Przełom roku 2024/2025, czyli przełom bez politycznego przełomu

Przełom roku 2024/2025 to czas zasadniczych przewartościowań tak w polskiej, jak europejskiej i światowej polityce. Znamy liczne elementy, wyznaczniki tych przemian, lecz nie tylko nie wiemy, ale nawet nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak i kiedy te zmiany się dokonają, a przede wszystkim co będzie ich finalnym rezultatem.

Scena światowa

Tu fundamentalnym faktem jest wybór 47 prezydenta USA Donalda Trumpa i jego nieuniknione konsekwencje. To, co pewne, to deklarowane przez Trumpa odejście od dotychczasowej polityki administracji USA, tj. umiarkowanego i konsolidacyjnego podejścia do podstawowych wyzwań porządku światowego, tzn. agresji Rosji na Ukrainę, wojny Izraela o różnym natężeniu ze światem arabskim, przed wszystkim z Hamasem, Hezbollahem i Iranem, wyznania chińskiego, a także aspiracji i ambicji UE do odgrywania znaczącej roli na scenie swiatowej. Tu również należy wymienić zasadniczy koniec podległości wobec Zachodu tzw. trzeciego świata, tj. krajów południa Azji, Azji i Ameryki Płd., (Globalne Południe) czego symbolem jest rosnąca rola ugrupowania BRICS i składanych tam aplikacji przez kolejne kraje kandydackie, jak Turcja.

Objęcie władzy w Waszyngtonie przez Trumpa oznaczać będzie nie tyle wycofanie się USA z polityki światowej i nowy izolacjonizm, ale realizację polityki „America first”, czyli skoncentrowanie się nie na deklarowanej przez demokratów misyjnej roli USA, tj. demokratyzowania świata na wzór amerykański, ale obronę, rozwój gospodarki i potęgi amerykańskiej oraz jej zabezpieczenie poprzez działania polityczne i sektor zbrojeniowy. Odnosi się to przede wszystkim do Chin, ale też i do Indii i schodzącej teraz na drugi plan – Rosji. Konsekwencją tego jest odwrót od globalizmu, którego beneficjentami były przede wszystkim koncerny międzynarodowe i ci wszyscy, którzy obficie korzystali z otwartego rynku (towarów i pracy) amerykańskiego, tj. Chiny, UE i Ameryka Płd. Ameryka Trumpa główną swoja uwagę koncentrować będzie nadal na wyzwaniach dalekowschodnich, na Pacyfiku, na Chinach i jej jednoznacznych dążeniach do podporzadkowania sobie Tajwanu drogą czy to wywierania presji politycznej na Tajpei, czy via militarii.

Rosja, będąca dotychczas także potęgą azjatycką, nie odgrywa tam już tej roli z powodu zaangażowania swych sił militarnych w agresji na Ukrainę i będącego konsekwencją tej napaści bojkotu politycznego i gospodarczego państw demokratycznego Zachodu. Tu Rosja demonstruje swoją podległość nie tylko wobec Chin, wspierających ją politycznie, czy Indii, kupującej od niej ropę po zaniżonych cenach, a nawet komunistycznej „ potęgi”, tj. Korei Północnej zasilającą Rosję sprzętem militarnym i wysłanymi tam siłami zbrojnymi.

Odzyskanie Rosji jej utraconej pozycji uzależnione będzie od rozwiązania kwestii ukraińskiej. Tu żądania Moskwy są niezmienne – przyznanie jej przez społeczność międzynarodową zagarnianych manu militari ziem Krymu, obwodów Ługańska, Doniecka i Charkowa, rezygnacji Ukrainy z potencjalnego członkostwa w NATO i de facto podporzadkowania sobie władz w Kijowie. Niezmienne jest też odrzucenie tego ultimatum nie tylko przez Zalenskiego, ale i przez jego zachodnich sojuszników. Rozwiązanie tych fundamentalnych sprzeczności, jeśli w ogóle możliwe, stanowi wielkie wyzwanie nadchodzącego czasu. W mediach publikowane są co jakiś czas różne scenariusze think tanków, ekspertów czy polityków rozwiązania tego to, co w istocie jest nie do rozwiązania drogą negocjacji, ponieważ ani Rosja nie odstąpi od swej immanentnej doktryny, niezależnie od tego czy jest to carat, reżim komunisty czy putinowski, tj. rozwoju kraju poprzez podboje terytorialne, ani Kijów nie odda Rosji nie tylko zagrabionych jej ziem, ani nie stanie się politycznym wasalem Kremla. Ponieważ nie jest możliwe militarne zwycięstwo żadnej ze stron realne będzie czasowe zawieszenia walk, ustanowienie na granicy walk pasa ziemi niczyjej – bufora – dzielącego Rosję i Ukrainę, i odłożenie finalnego rozwiązania na bliżej nieokreśloną przyszłość. Ponieważ tego rozejmu, wspomnianego pasa ziemi niczyje,j nie będą strzegły ani żołnierze z mandatem organizacji międzynarodowych – ONZ, NATO ( czego nie zaakceptuje Trump), ani amerykańscy ( jak wyżej), ani państw Europy Zachodniej ( kto – Niemcy? Francuzi? – ), a także Polacy, w których Moskwa upatruje głównych podżegaczy i sprawców rewolty Ukrainy, to rozejm ten, czy pas, będzie zarzewiem nieustannego łamania zawieszenia broni i wznawiania militarnego konfliktu

Scena unijna

W Europie kluczową rolę odgrywa oczywiście UE, ale trzeba też podkreślić niezależną od Unii Wielką Brytanię i jej ambicje polityczne. Zdawać by się mogło, iż niedawne wybory do PE, i wynikające z niego nowe rozdanie polityczno – administracyjne w Unii w gruncie rzeczy niewiele wniosły do poprzedniej sytuacji, ale nie odpowiada to rzeczywistości. Wprawdzie koalicja chadecko – socjaldemokratyczno – liberalno – zielona ma znowu decyzyjną większość, a Ursula von der Leyen ponownie została przewodniczącą Komisji, ale podstawowe polityki odchodzącej władzy UE, po zderzeniu się z licznymi protestami ( rolnicy) i obawami ( przemysł motoryzacyjny) zostały zakwestionowane. Dotyczy to zarówno polityki klimatycznej, emigracyjnej, ale także planów przekształcania Unii w byt formalnie federacyjny, a w rzeczywistości hegemoniczny. Problem w tym, iż ten dotychczasowy hegemon, to jest tzw. motor francusko-niemiecki UE, kieruje się teraz innymi priorytetami, co najlepiej wyrażają ich dwie koncepcje. A to są dwie odrębne koncepcje. Tzn. francuska koncepcja „autonomii strategicznej” z 2017 roku i niemiecka koncepcja „suwerenności strategicznej” skierowane są w zupełnie różnych kierunkach. Francuzi zainteresowani są obszarem swoich byłych kolonii, tj. Afryką Subsaharyjską i możliwościami eksportowymi zdominowanego przez nich europejskiego przemysłu zbrojeniowego, który chcą rozwijać. Natomiast Niemcy przede wszystkim nalegają na transfer suwerenności z państw unijnych do Brukseli ( czyt. do Berlina) w wyniku przejęcia przez Unię w wielu obszarach większościowego systemu głosowania w Radzie UE, co oznaczać będzie marginalizację mniejszych państw we Wspólnocie i dystansowanie się Unii od USA. Niezależnie od tego rządy obu państw, w wyniku wewnętrznych trudności, w istocie utraciły zdolności kreacyjne na forum Unii, Francją Macrona nie tyle rządzi co administruje zdymisjonowany 4 grudnia przez Zgromadzenie Narodowe rząd premiera Barniera, Niemcy natomiast po dymisji ministra finansów z FDP i rozpadzie rządzącej koalicji czekają na debatę nad wnioskiem nieufności dla rządu kanclerza Scholza i na wybory wyznaczone 23 lutego 2025 r. W konsekwencji inicjatywę w UE przejęła przewodnicząca Komisji forsująca podpisanie umowy o wymianie handlowej z państwami Ameryki Południowej ( Mercosur), w czym bardzo zainteresowani Niemcy, eksporter wyrobów przemysłowych, a czemu zdecydowanie sprzeciwia się Francja, wielki producent żywności w UE.

Niezależnie od powyższych ograniczeń Unia czeka z niepokojem na wykrystalizowanie się europejskiej polityki nowego prezydenta USA. Tu podstawowe pytanie brzmi – czy i jakiej mierze Trump oprze się na Niemczech w roli głównego partnera USA i gwaranta spokoju na starym kontynencie. Tu nie tylko chodzi o skokowe zwiększenie nakładów Berlina na obronność, ale przede wszystkim o chęci i zdolności Niemców do przewodzenia koalicji wschodniej flanki UE w przypadku ew. agresji Rosji kierowanej w głąb kontynentu. Administracja Bidena stawiała tu wyraźnie właśnie na Niemcy, którzy jednak wbrew oficjalnie głoszonej „ zeitwende” wobec Rosji w praktyce uprawiali tradycyjną politykę „Russia first” i nic nie wskazuje na to by miałoby się to zmienić

Wobec trwającej już blisko trzy lata agresji Rosji na Ukrainę to właśnie wschodnia część Europy i bezpieczeństwo wschodnich rubieży zarówno UE jak i NATO stoi w centrum polityki europejskiej. Na wyzwanie to nie odpowiada ani francuska „ autonomia strategiczna” zainteresowana Afryką Subsaharyjską, ani niemiecka „ suwerenność strategiczna” ponieważ UE nie ma, i długo jeszcze mieć nie będzie własnych sił zbrojnych dolnych zdolnych i gotowych do przeciwstawienia się rosyjskiej agresji. Zdolności tej nie posiadają także kraje bloku Europy Środkowej. Taka możliwość posiada natomiast Grupa B-9 , czyli aktualni członkowie NATO, tj. państwa tego regionu Europy. Jednakże zaangażowanie B-9 do obrony wschodnich granic Europy oznaczałoby de facto zaangażowanie całego NATO, łącznie z USA, czego Trump właśnie chce uniknąć.

Scena środkowoeuropejska

W maju 2017 roku w Warszawie zorganizowana została konferencja tzw. Trójmorza ( lub ABC – Adriatyk, Bałtyk, Morze Czarne) gromadząca państwa leżące między Niemcami i Rosja. Jest to dwanaście państwach, które od 2015 roku, a od września 2023 – trzynaście, tworzą forum współpracy w Europie Środkowej pod nazwa Trójmorza, Na tę konferencje przybył, i de facto jej przewodniczył, prezydent Trump wzbudzając nadzieje na następujące po tej wizycie, poważne zaangażowanie się Stanów Zjednoczonych w tym rejonie Europy. Jednak pomimo, iż Trójmorze formalnie nadal istnieje, i co jakiś czas organizowane są różne spotkania i konferencje ( najbliższe w kwietniu 2025 ponownie w Warszawie) to obecność inwestycyjna czy gospodarcza USA jest w tym regionie ledwie symboliczna. W konsekwencji Trójmorze nadal jest bardziej interesującym projektem niż realnością. Czy i w jakiej mierze ponownie sprawujący swój urząd prezydent Trump zechce nie tylko wrócić do tego projektu, ale tym razem realnie walnie przyczynić się do jego rozwoju jest wielką niewiadomą.

Scena północna

Nowym i bardzo ważnym czynnikiem bezpieczeństwa północy Europy jest członkostwo Finlandii i Szwecji w Sojuszu Północnoatlantyckim. Stanowi to bez wątpienia wyzwanie dla Rosji i szansę dla Polski. Oba te kraje, podobnie jak ich południowych sąsiadów, łączy wspólne, historycznie potwierdzone zagrożenie, czyli agresywna Rosja. Finlandia, Szwecja, Estonia, Łotwa i Litwa to, podobnie jak Polska, rubieże Europy, granica Zachodu, jego kultury, i kresy zachodniej cywilizacji.

Francuski” Le Monde” omawiając szczyt Wspólnoty Politycznej UE w Budapeszcie 7 listopada pisał, iż premier Tusk rozmawiał tam m. in. z przywódcami Francji, także Wielkiej Brytanii i krajów skandynawskich o koordynacji i współpracy z państwami o podobnych poglądach na sytuację geopolityczną. Według dziennika zainteresowanie polską inicjatywa wyraziły kraje nordyckie w zrzeszone w formacie NB8 (Nordic-Baltic-Eight – Dania, Finlandia, Islandia, Norwegia, Szwecja, Litwa, Łotwa i Estonia) który powstał jeszcze w l. 90-tych ubiegłego wieku. W konsekwencji 27 listopada do Szwecji przybył premier Donald Tusk by wziąć udział w szczycie z szefami rządów państw bałtyckich i nordyckich. Prócz zapowiedzi dotyczącej zorganizowania wspólnej misji patrolowania wód Bałtyku polski premier mówił także o bezpieczeństwie energetycznym

Pytanie jakie należy w tym miejscu postawić to pytanie o przyczyny spotkań Tuska jakie wg Le Monde odbył w Budapeszcie, jak i jego późniejszych rozmów w Sztokholmie z grupą NB8. Niektórzy komentatorzy sugerują, podkreślając pominięcie Niemiec w tych rozmowach, że jest to odegranie się Tuska za pominiecie jego w zaproszeniu kanclerza Scholza do Berlina na wcześniejsze rozmowy z Francją, i Wielką Brytanią poświęcone sprawie Ukrainy. Nie wydaje się jednak by to miało mieć rozstrzygające znaczenie. Godzi się bowiem przypomnieć, że pierwszym politykiem, który tuż po ogłoszeniu zwycięstwa wyborczego Trumpa 6 listopada wezwał do zorganizowania spotkania państw unijnych celem wypracowania wspólnej polityki europejskiej wobec zmiany w Waszyngtonie był prezydent Macron. Z kolei sam Tusk przez rok sprawujący władzę nie wykonał przecież żadnego kroku celem zbudowania aliansu państw północnych dla udzielenia pomocy odpierającej rosyjską agresją Ukrainie.

Dlatego też można przyjąć, że realnym celem tej inicjatywy Tuska nie była, i nie jest, chęć budowania nowego aliansu na rzecz Ukrainy, ale zapobieżenie przejęciu przez Trumpa inicjatywy w tym regionie Europy, a tym samym chęć, jeśli nie wyeliminowania, to przynajmniej znaczącego ograniczenia obecności USA na obszarze między Rosją a Niemcami. Temu też celowi służyło w istocie zorganizowane w Warszawie przez min. Sikorskiego 19 listopada spotkania ministrów spraw zagranicznych Polski, Niemiec, Francji ,Włoch, Hiszpanii oraz przyszłej Wysokiej Przedstawicieli UE do Spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa pani Kaja Kallai. Pomimo deklaracji Sikorskiego, że wzmocnienie europejskiego potencjału obronnego powinno iść w parze z utrzymaniem zaangażowania Stanów Zjednoczonych w sprawy jej bezpieczeństwa, to oczywistym jest dążenie uczestników spotkania do przygotowania UE na europejską politykę administracji Trumpa.

dr Ryszard Bobrowski
Warszawa 09.12.2024

Artykuł dodano w następujących kategoriach: UE.