Rynek wewnętrzny UE podstawową dźwignią wzrostu

Philip Stephens

Ambasada Wielkiej Brytanii wraz Polskim Instytutem Spraw Międzynarodowych zorganizowała w dniu 18 marca w Warszawie seminarium pt ”Restoring the EU Economic Growth : Challenges, Opportunities and Perspectives” z udziałem m.in. Ambasadora UK w Polsce Ric’a Todd’a, Prezesa Rady Ekonomicznej przy Premierze RP J.K. Bieleckiego i Simona Tilforda z Centra for European Reform w Londynie. Poniżej zamieszczamy, w tłumaczeniu polskim, wystąpienie Philipa Stephens’a z Financial Times’a

Jestem dziennikarzem, dlatego też z tej pozycji chciałbym zaproponować trzypunktowy plan odbudowy gospodarki europejskiej. Zanim do tego przejdę chciałbym jednak powiedzieć kilka słów na temat tego, co postrzegam jako kontekst ekonomiczny, w którym odbywają się wszystkie debaty dotyczące regulacji finansowych, wspólnego rynku i euro. Wydaje mi się, że stosunkowo łatwo jest patrzeć na problemy UE. Widzimy, że mamy do czynienia z nadmiernym zadłużeniem, deficytami budżetowymi, widzimy sztywne ramy dla rynków prawnych, zbyt niski wiek przechodzenia na emeryturę, i nadmierną złożoność przepisów w większości w państwach UE.

Te wszystkie elementy przekładają się na ekonomiczne i techniczne propozycje ich rozwiązywania, ale prawdziwym wyzwaniem z punktu widzenia UE są problemy polityczne. Chodzi tutaj o to czy politycy w 27 państwach członkowskich politycy będą mieli odpowiednią wiedzę i możliwości sytuowania interesów krajowych na płaszczyźnie europejskiej. Chodzi tutaj o coś, co osoby opowiadające się za Europa określają solidarnością, a nie prostym altruizmem. Ja mogę wydawać się nieco staromodnym euroentuzjatą; wydaję mi się, iż mówiąc to umieszczam się w mniejszości w swoim własnym kraju. W Europie, a także w Polsce, wyżywanie się na Brukseli stało się już pewnym hobby. Nie przypominam sobie ażeby któryś z przywódców brytyjskich w swoim przemówieniu wypowiedział się zdecydowanie za Europą. Myślę, że taka sytuacja jest podobna w wielu innych państwach UE.

Mówiąc to wszystko zachowuje jednak pozytywne nastawienie i pozostaje optymistą jeśli chodzi o przyszłość UE. Jestem optymistą, i wierzę, choć może jestem trochę naiwny, w zdrowy rozsądek polityków europejskich, może nawet ja bardziej wierzę, niż oni wierzą sami. Moim zadaniem UE najczęściej przypomina pewne powiedzenie Winstona Churchilla na temat Stanów Zjednoczonych. Amerykanie, jego zdaniem, zawsze podejmowali właściwe decyzje, naprzód wszakże wyczerpując wszystkie pozostałe alternatywy. Jeśli spojrzymy na historię UE właśnie mniej więcej tak to wygląda. Czyli instytucje UE często są źródłem frustracji, czasem wydają się nawet srogimi instytucjami, ale koniec końców wszystko działa na naszą korzyść. Często bywam w Waszyngtonie i rozmawiam z Amerykanami, z urzędnikami, którzy naśmiewają się z tego, że w Europie cały czas odbywamy spotkania. W ostatnich miesiącach wydaje się, że szczytu unijne odbywają się, co tydzień. Ale jednocześnie przypominam kolegom ze Stanów, że te spotkania to jest coś, co zastępuje nam wojnę w Europie. I myślę, że to jest całkiem niezła odmiana.

Z punktu widzenia Europy i UE musimy sobie wyobrazić, w jakich warunkach żylibyśmy, w jakich warunkach byśmy funkcjonowali, gdyby nie było UE. Czy lepiej by nam się żyło bez wspólnego rynku, czy czulibyśmy się bezpieczniejsi kontynuując politykę równowagi mocarstw z XIX w. Jak przedstawiałaby się nasza pozycja na światowej arenie. Myślę to nawet o największych państwach europejskich. Przy wszystkich swoich słabościach UE jest głównym gwarantem bezpieczeństwa, pokoju i dobrobytu. I dlatego właśnie powinniśmy sprostać tym wyzwaniom, o których dzisiaj rozmawiamy.

Uzdrowienie euro

Wiem, że to była dość długa preambuła do zasadniczej części mojego wystąpienia. Myślę, że argumenty padające w Brukseli i populistyczne zachowania padające w stolicach unijnych wymagają naświetlenia wspólnoty losu całego kontynentu. Jaki zatem jest mój plan. Wychodzimy od bardzo prostego postulatu „Paktu na rzecz konkurencyjności.” Pierwszy punkt tego planu zakłada uzdrowienia sytuacji euro. Jesteśmy w połowie drogi. Patrząc na rządy strefy euro, widać iż one drżą myśląc o tym, co trzeba zrobić, gdy w istocie zakwestionowano przytoczone powiedzenie Churchilla na temat badania wszystkich niewłaściwych opcji. Ale mówiąc to wszystko wiem, że przyszłość euro wygląda, mimo wszelkich potknięć, wszelkich nieudanych prób, korzystniej niż rok temu. Wówczas rozmowa w mediach, na rynkach finansowych dotyczyła tego, czy euro w ogóle przetrwa? Czy rządy strefy euro odważą się kontynuować ten projekt? Myślę, że ta dyskusja już się zakończyła. Sytuacja jest jasna – obecnie rozmawia się o tym, w jaki sposób euro stanie na nogi. W ciągu ostatniego roku naprawdę przebyliśmy długą drogę. Jeśli rok, czy 15 miesięcy temu ktoś powiedziałby, że rządy strefy euro poprą bardzo ostre przepisy dotyczące nadzoru nad krajowymi regulacjami fiskalnymi z półautomatycznym stosowaniem sankcji za pewne niewłaściwe zachowania państw członkowskich, i że Niemcy poprą ratunek dla Irlandii i Grecji oraz ustanowiony zostanie mechanizm ratunkowy dla wspólnej waluty, to wiele osób kwestionowałoby takie założenia.

A jednak do tego doszło. Widzimy, że po tym roku tworzy się fundamenty funkcjonowania strefy euro. Chodzi to oczywiście o decyzje polityczne. Angela Merkel powiedziała wiosną ubiegłego roku, że przyszłość UE zależy od przyszłości euro. I to był nieodzowny warunek, to było zaangażowanie polityczne, które było niezbędne. Oznaczało to jednocześnie, że Niemcy zrobią to, co trzeba ażeby uratować euro. Spędziłem trochę czasu w Paryżu i muszę powiedzieć, że rząd francuski doszedł do wniosku, iż – patrząc z francuskiej perspektywy – warto zrobić to, co trzeba, że nie da się rozważać Europy bez euro, że bez euro Niemcy wyszłyby z zachodniej części kontynentu pozostawiając osamotnioną Francję, która zaczęłaby przynależeć do krajów Południa. W związku z tym rząd francuski zagryzając wargi zdecydował się, że to niemieckie euro jest lepsze niż brak euro.

Myślę, że francusko – niemiecki pakt na rzecz konkurencyjności zawiera bardzo wiele trudnych punktów, które kryją w sobie problemy. Jest on również zwiastunem Europy dwóch prędkości, zawiera taką możliwość. Ostatnie kilka tygodni i negocjacje, jakie w tym czasie się toczyły, pokazały, że Polska i Szwecja zostały bardzo dobrze przygotowane na niebezpieczeństwa strefy euro, która odeszłaby w konkretnym kierunku zostawiając samym sobie te 10 krajów, które nie są członkami strefy euro. Część krajów, w tym Wielka Brytania, była gotowa raczej powiedzieć Sarkoziemu i Merkel: jeżeli tak chcecie, to bardzo proszę. A z drugiej strony kraje należące do strefy euro powinny tworzyć mechanizmy integracji, ponieważ bez takiej integracji strefa euro nie przetrwa.

Myślę, że wszystkie rządy będą musiały sobie poradzić z kolejnymi problemami. Kiedy spoglądam na dane liczbowe ciężko jest mi sobie wyobrazić, że Grecja i Irlandia wyjdą z pułapki zadłużenia, bez być może całkowitego bankructwa, ale na pewno trzeba będzie zrestrukturyzować ich zadłużenie. I tutaj wracamy do problemu polityki, ponieważ polityka wewnątrzniemiecka wymaga, aby kraje Południa, znajdujące się na obrzeżu, podjęły zobowiązania oszczędnościowe na wiele lat. A jednocześnie widzimy, że Portugalia, Irlandia, Grecja i Hiszpania mają pewne ograniczenia jeśli chodzi o gotowość do wyrzeczeń politycznych, do bardzo ostrej redukcji deficytu. W związku z tym trzeba będzie zająć się zrównoważeniem tych założeń politycznych pomiędzy Centrum, Południem i krajami na obrzeżach UE. To się będzie działo w nadchodzącym roku. Jeżeli Hiszpania i Portugalia będą bardziej elastyczne w kwestii swoich rynków pracy, to Niemcy będą potrzebowały większego popytu wewnętrznego. Wydaje się wszakże, że te problemy uda się rozwiązać choć może nie w sposób idealny.

Kwestia podaży

Drugi punkt w moim trzypunktowym planie jest równie prosty. Trzeba zająć się kwestią podaży. Wiemy, że wzrost w większości gospodarek unijnych, niekoniecznie w gospodarce niemieckiej czy polskiej, ale w pozostałych – tak, będzie wolny, ponieważ te kraje będą zmagały się z deficytami. Jak widzimy w Wielkiej Brytanii sektor prywatny niekoniecznie bierze szturmem tereny opuszczone przez wycofujący się sektor publiczny. W związku z tym trzeba przeprowadzić reformy, które poprawią wyniki rozwojowe gospodarek, tak, aby gospodarki te mogły konkurować na światowych rynkach. Rządy mają różne priorytety i różne problemy. Część z nich, pod wpływem różnych okoliczności, już zrobiło dużo. Słyszałem np. wypowiedź członka zarządu Europejskiego Banku Centralnego, że Hiszpania, w kwestii reformy podaży osiągnęła w ciągu 6-ciu miesięcy tyle, ile nie udało się jej osiągnąć w ciągu ostatnich 10 lat. Ale oczywiście trzeba zrobić więcej. Trzeba dokonać bardzo wielu wyborów, podjąć bardzo wiele decyzji.

Tak, jak na Francuza przystało mogę mówić tylko o trzech rzeczach. W moim kraju słyszy się o reformie systemu emerytalnego. Moją główną zmianą byłaby niekoniecznie reforma wypłacania emerytur, bardziej chodzi o podniesienie wieku emerytalnego. Myślę, że to jest znacznie bardziej ważniejsze niż szczegóły wypłacania emerytur. Wiek emerytalny w całej Europie powinien być do siebie znacznie bardziej zbliżony, a także znacznie bardziej zbliżony do długości życia. W Wielkiej Brytanii jest to 65 lat; kiedyś ludzie żyli średnio 68 lat a obecnie jest to grubo powyżej 70 lat, w związku z tym trzeba rozważyć dostosowanie tego wieku emerytalnego do nowych realiów. Rozmawiałem z kolegami z Polski i podkreślaliśmy że wiek przejścia na emeryturę winien być dostosowany do długości zycia. Nie możemy jednej trzeciej życia spędzać ucząc się, jednej trzeciej – pracując, i jednej trzeciej na emeryturze. Tak to po prostu nie będzie działało. Co ciekawe, podniesienie wieku emerytalnego przyspiesza wzrost, ponieważ zwiększa dostępność siły roboczej, ogranicza również deficyty. Jest to punkt pierwszy.

Punkt drugi zakłada reformę systemu zabezpieczenia społecznego. Nie wiem jak wygląda ta sytuacja w Polsce, na pewno tak powinno się zdarzyć w moim kraju, gdzie rząd dość bohatersko zmaga się z taką reformą, ale potrzebujemy reformy systemu zabezpieczenia społecznego żeby zwiększyć zachęty dla osób niepracujących, tj. dla ludzi, którzy wypadli poza rynek pracy w związku z takim czy innym, problemem – brakiem wykształcenia, niepełnosprawnością, czy czymkolwiek innym. Myślę, że mamy tutaj dobre przykłady ze Skandynawii, które pokazują jak powinien funkcjonować bardziej aktywny rynek pracy i to jest moim zdaniem priorytet.

Trzeci punkt, na którym chciałbym się skupić to szkolnictwo, edukacja. Myślę, że trzeba chronić budżety edukacyjne przed cięciami, trzeba skupić się przede wszystkim na grupie wiekowej 18-24 latków. W Wielkiej Brytanii 20 proc. tych ludzi pozostaje poza systemem edukacyjnym i poza rynkiem pracy. To jest całe pokolenie młodych ludzi, duży odsetek, który tak naprawdę się marnuje. A powinniśmy się nimi zająć bardziej aktywnie, tak aby wprowadzić ich z powrotem do systemu edukacyjnego i na rynek pracy.

Dokończenie reformy tworzenia jednolitego rynku

Jeśli chodzi o te trzy punkty, to jest oczywiście mnóstwo rzeczy, które możnaby do tej listy dodać. Np. kwestie prawa konkurencyjności, badań i rozwoju i wielu innych. Jednak to, co jest ważne, to to, że reforma nie jest czymś, co nastąpi szybko, to nie jest to, co da nam rozwój już w tym, czy przyszłym roku, ale już musimy zaplanować ten czas kiedy, jak mam nadzieję, będziemy mogli się skupić wyłącznie na ograniczaniu deficytu w UE. I ten trzeci punkt w moim trzypunktowym planie jest równie prosty – jest nim dokończenie reformy tworzenia jednolitego rynku. Po raz pierwszy zacząłem pisać o Europie, kiedy byłem młodym korespondentem w Brukseli na początku lat 80-tych. To był także okres dużych zaburzeń gospodarczych. Jako młody dziennikarz pisałem o walkach F. Mitterranda dotyczących dewaluacji franka, chodziło też o europejski system monetarny, i próby Mitterranda dokonania rozwoju gospodarczego w jednym kraju. W tym czasie panował pogląd, że EWG zmierza do nikąd, że jest w okresie stagnacji gospodarczej. The Economist w tym czasie ogłosił, iż z racji panującej w Europie beznadziei, zamyka swoje biuro w Brukseli, ponieważ Bruksela nie była warta tego by redakcja wydawała tam pieniądze. I to biuro rzeczywiście zostało zamknięte. Kilka miesięcy później pojawiła jednak propozycja stworzenia Aktu UE o jednolitym rynku i ona tchnęła nową energię w EWG i wyznaczyła jej cel, który okazał się ważny dla obywateli Unii. The Economist szybko wrócił do Brukseli, chociaż tego powrotu nie ogłaszali tak głośno, jak ogłaszali swoje wyjście.

W tej chwili zakładamy, że wspólny rynek jest czymś oczywistym, niebawem obchodzić będziemy 20 rocznicę jego powstania. Wyobraźcie sobie państwo oburzenie, jakie miałoby miejsce, gdyby Bruksela zaczęła odwrót od zasad wolnego przepływu osób, pracowników, kapitału, od podstawowych zasad jednolitego rynku. Dziś, w rezultacie jednolitego rynku, Europa jest dużo bardziej spójna, dużo bogatsza. Ale wiemy także, ze budowa tego rynku jest tylko w połowie dokończona. Ostatnio Komisja Europejska przedstawiła plan nowego Aktu o jednolitym rynku i wśród wielu danych liczbowych, statystycznych, których nie chcę przytaczać, była mowa o tym, że obrót w usługach transgranicznych w UE to tylko 5 proc. unijnego PKB. Jeśli na to spojrzymy, i spojrzymy na produkcyjny sektor, to już 17 proc. A jest to rzeczywiście taka dziedzina, w której ten rynek należy rozszerzyć, jeśli chodzi o zamówienia publiczne. Nie mogę powiedzieć, że każda z tych 50-ciu propozycji dla Aktu jest albo konieczna, albo będzie działać tak, jak należy, ale to, co mogę powiedzieć to to, że biorąc pod uwagę doświadczenia ostatnich 20. może 30 lat, to właśnie jest ta jest dziedzina, gdzie, jak już mówiłem wcześniej, wspólność interesów jest wyraźnie widoczna.

Kończąc powiem, że Europa potrzebuje większego wzrostu gospodarczego, jest taki trzypunktowy plan, który do takiego rozwoju doprowadzi. Jedną z najbardziej deprymujących kwestii dla takich osób jak ja, to obserwowane wycofywanie się Europy z wpływu na sprawy światowe. Część tego wycofywania to oczywiście konsekwencja zmian w strukturze władzy globalnej, jeśli chodzi o gospodarkę. Widzieliśmy rządy, gdzie występują ciągle podziały, jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa; dosłownie wczoraj widzieliśmy podziały dotyczące stosunku do sytuacji w Libii. I to jest bardzo niebezpieczne. Chowanie się pod kołdrą przed światem zewnętrznym pokazuje brak pewności siebie wśród liderów politycznych, a to z kolei można wyjaśnić kosztami politycznymi, jakie oni musieliby zapłacić u siebie za słabe wyniki gospodarcze.

Europa jest przede wszystkim przedsięwzięciem politycznym, ale ekonomia, gospodarka jest niezwykle ważna, aby ta polityka dobrze działała, dlatego myślę, że w ciągu najbliższych lat to właśnie będzie głównym wyzwaniem. Jak powiedziałem na początku ciągle jestem optymistą. Nie mówię, że zawsze łatwo jest być optymistą, ale ja nim jestem.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Analizy.