Niemieccy Zieloni rosną w siłę

Takiego poparcia niemieccy Zieloni w swojej prawie 30-letniej historii jeszcze nie zanotowali. Z najnowszych sondaży wynika, że gdyby wybory odbyły się wczoraj, partia mogłaby liczyć nawet na 28 proc. głosów. Niewykluczone, że polityk Zielonych zostałby kanclerzem, bo ich naturalnym koalicjantom – socjaldemokratom – sondaże dają ciut niższe poparcie. W ostatnich wyborach do Bundestagu Zieloni uzyskali nieco ponad 10 proc. głosów.

Zieloni zyskują w sondażach głównie na fali antyatomowej histerii, która w Niemczech wybuchła po marcowej katastrofie w japońskiej elektrowni atomowej w Fukushimie. Politycy Zielonych od początku istnienia partii przestrzegali, że reaktory atomowe są niebezpieczne dla środowiska. Teraz większość Niemców przyznaje im rację. – To brzmi cynicznie, ale Fukushima spadła Zielonym z nieba – komentuje “Financial Times Deutschland”.

Od atomu odwróciła się nawet kanclerz Angela Merkel, która po katastrofie natychmiast kazała wyłączyć siedem najstarszych niemieckich reaktorów (jeszcze kilka miesięcy temu zgodziła się, by funkcjonowały do 2030 r.). Jednak nawet publiczne wyznanie Merkel, że po Fukushimie nie wierzy już w energetykę atomową, nie robi na Niemcach wrażenia. Według instytutu Forsa od początku roku CDU straciła 7 proc. poparcia, a jej koalicjant – liberałowie z FDP – jest pod 5-proc. progiem wyborczym.

Według komentatorów Zieloni w oczach Niemców są partią najbardziej wiarygodną – wierni proekologicznym ideałom nie żonglują hasłami wyborczymi jak SPD i CDU, nie gorszą społeczeństwa brutalną walką o władzę. Na czele partii oraz frakcji w Bundestagu stoją zawsze mężczyzna i kobieta. Bardziej demokratycznej formacji w niemieckiej polityce nie ma.

Jednym ze współprzewodniczących partii jest syn tureckich imigrantów Cem Özdemir. To pierwszy i jak dotąd jedyny polityk o imigranckich korzeniach, który w niemieckiej polityce zaszedł tak wysoko. A co najważniejsze, Zielonym, których jeszcze niedawno uważano za zgraję szalonych ekologów, udało się zdobyć poparcie niemieckiej klasy średniej.

Dwa tygodnie temu partia odniosła sensacyjny sukces – wraz z SPD wygrała wybory w uważanej za bastion CDU Badenii-Wirtembergii. Szef badeńskich struktur partii Winfried Kretschman zostanie pierwszym zielonym premierem niemieckiego landu w historii. Bardzo prawdopodobne, że sukces powtórzą podczas wrześniowych wyborów władz Berlina. Według sondaży są w tym mieście-landzie najsilniejszą partią, a główna kandydatka Zielonych w wyborach Renate Künast ma duże szanse pokonać berlińskiego burmistrza – socjaldemokratę Klausa Wowereita.

Według innych sondaży Niemcy nawet bardziej cenią Künast niż kanclerz Merkel. Dwie trzecie respondentów uważa zaś, że Zieloni powinni znowu współrządzić Niemcami.

Politolodzy zastanawiają się, czy to wysokie poparcie dla Zielonych będzie trwałe. – By utrzymać zainteresowanie wyborców, partia musi szybko poszukać innych tematów niż elektrownie atomowe. W Niemczech nikogo już nie trzeba przekonywać, że reaktory trzeba wyłączyć – mówi prof. Werner Patzetl, politolog z uniwersytetu technicznego w Dreźnie. – Zieloni mają jednak potencjał, by stać się główną siłą polityczną, szczególnie w wielkich miastach – dodaje prof. Dirk Lange z Uniwersytetu w Hanowerze.

Źródło: Gazeta Wyborcza 10 04 11
Artykuł dodano w następujących kategoriach: Niemcy.