Prestiż czy konkret

Czy to źle, że chcielibyśmy się pozytywnie wyróżnić?

– To zależy. Trzeba pamiętać, że w wielu sprawach z krajami Europy Środkowej jedziemy na jednym wózku. Pamiętajmy też, że solidarność i wspólnota interesów państw naszego regionu była w Unii wielokrotnie wystawiana na próbę, zgodnie z zasadą “dziel i rządź”.

Jeśli na szali są sprawy finansowe, to “koalicja biednych”, czyli państw naszego regionu pod przywództwem Polski, skrzykiwała się przez ostatnie lata bez zarzutu.

– To prawda, ale i ta koalicja była poddawana presji. A presja ze strony dużych państw rośnie szczególnie wtedy, gdy rozpoczynają się negocjacje budżetowe. Wówczas Europa Środkowa staje się np. obiektem wielkiego zainteresowania Wielkiej Brytanii lub Francji. Tak więc chcąc wyróżniać się wśród państw naszego regionu, pamiętajmy, aby w ten sposób nie zamykać sobie możliwości współpracy z najbliższymi sąsiadami.

Co do Węgier, to niezależnie od tego, jak oceniamy politykę Viktora Orbana, także w zakresie mediów czy podatków, myślę, że krytyka prezydencji Węgier ze strony części europejskich polityków i zachodnich mediów ma także inny aspekt, i trzeba o nim pamiętać. Chodzi o napięcie między krajami tzw. starej Unii i tymi z nowej Unii, które przejawiają jakieś szczególne ambicje polityczne.

Czy sugeruje pan, że niechęć wobec Orbana bierze się stąd, że w krajach starej UE jest jakiś spisek przeciw Europie Środkowej?

– Zwracam uwagę na to, że okrojona przez traktat lizboński formuła przywództwa w UE jest polem napięcia między krajami, które aspirują do politycznego przywództwa w Europie, a krajami Europy Środkowo-Wschodniej, których ambicje są zdaniem Zachodu nieuzasadnione.

Dzisiejszy stosunek do Orbana jest również pochodną tego podejścia do naszego regionu. Dlatego dyplomacja francuska w tak otwarty sposób krytykuje rząd Węgier za łamanie wartości europejskich, chociaż sama Francja ma w tym względzie sporo za uszami – weźmy choćby sprawę traktowania mniejszości romskiej.

Uważam, że prezydencja sprawowana przez kraje Europy Środkowo-Wschodniej jest zupełnie inaczej oceniana i uwarunkowana niż ta prowadzona przez kraje założycielskie. Proszę spojrzeć na prezydencję belgijską, która skończyła się w grudniu 2010 r…

…była niezauważalna, tak jakby jej nie było, pozostawała w cieniu przewodniczącego Rady Hermana Van Rompuya.

-…a wszyscy uznali, że była dobra i efektywna. Zrobiłem pewien eksperyment. Zapytałem moich studentów na UW na zajęciach z integracji europejskiej, jaki kraj sprawował przewodnictwo przed Węgrami. Nikt w grupie nie wiedział, choć mam też studentów specjalizujących się w sprawach europejskich.

Może właśnie taka powinna być teraz modelowa prezydencja – pomocna, ale niewidzialna…

– Belgijska prezydencja – biorąc pod uwagę fakt, że przez czas jej trwania Belgia nie miała rządu – równie dobrze mogła spotkać się z uzasadnioną krytyką ze strony partnerów. Ale tak się nie stało, bo Belgia jest krajem założycielskim Unii, a przewodniczącym Rady Europejskiej jest belgijski polityk.

Sugeruje pan, że Belgii wolno więcej niż Polsce czy Węgrom?

– Sugeruję, że musimy o tym pamiętać.

Czyli gdyby np. prezydencję a la Belgia, czyli bez rządu i niewidzialną, sprawowała – dajmy na to – Słowacja, to posypałyby się na nią gromy?

– Na pewno nowy kraj członkowski z Europy Środkowej, który prowadzi prezydencję, musi wziąć pod uwagę fakt, że w tej sprawie obowiązują podwójne standardy.

Co to znaczy dla Polski? Dla polskich priorytetów takich jak polityka energetyczna, Partnerstwo Wschodnie czy unijny budżet?

– To są wszystko bardzo trudne tematy. W sprawie Partnerstwa Wschodniego musimy przede wszystkim wykazać się sprawczością– listą realizowanych projektów. W sprawie polityki energetycznej będziemy już oceniani przez pryzmat podpisanej z Gazpromem nowej umowy i konfliktu z Komisją. W sprawach finansów nasza pozycja też jest już inna po deklaracji, że nie weźmiemy udziału w nowym mechanizmie finansowym dla strefy euro.

Biorąc na siebie tematy tak trudne politycznie, musimy dodatkowo uwzględnić sceptycyzm Unii wobec ambicji płynących z Europy Środkowej.

Czyli czeka nas opór ze strony dużych krajów, np. Wielkiej Brytanii, która zabiega o jak najmniejszy budżet Unii na lata 2014-20?

– W prasie na Wyspach już pojawiła się seria artykułów o tym, jak strasznym szastaniem pięniędzmi są fundusze strukturalne i jak niepewnym gospodarczo krajem jest Polska.

Ale np. poważany w Europie brytyjski “Financial Times” ostatnio aż dwa razy w komentarzach chwalił Polskę za postawę w Europie…

– Siłą rzeczy jesteśmy więc wciągnięci w trudne sprawy wewnętrzne UE. Polska prezydencja wypada w burzliwym okresie zarówno ze względu na przyspieszający kryzys strefy euro…
.kolejny kraj po Grecji może stanąć na krawędzi bankructwa…

-…jak i wprowadzanie zmian w traktacie lizbońskim. Rozpocznie się także poważna dyskusja nad kształtem przyszłej perspektywy finansowej UE. Na szczęście tutaj mamy pewne pole manewru ze względu na to, że na szczycie w Brukseli w 2007 r. prezydent Lech Kaczyński wynegocjował przedłużenie korzystnego dla Polski systemu nicejskiego do roku 2014 roku.

Chodzi panu o to, że siła naszego głosu w UE będzie większa, niż gdyby obowiązywał już system głosowania zapisany w traktacie lizbońskim?

– Tak. Jednak w dalszej perspektywie musimy poważnie się zastanowić, jak wyjść zwycięsko z dyskusji o zmianach w funduszach strukturalnych [z których bardzo korzysta Polska]. Bo te zmiany tak czy inaczej nastąpią.

Minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz mówi, że w czasie swej prezydencji Polska chce nadać ton dyskusji o budżecie na lata 2014-19. Czy to się uda?

– Z punktu widzenia polskich interesów byłoby to na pewno bardzo cenne.

Czyli przewodząc pracom Rady UE, powinniśmy mieć mniej chorobliwej ambicji i dużo scenariuszy awaryjnych?

– Skupiłbym się na stronie profesjonalnej, a w warstwie politycznej nie zapominałbym, że mamy w UE partnerów w regionie Morza Bałtyckiego i w Europie Południowo-Wschodniej. Przywiązujemy wagę do relacji z Niemcami i Francją, bo lubimy się z nimi mierzyć. A są jeszcze: Szwecja, kraje bałtyckie, Węgry, Rumunia. To duży potencjał. Wykorzystujmy go.

Rozmawiał Jacek Pawlicki

*MAREK CICHOCKI – filozof, historyk idei, konserwatywny publicysta. Od 2000 r. był dyrektorem programowym w Centrum Stosunków Międzynarodowych, od 2004 r. jest dyrektorem programowym w Centrum Europejskim “Natolin”.

Od 2003 r. jest wydawcą i redaktorem naczelnym rocznika “Teologia Polityczna”. Opublikował m.in. “Polska – Unia Europejska, w pół drogi” (2002), “Porwanie Europy” (2004) oraz “Władza i pamięć” (2006). W 2007 r. był doradcą ds. polityki zagranicznej prezydenta Lecha Kaczyńskiego

Źródło: Gazeta Wyborcza 02 02 11
Tagi w których znajduje się artykuł Nie czytaliście..., UE and tagged , , , .