiejscowienie jego sekretariatu w Berlinie lub Brukseli, tj. w centrach nie zainteresowanych rozwojem tej koncepcji, i uzależnienie jego rozwoju od pozyskania pieniędzy unijnych (czyt. w większości niemieckich), w istocie przekreśla założycielski cel i szanse tej inicjatywy.

Administracja prez. Bidena w jej walce z wyzwaniem chińskim postawiła na UE rządzoną przez Niemcy, ale nie dokonał tego przemysł zbrojeniowy USA. Te wielkie firmy amerykańskie nie zrezygnują tak łatwo z wiarygodnego, przyjaznego i wypłacalnego klienta ich towarów jakim jest Polska. Dlatego też nie należy obawiać się wycofania się z obecności amerykańskiej nad Wisłą, mimo, iż politycznie rzecz ujmując Polska będzie „out of picture” Waszyngtonu. Pytanie jednak brzmi na ile realna może być pomoc amerykańska w przypadku faktycznego konfliktu z Rosją zważywszy na ich „ record of credibility”, np. na Dalekim Wschodzie po dokonaniu resetu z Chinami w epoce Kissinger/Nixon, czy jak ostatnio na postąpienie Amerykanów z Kurdami w Syrii, czy w Afganistanie. Tam wiara w realne zaangażowanie się Ameryki po stronie sojusznika była i jest iluzoryczna.

Tym co łączy w polityce zagranicznej rządy PO I PiS to zdecydowane postawienie na głównego czy podstawowego partnera: w przypadku PO – na Niemcy, a PiS – na USA. W świetle zawartego właśnie porozumienia między Waszyngtonem a Berlinem, i to wbrew wielokrotnie publicznie wyrażanym przez nasze władze zastrzeżeniem wobec tej politycznej inwestycji, trudno uznać taką postawę za sukces polityki Polski. Stąd zasadnicze pytanie – jeśli nie Niemcy (jak chciała tego PO) i nie USA (jak chciało PiS), to kto miałby być teraz parterem RP w obronie strategicznych interesów Polski.

Podstawowy problem Polski jest pochodnym jej wielkości: III RP za mała dla wielkich, a za duża dla małych państw, a do tego leżąca w newralgicznym miejscu między wschodem a zachodem Europy, nie znajduje dzisiaj naturalnego partnera po żadnej ze stron. Jest osamotniona stojąc w obliczu zagrożeń jej historycznego agresora i jego imperialnej polityki – Rosji, każdej Rosji. Dlatego też jej naturalnymi sprzymierzeńcami nie są dzisiaj, nie miejmy złudzeń, ani Niemcy, ani USA, które potrzebują bądź sądzą, że będą potrzebować, Rosji dla realizacji ich polityk, ale państwa stojące, wobec tego samego egzystencjalnego zagrożenia. Tzn. przede wszystkim republiki byłego ZSRR, następnie tzw. „demoludy”, graniczące z terytorium ZSRR, wreszcie państwa skandynawskie. Wszystkie one mają świadomość imperialnych dążeń Moskwy i konieczności podejmowania działań zabezpieczających ich suwerenny byt, choć nie wszystkie widzą to niebezpieczeństwo równie ostro jak Polska.

Finlandia i Szwecja na północy i Rumunia na południu miały i nadal mają swoje doświadczenia z Moskwą, zarówno te z odległej, jak i niedawnej przeszłość, i i dla nich Rosja to nie tylko kraj pięknej poezji Puszkina, powieści Dostojewskiego czy muzyki Szostakowicza. W Rumuni ponadto stacjonują dzisiaj, jak i w Polsce, wojska amerykańskie. Tymczasem żaden z tych krajów przez lata nie znajdował się i nadal, nie znajduje wysoko, na liście priorytetów polskiej polityki zagranicznej, choć są ważne wyjątki.

Jednakże to tylko Ukraina i Turcja mają dzisiaj otwarty konflikt zbrojny z Rosją, choć w różnych teatrach wojennych i o różnej skali – Ukraina w Doniecku, Donbasie i na Krymie zagrabionym Kijowowi w trakcie wojny hybrydowej przez tzw.” zielonych ludzików”, Turcja natomiast w ogarniętej wojnie domowej Syrii, gdzie czynna rosyjska obecność militarna po stronie sił rządowych oznacza także faktyczny kres śmiałych planów strategicznych wielu regionalnych mocarstw, w tym właśnie Turcji.

Polska i Ukraina po 1989 r nie raz, i nie dwa określiły wzajemne relacje jako „strategiczne”. Nie odpowiadało to prawdzie, ponieważ dla Kijowa takim partnerem były przede wszystkim Niemcy, także USA. Zawarte między nimi teraz porozumienie kładzie kres nadziei na zablokowanie Nord Stream II, ale także jest pożegnaniem z iluzjami o miejscu i roli Ukrainy w polityce obu tych zachodnich stolic. Pytanie czy elity tego kraju wyciągną z tego doświadczenia stosowne wnioski i dokonają reorientacji swojej polityki zagranicznej mając świadomość faktu, iż to z Polską, a nie z Niemcami czy USA, łączy je realne zagrożenie imperializmem rosyjskim, a tym samym, że to z Polską i poprzez Polskę należy przede wszystkim szukać zabezpieczenia i umocnienia swej gospodarczej i politycznej niezależności?

Polska wielokrotnie manifestowała swoje poparcie dla niepodległej Ukrainy poczynając od faktu bycia pierwszym państwem, które uznało jej niepodległość, poprzez obie jej rewolucje, po szerokie otwarcie swoich granic dla obywateli tego kraju szukających nad Wisłą bezpiecznego i godnego życia. Niestety, nie można tego samego powiedzieć o drugiej stronie gdzie nadal rzeź wołyńska, która kosztowała życie ok. 100 tys. polskich obywateli zamordowanych przez UPA w trakcie dokonywania przez Ukraińców czystek etnicznych w 1943 r. traktowana jest przez polityków ukraińskich jako „incydent wojenny”, który po obu stronach przyniósł nieuniknione ofiary. Jak długo Ukraina nie upora się z tym tragicznym doświadczeniem wspólnej historii, tak długo nasze stosunki nie staną się prawdziwie partnerskimi, ani tym bardziej strategicznymi.

Po faktycznym, a nie deklaratywnym, wycofaniu się Waszyngtonu z popierania idei Trójmorza, nie jest jasny los tej inicjatywy. Wykluczyć nie można, iż wobec braku olbrzymich nakładów finansowych niezbędnych dla jego rozwoju Trójmorze będzie stopniowo obumierać powielając w końcu los przedwojennego Międzymorza. Nie można tego wykluczyć. Lecz z pewnością możliwa i konieczna jest bliska współpraca, o różnej skali i zakresie, państw północnych, wschodnich i południowych rubieży Europy zgodnie pracujących na rzecz umocnienia ich gospodarek, polityk, zachowania ich kulturowych odrębności i poszanowania lokalnych tradycji, a przede wszystkim wzmocnienia bezpieczeństwa całego regionu.

Realnie patrząc nie ma innej drogi. Stoi to oczywiście w sprzeczności z takimi sztucznymi próbami dodawania Polsce „nadwagi „ , jak udział Polski na równych prawach (obok Niemiec i Francji) w niemieckiej inicjatywie min. Genschera, tzw. Trójkącie Weimarskim, lub we francuskiej propozycji min. Sarkoziego włączenia Polski do szóstki państw kierujących UE ( obok Niemiec, Francji Wielkiej Brytanii, Itali i Hiszpani), czy amerykańskiej decyzji powierzenia Polsce nadzoru nad prowincją Ad-Dywanijja po inwazji USA na Irak. Takie uznaniowe przyznanie Polsce „koncesji na wielkość” tj. realne partnerstwo, np. teraz po zmianie polityki USA wobec Europy Środkowej, w kształtowaniu z USA i Niemcami polityki wobec Rosji, może być przecież w każdej chwili być wycofane czego najnowszym dowodem jest właśnie zawarte porozumienie USA i Niemiec w sprawie Nord Stream II.

dr Ryszard Bobrowski

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Polska.