Pożegnanie Władimira Putina będzie bardzo długie

Prezydent Rosji jest w trudnej sytuacji. Jest odizolowany, gospodarka Rosji się rozpada. Ale to dopiero początek końca – pisze Clara Ferreira Marques w opinii dla serwisu Bloomberg.

Decyzja Władimira Putina o inwazji na Ukrainę – co spowodowało odcięcie niemal 150-milionowego rosyjskiego narodu i storpedowanie gospodarkiRosji w pogoni za ułudą – oznacza dla prezydenta Rosji początek ostatniego aktu. Ale to jeszcze nie koniec – pisze Clara Ferreira Marques w opinii dla serwisu Bloomberg

Ujęci urokiem ukraińskiego komika, który zmienił się w prezydenta, zachwyceni odwagą obrońców kraju i błędami rosyjskich sił zbrojnych – niektórzy mogą sądzić, że błąd w obliczeniach na taką skalę doprowadzi do szybkiego upadku najdłużej urzędującego rosyjskiego przywódcy od czasów Józefa Stalina. Bezprecedensowy zakres nałożonych sankcji oznacza problemy zarówno oligarchów, jak i cierpienie zwykłych obywateli, a sprzeciw wobec wojny pojawia się z nietypowych stron. Wiemy, że dyktatorzy częściej padają ofiarą własnych błędów – a błędy te były często znacznie mniej brzemienne w skutkach niż ten.

W kryzysie na taką skalę nie ma rzeczy niemożliwych. Na razie jednak mniej prawdopodobne jest, że dojdzie do przewrotu elit lub rewolty ludowej, niż że dojdzie do dramatycznego nasilenia represji w celu stłumienia głosów krytycznych i utrzymania iluzji przytłaczającego poparcia społecznego. W rzeczywistości takie działania już się rozpoczęły, co jest przejawem krótkoterminowego myślenia systemu, który nie ma już żadnych możliwości: nie ma lojalności partyjnej ani ideologii, na której mógłby się oprzeć, a jego pakt społeczny jest w strzępach. Pytanie brzmi: jak długo to jeszcze potrwa?

Putin nadal posiada podstawowe instrumenty kontroli. Po pierwsze, mocno kontroluje przekaz, który dociera do większości Rosjan, dzięki czemu łatwiej jest sprzedać obecny kataklizm jako atak na Rosję, kierując gniew społeczeństwa na Zachód, a nie na Kreml. Telewizja państwowa nadaje relacje jak najbardziej przyjazne Putinowi, z wściekłymi publicystami gromiącymi „nazistów na Ukrainie”, czy też z programami informacyjnymi, w których nie wspomina się o „wojnie” lub jakichkolwiek stratach rosyjskich. Moskwa uciszyła nawet od dawna tolerowane głosy opozycji, takie jak liberalna stacja radiowa Echo Moskwy, która nadawała od ponad trzech dekad, i wprowadziła surowe prawo cenzury, które zmusiło nawet zachodnie media do zawieszenia pracy na miejscu. W mediach społecznościowych panuje ścisła kontrola, co jest szczególnie niebezpieczne, jeśli weźmie się pod uwagę, jak wiele rodzin ma bezpośrednie związki z Ukrainą i jak głośne mogą być głosy matek żołnierzy. Rosjanie korzystają z sieci VPN i krótkofalówek – ale tylko niektórzy.

Nic dziwnego, że nie ma też żadnej tolerancji dla nawet najbardziej łagodnych, jednoosobowych demonstracji przeciwko wojnie, ponieważ Kreml doskonale zdaje sobie sprawę, że krytyka „operacji specjalnej” może szybko obrócić się przeciwko reżimowi. Od początku inwazji, według obliczeń OVD-Info, zatrzymano ponad 13 200 osób. To niebywale dużo, biorąc pod uwagę ograniczenia protestów, a niektóre z tych osób zostały zatrzymane za tak błahe przewinienia jak wywieszenie transparentu.

Putin, były członek KGB, nadal cieszy się lojalnością służb bezpieczeństwa i liczącej około 400 tys. osób Gwardii Narodowej, którą utworzył sześć lat temu. Rosgwardia podlega mu bezpośrednio i jest kierowana przez jego byłego ochroniarza. Nadal kontroluje także wyższe szczeble władzy, w tym weteranów służb bezpieczeństwa, którzy są znacznie mniej zjednoczeni, niż się często zakłada, i interweniują niezwykle rzadko – tak jak w sierpniu 1991 roku, w momencie upadku państwa. Owszem, wśród oligarchów pojawiają się wyrazy niezadowolenia, ale to nie są lata 90. W Rosji Putina miliarderzy są beneficjentami czynszów, a nie pośrednikami władzy, którymi byli kiedyś.

Co najważniejsze, Putin zadbał o to, by nie było oczywistej alternatywy dla jego przywództwa, by nie było łatwego zastępstwa. Ben Noble z University College London, który bada rosyjską politykę wewnętrzną, zwraca uwagę, że celowo nie ma współczesnego odpowiednika politbiura, które umożliwiło usunięcie Nikity Chruszczowa w 1964 r. (co było ewenementem w Związku Radzieckim), między innymi z powodu nieumiejętnego zarządzania kubańskim kryzysem rakietowym.

Tymczasem na froncie wojennym Rosja zaangażowała zaledwie ułamek swoich zasobów. Jej armia może być źle odżywiona, jeździć źle utrzymanymi pojazdami i być zdezorientowana co do swojej misji, ale ma broń i siłę roboczą, by kontynuować działania i wyrządzić znacznie większe szkody.

Ale jak długo może to trwać? Pojawiają się antywojenne – jeśli nie zupełnie antyputinowskie – głosy z nowych, trudnych do wyciszenia zakątków. Zazwyczaj apolityczni celebryci teraz zabrali głos, zwracając się bezpośrednio do fanów. Listy otwarte podpisali urzędnicy regionalni, dziennikarze z mediów przyjaznych państwu, a nawet studenci prestiżowej uczelni, która kształci rosyjskich dyplomatów. Co najważniejsze, w miarę jak gospodarka się rozpada, gniew pracowników narasta.

Tatiana Stanovaya z R.Politik, firmy zajmującej się analizą polityczną, wskazuje na głębokie niezadowolenie wśród rosyjskiej elity, która nie wie, czego może się spodziewać w przyszłości. To niezadowolenie jest w dużej mierze przemilczane. Pod presją pojawiają się jednak pęknięcia. Nie zagrażają one jeszcze Putinowi, ale im bardziej represje są stosowane, tym bardziej kruchy staje się system i tym mniejsza jest jego zdolność do radzenia sobie z napięciami społecznymi, które pojawią się wraz z rozpadem finansów państwa. A to właśnie te napięcia, jak zauważa Stanovaya, a nie polityka zagraniczna, ostatecznie wymuszą zmiany.

Rosji na razie brakuje kluczowych elementów umożliwiających zakończenie obecnego reżimu – mówi politolog Lee Morgenbesser z Griffith University w Australii, który bada systemy autorytarne. Nie ma przejściowego przywódcy, nie ma masowej mobilizacji. Zwraca on uwagę, że Putin ma niewielką motywację, aby „odjechać w stronę zachodzącego słońca”, ponieważ jakiekolwiek odejście – ze wszystkimi gwarancjami bezpieczeństwa i finansowymi, jakich autokraci potrzebują – byłoby dziś negocjowane z pozycji słabości. Ale pojawi się jakiś punkt krytyczny, jakiś wyzwalacz, który – jego zdaniem – w końcu uruchomi przejawy już i tak narastającego niezadowolenia ekonomicznego i społecznego na skalę, której Kreml nie będzie mógł zignorować. Jak pokazał Hosni Mubarak w Egipcie, nie trzeba wiele, by ten moment nadszedł.

Perspektywa ta powinna skłonić Zachód do dalszego wspierania niezależnych mediów, nawet na emigracji, oraz otwartego dostępu do informacji dla zwykłych obywateli. Powinna też skłonić do zwiększenia presji ekonomicznej, która już teraz przygniata Rosję. Żadne z tych działań nie gwarantuje demokracji (alternatywa dla Putina niekoniecznie jest liberalno-demokratyczna), ale priorytetem na dziś jest powstrzymanie bezmyślnej destrukcji.

Do tego czasu trwa okres ciemności. W Ukrainie, jeśli Rosja nadal będzie napotykać silny opór, co wydaje się prawdopodobne, czeka nas długi okres walki. Kiedy widzę Charków, Mariupol, Kijów, myślę o zniszczeniach, jakich Rosja dokonała na własnej ziemi w południowym regionie separatystycznym Czeczenii. W 1994 roku Pawieł Graczow, ówczesny minister obrony, obiecał, że zmiażdży rebeliantów „w ciągu kilku godzin przy pomocy jednego pułku spadochroniarzy”. Nie zrobił tego. Gdy dotarłam tam w 2002 roku, w stolicy Groznym nie było już prawie żadnego nienaruszonego budynku. Tętniący niegdyś życiem plac Minutka był górą gruzu. Ludzie mieszkali w korytarzach, ponieważ zewnętrzne ściany ich bloków mieszkalnych zostały zniszczone.

Najmłodsi i najzdolniejsi szybko opuszczają kraj. W Moskwie w chaosie 1998 r., mimo całej rozpaczy, wciąż istniała otwartość, poczucie, że poprawa jest możliwa. To już minęło. Ten reżim, pozbawiony długoterminowej wizji, jest w stanie obiecać swoim obywatelom jedynie przetrwanie i gotowość do rozwiązywania każdego problemu za pomocą pięści.

Rosja znajduje się obecnie na nieznanym terytorium: jest kontrolowana i odcięta od świata w niespotykanym dotąd stopniu; parę porównań do Związku Radzieckiego jest użytecznych. Z tamtej historii wiemy jednak, że choć brutalne represje są skuteczne jako środek kontroli, nie są – i nie mogą być – trwałe.

Zródło: forsal.pl 08 03 22

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Media / Press.