Po co nam suwerenność. Między niepodległością a suwerennością

Drugim interesem państwa polskiego w obrębie polityki historycznej powinno być utrwalanie za granicą takiego obrazu Polski i tych elementów polskiej historii, które budują prestiż państwa. Budowanie prestiżu państwa poprzez odwoływanie się także do dorobku kulturowego i historycznego (czy wręcz budowanie przekazu o symbolicznej „racji historycznej”) jest przecież obecnie zauważalnym elementem rywalizacji w polityce międzynarodowej. Tu wymieńmy przykładowo potrzebę identyfikowania Polski z odepchnięciem zagrożenia bolszewickiego dla Europy w 1920 r., z ogólnoświatową misją papieża Jana Pawła II czy historyczną rolą „Solidarności” w obaleniu systemu komunistycznego.

Trzecim wreszcie zasadniczym celem prowadzenia polityki historycznej przez państwo powinno być podtrzymywanie poczucia wspólnoty narodowej i identyfikacji z państwem. Realizacja tego celu nie powinna być zagrożeniem dla wolności debaty publicznej — co więcej powinna traktować tę debatę jako szansę.

Od końca XVIII w. państwo polskie i Polacy w ogóle są w „historycznej defensywie”. Stracili własne państwo i następnie musieli walczyć o jego odtworzenie. Walka o odzyskanie własnego państwa przy okazji powodowała, że od XIX w. Polacy byli identyfikowani z pojęciami i wartościami, które są odbierane jako pozytywne w naszej cywilizacji: niepodległość, wolność, sprawiedliwość. Nasza karta historii najnowszej wyjątkowo nadaje się do promocji państwa i narodu.
Tylko że jednocześnie w tym, co jest siłą, tkwi słabość, rozbiory bowiem w XVIII w., Jałta czy tragedia Polski po II wojnie światowej miały swoich „sprawców”. Stawia to Polskę w niezbyt dogodnej pozycji swoistego „wyrzutu sumienia” narodów europejskich. Przywoływanie w debatach europejskich tego, co my uważamy w polskiej historii za godne przypominania, może spotykać się z odrzuceniem przez europejską opinię publiczną właśnie z tego powodu, choć nie jest on przywoływany w argumentacji.
Odrębnym zagadnieniem są relacje polsko-żydowskie i ich światowy kontekst. Nie powinniśmy unikać podejmowania dyskusji o relacjach pomiędzy Polakami i Żydami. W XX w. są one wyjątkowo skomplikowane, w wieku tym ostatecznie uformowały się bowiem nowoczesne nacjonalizmy (także polski i żydowski) i totalitaryzmy komunistyczny i faszystowski, naród żydowski zaś stanął w obliczu Zagłady z rąk Niemców (a Polacy zostali skonfrontowani z odbywającym się na ich oczach Holokaustem). Relacje polsko-żydowskie mają charakter uniwersalny, pomiędzy narodami niezwykle do siebie podobnymi. I jednocześnie wprowadzają one Polskę w jeden z głównych wątków emocjonalnych międzynarodowej debaty.
Wydaje się, iż w naszym życiu publicznym nie ma nawet poczucia, że warto tworzyć instytucje i programy kształtujące politykę historyczną, które budują prestiż państwa na zewnątrz. Nie ma instytucji, która w sposób systematyczny wprowadzałaby do obiegu międzynarodowego tłumaczenia polskich książek historycznych (tak jak robią to Węgrzy czy Czesi). Nie ma celowego wspierania niektórych wątków historii, które warto badać po to, żeby prestiż państwa lub interesy w jakiś sposób na zewnątrz promować. Mamy do czynienia z czymś, co możemy określić jako organizacyjną pasywność. Są instytucje, jak ta przeze mnie reprezentowana, która stara się wykonywać co tylko może, ale zadaniem IPN nie jest prowadzenie polityki historycznej.
Jeżeli będziemy patrzyli na to, co robi państwo niemieckie, zwróćmy uwagę jak bardzo skoncentrowane są sygnały „historyczne”, które państwo niemieckie w naszych czasach wysyła na zewnątrz. Mimo że w naszym odbiorze i zgodnym z prawdą historyczną są to sygnały na pograniczu prawdy historycznej. Jeżeli państwo niemieckie zwraca uwagę na cierpienia związane z wysiedleniami czy z bombardowaniem Drezna, wspiera badania, filmy, wystawy, to jest to dowód na realizację strategii na poziomie państwa. W Polsce mamy słabość koncepcji, instytucji i dlatego warto patrzeć na to, co robią Niemcy.
Paweł Zalewski
Jeżeli chodzi o rolę Polski w środowisku międzynarodowym również czytelny jest brak strategii. Nie dorobiła się jej żadna ekipa, która brała odpowiedzialność za Polskę od 1989 r. Jako strategię definiowano często wejście do UE i do NATO, zapominając że jest to instrument a nie cel. Po wejściu do UE i NATO skończył się konsensus wokół polskiej polityki zagranicznej.

Głównym punktem odniesienia polityki polskiej jest UE, tworzy ona nie tylko szanse, ale także wyzwania. Polska polityka dzisiaj nie jest europejska w tym sensie, że całe państwo nie jest podporządkowane realizowaniu wizji Polski w Europie. Wydaje mi się, że mamy unikalną szansę w historii. Polska gospodarka relatywnie dobrze daje sobie radę w tych trudnych momentach. Taka jest zgodna opinia ekonomistów, porównujących nasze fundamenty gospodarcze i wyniki z większością krajów europejskich. Jesteśmy w okresie, który może zredefiniować wiele różnych punktów odniesienia w polityce. Chodzi o takie elementy, które budują siłę państwa. Anglia na przykład była dumna ze swojego City, a dzisiaj pogrążyło się ono w wielkim kryzysie i już tak naprawdę nie ma, z czego być dumnym. Na tym tle w perspektywie kilkunastu lat możemy bardzo wzmocnić swoją pozycję.
Podstawą rozwoju każdego państwa jest jego elita. Typowym przykładem jest Francja, która historycznie wykształciła grupę servants d’etat. Różnego rodzaju słabości państwa francuskiego wyrównywane są poprzez jakość elity administracyjnej. Tam kontrowersje pomiędzy prezydentem a premierem w okresie kohabitacji były rozwiązywane na poziomie urzędników, którzy kierowali się tym samym zmysłem państwowym. Są tam rodziny, które od pokoleń związane są z pracą dla państwa. Drugim takim krajem jest Rosja: taką rolę — z bardzo negatywnym w moim przekonaniu dla państwa rosyjskiego i całego świata efektem — przejęli ludzie związani ze strukturami siłowymi i służbami specjalnymi. W Polsce ta ciągłość została zakłócona przez II wojnę światową i PRL.
Jest też problem pamięci instytucjonalnej czy też braku stabilizacji instytucji. Brak współpracy i porozumienia w szerokich kategoriach pomiędzy urzędami a samorządem i przedsiębiorstwami. Gdy np. niemiecki MSZ projektuje politykę wobec Rosji, podejmuje współpracę z różnego rodzaju organizacjami pozarządowymi, ekspertami, nie tylko niemieckimi, a także polskimi czy rosyjskimi i przede wszystkim z przedsiębiorcami inwestującymi na Wschodzie. Wymiana informacji i wymiana doświadczeń tam jest niezwykle głęboka, silna. Polska gospodarka inwestuje w znacznie mniejszym stopniu, ale to nie znaczy, że nie inwestuje wcale. Są firmy, które mają doświadczenia z działalności na rynku rosyjskim, ukraińskim, ale także niemieckim czy francuskim. I z ich doświadczenia dzisiaj się nie czerpie, nie mówiąc o tym, że ta współpraca z organizacjami pozarządowymi jest bardzo ograniczona.

Kolejny problem dotyka kwestii, o której mówił prof. Kurtyka: polityka zagraniczna w Europie jest skuteczna, jeżeli jest legitymizowana — zarówno przez element interesu, jak i element wartości. Skuteczna polityka historyczna pomogłaby nam legitymizować nasze działania za granicą. I tutaj można to osiągnąć przez rozbudowaną dyplomację publiczną. Uczestniczyć w niej powinni posłowie, senatorowie, Polacy, którzy pracują w instytucjach międzynarodowych, polscy dziennikarze, polscy naukowcy, którzy jeżdżą na placówki do uczelni zagranicznych. Nie ma współpracy z tego typu grupami, które mogłyby na przykład przetworzyć nasze racje w sprawie gazociągu północnego na argumenty akceptowane w Niemczech.
Jeżeli dzisiaj nawet w Unii Europejskiej polityka zagraniczna jest definiowana głównie przez interesy poszczególnych państw, to ona jest legitymizowana przez wartości. Nawet jeżeli minister Frank-Walter Steinmeier utrzymuje bardzo bliskie relacje ze swoimi kolegami rosyjskimi, to w rozmowie z nami nie argumentuje tego interesami niemieckiej gospodarki, która chce mieć lepszy dostęp do rynku i do surowców, lecz uzasadnia to tak, że poprzez więzi gospodarcze modernizuje Rosję. My na tym poziomie argumentacji w ogóle nie istniejemy. Nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, jak to jest ważne.
Jesteśmy w stanie osiągnąć pewien sukces polityczny, gdy się zewrzemy i mamy dobry pomysł — potrafimy go obronić, znaleźć sojuszników. Mówię tu o największym sukcesie, chociaż o bardzo ograniczonym zakresie, czyli o Partnerstwie Wschodnim.
Rozpoczęliśmy pewien proces i to jest sukces. Teraz musimy potraktować ten proces jako pewien priorytet polityki państwa. To jest przykład, że czasami wiemy, w jaki sposób realizować pewne cele w Unii Europejskiej i sądzę, że akurat tutaj powoli tę wiedzę zdobywamy. Ale teraz trzeba to jeszcze przełożyć na działania państwa od wewnątrz tak, aby pewien sukces, który zdobędziemy na polu międzynarodowym, wykorzystać. Reasumując, moja ocena jest podobna do Pawła Szałamachy. Polskie państwo jest w stanie realizować swoje cele za granicą, ale nie wykorzystuje w bardzo poważnym stopniu swojego potencjału tak, aby wzmocnić pozycję w Europie czy szerzej globalnie.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Polska.