O podmiotową rolę Polski na arenie międzynarodowej

O potrzebie dywersyfikacji źródeł energii mówi się u nas od dawna, ale nadal pozostajemy de facto, zwłaszcza jeśli chodzi o gaz, z jednym dostawcą, tj. z Rosją, która, po wybudowaniu gazociągu bałtyckiego, dodatkowo ograniczy nasze możliwości w tym względzie. Z czego wynika niezdolność kolejnych rządów do przełamania tego energetycznego monopolu Rosji?

— Na pozór wygląda na to, iż mamy do czynienia z wielką zagadką, podobną do problemu budowy wielkiej sieci autostrad, ale być może stają za tym pewne interesy. Prezydent L. Kaczyński wspomniał ostatnio, iż podejrzewa, iż istnieje jakieś lobby prorosyjskie w Polsce i być może jest jakieś lobby, które jest zainteresowane tym, ażeby nie doprowadzić do dywersyfikacji źródeł energii, tj. do gry gospodarczej różnych podmiotów, w wyniku której być może mielibyśmy obniżenie kosztów tych surowców w Polsce. Przypomnę, że poprzednie rządy bardzo mocno stawiały na dywersyfikację, sprawa została daleko zaawansowana — toczyły się negocjacje z Norwegią, w których wyniku byliśmy, jeśli można tak to ująć, „po słowie”, a także, po drugie, poprzednie rządy przyjęły też decyzje o budowie gazoportu, tj. terminalu LMG koło Świnoujścia. Wydaje się, iż od roku niewiele się w tej sprawie dzieje.

Rosja dążąc do zbudowania swojej pozycji mocarstwowej próbuje stworzyć grupę państw sterującą światem.

Współpraca z Norwegią całkowicie zamarła, jak również nie ma istotnego postępu w budowie terminalu gazowego. Trzecim elementem, który jak do tej pory jedynie prezydent próbuje realizować, to zainteresowanie kilku państw w regionie stworzeniem bezpiecznych linii przesyłu gazu i ropy, które omijałyby infrastrukturę rosyjską, a która narażona przecież jest na jakąś grę polityczną, czego ostatnie lata dostarczyły wielu przykładów. Ale tutaj też nie widzimy, ażeby tym wysiłkom prezydenta towarzyszyły wysiłki rządu. Małe jest zainteresowanie ze strony rządu współpracą z Azerbejdżanem, z Turkmenistanem czy Kazachstanem. Tu główne działania podejmuje prezydent i jego wysiłki nie są wspierane przez odpowiednie instytucje rządowe.

Jak dużym zagrożeniem dla Rzeczpospolitej jest, ogólnie rzecz ujmując, polityka Rosji prezydenta Miedwiediewa i premiera Putina. Sierpniowa agresja na terytorium Gruzji, bez względu na to jak oceniamy próbę odbicia siłą Cchinwalli przez prezydenta Saakaszwilego, pokazuje, że Moskwa dla realizacji swych celów posługuje się nie tylko bronią energetyczną, ale także nie cofa się przed użyciem siły militarnej. Jakie z tego płyną wnioski dla bezpieczeństwa Polski?

— Dość poważne i zasadnicze, tzn. takie, że Rosja po raz pierwszy od wielu, wielu lat zdobyła się na działania wojenne i na pogwałcenie prawa międzynarodowego. W takim układzie istnieje obawa, iż jeśli świat właściwie nie oceni, tzn. nie potępi i nie rozliczy z takiego postępowania Rosji, to w jakiejś niedalekiej przyszłości Rosja może próbować takie zachowanie powtórzyć wobec innych państw, a przecież wiemy, że na obszarze byłego Związku Radzieckiego istnieje kilka tzw. zamrożonych konfliktów, których odblokowanie może nastąpić właśnie w taki sposób, jak to nastąpiło w przypadku Gruzji.

Szanse „Partnerstwa Wschodniego”

Polska, wraz ze Szwecją, jest inicjatorem „Partnerstwa Wschodniego”, tj. założeń do programu wschodnioeuropejskiej polityki zagranicznej UE. Jak ocenia Pan szanse realizacji tej polityki UE w sytuacji kiedy, po pierwsze — Rosja do dziś nie wywiązała się ze swych zobowiązań na terenie Gruzji zaciągniętych wobec UE, a wynegocjowanych przez prezydenta Sarkozy’ego, po drugie — w sytuacji kiedy, o czym Pan wspomniał, duże kraje unijne, tj. Włochy, Niemcy i Francja, de facto realizują swoją własną politykę wobec Kremla, nie zważając na zastrzeżenia krajów bezpośrednio graniczących z Rosją, jak np. Litwa i jeszcze do niedawna — Polska.

— Zaczynając odpowiedź od końca Pana pytania powiem, że problemem jest nie tyle sama Rosja, co do której polityki my nigdy nie mieliśmy złudzeń, tzn. co do tego, że wcześniej, czy później podejmie próby odbudowania swojej mocarstwowej pozycji, czy nawet wręcz imperium, poprzez dołączanie niektórych obszarów, albo podporządkowanie swoich niedawnych republik. W różny sposób, niekonieczny wprost bezpośrednio, ale np. poprzez uzależnianie surowcowe, energetyczne, albo jakieś strukturalne — np. tworzenie Zbirów (Związek Białorusi i Rosji), lub innych tego typu struktur międzynarodowych, które de facto będą bezpośrednio służyły interesom Moskwy. Głównym problem jest jednak brak zrozumienia dla tego procesu po stronie zachodniej. Tutaj wielu przywódców przez lata żyło iluzjami co do nowej Rosji — spodziewano się bowiem, że Rosja wcześniej czy później, ale jednak pójdzie drogą państw Europy Środkowej, że na pewno będzie to proces boleśniejszy, być może dłuższy, być może będzie miał jakieś zwroty, ale finalnie Rosja wkroczy na drogę demokracji, czego próbował np. jeszcze prezydent B. Jelcyn. Dzisiaj ta iluzja pryska, i im szybciej przywódcy zachodni to sobie uświadomią, to tym lepiej, tzn. tym prędzej będą mogli podjąć jakieś działania. Wydaje się, że dociera to do przywódców zachodnich, ale poszukiwania recepty są niewłaściwe, ponieważ zamiast próbować tworzyć pewną wspólnotę, która z Rosją pracuje i pokazuje, że nie opłaca się Rosji gwałcić norm międzynarodowych i realizować politykę obchodzenia standardów międzynarodowych, raczej podejmuje się próby renacjonalizacji wspólnej polityki unijnej i próby samodzielnego dogadania się z Rosją.
Jest to na rękę Rosji; Rosja zawsze miała przecież problem współpracy z organizacjami, zarówno jeśli chodzi o stosunki z NATO, z UE czy nawet w ramach OBWE. Rosja wolała współpracować na zasadzie indywidualnej, siedząc przy stole i rozmawiając oddzielnie z większymi, i z mniejszymi. Rosja, dążąc do zbudowania swojej pozycji mocarstwowej, próbuje stworzyć grupę państw sterującą światem, jakiegoś — używając języka XIX wiecznej polityki — koncertu mocarstw. Rosji bardzo odpowiada pozycja, jaką ma w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, tj. tam, gdzie ma prawo weta, stąd jej wieloletnie wysiłki, by zmodyfikować OBWE i stworzyć tam podobny mechanizm, w którym miałaby do odegrania szczególną rolę. Rosji nie odpowiadała np. Rada NATO — Rosja, gdzie bywa konfrontowana z całym Sojuszem, dlatego też starała się dotrzeć indywidualnie do głównych państw. Rosji natomiast, odwrotnie, bardzo odpowiadała sytuacja z okresu zimnej wojny, kiedy stosunki międzyrządowe były tworzone pod dyktando dialogu Stany Zjednoczone — Związek Radziecki, kiedy to w wyniku rozmów np. na temat rozbrojenia de facto wasalizowano resztę świata, ponieważ od tych rozmów zależały losy następnych porozumień, podziały stref wpływów, itd. Rosja dąży do odtworzenia takiej sytuacji, być może już nie dwubiegunowej, lecz wielobiegunowej, ale takiej, by w pewnych obszarach świata mieć możliwość dogadywania się w sprawach tych obszarów tylko z wielkimi liderami innych regionów. Jest to dość kłopotliwa koncepcja, w której oczywiście nas, państwa średniej wielkości, nie ma, jest natomiast próba zarządzania sytuacją dotyczącą bezpieczeństwa czy zasobów energetycznych takich jak my państw poprzez dogadywanie się z innymi wielkimi na zasadzie tworzenia kondominium. Jest to dla nas bardzo niebezpieczne, stąd oczywiście żadnej akceptacji dla takiej polityki z naszej strony nie ma. My możemy tylko wskazywać na to niebezpieczeństwo i używając naszych instrumentów, zarówno w UE, jak i w NATO, przypominać argument, że jeśli damy się podzielić, to przegramy tę batalię.

A zatem jakie szanse widzi Pan przed „Partnerstwem Wschodnim”?

— Pewne ograniczone szanse widzę, dlatego że „Partnerstwo Wschodnie” dotyczy krajów, o które Rosja zabiega i nie chce tam dopuścić do przeprowadzania z sukcesem podobnych procesów, przez jakie przeszły kraje Europy Środkowej — tj. demokratyzacji, rozwoju stabilnej gospodarki rynkowej, społeczeństwa obywatelskiego itd. Rosja uważa, iż te procesy nie służą demokratyzacji i bezpieczeństwu regionu, tylko panowaniu Zachodu nad tymi obszarami. Rosja postrzega większość procesów na świecie jako geopolityczną grę. W bezpośrednich rozmowach z Rosjanami bardzo trudno nam było uzyskać u nich jakiekolwiek zrozumienie dla integracji europejskiej. Dla nich integracja europejska jest to strefa dominacji tandemu francusko-niemieckiego, podobnie jak strefa integracji natowskiej to jest dominacja Stanów Zjednoczonych. Rosjanie widzą tylko duże kraje, nie widzą procesów rozszerzania się wartości demokratycznych, rynkowych czy liberalnych, które dla nich są raczej dowodem na rozszerzanie stref dominacji dużych państw, głównie Stanów Zjednoczonych.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: bezpieczeństwo.