Sikorski przegrał Białoruś

Plan demokratyzacji

Rząd PiS realnie oceniał sytuację na Białorusi i nie żywił złudzeń co do możliwości „demokratyzacji Łukaszenki”. W przeciwieństwie do rządu PO nie oczekiwaliśmy, że dyktator, którego wyłącznym celem jest zachowanie jak najdłużej władzy i przekazanie jej swojemu synowi, zgodzi się na liberalizację polityczną, w wyniku której mógłby tę władzę utracić. Nasza polityka była też dość konsekwentna i – przede wszystkim – uczciwa i przejrzysta dla białoruskich sił demokratycznych.

Takiej rzetelnej oceny, konsekwencji i uczciwości zabrakło w polityce Radosława Sikorskiego wobec Białorusi, po 2007 roku. Bezkrytycznemu pędowi polskiego rządu do zacieśniania biurokratycznych relacji z administracją białoruską, przy jednoczesnym bolesnym schłodzeniu kontaktów ze środowiskami demokratycznymi, towarzyszyło wygaszanie zapoczątkowanych przez nas konkretnych działań wspierających budowę społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi.

Przypomnę, że to właśnie nasz rząd – od grudnia 2005 do listopada 2007 – zapoczątkował cztery największe programy demokratyzacyjne na Białoruś: telewizję Biełsat, Radio Racja, Program Stypendialny im. Kalinowskiego dla białoruskich studentów relegowanych z uczelni za działalność polityczną oraz program finansowej pomocy dla ofiar represji politycznych na Białorusi. Wprawdzie w okresie rządów PO programy te nadal funkcjonowały, ale ich finansowanie systematycznie się zmniejszało. Nie powstał też żaden kolejny program tego typu, jeśli nie liczyć wspomnianego już, szumnie ogłoszonego, Partnerstwa Wschodniego, które jednak szybko okazało się inicjatywą wirtualno-biurokratyczną o praktycznie zerowym wpływie na realną rzeczywistość.

Tymczasem dzięki Programowi im. Kalinowskiego w Polsce studiuje ponad 300 studentów białoruskich. Bez wątpienia jest to najlepsza polska inwestycja w demokrację na Białorusi, a przy okazji długofalowe budowanie przyjaznych Polsce przyszłych elit białoruskich. Dlatego zgrozę wywołują nieodpowiedzialnie wysuwane przez ministra Sikorskiego pomysły zastąpienia tego programu, częściowo czy w całości – nie zostało to sprecyzowane – programem wysyłania białoruskich studentów do Europy Zachodniej, np. w ramach programu „Erasmus”. Poza ewidentną szkodą dla interesów Polski minister Sikorski zdaje się nie zauważać, że oficjalne angażowanie w program stypendialny reżimowych białoruskich uczelni otwiera drogę na Zachód jedynie dzieciom białoruskiej nomenklatury, automatycznie zamykając ją najwartościowszej i najaktywniejszej obywatelsko młodzieży.

Z kolei odtworzone w 2006 roku Białoruskie Radio Racja, obejmujące nadawaniem na falach FM aż 10 proc. mieszkańców Białorusi, każdego roku boryka się z niepewnością wynikającą z niestabilnego finansowania z MSZ i systematycznego zmniejszania dotacji. Podobnie o przetrwanie musi walczyć TV Biełsat, narażony na kolejne cięcia budżetu. Fakt, że jest to jedyne niezależne medium o masowej skali oddziaływania na Białorusi i że po jego utracie możliwość docierania z informacjami do rzesz obywateli tego kraju zniknie prawie całkowicie, zdaje się nie robić na urzędnikach ministra Sikorskiego żadnego wrażenia.

Zamykająca się granica

Publiczne kontakty z białoruskim reżimem polskich i europejskich polityków poważnie nadszarpnęły też wiarę środowisk demokratycznych na Białorusi w uczciwe wsparcie ze strony Polski. W dużym stopniu został zniszczony gromadzony latami kapitał zaufania tych środowisk do naszego kraju. Aby się o tym przekonać, wystarczyło w ostatnich latach wejść na jakiekolwiek niezależne białoruskie forum internetowe lub porozmawiać z białoruskimi politykami demokratycznymi.

W niejasnych okolicznościach z priorytetów polskiej pomocy zagranicznej dla Białorusi urzędnicy ministra Sikorskiego wykreślili w 2009 r. pozycję „prawa człowieka”, a w 2010 r. – „społeczeństwo obywatelskie”. Wprowadzono zamiast tego tak „ważne” dziedziny, jak „współpraca weterynaryjna”, „fitosanitarna” czy „straży pożarnych”. Dlaczego? Przyczyny tych szkodliwych działań minister nie chce dziś wyjaśnić nawet na forum Komisji Spraw Zagranicznych.

Na rozpoczęte od 2008 roku szkodliwe przewartościowywanie polskiej polityki wobec Białorusi niejednokrotnie zwracali uwagę sami Białorusini – nie tylko politycy opozycji, ale i zwykli obywatele. Dla nich granica z Polską stawała się coraz mniej przyjazna i coraz bardziej zamknięta – długie kolejki po drogie wizy, złe traktowanie w konsulatach i na przejściach granicznych.

W przeszłości UE stosowała wobec Łukaszenki sankcje, które nie były realnie odczuwalne przez reżim – zakaz wjazdu do UE dla 40 funkcjonariuszy reżimu był co najwyżej gestem symbolicznym

W tym samym czasie polskie władze prezentowały bezwarunkową wręcz otwartość na kontakty z białoruską administracją państwową na wszelkich poziomach. Jednym z bulwersujących przykładów może być współpraca prokuratorska, w ramach której przekazano stronie białoruskiej dane kilkunastu tysięcy obywateli tego kraju odbierających VAT za towary kupione w Polsce. Sprawa byłaby oczywista, gdyby chodziło o kraj demokratyczny, natomiast przekazując te dane dyktaturze, narażono wiele tysięcy osób na szantaż ze strony KGB. Wkrótce potem pojawiły się informacje o wzywaniu tych osób do KGB i próbach wymuszenia na nich współpracy.

Gorzki uśmiech budzi fakt, że owa współpraca miała też dotyczyć pozyskiwania przez białoruskie służby informacji na temat polskiej administracji oraz służb granicznych. Fakt bliskiej współpracy polskiej ABW z białoruskim KGB przyznawali nawet oficjalnie przedstawiciele tego resortu.

Polska mniejszość bez pomocy

Czary goryczy w związku z polityką Radosława Sikorskiego wobec Białorusi dopełnia jego całkowita porażka w zakresie obrony praw polskiej mniejszości w tym kraju. To w czasie jego urzędowania zrezygnowała z kierowania Związkiem Polaków na Białorusi Andżelika Borys, która poza deklarowanym przez ministra przed kamerami telewizyjnymi „wsparciem” nie mogła uzyskać z Polski wystarczającej pomocy. Polski MSZ nie był też w stanie skutecznie przeciwdziałać zniszczeniu przez reżim Łukaszenki spółki Polonica finansującej polską działalność oświatową na Białorusi ani bezprawnemu odebraniu Polakom Domu Polskiego w Iwieńcu, ani nieustannym represjom przeciwko wybranym członkom ZPB.

Zamiast tego jesienią 2008 roku polski MSZ próbował wymusić na niezależnym Związku Polaków na Białorusi połączenie z kierowanym przez KGB związkiem reżimowym, co faktycznie oznaczałoby likwidację jakiejkolwiek niezależnej reprezentacji polskiej mniejszości. Pomysł ten był głęboko niemoralny, ponieważ próbowano w ten sposób wymusić odejście czołowych działaczy ZPB. Wpisywał się też całkowicie w oczekiwania białoruskich służb. Trudno się temu dziwić, skoro jego pomysłodawcą, jeszcze w połowie 2007 roku, był ówczesny ambasador Białorusi w RP Paweł Łatuszka.

My tę propozycję stanowczo odrzuciliśmy, Radosław Sikorski był natomiast gotów ją wdrożyć, przedstawiając jako sukces polskiego MSZ. Dopiero publikacja na ten temat w „Rzeczpospolitej” i fala oburzenia w Polsce zapobiegły realizacji tego szkodliwego dla Polaków na Białorusi scenariusza.

Nie jest też tajemnicą, że obecna polityka MSZ zmierza do rozbicia ZPB na pomniejsze organizacje i wybiórcze wspieranie ich z Polski. Działacze związku są namawiani przez dyplomatów do rejestrowania oddzielnych organizacji. A przecież jedność jest dziś największą siłą ZPB. Kiedy jej zabraknie, poszczególne małe i osamotnione organizacje będą całkowicie zdane na łaskę i niełaskę KGB. Trudno nawet ocenić, czy takie działanie polskiej dyplomacji jest wynikiem braku wiedzy i profesjonalizmu, czy próbą „zlikwidowania problemu polskiej mniejszości na Białorusi” poprzez… zlikwidowanie samego ZPB!

Nieskuteczność polskiego MSZ w zakresie obrony Polaków na Białorusi coraz bardziej ośmiela tamtejsze służby. Ostatnim tego przejawem było niedawne pobicie w trakcie przesłuchania przez KGB szefa Rady Naczelnej ZPB Andrzeja Poczobuta, a następnie rewizja w jego domu i skazanie go na grzywnę. Trzeba podkreślić, że w okresie rządów PiS – pomimo różnych szykan wobec działaczy polskiej mniejszości – służby białoruskie nigdy nie posunęły się do zastosowania wobec nich przemocy fizycznej.

Ani nam, ani PO nie udało się wprawdzie uzyskać zalegalizowania ZPB przez władze białoruskie, ale my osiągnęliśmy przynajmniej stan pewnego zawieszenia broni ze strony białoruskiej administracji. To zawieszenie broni zostało w trakcie urzędowania ministra Sikorskiego całkowicie złamane przez stronę białoruską, przy faktycznie pasywnej postawie polskiej dyplomacji i rządu.

Wyraz słabości

Przyczyną tego jest prowadzenie polityki wizerunkowej zamiast polityki realnej przez Radosława Sikorskiego. Kiedy w 2007 roku szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego śp. Władysław Stasiak spotkał się na granicy z szefem białoruskiej Rady Bezpieczeństwa Wiktarem Szejmanem, udało się wynegocjować ze stroną białoruską konkretne ustalenia. Jakże to inne spotkanie niż uściski dłoni w świetle kamer z białoruskim ministrem Siergiejem Martynowem i Aleksandrem Łukaszenką w wykonaniu ministra Sikorskiego. Uściski, po których – dodajmy – represje na Polaków na Białorusi spadły dosłownie na drugi dzień.

Tymczasem nic tak się nie sprawdza w dyplomacji, jak konsekwentnie stosowana zasada wzajemności. Natomiast jednostronne gesty dobrej woli są przez każdą dyktaturę czy totalitarny reżim odbierane jedynie jako wyraz słabości partnera i zamiast do złagodzenia własnego stanowiska skłaniają go – wręcz przeciwnie – do zaostrzenia represji. Pan minister Sikorski najwyraźniej o tym zapomniał.

Obrazu paraliżu polskiej służby dyplomatycznej dopełnia sytuacja z wydawaniem przez polskie konsulaty naszym rodakom na Białorusi Karty Polaka uchwalonej – przypomnijmy – w okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości. Obecnie zapisanie się na spotkanie z konsulem w sprawie Karty czy w ogóle dodzwonienie się do konsulatu graniczy niemal z cudem. Z powodu długich terminów oczekiwania wiele zniechęconych osób zrezygnowało z ubiegania się o Kartę, a niektórzy nasi rodacy, niestety, nie dożyli już tej chwili. To smutne świadectwo traktowania własnej mniejszości, które wystawiliśmy sobie jako kraj. Także na arenie międzynarodowej – bo państwo, które nie potrafi obronić praw swojej mniejszości, nigdy nie będzie szanowane.

Porażki różnego kalibru

Rząd PO próbował osiągnąć szybki sukces, ocieplając relacje z władzami Białorusi nawet kosztem polskiej mniejszości, rezygnacji z realnego wspierania sił demokratycznych w tym kraju i przymykania oczu na łamanie tam praw człowieka. Trudno sobie w tamtym okresie przypomnieć choćby jedno oficjalne wystąpienie ministra Sikorskiego w obronie tych praw. Nawet kiedy w białoruskim areszcie, po 90-dniowej głodówce protestacyjnej, na krawędzi śmierci znajdował się bezpodstawnie więziony opozycjonista Mikoła Autuchowicz, oficjalna Warszawa milczała. W mniemaniu MSZ był to zapewne wyraz tzw. Realpolitik, jednak poza zgodą strony białoruskiej na rozpoczęcie dużej prywatnej inwestycji Jana Kulczyka na Grodzieńszczyźnie pozytywnych skutków owej „Realpolitik” próżno szukać. W przeciwieństwie do długiej listy różnego kalibru porażek, których w tym okresie było aż nadto.

Bez wątpienia jednym z najważniejszych zadań polskiej polityki zagranicznej jest współtworzenie przyszłości Europy Wschodniej. Polityka wobec Białorusi ma w tym przypadku kluczowe znaczenie dla naszego kraju. Niestety, w wyniku opisanych wyżej zaniedbań, mylnych ocen, biurokratycznej inercji, kunktatorstwa, arbitralnego działania i nieliczenia się z sektorem obywatelskim, źle pojętej politycznej poprawności oraz podporządkowywania interesu kraju własnemu wizerunkowi, ponieśliśmy na tym kierunku poważne polityczne straty, które będziemy musieli odrabiać latami. Im szybciej zaczniemy, tym lepiej.

Źródło: Rzeczpospolita on line 01 02 11
Artykuł dodano w następujących kategoriach: Białoruś.