Ryszard Czarnecki: “Lizbona miała ułatwić i uprościć proces decyzyjny w Unii, a jednak się to nie udało. ”

Michał Kolanko: Jak Pan ocenia, czy po Traktacie Lizbońskim Parlament Europejski stał się bardziej czy mniej skuteczny?

Ryszard Czarnecki: Mówiąc metaforycznie, PE to statek który płynie w europejskiej flotylli, po Traktacie Lizbońskim coraz silniejszy i ważniejszy statek, ale cała flotylla stała się słabsza. Tak naprawdę UE słabnie w oczach, nie tylko w wymiarze ekonomicznym, ale także politycznym. Trwa utajony kompetencyjny spór polityczny między szefem Komisji Jose Manuelem Barroso a przewodniczącym Rady Von Rompuyem, spór który widać było na dłoni, gdy rok temu Barroso i Rompuy kłócili się o to kto pierwszy ma przemawiać w euro parlamencie. Lizbona miała ułatwić i uprościć proces decyzyjny w Unii, a jednak się to nie udało. Parlament jest i silniejszy, ale co z tego.

A jak z perspektywy Parlamentu wygląda polska prezydencja a raczej przygotowania do niej? Tutaj ostro walczy się o swoje interesy, także narodowe, a tymczasem z polskiej strony słychać głosy, że w czasie prezydencji Polska musi się „wycofać”

Gdyby rozpisać konkurs na absurd dekady, to stwierdzenie ministra Sikorskiego i Dowgielewicza o tym, że w czasie prezydencji Polska ma być neutralna i nie ma dbać o swoje interesy- to miałyby duże szanse na sukces. UE nie niweluje interesów narodowych, wręcz przeciwnie, można obserwować teraz pewną „renacjonalizację” tego projektu. I chodzi tu o interesy polityczne jak i gospodarcze. Wystarczy spojrzeć na tandem niemiecko-francuski, w jaki sposób realizuje interesy obu krajów. Polscy politycy nie mogą być bardziej europejscy od Europy, bo narażają się na śmieszność i utratę szacunku swoich partnerów.

Czy sądzi Pan, że prezydencja pomoże Platformie w kontekście polskiej polityki, zwłaszcza w czasie kampanii wyborczej?

Przystępujemy do prezydencji nieprzygotowani i bez planu tego co chcemy osiągnąć. Liczba priorytetów ciągle się zmienia – trzy, sześć, pięć, znowu sześć, później minister Sikorski pojechał do Ankary i zrobiło się siedem. To wygląda na chaos. A co ważniejsze przystępujemy do prezydencji bez wyraźnej strategii regionalnej. Węgrzy realizują Strategię Dunajską, Szwedzi – Morza Bałtyckiego, a Sarkozy w czasie prezydencji Francji forsował Unię Śródziemnomorską. My nic takiego nie mamy. Oczywiście w czasie prezydencji będzie dużo wizyt polityków europejskich, będzie poklepywanie po plecach i to wszystko ma sprawić wrażenie że jesteśmy ważni. Szykuje się też duży show dla Tuska – spotkanie unijnych premierów– na kilka dni przed wyborami. To udało się załatwić jako pomoc dla Platformy. Ale z drugiej strony ludzie będą oczekiwali i oczekują działań rządu w sprawie drożyzny, a nie robienia sobie przez pół roku zdjęć przez polityków czy uspokojenia przez Tuska sytuacji w Jordanii i Syrii. To może wprowadzić frustrację i rozczarowanie wyborców.

Jak Pan ocenia zaangażowanie ministra Sikorskiego w kampanię wyborczą PO? Gdy będzie kampania, będzie też trwać prezydencja.

Minister Sikorski już w czasie prawyborów w PO poświęcił na rzecz partyjnego interesu jako szef MSZ obecność na ważnych spotkaniach UE dotyczących obrad unijnej dyplomacji. I teraz będzie tak samo.

Czym Pana zdaniem różni się przede wszystkim Parlament Europejski od krajowego?

Nie ma tu klasycznego podziału władza-opozycja. Tutaj pracuje się też dużo bardziej na zasadzie kompromisu politycznego. No i cały Parlament jest dużo lepiej zorganizowany – pod względem technicznym i logistycznym niż Sejm. Ale to ma także inne strony – urzędnicy w dużo większym stopniu współtworzą kształt aktów legislacyjnych niż w Sejmie. W pewnym sensie politycy mają mniej do powiedzenia.

A czy kwestie interesów narodowych między deputowanymi się bardzo ujawniają? Na ile silne są narodowości w parlamentarnej grze, zwłaszcza w przypadku Polski?

Proszę sobie wyobrazić że tylko Polacy i Niemcy mają w czasie głosowania nad sprawami budżetowymi wspólną listę spraw, które warto było popierać. Takich przykładów krajowej solidarności jest więcej. Polacy na tle innych narodowości wypadają dobrze. Na przykład grupa włoskich polityków robiła co mogła, by ważnego stanowiska w PE nie wygrał ich rodak, bo to oznaczałoby sukces ich politycznej konkurencji. W końcu im się udało. W porównaniu z tym Polacy są bardziej solidarni, chociaż zdarzają się oczywiście wyjątki – zwłaszcza w roku wyborów w kraju.

Na koniec pytanie o sprawy krajowe. Czy przewiduje Pan start w wyborach na jesieni?

Nie wykluczam tego. Na pewno wrócę do polskiej polityki. Tylko nie wiem kiedy – czy będzie to w tych wyborach, czy w następnych. Ale to też zależy od władz Prawa i Sprawiedliwości. Ale jestem do tego gotowy i tej jesieni.

Źródło: wPolityce.pl 17 05 11
Artykuł dodano w następujących kategoriach: UE.