Dlaczego G20 okazało się porażką? Szczyt za szczytem kończą się niepowodzeniem.
– Kiedy G20 zaczynało działalność, było to najważniejsze wydarzenie w polityce międzynarodowej po kryzysie. Jak stwierdził wtedy prezydent Sarkozy: „G20 zwiastuje globalny rząd XXI wieku”. Jednak gdy tylko wszyscy przyzwyczaili się do kryzysu, a G20 zaangażowało w bardziej techniczne problemy, sprzeczności interesów stały się oczywiste. Zamiast rozwiązywać spory, G20 obrazuje najpoważniejsze konflikty przyszłości. Widzieliśmy to kilkanaście dni temu podczas spotkania w Korei. USA chciały ostatecznie rozwiązać sprawę nierównowagi gospodarczej – zbyt wielkich nadwyżek eksportowych Chin i niedowartościowania juana. Jednak Chińczycy całkowicie ucięli wszelką dyskusję, twierdząc, że to Amerykanie stwarzają prawdziwy problem, na potęgę drukując dolary. Ten spór prowadzi do klinczu. Można sobie siedzieć i G20 tego nie rozwiąże, bo obydwie strony zgromadziły sojuszników. Chiny są przecież popierane przez Niemcy, które także mają sporą nadwyżkę eksportu, a nie deficyt tak jak USA. To jest największe źródło niezgody w ramach G20, ale jest ich wiele więcej. Europejczycy wyobrażali sobie G20 na kształt UE, jako instytucję, która wprowadzałaby wspólne prawo obowiązujące wszystkich. Jednak Chiny i Ameryka bardzo niechętnie spoglądają na nowe międzynarodowe traktaty, które ograniczyłyby ich suwerenność. Nie ma więc nawet zgody co do tego, jak powinno działać G20. Wreszcie zbyt wiele państw pozostaje na zewnątrz: G20 jest zbyt duże, by było naprawdę skuteczne, a jednocześnie zbyt małe, by cieszyło się realną legitymizacją. Dlatego pozostanie podzielone i nic nie zdziała.
A konflikt między Chinami a USA? Do jakiego stopnia będzie narastał?
-Jeżeli uważa się – a ja tak sądzę – że kryzys roku 2008 odsłonił fundamentalne problemy gospodarki amerykańskiej, natomiast chińska mimo przejściowych zaburzeń będzie nadal rozwijać się bardzo szybko, oczywistym rezultatem jest przesunięcie globalnych ośrodków potęgi w kierunku Azji. Już dziś Ameryka nie może do niczego zmusić Chin – w sprawach waluty czy zmian klimatycznych. To oznacza zasadniczą zmianę w amerykańskiej polityce. Zarówno Bili Clinton, jak i George W. Bush wierzyli, że wspieranie rozwoju nowych potęg, w tym Chin, leży w interesie Ameryki – ponieważ glo-balizacja jako taka sprzyja USA. Światowy kryzys zakończył ten okres niewzruszonego optymizmu. Na początku tego roku Larry Summers, główny doradca ekonomiczny Baracka Obamy, powiedział, że co piąty amerykański mężczyzna w wieku 25-55 lat nie ma pracy, podczas gdy w latach 60. w tej samej grupie 95 proc. miało zatrudnienie. Dawał do zrozumienia, że jedną z głównych przyczyn tej sytuacji jest chińska polityka handlowa. Podobne obawy mogą doprowadzić do nasilenia protekcjonizmu w Ameryce. Kiedy niedawno przeprowadzano badania opinii publicznej w prawie 50 krajach świata, Amerykanie znaleźli się na ostatnim miejscu, jeśli chodzi o poparcie dla wolnego rynku. Tak więc nawet jeśli Obama nadal opowiada się za globalnym systemem wymiany handlowej, robi to wbrew wyborcom.
Z kolei amerykańskie ciągoty protekcjonistyczne mogą w Pekinie wzbudzić obawy, że celem Ameryki jest zablokowanie wzrostu Chin… –
To jest główna paranoja Pekinu. Chińscy politycy odrzucają wszystkie argumenty USA. Są przekonani, że japoński cud ekonomiczny dobiegł końca, kiedy w latach 80. rząd w Tokio spełnił amerykańskie żądania, aby dowartościować jena względem dolara, i w ten sposób japoński przemysł przestał być na dłuższą metę konkurencyjny.
Krótko mówiąc, oznacza to, że Chińczycy nigdy nie zgodzą się na dowartościowanie juana, a protekcjonizm w USA będzie narastał.,
— Tak. Uważam też, że kolejną drażliwą kwestią jest pytanie o „twardą władzę”. Admirał Michael Mullen, szef amerykańskich połączonych sztabów, powiedział, że największym zagrożeniem bezpieczeństwa USA nie jest inne państwo, lecz amerykański dług publiczny. Przy deficycie budżetowyni rzędu 10 proc. Waszyngtonu po prostu nie będzie stać na tak ogromne wydatki na wojsko. Dlatego w ciągu najbliższych 20-30 lat będziemy mieli do czynienia z przejęciem dominacji w Azji przez Chiny. Pytanie tylko, czy to przejęcie będzie pokojowe i stopniowe, tak że tej zmiany właściwie nie zauważymy, czy też dojdzie do konfrontacji, w której jedna ze stron spróbuje zdusić konkurenta i staniemy w obliczu kryzysu międzynarodowego na gigantyczną skalę?