Kto obroni naszą suwerenność

„Rzeczpospolita”, 19.6.2009

Wyrok niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego dał przyzwolenie dla podobnych działań ochrony suwerenności w innych państwach. Ale czy znajdzie się wola polityczna rządzących, by obrony polskich interesów się podjąć? — zastanawia się profesor prawa.

Pierwotny projekt europejskiej wspólnoty gospodarczej, który wyrodził się w sui generis kontynentalne państwo, musiał w konsekwencji doprowadzić do zasadniczych przeobrażeń w organizacji i funkcjonowaniu państw członkowskich. Realizacja unijnego pomysłu dotarła do miejsca, w którym oficjalnie uzewnętrznił się już konflikt o granice integracji i zakres kompetencji demokratycznych, suwerennych państw narodowych.

Kolejne etapy zacieśniania integracji uregulowane w traktacie z Lizbony napotkały już opór struktur jednego z państw członkowskich UE. Niemiecki Trybunał Konstytucyjny swym dotykającym fundamentów europeizmu wyroku zatrzymał integrację w biegu, powodując ambaras i zaskoczenie unijnych decydentów.

Pochłanianie suwerenności

Procesy integracyjne to w rzeczywistości przejmowanie na ogromną skalę, w sposób niedostrzegalny na bieżąco dla przeciętnego obywatela, przez hybrydowe struktury zwane Wspólnotami Europejskimi (lub Unią Europejską), kompetencji państw narodowych i jego struktur organizacyjnych funkcjonujących nominalnie według reguł trójpodziału władz, zasady zwierzchnictwa narodów (parlamentów) nad władzą wykonawczą (urzędniczą) czy hierarchicznie zbudowanych systemów prawnych z konstytucją i ustawami na ich szczycie.

Integracja w celu tworzenia państwa europejskiego jest zaprzeczeniem tych tradycyjnych reguł działania państw demokratycznych. Koncept Unii Europejskiej „żywi się” bowiem kompetencjami i funkcjami suwerennych państw, które stopniowo przejmuje, uzurpując sobie rolę nadrzędnego nad narodami suwerena wspólnotowego. W Polsce o około 80 proc. spraw regulowanych prawem decydują już organy unijne w Brukseli.

Inicjatywa, która po II wojnie światowej miała doprowadzić do względnego pokoju i zgodnej współpracy państw europejskich, wskutek swej degeneracji przekształciła się w twór myląco nazwany „organizacją międzynarodową”, rządzący się jednak własnymi, konkurencyjnymi wobec państw członkowskich prawami, interesami, celami, aspirujący do państwowości, suwerenności czy odrębnego obywatelstwa. W tym celu etapami demontuje on i wchłania suwerenne państwa go tworzące.
Polski parlament swą własną ustawą zrzekł się pozakonstytucyjnie wpływu na sprawy polskie w UE.
Ze struktury służebnej dla państw członkowskich Wspólnoty stały się z czasem bezwzględną władzą centralną nakładającą obowiązki i dotkliwe kary finansowe. Twarzą i synonimem Unii jest unijny komisarz, wyłaniany jak wszyscy jej funkcjonariusze w niedemokratycznych, częściowo tajnych, procedurach.

Antydemokratyczny traktat

Ucieleśnieniem kolejnego milowego kroku w znoszeniu suwerenności terytoriów składających się na budowane państwo europejskie i przenoszeniu lub ograniczaniu ich kompetencji na rzecz centralnych struktur UE jest traktat z Lizbony. Jego postanowienia są jaskrawie, żeby nie powiedzieć — bezczelnie, antydemokratyczne, demoralizująco odrzucają sens prawa w jego wielowiekowym, dwutysiącletnim, rzymskim znaczeniu, zastępując je unijnym pojęciem „aktualnie obowiązujący system wartości”.
Skandalicznie niedemokratyczne procedury stanowienia unijnego prawa, na który państwa ani ich obywatele nie mają żadnego wpływu, zostały ogólnie wprowadzone m.in. w części szóstej, tytule I, rozdziale 2 zreformowanego przez traktat lizboński traktatu o funkcjonowaniu UE. Jednostka i państwa stają się przedmiotem zobowiązanym do wykonywania różnych, całkowicie niejasnych „celów i interesów” integracyjnych i ogólnie postępowych.
Traktat z Lizbony doprecyzowuje i dosztukowuje kolejne elementy jednolitego państwa (np. ustanowił nowy organ: wysokiego przedstawiciela do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, w istocie ministra spraw zagranicznych UE dla wszystkich państw członkowskich). Traktat w około 50 obszarach pozbawia państwa członkowskie prawa weta na rzecz głosowania większościowego, przypisuje domniemanie kompetencji na rzecz organów unijnych, odrzucając tym samym kategorię naturalnego suwerena władzy, jakim jest państwo i jego demokratycznie wybrany parlament.
Traktat z Lizbony radykalnie przesuwa punkt ciężkości władzy z parlamentów państw członkowskich na centra decyzyjne w UE.
Życzliwość dla interesów UE

Faktyczną agresję na instytucję demokratycznego, suwerennego państwa uzasadnia wzniośle nie tylko Europejski Trybunał Sprawiedliwości, ale też — niestety — większość trybunałów konstytucyjnych państw europejskich, wpisując się w polityczne zapotrzebowanie elit władzy.

Trybunały te utożsamiają się z interesami integracyjnymi, a nie swych własnych państw. Np. polski Trybunał Konstytucyjny dowodzi rzekomego istnienia (nieistniejącej przecież) w konstytucji polskiej, dziwacznej w systemie demokratycznym i prawnym zasady „życzliwej” dla integracji unijnej interpretacji przepisów polskich, aby w razie sprzeczności przepisów obu tych systemów zapewnić poprzez tę regułę pierwszeństwo przepisom wspólnotowym, zewnętrznym. Korzystanie z samowolnie wymyślonej, nieistniejącej (bo sprzecznej z logiką każdej konstytucji) zasady umożliwiającej w sytuacjach konfliktu norm niezastosowanie norm polskiej konstytucji lub innego aktu prawnego lub ich obejście lub nadinterpretację lub innej techniki, doprowadziło do stanu, w którym TK swymi subiektywnymi, nieweryfikowalnymi, „życzliwymi” dla interesów i celów UE interpretacjami polskiego prawa przekierunkowuje i zmienia (pozakonstytucyjnie) konstytucyjne zasady organizacji i funkcjonowania państwa polskiego, poddając je bezpodstawnie władzy organów UE.

Elity władzy zainteresowane są głównie realizacją modnych i „poprawnych” projektów integracyjnych, dowodząc raczej swych kompleksów niż patriotyzmu i lojalności narodowej.

W obronie Niemiec

Na tym tle pozytywnie wyróżniał się zawsze niemiecki Trybunał Konstytucyjny, a w ubiegłym roku także Trybunał w Czechach. Niemiecki TK (FTK) w swym wyroku z 30 czerwca nie miał wprawdzie nic przeciwko samemu traktatowi z Lizbony zabierającemu obszerne dziedziny władzy państwom członkowskim (co zrozumiałe, gdyż Niemcy są nie tylko największym płatnikiem Unii, ale też i najpoważniejszym w niej decydentem), to jednak stanowczo zażądał dla niemieckiego parlamentu, obywateli Niemiec oraz dla siebie samego wpływu na procesy decyzyjne w UE. Tak aby prawa podstawowe określane przez niemiecką konstytucję nie były naruszane lub znoszone.
FTK swym wyrokiem nagłośnił uporczywie, „życzliwie i prowspólnotowo” przemilczany przez inne państwa, trybunały, środowiska naukowe i media od dawna nabrzmiały podstawowy problem proporcji między zakresem integracji z UE (tzn. zakresem suwerennych kompetencji przekazywanych przez państwa organom Unii) z zakresem suwerenności narodów i zwierzchniej roli parlamentów nad władzą wykonawczą działającą w stosunkach z UE.
FTK wziął wszystkie te wartości w obronę i w interesie Niemiec, Niemców i swoim własnym wstrzymał ratyfikację traktatu do czasu zabezpieczenia w prawie niemieckim tych spraw. Jednocześnie, co może najistotniejsze, odrzucił koncepcję przekształcania Unii w jednolite państwo kosztem likwidacji suwerenności państw członkowskich.

Wyrok FTK nie wywołuje oczywiście skutków prawnych w Polsce. Powstaje więc sytuacja, iż pod ewentualnymi rządami tego samego dla wszystkich traktatu Niemcy chronić będą swe konstytucyjne prawa podstawowe i swą suwerenność (m. in. poprzez ocenę regulacji unijnych, a nawet niepodporządkowanie się im). Inne państwa, które podobnych ustaleń jak FTK nie dokonały lub nie dokonują — środków ochrony swej suwerenności mieć nie będą.

Organy unijne nie sprzeciwiły się obronnej, stanowczej i radykalnej interpretacji unijnego traktatu, kanclerz Angela Merkel zaś (wprawdzie tylko publicznie) była wyrokiem zachwycona.

Polska konstytucja jak uboga krewna

Wyrok FTK stworzył dla wszystkich państw członkowskich nową sytuację prawną o niezwykłej doniosłości. Przedstawiona w jego uzasadnieniu argumentacja ustrojowo-prawna z oczywistych powodów powinna być uwzględniona w koniecznych, podobnych działaniach władz polskich, gdyż systemy ustrojowe państw europejskich są zasadniczo zbliżone.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: UE.