Unia Europejska versus Rzeczpospolita anno 2022, czyli nihil novi sub sole

dr Ryszard Bobrowski

Konsekwentna odmowa Komisji Europejskiej UE uruchomienia dla Polski funduszy z KPO, składającego się zarówno z dotacji jak i pożyczek, na który to fundusz łożą wszystkie państwa członkowskie UE, traktowana jest przez wielu komentatorów, zarówno polskich jak i zagranicznych, jako traktowanie Polski przez władze UE za członka podrzędnej kategorii i przejaw oczywistej dyskryminacji. Każda obiektywna ocena licząca się faktem przyjęcia przez polski Parlament kompromisu przedstawionego przez Prezydenta RP A. Dudę dotyczącego spornych z UE kwestii regulacji prawnych w RP i jego akceptacji przez Przewodniczącą KU U. von der Layen ( podczas jej pobytu w Warszawie ) musi przyznać zasadność tej dyskryminacji. Sytuacji tej o nie zmienia podpisanie przez Komisję Europejską 20 09 22 umowy z Polską dotyczącej finansowania z Funduszu Odbudowy – o czym poinformowała rzeczniczka KE Veerle Nuyts. Dodała przy tym, że trzeba jeszcze podpisać porozumienia operacyjne. W przypadku Polski obejmuje to kamienie milowe związane ze wzmocnieniem niektórych aspektów niezależności polskiego sądownictwa oraz wykorzystaniem Arachne, tj. narzędzia informatycznego wspierającego państwa członkowskie w ich działaniach w zakresie zwalczania nadużyć finansowych. Bez spełnienia tych kamieni milowych żadna płatność nie jest możliwa – podsumowała rzeczniczka KE. Potwierdziła to sama Przewodnicząca KE U. von der Leyen podczas debaty na Uniwersytecie w Princton 23 września mówiąc wprost „ nie możemy i nie będziemy przekazywać żadnych pieniędzy”. Takie są fakty”.

To, co jest jednak pomijane w komentarzach dotyczący stosunku UE do Polski to fakty, iż takie traktowanie nie jest w gruncie rzeczy niczym nowym – przeciwnie, wpisuje się ono w długi ciąg zdarzeń i decyzji nie tylko niekorzystnych dla Polski, ale niekiedy wręcz jej wrogich.

Dzisiejsza UE jest oczywiście spadkobierczynią i kontynuatorką EWG formalnie powstałej na „ bazie” EWWiS. Wszystkie te instytucje powstały po II wojnie światowej, której Polska była pierwsza i w gruncie rzeczy największą ofiarą i przegraną. Jako państwo spoza „ żelaznej kurtyny” dzielącej Europę na demokratyczny Zachód i komunistyczny Wschód nie mogła oczywiście uczestniczyć w projektach i inicjatywach zagospodarowujących Zachodnią Europę po hekatombie wojennej, mimo, iż wielu polskich myślicieli jak i polityków w minionych czasach snuło projekty zjednoczonej Europy i uczestniczyło w podejmowanych tutaj próbach.

Pomimo tego wykluczenia nawet w okresie komunizmu i panowania ZSRR nad Polską pojawiały się programy postulujące dołączenie Polski do EWG, by wspomnieć choćby tylko Polskie Porozumienie Niepodległościowe Z. Najdera. Jednak dopiero pokojowa rewolucja „Solidarności”, upadek muru berlińskiego i perspektywa zjednoczenia Niemiec otworzyły przed Polską i byłymi krajami obozu sowieckiego, realną perspektywę przejścia ze Wschodu na Zachód Europy, w tym uzyskania członkostwa w EWG.

Zachodnie alternatywy i bariery

Wraz z pojawieniem się nieśmiałych jeszcze pomysłów przełamania istniejącego podziału Europy ujawniły się od razu głosy zaniepokojenia zachodnich polityków tą możliwością i w istocie rzeczy przestrzegające przed tym procesem. I tak prezydent Francji F. Mitterrand wyrażał w rozmowach z przywódcami Zachodu wg niego uzasadnione obawy czy ZSRR w ogóle zgodzi się na Zjednoczenie Niemiec i zmiany w Europie. Publicznie natomiast dał temu wyraz w przemówieniu noworocznym we francuskiej telewizji adresowanym do rodaków 31 grudnia 1989 r. przedstawiając pomysł tzw. „Confederation Europeenne” tj. kręgów koncentrycznych, na których miałaby się opierać nowa architektura Europy. Kręgi te rozchodząc się od środka ( kraje EWG) ku strefom brzegowym ( kraje postkomunistyczne) oczywiście wykluczały udział tych ostatnich w procesach decyzyjnych proponowanej Konfederacji czyniąc je trwałe podległymi i podporządkowanymi zachodniej centrali.

Wraz ze stopniowym wyzwalaniem się byłych demoludów z sowieckiej zależności ( m.in. rozwiązanie RWPG, UW) stało się oczywiste, iż Zachód nie może pozostać obojętny wobec europejskich przecież krajów wyrażających otwarcie swoje prozachodnie i prokapitalistyczne aspiracje i nadzieje. Dlatego też zaproponowano kandydatom nie ubieganie się o pełne członkostwo w EWG, ale Stowarzyszenie z tą organizacją. Umowa taka z Polską, znana pod nazwą Układu Europejskiego, została podpisana 16 grudnia 1991 roku, a weszła w życie 1 lutego 1994 roku (część handlowa – 2 lata wcześniej). Trzeba jednak podkreślić, iż np. Traktat o Stowarzyszeniu RP z EWG w ogóle nie przewidywał docelowego członkostwa Polski w tej organizacji. To dopiero na wyraźne żądanie Polski klauzule taką wstawiono do Preambuły Traktatu zaznaczając tym samym, iż jest to tylko stanowisko strony polskiej, a nie krajów EWG.

Odpowiedzią na powtarzające się pytania padające zarówno ze strony polityków, jak i mediów. były dopiero tzw. „ Kryteria kopenhaskie” Kryteria te (znane jako Kryteria kopenhaskie) zostały określone przez Radę Europejską UE na szczycie w Kopenhadze w 1993 r. i zaostrzone podczas szczytu Rady Europejskiej w Madrycie w 1995 r. Przedstawiały one warunki po spełnieniu których kraje te będą mogły być przyjęte do UE. To m.in. demokratyczny system rządów kandydatów, praworządność czy gospodarka rynkowa, które stanowić miały furtkę do przejścia z jednego obozu do drugiego, ale decyzje w tej kwestii podejmowała UE. Niezależnie od nich premier Francji E. Balladure w przemówieniu 1 09 1994 przed Ensemble Nationale wyraźnie zaznaczył, że rozszerzenie UE na kraje byłego bloku sowieckiego powinny być poprzedzone „ reformą instytucjonalną Unii, która zapewni skuteczność UE… Ale to zjednoczenie całej Europy, jeśli konieczne, nie powinno być dla naszych wschodnich sąsiadów iluzją, a dla UE osłabieniem”. Inaczej mówiąc kraje zachodnie UE winny zabezpieczyć swoje interesy przed przez przyjęciem państw wschodu Europy, a ci z kolei nie powinni mieć tutaj żadnych złudzeń.

To zabezpieczenie swoich interesów przez „ stare” kraje UE najwyraźniej zostało zapisane w negocjacjach dotyczących np. Wspólnej Polityki Rolnej gdzie Polsce narzucono jaskrawie ją dyskryminującą wysokość unijnych dopłat dla sektora rolniczego znacznie poniżej średniej unijnej. W tym samym czasie kraje UE bez skrupułów wchodziły jednak na rynki Europy Środkowej i Wschodniej dosłownie zalewając je swoimi produktami, często niskiej jakości, czego skutkiem była m. in. dramatyczna redukcja miejscowego rzemiosła czy upadek handlu detalicznego.

„Polski hydraulik” i Dyrektywy UE – „Bolkesteina” i o „Pracownikach delegowanych”

Kamieniami węgielnymi EWG i UE są cztery wolności – swobodny przepływ kapitału, handlu, ludzi i usług. Polscy przedsiębiorcy po przystąpieniu Polski do UE 01 05 2004 r postanowili oczywiście skorzystać z tych praw spotykając się prawie natychmiast z obstrukcjami starych krajów unijnych, w tym zwłaszcza Francji wyrażającej obawy przed zalewem polskich firm oferujących różne usługi, w tym sanitarne. By zwalczać te obawy znany model Piotr Adamski wziął udział w akcji Polskiej Organizacji Turystycznej, która miała zachęcić Francuzów do wizyty w Polsce. Piotr Adamski jako “polski hydraulik” pojawił się m.in. na stronie internetowej Polskiego Ośrodka Informacji Turystycznej w Paryżu. Hasło przewodnie akcji brzmiało: “Je reste en Pologne, venez nombreux” (Zostaję w Polsce, przyjeżdżajcie licznie).

By przeciwdziałać tym dyskryminacjom powstała unijna dyrektywa usługowa (zwana dyrektywą Bolkesteina), która miała usunąć wiele przeszkód stojących na drodze do usprawnienia handlu usługami na rynku wewnętrznym UE oraz ulepszyć obowiązujące zapisy prawne dotyczące usługodawców w krajach członkowskich. Wzbudziła ona od razu w Europie wiele kontrowersji. Jej przeciwnicy podkreślali, że może doprowadzić do wzrostu konkurencji pomiędzy pracownikami w UE, zwolennicy uznali ją natomiast za doskonały środek do usprawnienia i stymulacji rynku usług. W konsekwencji licznych zmian i poprawek, które do niej wprowadzono „ wybito jej- jak to ujęli komentatorzy – zęby” . „ Państwa członkowskie mają tendencję do zachowywania restrykcyjnych przepisów. Dyrektywa uprawnia do wprowadzenia pewnych obostrzeń wobec wykonywania usług w kwestiach uznanych za istotne z punktu widzenia interesu publicznego, przez zagranicznych dostawców. Ten zapis był zbyt często wykorzystywany w sprawach mniej istotnych, gdzie konkurencyjność miała duże znaczenie dla konsumentów. Wciąż pozostaje wiele do zrobienia.” Z wywiadu dla „Aktualnosci (PE) Malcolmem Harbourem – z szefem komisji IMCO w 22 02 2013 roku 

W dużej mierze można to samo powiedzieć o dyrektywie unijnej 2018/957/EU („Dyrektywa”), od 30 lipca 2020 r., zgodnie z którą wszystkie kraje członkowskie UE są zobowiązane do wdrożenia jej założeń oraz ich przestrzegania. Kluczowym założeniem Dyrektywy (oraz konsekwentnie też polskiej Ustawy) jest wymóg zagwarantowania porównywalnych warunków zatrudnienia w „państwie przyjmującym” delegowanego pracownika. Dyrektywa ma w założeniu przeciwdziałać „dumpingowi socjalnemu”, wobec czego pracownicy przyjezdni mają mieć zagwarantowane warunki pracy i płacy na porównywalnym poziomie do tych, które dotyczą obywateli określonych państw UE.

Zgodnie z Dyrektywą pracownikowi delegowanemu należy zatem zagwarantować co najmniej minimalne standardy pracownicze państwa przyjmującego. W konsekwencji regulacje te uderzają w interesy polskich firm przewozowych zmuszanych do ponoszenia dodatkowych kosztów i w rezultacie stopniowe eliminowanie ich z konkurencji na unijnym rynku.

To pryncypialne i dyskryminujące stanowisko państw starej Unii wprost i najdobitniej wyraził prezydent Francji J. Chirac w czasie kryzysu irackiego w 2003 r. kiedy to Polska starająca się wówczas o przyjęcie UE poparła, inaczej niż Francja, twardą politykę rządu USA wobec Iraku, stwierdzając bez ogródek iż „ Polacy stracili szanse by siedzieć cicho” .Takie „ siedzenie cicho”, czyli udzielanie blankietowej zgody i bezwarunkowego poparcia prze Polskę dla polityki głównego nurtu polityki UE narzucanego przede wszystkim przez Francję i Niemcy jest oczekiwane przez instytucje UE jak Rada, Komisja, Parlament czy TSUE. Takie są fakty.

Gra „ głosami ważonymi ” w EWG” i UE

Jeśli Francuzi walczą o utrzymanie swojej uprzywilejowanej pozycji dużego kraju UE przy pomocy regulacji ekonomicznych (via Dyrektywy) to Niemcy robią to samo, ale przy użyciu regulacji prawno – traktatowych aktów założycielskich UE. Środkiem do tego celu jest m.in. podział pomiędzy kraje tzw. „ głosów ważonych”. Głosy te służą do podejmowania decyzji kwalifikowana większością w Radzie UE kiedy nie ma jednomyślności.

I tak:

Zgodnie z art. 148 Traktatu Założycielskiego EWG z 1957 r

  1. O ile postanowienia niniejszego Traktatu nie stanowią inaczej, Rada przyjmuje uchwały większością głosów swoich członków.
    2. Jeżeli przyjęcie uchwały przez Radę wymaga większości kwalifikowanej, głosy jej członków ważone są następująco:

Belgia 2, Niemcy 4, Francja 4, Włochy 4, Luksemburg 1, Niderlandy 2

Uchwały Rady wymagają do ich przyjęcia co najmniej:
– 12 głosów „za”, jeżeli niniejszy Traktat wymaga, aby były przyjęte na wniosek Komisji;
– 12 głosów „za”, oddanych przez co najmniej 4 członków, w innych przypadkach

Wraz z przyjmowanie do EWG, a od 1992 r do UE, głosy ważone były przy każdym rozszerzeniu na nowo dzielone wg kolejnych zasad. Np.:

System nicejski

Powstał w roku 2001. Obwiązywał w latach 2003-2014.

Według traktatu z Nicei, głosy ministrów w Radzie mierzone są wagami, zależnymi w pewien sposób od liczby ludności w danym kraju. Rada UE podejmuje decyzję, jeżeli spełnione są jednocześnie trzy warunki:

  1. suma wag państw głosujących za ustawą przekroczy 255 (co przy sumie wag 27 państw wynoszącej 345 wynosi w przybliżeniu 74%);
  2. państwa głosujące za ustawą reprezentują co najmniej 62% ludności Unii;
  3. za decyzją głosuje większość krajów, a więc co najmniej 14 z 27.

System ten w miarę sprawiedliwie odzwierciedlał pozycje krajów członkowskich przyznając jednak pewną „ nadwagę” krajom średniej wielkości, jak Polska czy Hiszpania. Niemcy uznały, iż ten podział umniejsza ich dominująca rolę w UE, dlatego też konsekwentnie parły do jego zmiany konsekwencja czego jest obowiązujący przyjęty w Lizbonie w 2008 r., a obowiązujący od 2014 r tzw. „system podwójnej większości”

System lizboński

Powstał w roku 2008. Obwiązuje od 01 11 2014 roku

Nazywany też często systemem podwójnej większości.

Do podjęcia decyzji przez Radę UE potrzebne jest spełnienie dwóch warunków:

  1. kraje popierające decyzję muszą skupiać co najmniej 65% ludności Unii;
  2. za decyzją musi głosować co najmniej 55% państw (przynajmniej 16 z 28).

Dodatkowy warunek stanowi, że mniejszość blokująca musi obejmować co najmniej czterech członków Rady. Każde rozszerzenie Unii zmienia liczbę państw członkowskich oraz rozkład ludności Unii, a wiec bezpośrednio wpływa

Oczywiste jest, iż system ten premiuje kraje najbardziej ludne w UE, czyli przede wszystkim Niemcy, kosztem krajów średnich i mniejszych. Natomiast w ogóle nie rozważano kompromisowej propozycji naukowców z UJ (tzw. Kompromis Jagielloński), który równoważył „ wagi” członków UE różnej wielkości.

Kompromis Jagielloński:

„ Każdy kraj otrzymuje liczbę głosów proporcjonalną do pierwiastka kwadratowego z liczby jego ludności. Decyzja Rady Unii Europejskiej zostaje podjęta, jeżeli sumaryczna waga krajów głosujących za nią przekracza próg wynoszący (dla 27 krajów Unii) 61.4% wszystkich głosów”.

To, co Polska uzyskała w Lizbonie to swego rodzaju „ nagroda pocieszenia”‘ tj. tzw. „Kompromis z Joaniny” , który umożliwiał krajom odwlekanie decyzji przez “rozsądny czas”, nawet jeśli nie miały one wystarczającej mniejszości blokującej. Mechanizm mógł być użyty, jeśli wystąpiły o to kraje reprezentujące co najmniej 19 proc. ludności UE – tyle, ile dziś mają np. łącznie Polska i Francja. Jednak tylko do 31 marca 2017 roku każde państwo mogło zażądać powtórzenia danego głosowania zgodnie z nicejskim systemem głosów ważonych.

Znacznie dalej idącą propozycja Niemiec ( vide deklaracja rządzącej w Niemczech koalicji socjaldemokratów, liberałów i zielonych oraz przemówienie kanclerza Scholza podczas jego wizyty w Pradze 05 09 22 ) jest dokonanie takiej reformy instytucji UE, która wyraźnie ograniczy możliwości szukania kompromisów w drodze do osiągnięcia jedności UE i przyjęcie zasady głosowań większościowych, nawet w takich wrażliwych dziedzinach jak polityka zagraniczna czy obronności, dziś pozostających w gestii każdego państwa członkowskiego. W takiej sytuacji państwo „ przegłosowane” zmuszone będzie realizować politykę wyznaczoną przez elity unijne nawet jeśli będzie to sprzeczne z jego żywotnymi interesami narodowymi, tradycją, wyznawanym kodem kulturowym, itp. Propozycja niemiecka zakłada oczywiście przegłosowanie mniejszych krajów ( tak, jak wepchnięto do gardła Irlandii powtórne głosowanie w sprawie Traktatu z Lizbony) zgodnie z interesami Berlina ubranymi oczywiście w pro unijną retorykę. Co jednak w sytuacji, kiedy interesy Berlina ( zainteresowanego wschodem Europy) sprzeczne będą z racjami Francji ( zawsze bliskiej krajom Afryki) i jej tam potrzebami.

Historia EWG zna już taką sytuacje z 1965 r. kiedy to ówczesny Przewodniczący KE Niemiec W. Hallstein, zadeklarowany federalista, przedstawił projekt wspólnego finansowania przez EWG polityki rolnej ( szalenie ważnej dla Paryża) i jej kontroli przez PE. Prezydent Ch. de Gaulle odmówił jednak podpisania przez Francję tego dokumentu i przez sześć miesięcy Francja bojkotowała posiedzenia Rady Unii Europejskiej. Tak zwany „ Kompromis luksemburski” z 1966 r sprawił, iż przełożono samofinansowanie WPR i kontrolę budżetową nad nią PE. Państwa członkowskie otrzymały także prawo nieformalnego weta, kiedy decyzja większości może wpłynąć na narodowe interesy danego państwa.

Roma locuta, causa ( non) finita.

Polska nie ma oczywiście takiej wagi i znaczenia w UE jaką miała i ma Francja a zatem polityka takiego czy innego bojkotu na wzór „ polityki pustego krzesła” posiedzeń Komisji, Rady Europejskiej, czy Rady UE niczego jej nie da. Tzw. „Kompromis z Joaniny” dawno już utracił swoją moc stąd realną sprawczą możliwością pozostaje jedynie wnoszenie skargi na odmowe wypłacania kolejnych rat z funduszy KPO przez KE do TSUE. Problem w tym, że to szalenie spolityzowane ciało mało ma do czynienia z przestrzeganiem Traktatów UE a wiele z obroną interesów politycznych i ekonomicznych głównych graczy UE i wyznawanymi przez nie ideologiami. Polska może też oczywiście skorzystać z możliwości podejmowania decyzji finansowych takich jak zaprzestanie płacenia przypadających na nią udziałów w finansowaniu KPO, rezygnacji z pożyczek z tego funduszu i zaciągnięcia ich na wolnym rynku finansowym, np. azjatyckim, czy wreszcie zawieszenia wnoszenia obowiązujących nas wpłat członkowskich w UE. Problem w tym, iż jednocześnie w grze z UE są znacznie większe pieniądze, tj., Fundusz Spójności przyznane nam w ramach nowych wieloletnich ram finansowych na lata 2021-2027, w których Polska jest po pierwsze jednym z głównych jego beneficjentów: 750 mld euro, a po drugie – jest to ostatni taki budżet UE w którym Polska jest nie jest jeszcze płatnikiem netto do budżetu unijnego. Podjęcie wojny z UE na polu finansowym byłoby też oznaką błędnego rozeznania sytuacji bowiem sedno zwlekania KE z rozpoczęciem płacenia Polsce transz z KPO nie jest problemem finansowym a stricte politycznym i na tym polu winna być toczona podstawowa batalia.

Tu głównym zadaniem jest pozyskiwanie stronników przeciwko dyskryminacji władz UE i budowanie stosownych koalicji czemu niestety nie sprzyja negatywna opinia o Polsce budowana od lat, nie tylko zresztą w UE i jej różnych forach, przez siły lewicowo – liberalne przy aktywnej inspiracji i współpracy polskiej opozycji. Pewną nadzieję wnoszą tu ostatnie wybory parlamentarne w Szwecji, a zwłaszcza we Włoszech, które odsuwają od władzy formacje wyznające te ideologie a przy tym zdecydowanie krytykujące rządy centrowo- prawicowe, przede wszystkim w Europie Środkowej.

Największa jednak nadzieje należy wiązać z rozwojem i ew. zawieszeniem walk/rozejmem na Ukrainie i jego rezultatami. Wojna ta nie zakończy się szybko i nie będzie miała jednoznacznego militarnego zwycięscy, ale jej polityczne konsekwencje zadecydują o układzie nie tylko na wschodzie Europy, ale i na całym kontynencie, podobnie jak przemiany, które się doskonały w Europie Środkowej jesienią 1989 r. Jeśli Ukraina, która w wyniku tego zawieszenia walk/rozejmu zdoła zatrzymać kontrolę nad większością swego terytorium to stanie się istotnym graczem przede wszystkim w dziedzinie bezpieczeństwa europejskiego, zwłaszcza w kontekście nowej oceny Rosji i jej znaczenia w Europie, szczególnie na jej zachodnich granicach. Zarazem zniszczona Ukraina stanie się bardzo atrakcyjnym obszarem olbrzymich prac restauracyjnych i inwestycyjnych. W obu tych zakresach Polska, stanowiąca dla Ukrainy głębię geostrategiczną, jest i będzie z wielu powodów w nadchodzących latach nieodzownym partnerem. Tak UE, jak i NATO nie będą mogły dłużej ignorować dokonujących się zmian na wschodzie kontynentu i pozostawać poza nimi, stąd rola Warszawy, nawet rządzonej nadal przez centro-prawicę, wzrośnie na tyle, iż przełamana zostanie nie tylko dominacja ideologii lewicowo liberalnej, ale i rządząca dotychczas zasada „ Roma ( czyt. Berlin/Paryż via Bruksela) locuta, causa finita”.

Warszawa, 27 września 2022 r.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Polska.