Rok 2024 rokiem prawdy
„zostanie po nas złom żelazny i głuchy, drwiący śmiech
pokoleń”
Tadeusz Borowski, „Pieśń”,1942
20-lecie przystąpienia Rzeczpospolitej do UE (01.05.2004) stwarza okazję do oceny nie tylko tego okresu, ale także do zastanowienia się nad tym jak te relacje rozwijać się będą w nadchodzącej przyszłości.
Pomijając historyczne precedensy wkładu Polaków w idee zjednoczenia Europy, zarówno te XIX wieczne, okresu II Rzeczpospolitej czy lat PRL-u, to dopiero upadek komunizmu i pokojowe rewolucje w Europie Środkowo – Wschodniej otworzyły przed Polską realną szansę włączenia się w procesy integracji zachodnioeuropejskich demokracji parlamentarnych.
Etapy w tym procesie były wyznaczane m.in. Stowarzyszeniem RP ze Wspólnotami Europejskimi (16.12.1991), sformułowaniem przez UE tzw. Kryteriów kopenhaskich ( 22.06.1993), spełnienie których otwierało procedurę rozpoczęcia rozmów o akcesji do UE (10.11.1998), zakończonych tzw. big bangiem, czyli grupowym wstąpieniem 10 państw Europy Środkowej i Południowej do UE.
Na wszystkich tych etapach Polska była ubogim kuzynem, czyli de facto członkiem drugiej kategorii, wśród, traktatowo rzecz biorąc, równoprawnych państw Wspólnot Europejskich. Przykładów tej realnej podrzędności RP w UE jest aż nadto, by wspomnieć nierówne traktowanie naszych rolników w ramach korzystania ze Wspólnej Polityki Rolnej, tzw. Dyrektywę Bolkszteina dyskryminującą polskich usługodawców w UE, połajanki Polski przez prez. Francji za to, iż władze Polski ośmieliły się mieć inne zdania niż Paryż w sprawie polityki zagranicznej UE, wymuszenie przez Niemcy zmiany sposobu głosowania w RUE, tj. z korzystnego dla nas systemu z Nicei, na niekorzystny z Lizbony, itp.
Mijające lata po naszej akcesji udowodniły jednak zaskoczonemu Zachodowi, że Polska, wbrew jego przewidywaniom, nie jest zagubiona i bezradna w gąszczu polityk i rynków unijnych, lecz przeciwnie – nie tylko dobrze sobie tam radzi, ale wręcz stwarza skuteczne konkurencyjne zagrożenie dla pewnego swej wyższości i mentorskiej postawy Zachodu.
O ile jednak w zakresie gospodarczym Polska via facti stała się w wielu dziedzinach równorzędnym partnerem i konkurentem „starej Unii”, o tyle w dziedzinie realnej polityki nadal pozostaje na marginesie współtwórców UE. Rządy liberalno-lewicowe RP stawiały sobie za cel jedynie „ płynięcie w głównym nurcie UE”, czyli w istocie biernie akceptowały to, co postanowili inni, natomiast rządy centrowo-prawicowe chcąc realizować samodzielną politykę tzw. „wstawania z kolan” nie zdołały jednak przełamać monopolu władzy duetu Niemiec i Francji.
Aktualny lewicowo-liberalny rząd D. Tuska staje jednak przed szansą przezwyciężenia tego dotychczasowego imposibilizmu. Nie może on bowiem, wbrew swoim zwyczajom i chęciom ponownie „ płynąć w głównym nurcie” UE ponieważ sam nurt jest gwałtownie kontestowany w licznych krajach unijnych, a zarazem musi, razem z elitami dotychczas rządzącymi UE, „wstawać z kolan” dogmatycznej i wydumanej polityki rolnej, klimatycznej, imigracyjnej, i im podobnych jeśli nie chcę być zmieciony z kart historii przez gniew upominających się o swoje prawa grup społecznych i narodów – równoprawnych przecież członków bogatej w swej różnorodności Europy.
Nie ma jednak żadnej pewności, iż rząd D. Tuska, zaczadzony przegraną PiS w wyborach krajowych i utratą władzy zdoła dostrzec historyczny mement na wywalczenie wreszcie prawdziwej podmiotowej pozycji dla Polski w czasie dokonującej się teraz przebudowy relacji europejskich, czy też będąc nadal skoncentrowany na anihilacji aktualnej opozycji powtórzy finalnie, przez swą pasywność i brak pro-polskiej asertywności, za poetą czasu wojny gorzką konstatację :„ zostanie po nas złom żelazny i głuchy, drwiący śmiech pokoleń”
dr Ryszard
Bobrowski
Warszawa, maj 2024