Jedynie wzmacniając własne państwo możemy powstrzymać Rosję. “Szanuje siłę, przede wszystkim wojskową, ale nie wyłącznie”

Keir Giles, wybitny analityk ds. rosyjskich, pracujący w brytyjskim think tanku Chatham House, napisał raport w którym poszukuje odpowiedzi na kluczowe, również z naszego punktu widzenia pytanie – Co powstrzymuje Rosję? Chodzi oczywiście o moskiewski ekspansjonizm, który, historycznie rzecz biorąc, może przybierać mniej lub bardziej agresywne formy, w zależności od kondycji państwa rosyjskiego, ale w opinii Gilesa jest stałą formuła uprawiania przez rosyjskie elity polityki zagranicznej.

Już to jego spostrzeżenie, zwłaszcza, że brytyjski ekspert nie widzi wielkiej w tym względzie różnicy między czasami carskimi, Rosji Sowieckiej czy epoką Putina, powoduje, iż możemy zakwalifikować Gilesa do niewielkiej grupy ekspertów, którzy patrzą na politykę naszego sąsiada bez typowych dla przedstawicieli Zachodu złudzeń. W jego ocenie ekspansjonizm, dążenie do narzucenia innym, zwłaszcza sąsiadom, swego zdania, pragnienie zbudowania „strefy bezpieczeństwa” dla Rosji składającej się z państw sąsiednich jest pewnym stałym czynnikiem w rosyjskiej polityce, którego nie da się wykorzenić, bo nie wynika on z realnej oceny sytuacji politycznej, ale z tego jak rosyjskie elity postrzegają świat, miejsce w nim Rosji i naturę relacji międzynarodowych. W takim ujęciu wykorzenienie rosyjskiego dążenia do ekspansji równałoby się gruntownej przebudowie DNA kulturowego tego kraju, co jest niemożliwe, a liczenie na tego rodzaju przełom jest raczej wyrazem naiwności niźli trzeźwej oceny sytuacji. Oznacza to, zdaniem Gilesa, że Rosja będzie zawsze dążyła do ekspansji i narzucenia swoich reguł, a Zachód winien raczej koncentrować się nie na tym jak przekonać Moskwę aby zarzuciła tego rodzaju politykę, tylko myśleć co Rosję może powstrzymać.

Skuteczna strategia powstrzymywania moskiewskiego ekspansjonizmu jest główną kwestią, która interesuje Gilesa. Aby móc zaproponować receptę brytyjski formułuje na wstępie kilka podstawowych reguł, czy prawideł, którymi kierują się rosyjskie elity.

Po pierwsze ekspansjonizm rosyjski, niezależnie od tego czy ma charakter wyłącznie polityczny czy również obejmuje dążenie do zajęcia terytorium państwa uznanego za wrogie, jeśli nie napotka oporu nie będzie podlegał ograniczeniom. Zupełnie inaczej Moskwa postępuje w sytuacji, kiedy zostanie postawiona tama jej apetytom, wówczas, jak zauważa Giles dość łatwo rosyjskie elity rewidują swoje pierwotne stanowisko i ustępują, traktując tę metodę, którą można też określić jako gotowość wykonania dwóch kroków w przód i jednego do tyłu, jako normalne narzędzie polityki, a nie element prestiżu czy honoru narodowego.

Po drugie Rosja szanuje siłę, przede wszystkim wojskową, ale nie wyłącznie, a także gotowość jej użycia. Słabość wręcz drażni rosyjskie elity i skłania do wysuwania maksymalistycznych żądań. Giles przywołuje, zgadzając się z tą diagnozą, słowa Svena Miksera, byłego ministra obrony Estonii, który powiedział, że „dla Putina słabość jest bardziej prowokacyjna niźli siła”.

Po trzecie rosyjskie elity mają w opinii brytyjskiego eksperta większą tolerancję i niższy próg akceptacji dla konfliktu, również i wojskowego, jako narzędzia politycznego. W światopoglądzie zachodnim konflikt jawi się w kategoriach sytuacji anormalnej a polityka winna być nakierowana na ich łagodzenie a najlepiej rozwiązywanie. W Rosji konflikt postrzega się zupełnie inaczej. Daje to odpowiedź nie tylko na pytanie dlaczego polityka Moskwy jest asertywna, ale również dlaczego wszystkie działania kolektywnego Zachodu postrzegane są przez rosyjskie elity, nawet jeśli pozbawione są takiego wymiaru, w kategoriach akcji wrogich i potencjalnie destabilizujących. Ta asymetria postrzegania sytuacji i akceptacja dla konfliktu powoduje, że rosyjskie elity już uważają, iż ich kraj toczy faktyczną, choć poniżej progu starcia kinetycznego, wojnę z Zachodem, podczas gdy Zachód wcale tak nie sądzi. Ale z tego wynika też podstawowa różnica jeśli brać pod uwagę środki, które używane są przez obydwie strony tego umownego starcia. Rosja nie ma oporów przed odwoływaniem się do narzędzi o charakterze wojskowym podczas gdy Zachód odwołanie się do instrumentarium z tej kategorii traktowałby jako przekroczenie pewnej granicy, na co nie ma obecnie ochoty. Tego rodzaju różnice mają kluczowe, w opinii Gilesa, znaczenie z punktu widzenia skutecznej polityki powstrzymywania rosyjskiego ekspansjonizmu.

Po trzecie rosyjskie elity mają w opinii brytyjskiego eksperta większą tolerancję i niższy próg akceptacji dla konfliktu, również i wojskowego, jako narzędzia politycznego. W światopoglądzie zachodnim konflikt jawi się w kategoriach sytuacji anormalnej a polityka W Rosji konflikt postrzega się zupełnie inaczej. Daje to odpowiedź nie tylko na pytanie dlaczego polityka Moskwy jest asertywna, ale również dlaczego wszystkie działania kolektywnego Zachodu postrzegane są przez rosyjskie elity, nawet jeśli pozbawione są takiego wymiaru, w kategoriach akcji wrogich i potencjalnie destabilizujących. Ta asymetria postrzegania sytuacji i akceptacja dla konfliktu powoduje, że rosyjskie elity już uważają, iż ich kraj toczy faktyczną, choć poniżej progu starcia kinetycznego, wojnę z Zachodem, podczas gdy Zachód wcale tak nie sądzi. Ale z tego wynika też podstawowa różnica jeśli brać pod uwagę środki, które używane są przez obydwie strony tego umownego starcia. Rosja nie ma oporów przed odwoływaniem się do narzędzi o charakterze wojskowym podczas gdy Zachód odwołanie się do instrumentarium z tej kategorii traktowałby jako przekroczenie pewnej granicy, na co nie ma obecnie ochoty. Tego rodzaju różnice mają kluczowe, w opinii Gilesa, znaczenie z punktu widzenia skutecznej polityki powstrzymywania rosyjskiego ekspansjonizmu.

„W rezultacie działania, które mogą odstraszać inne kraje, mogą być nieskuteczne w przypadku Rosji – argumentuje brytyjski ekspert – (…) Ponadto często argumentuje się na Zachodzie, że Rosja nie zaryzykuje otwartego konfliktu militarnego z USA lub NATO, ponieważ znacznie większa łączna siła Zachodu – w tym wyrażona w kategoriach PKB – sprawiłaby, że ostateczny wynik jakiegokolwiek rozszerzonego konfliktu byłby przesądzony. Ale Rosja jest w pełni świadoma, że krótki konflikt nie byłby zderzeniem PKB, ale w wielu przypadkach wyścigiem, w ramach polityki faktów dokonanych – wyścigiem, w którym Rosja miałaby przewagę na starcie”.

Na Zachodzie często, argumentuje Giles, uważa się, że współpraca z Rosją może prowadzić do zmniejszenia jej agresywnego zachowania a także przekonać rosyjskie elity, iż kolektywny Zachód nie ma wrogich zamiarów wobec Moskwy i pragmatyczna, pokojowa, koegzystencja jest możliwa. To złudzenia, które, jeśli chce się zbudować realistyczną politykę wobec Moskwy, muszą zostać, w jego opinii, porzucone.

Giles opisując politykę zagraniczną Moskwy dochodzi do wniosku, że w czasie ostatniego dziesięciolecia można zaobserwować pewien istotny trend. Jest nim „zwiększona chęć sprawdzenia granic akceptowalnych działań”. Ta zwiększona gotowość do działań agresywnych, łamiących akceptowalne zasady relacji między państwami jest w jego opinii pochodną poczucia, że, zwłaszcza w Europie, rachunek sił zmienia się na korzyść Rosji, a zatem Moskwa może więcej nie ryzykując nieprzyjemnych konsekwencji. Obserwowane w ostatnich latach w coraz większej liczbie incydenty z udziałem rosyjskich sił zbrojnych, od prób naruszania przestrzeni państw sąsiednich – członków NATO, po demonstracyjne manifestowanie siły i prowokacyjne zachowania mają głownie na celu, w opinii Gilesa, zastraszenie państw postrzeganych przez Moskwę jako przeciwnicy. Chodzi o stworzenie i ugruntowanie przeświadczenia, że już sama obecność sił Paktu Północnoatlantyckiego na Wschodzie rodzi ryzyko przypadkowych incydentów a przez to działaniem roztropnym i w interesie pokoju byłoby ich wycofanie, a przynajmniej odchudzenie. Za tym idzie odpowiednio wzmocniony przez legion rosyjskich propagandystów przekaz o gotowości Moskwy do eskalowania konfliktu nawet do poziomu nuklearnego, co tym bardziej winno „zmiękczać” stanowisko kolektywnego Zachodu.

Giles poszukuje odpowiedzi na pytanie jaki kształt winna mieć skuteczna polityka powstrzymywania Rosji. Sformułował kilka podstawowych zasad, które warte są przytoczenie.

Zachód musi, po pierwsze, w sposób klarowny i nie budzący wątpliwości komunikować Moskwie jakie są jego „czerwone linie”, których przekroczenie uruchomi w sposób niemal automatyczny reakcję. Jeśli tego się nie zrobi to Rosja, tak jak w przeszłości nadal testować będzie na wiele sposobów stanowczość reakcji NATO i będzie starać się przesunąć jej granicę. W gruncie rzeczy oznacza to obowiązek, czego dziś nie ma, stworzenia przez NATO możliwie pełnego katalogu akcji, w wielu domenach, które, jeśli zostaną podjęte przez Rosję, spełniają określoną w art. 5. definicję „ataku zbrojnego”. Giles kładzie też nacisk na potrzebę spójności sojuszniczego „przekazu” formułowanego pod adresem Moskwy. Chodzi nie tylko o to, że Rosja ma skłonność wykorzystywania i pogłębiania tego co uważa za różnice między państwami tworzącymi NATO, ale przede wszystkim o to, że jeśli odpierane przez nią komunikaty strategiczne są niejasne, to zawsze, kierując się zasadą ostrożności będzie uprawiać politykę w odpowiedzi do najgorszej z możliwych ich interpretacji, a to rodzić może dodatkowe napięcia i ryzyka. Równie istotne jest to aby działać w sposób transparentny, w szczególności na użytek wewnętrzny, w państwach Zachodu. Chodzi o komunikowanie się z własnym społeczeństwem, informowanie o agresywnych i wrogich działaniach Moskwy, opisywanie mechanizmów którymi Rosja się posługuje, wreszcie identyfikowanie publiczne tych osób i mediów, które świadomie bądź nie są moskiewskimi „pudłami rezonansowymi”, rozpowszechniają rosyjski przekaz i rosyjską propagandę. Bez tego trudno będzie tępić wpływy Moskwy i uniemożliwiać jej używania narzędzi agresji informacyjnej i narracyjnej.

Kluczowym elementem skutecznej polityki powstrzymywania Rosji jest to co Giles nazywa „widoczną jednością i wiarygodnymi intencjami” Zachodu. Jego zdaniem wątpliwości co do faktu, że reakcja NATO będzie stanowcza rodzą niebezpieczne konsekwencje, wręcz prowokują Rosję do agresji.

„W szczególności – argumentuje brytyjski ekspert – dyskusja o powstrzymywaniu eskalacji konfliktu może zostać zinterpretowana jako chęć ograniczenia zaangażowania do jednego sojusznika NATO po to aby ochronić innych”.

W interesie NATO leży zatem, aby Rosja nie doszła do wniosku, że po jej agresji Sojusz raczej będzie dążył, zamiast udzielić twardej odpowiedzi, do tego aby konflikt został ograniczony do obszaru jednego kraju.

Wreszcie Keir Giles radzi – „nic nie zastąpi wspierania sojuszników zanim kryzys wybuchnie”. Przy czym nie chodzi to o wspieranie słowem, ale o nieugiętą, w ramach wysuniętej obecności wojskowej, obecność militarną na Wschodzie. Skuteczności tego środka, co wydaje się w gruncie rzeczy dość banalnym stwierdzeniem, nic nie zastąpi. Przede wszystkim dlatego, że Moskwa może chcieć, wykorzystując swą bliskość geograficzną i zdolność do szybkiego mobilizowanie jednostek uderzeniowych, zacząć uprawiać politykę „faktów dokonanych” na lądzie stawiając NATO wobec bolesnego dylematu – albo eskalacja konfliktu do poziomu wojny ponadregionalnej, po to aby odbić fragment okupowanego terytorium państwa sojuszniczego, albo negocjacje i szukanie „rozwiązania politycznego”. Giles jest zdania, że „szybkość reakcji jest środkiem odstraszającym” i pozwalającym zachować po stronie NATO wszelkie opcje otwarte.

„Jeśli reakcja USA lub NATO na działania Rosji będzie opóźniona – argumentuje – Rosja przedstawi to jako eskalację, a to może wzbudzić sympatię wśród narodów, które – z wielu powodów – wolałyby nie podejmować działań”.

Brytyjski ekspert jest też zdania, i to przekonanie można nawet uznać, za kluczowe przesłanie raportu poświęconego skutecznej polityce powstrzymywania Rosji, że „jeżeli NATO jest niechętne wstępnemu rozmieszczaniu znacznych sił na zagrożonym obszarze, to w przypadku otwartego konfliktu musi być przygotowane na podjęcie znacznie bardziej kosztownych i politycznie trudniejszych działań, po to aby spełnić swoją funkcję i udowodnić rację istnienia”. Wreszcie za wzmocnieniem wschodniej flanki NATO przemawia to, że jej słabość może być odczytana przez Moskwę jako wręcz zachęta do działań agresywnych, zmienia się bowiem na jej korzyść rachunek zysków i strat. Szczególnie ważna jest obecność na wysuniętych rubieżach, w tym wypadku wschodniej flance, wojsk amerykańskich. Jest tak z tego względu, że Moskwa zupełnie inaczej postrzega obecność sił zbrojnych USA, widząc w ewentualnym z nimi starciu przede wszystkim perspektywę konfliktu z Ameryką, którego chce uniknąć, podczas gdy wojnę z mniejszym państwem, nawet należącym do NATO może rozpatrywać jako opcję do rozważenia.

Giles jest zdania, że NATO, szczególnie na Wschodzie, musi zostać wzmocnione, podobnie jak fizyczna ochrona granic czy bezpieczeństwa w cybersferze. Musimy być gotowi na sytuacje konfliktowe z udziałem Rosji, ale przede wszystkim, co warto dostrzec w kontekście tego co dzieje się na naszej wschodniej granicy, wzmocnić system odpornościowy państwa i przygotowanym do odparcia agresji asymetrycznej, poniżej art. 5. Jego zdaniem Rosja w najbliższym czasie na tym obszarze będzie koncentrowała swoją uwagę działając nie tylko w sposób planowy i zdeterminowany, ale również używając różnych sił proxy, trudnych do zidentyfikowania i bezpośredniego powiązania z Moskwą. Wręcz pisze, że państwa leżące na peryferiach Europy i poddane rosyjskiej presji aby być w stanie jej się oprzeć muszą „być dobrze zorganizowane, mieć świadome społeczeństwo i sprawne oraz kompetentne siły zbrojne”. Innymi słowy skuteczna polityka powstrzymywania Rosji, niezależnie od zadań które powinni zrealizować nasi sojusznicy, nakłada na nas obowiązek wzmocnienia naszego państwa. I to jest, jak można przypuszczać najważniejsza lekcją, która warto abyśmy odczytali z raportu Keira Gilesa.

Marek Budzisz

Źródło: wPolityce.pl 24 09 21

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Media / Press.