Polska w NATO: jest nieźle, będzie gorzej?

O tym, czy Polska potrzebuje jeszcze NATO, o kryzysie, jaki przeżywa Sojusz, z gen. Stanisławem Koziejem, rozmawia dziennikarz INTERIA.PL Marcin Ogdowski.

Marcin Ogdowski: – Dziś nie grozi nam potężny konflikt w Europie – jeśli do niego dojdzie, to raczej w Azji. Czy zatem NATO jest nam, Polakom, jeszcze potrzebne?

Stanisław Koziej: – Na bezpieczeństwo należy patrzeć z perspektywy strategicznej – przewidywać, co może się wydarzyć nie lada chwila, ale za kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat. Dziś w Europie nie ma zagrożenia militarną agresją, zniknął zatem zasadniczy powód, dla którego powołano NATO. Ale w dłuższej perspektywie Sojusz może się okazać potrzebny. Poza tym już dziś – a wojna rosyjsko-gruzińska najlepszym tego przykładem – nie da się wykluczyć wojny na małą skalę.
NATO musi zatem trwać, ale nie w obecnej formie. Konieczna jest transformacja, gdyż zmieniły się rodzaje zagrożenia.

– A konkretnie – w jakim kierunku Sojusz powinien podążać?

– Przede wszystkim powinien zachowywać swoją podstawową funkcję, która wiąże się z art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego i zasadą “jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Ale NATO musi też umieć reagować na wydarzenia, które – choć nie są bezpośrednią agresją na terytoria państw członkowskich – w dzisiejszym, zglobalizowanym świecie, stanowią dla nich realne zagrożenie.

– Na przykład?

– Na przykład rozmaite kryzysy przy granicach państw natowskich, które mogą zagrozić dostawom surowców energetycznych, czy wywołać masowe migracje ludności.
Na przykład wymuszenie pewnych zachowań politycznych przez tzw.: podmioty asymetryczne – niewielkie, ale dysponujące bronią jądrową państwa, organizacje terrorystyczne i kryminalne.

– Największy sojusz wojskowy świata ma stanąć do walki z mafią?

– Skoro zagraża ona bezpieczeństwu członków NATO…
Ale do tego potrzebna jest nowa koncepcja strategiczna, która, mam nadzieję, zostanie przyjęta na szczycie NATO w przyszłym roku.

– Czy w ramach tej koncepcji NATO powinno reagować pasywnie – zamknąć się w swoim kręgu i robić wszystko, by zagrożenia nie przelały się przez granice? Czy może aktywnie, jak w Afganistanie, wysyłając wojska w miejsca stanowiące potencjalne zagrożenie?

– Jak mawiał poeta: “niech na całym świecie wojna, byle moja wieś spokojna”. Tego typu myślenie, w globalizującym się świecie, w erze rewolucji informacyjnej, nie ma żadnych szans. Bierna postawa byłaby skazywaniem się na to, że zagrożenia wykreowane gdzie indziej, prędzej czy później dotrą do nas.
Dlatego NATO musi być aktywne również z dala od swojego obszaru, ale – podkreślam to po raz kolejny – nie tracąc przy tym zdolność do realizacji podstawowego zadania.

– No właśnie, czy przypadkiem nie jest tak, że NATO w Europie już teraz nie byłoby w stanie realizować swoich podstawowych zadań? Amerykanie – siła napędowa Sojuszu – zaangażowali się na Bliskim Wschodzie, część wojsk, bez związku z prowadzonymi wojnami, odesłali do domu…

– W czasach zimnej wojny, kiedy to naprzeciwko siebie stały, przygotowane do walki, dwie ogromne armie, do konfliktu na wielką skalę mogło dojść błyskawicznie – w ciągu tygodni, a nawet dni. Dzisiaj, dzięki procesom rozbrojeniowym, które wymusiły nie tylko redukcje potencjałów w Europie, ale i jego rozproszenie, zarówno państwa zachodnie, jak i Rosja, straciły możliwość natychmiastowego wywołania wielkiej draki.
Nie musimy zatem obawiać się wybuchu wojny ot tak, z soboty na niedzielę. Potencjalne zagrożenie, zwłaszcza na większą skalę, musiałoby być poprzedzone okresem napięcia, zmiany polityki sąsiadów itp. Czyli byłoby łatwe do zaobserwowania. NATO miałoby więc czas na przygotowanie się.

– Brzmi przekonująco, ale nie zmienia to faktu, że NATO przeżywa poważny kryzys. Ogromny sojusz nie potrafi zebrać kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy do misji w Afganistanie…

– To prawda, NATO ma kłopoty, jak wszystkie instytucje, które powstały w zupełnie innych warunkach polityczno-strategicznych, czyli w czasie zimnej wojny. Proszę zauważyć, że ONZ i OBWE również przeżywają kryzys, że Unia Europejska też nie najlepiej sobie radzi. Spośród tych wszystkich organizacji, NATO, moim zdaniem, względnie najlepiej adoptuje się do zmieniających się warunków. Choć trzeba dostrzegać jego słabości.

Mówi pan o Afganistanie – ten kraj jest wymiernym przykładem, że NATO porusza się po omacku. Sojusz dał się wciągnąć w realizację zadania z dziedziny globalnego bezpieczeństwa, tymczasem przez NATO nie przetoczyła się jeszcze dyskusja, czy organizacja ma być takim globalnym graczem, światowym współ-żandarmem, czy nie.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Polska.