Polsko-niemiecki mur niezrozumienia

Korzystne wsparcie

Można się dziś sprzeczać, czy bardziej skuteczna była twarda retoryka rządu Jarosława Kaczyńskiego, czy otwarcie i uśmiech ekipy Donalda Tuska. W efektach wielkich różnic jednak nie ma. A w dyplomacji zapewne potrzebne jest i jedno, i drugie. Twarda retoryka, kiedy zachodzi taka potrzeba, i rozmowy, gdy nadchodzi na to czas. A także stanowczość i elastyczność. Ale przede wszystkim potrzebna jest konsekwencja.

Nie można przerwać bieżących kontaktów, bo obok spraw trudnych i ważnych są dziesiątki pomniejszych kwestii, w których możemy się porozumieć. Jednocześnie jednak nie można przechodzić do porządku dziennego nad kwestiami zasadniczymi i odkładać je na lepsze czasy.

Kilka czy nawet kilkanaście lat temu w interesie Niemiec było wspieranie Polski w drodze do NATO czy Unii Europejskiej. Tworzył się duży rynek zbytu i nasze wejście do klubu zamożnych państw było dla Berlina korzystne. Tak samo dobrą inwestycją było jeszcze w czasach komunistycznych wspieranie polskiej opozycji dążącej do obalenia żelaznej kurtyny.

Choć nie ma dziś ze strony Polski pohukiwań, obstrukcji ani wrogich zachowań, choć Donald Tusk deklarował otwartość i zmianę sposobu rozmawiania z Niemcami, to w naszych relacjach nie udało się posunąć żadnej sprawy ani trochę do przodu

Trzeba jednak pamiętać o jednym – mimo że fakt bycia członkiem tego samego paktu politycznego, Unii Europejskiej, nie pomaga nam w ułożeniu bezpośrednich relacji z Niemcami, to gdybyśmy członkiem Unii nie byli, nasza sytuacja byłaby daleko trudniejsza. Dzięki członkostwu w Unii na szczęście możemy grać z innymi członkami sojuszu i próbować montować koalicje mogące wpłynąć na postawę Niemiec lub przynajmniej osłabić te działania zachodniego sąsiada, które są dla nas niekorzystne.
Katastrofa w kontaktach

Dziś interesy Niemiec i Polski w wielu kluczowych sprawach są rozbieżne, a dodatkowo nad Szprewą nie ma zbyt wielu ważnych postaci rozumiejących polską wrażliwość i polskie problemy. Tak w kwestiach dotyczących gospodarki, bezpieczeństwa, historii, jak i bezpośrednich relacji obywateli.

Wydaje się, że najwięcej dzieli nas w sferze świadomości. W ostatnich latach niestety nie zrobiono jednak nic, by lukę tę wypełnić. Tak jak poprzednio – z oczywistych powodów – znajdowaliśmy się wobec Niemiec w pozycji ucznia i aspiranta, tak za rządów PiS odwróciliśmy wajchę w drugą stronę. Zrobiliśmy to jednak tak radykalnie, że za Odrą zostało to przyjęte z całkowitym zaskoczeniem i niezrozumieniem na wszystkich poziomach: zarówno wśród polityków, intelektualistów, jak i mediów.

Słuszne – z naszego punktu widzenia – postulaty wprowadzone do dyplomacji przez braci Kaczyńskich odbijały się od muru niezrozumienia w berlińskich czy frankfurckich kręgach opiniotwórczych. W dużej mierze dlatego, że tamtejsza klasa polityczna i elity intelektualne były całkowicie nieprzygotowane na tak autonomiczny głos ze strony słabszego wschodniego sąsiada.

Faktem jednak jest też i to, że sposób komunikowania naszych problemów był – najdelikatniej mówiąc – mało zręczny. Kontakty niemieckich mediów z naszymi władzami zwykle kończyły się katastrofą. Wyjątkowo negatywny obraz Polski i braci Kaczyńskich w niemieckiej prasie był po części skutkiem złego nastawienia tamtejszych publicystów, ale i jeszcze gorszego nastawienia polskiej strony do nich.

Dyplomacja publiczna

Jednak choć dziś w Warszawie jest już inny rząd i odmienna retoryka, to w niemieckich mediach wciąż trudno odnaleźć choćby próby zrozumienia polskiego stanowiska. Nie robią tego nawet autorzy niegdyś często broniący stanowiska Warszawy.

Media oddziałują na wyborców, a wyborcy wpływają na polityków. Stąd zapewne – zwłaszcza w okresie przedwyborczym – takie zagęszczenie mało przychylnych i odpowiadających naszym interesom gestów ze strony niemieckiej. Co w tej sytuacji robić? Z jednej strony należy być konsekwentnym w zabieganiu nawet o drobne polskie sprawy i nie cofać się bez wyraźnego powodu, a z drugiej prowadzić długą i żmudną akcję wpływania na niemieckie elity i wyborców. Amerykanie nazywają to dyplomacją publiczną.

Aby być w niej skutecznym, trzeba mieć pełną świadomość istniejącego stanu rzeczy. Bo choć z obu stron nie padają żadne ostre słowa, to w rzeczywistości nasze dzisiejsze wzajemne relacje są fatalne. To jest prawdziwe wyzwanie dla polskiej dyplomacji i polskiego premiera. Obecnego i następnych.

Rzeczpospolita, 10 02 2009

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Nie czytaliście..., polityka zagraniczna.