Nadchodzi wiek niepokoju

Nadchodzi wiek niepokoju – twierdzi komentator polityczny Gideon Rachman w rozmowie z Maciejem Nowickim

EUROPA: Twierdzi pan, że 11 września 2001 roku nie miał większego znaczenia. Dla zmian w porządku światowym liczy się tylko kryzys finansowy. Skąd taki wniosek?

GIDEON RACHMAN: 11 września był szo­kującym wydarzeniem, lecz nie podważy naszych założeń co do zasad funkcjonowa­nia świata. Amerykanie poczuli co prawda, że muszą pokazać prawdziwą hard power-wylądowali w Afganistanie i Iraku. Nie naruszyło to jednak tego, co uważam za podstawowe rysy ostatnich 20 lat: przeko­nania o potędze Ameryki i nieuchronności

globalizacji. 11 września wręcz te przeko­nania utrwalił.

i wszystko to skończyło się w roku 2008…

– Tak. W nowej sytuacji ekonomicznej lo­gika win-win, zgodnie z którą wszyscy są

zwycięzcami, została zastąpiona logiką gry o sumie zerowej, gdzie każde państwo po­strzega sukcesy wszystkich innych jako własną stratę. Era optymizmu dobiegła końca i rozpoczęła się era niepokoju.

Co oznacza przejście od logiki win-win do logiki gry o sumie zerowej dla przyszłości świata?

– Trzy trendy są dominujące. Po pierwsze mamy do czynienia z coraz wyraźniejszymi

napięciami wewnątrz Unii Europejskiej. Po drugie jesteśmy świadkami upadku projektu systemu globalnych rządów, bo nikt już nie wiąże żadnych nadziei z ONZ.

Jest też jasne, że G20 nie zdało egzaminu. Po trzecie obserwujemy wyraźny wzrost napięcia miedzy USA a Chinami.

Zacznijmy od Europy: UE spogląda dziś z coraz większym niepokojem

na zewnętrzny świat, podstawowym zadaniem polityków staje się

ochrona przed imigrantami.

Podczas gdy prawdziwe zagrożenie dla Europy tkwi w niej samej. A są nim Niemcy. Jestem coraz bardziej przekonany, że euro się w końcu zawali, a wykonaw­cą wyroku śmierci będzie Berlin. Oczywi­ście kraje takie jak Grecja czy Portugalia stałyby się znacznie bardziej konkurencyj­ne, gdyby zrezygnowały z euro, a potem zdewaluowały swą walutę. Ale opusz­czenie strefy euro oznaczałoby dla nich wielkie upokorzenie. Nie ma też mecha­nizmu pozwalającego zrezygnować z euro w zorganizowany sposób – skończyłoby się to zmasowanym atakiem na banki tych państw. Dlatego sądzę, że euro załamie się raczej w wyniku działania kraju o silnej go­spodarce, ufnego we własne siły. Niemcy nie wykonają tego kroku bez zastanowie­nia. Ale jeśli dojdą do wniosku, że z part­nerami ze strefy euro nie da się dogadać, mimo wszystko to zrobią. Chiny nie mogą się porozumieć z USA, ponieważ rozwijają się zdecydowanie szybciej. Niemcy są takimi Chinami Euro­py – radzą sobie znacznie lepiej od Fran­cji, Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii. Mają więc zupełnie inny punkt widzenia na kry­zys. Na dodatek dąsają się na Unię; obie­cano im, że euro będzie równie stabilne, jak marka, a to się okazuje co najmniej niepewne. Są też wściekli, że muszą cią­gle wypisywać czeki Grekom. Najbardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym fala kolejnych kryzysów finan­sowych w strefie euro sprawi, iż Niemcy całkowicie stracą wiarę, że kolejne pożyczki, które słabsze państwa dostają od Unii, zostaną kiedykolwiek spłacone. Wtedy uniosą ręce i stwierdzą, że próbowali, ale porażka nie jest ich winą. I wycofają się z budowania Europy.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Biznes, poglądy.