Niemcy wspólnie z Rosją w Mołdawii

Po pięciu latach wznowione zostaną międzynarodowe pokojowe rozmowy w sprawie Naddniestrza. To dobra informacja. Zła jest taka, że Moskwa odmraża proces tylko dlatego, że jej postulaty będą forsować Niemcy. W sprawie Mołdawii Berlin przejął inicjatywę w UE, a pomaga mu Polska. Zwycięstwo niemiecko-rosyjskiej koncepcji to Mołdawia zjednoczona, ale słaba, uległa Moskwie i bez szans na wejście do Unii. Czy prozachodni rząd w Kiszyniowie ulegnie presji, osamotniony w procesie rokowań, osłabiany w kraju przez partie prorosyjskie?


Międzynarodowe negocjacje ws. rozwiązania konfliktu w Naddniestrzu mają zostać wznowione 21 czerwca. Po raz pierwszy od 2006 r. wraca do życia format 5+2 (Rosja, Ukraina, OBWE, Mołdawia, Naddniestrze jako uczestnicy, USA i UE jako obserwatorzy). Moskwa, która pięć lat temu poleciła separatystom z Tyraspola zamrozić udział w rokowaniach, teraz rozkazała im wrócić do stołu rozmów. Dlaczego?

Realizacja memorandum merseberskiego

Niemal dokładnie rok temu Angela Merkel i Dmitrij Miedwiediew podpisali na zamku w Mersebergu memorandum. Z czasem okazało się, że dobito po prostu targu: Rosja obiecała współpracę ws. Naddniestrza, w zamian UE stworzy wspólny z Rosją komitet regulujący sprawy bezpieczeństwa europejskiego.
W ten sposób Moskwa sięgnęłaby procesu decyzyjnego w Unii, a wspólny komitet pomijałby NATO i USA w sprawach dotyczących bezpieczeństwa europejskiego.
Dla Berlina to kolejny etap w rozbudowie sojuszu z Rosją. Dla Moskwy – oprócz wymiaru bilateralnego – to krok w stronę wymyślonej na Kremlu „nowej architektury bezpieczeństwa europejskiego”.

Naddniestrze i Mołdawia zostały wybrane przez Rosję i Niemcy jako pierwszy poważny test dla współpracy w obszarze bezpieczeństwa europejskiego poprzez Komitet Polityczny i Bezpieczeństwa UE–Rosja. Udany eksperyment mołdawski na dobre rozszerzy faktyczne przymierze Berlina i Moskwy z obszaru gospodarczego i energetycznego o komponenty militarne i bezpieczeństwa. Rozwiązanie problemu separatyzmu naddniestrzańskiego jest więc jednym z głównych celów nowej polityki wschodniej Niemiec. Współpraca Moskwy w tej sprawie ma, w zamyśle Berlina, udowodnić sceptykom dobre intencje Rosjan jako partnerów na rzecz bezpieczeństwa w Europie.
Dlatego Niemcy namawiają Moskwę do wykonania jakiegoś gestu (zapewne będzie to coś związanego z kontyngentem wojskowym), a jednocześnie wtrącają się w negocjacje, by zakończyły się one wynikiem korzystnym dla Rosji. Formalnie Niemcy nie mogą wiele – po pierwsze nie działają w imieniu całej Unii, po drugie UE ma w tych rozmowach status tylko „obserwatora”.

Ale już teraz Berlin rozwinął dyplomatyczną ofensywę. Przed wznowieniem rozmów w Moskwie 21 czerwca Niemcy przedstawili własne warunki „restartu” rokowań. Co ciekawe, sprzeciwili się, żeby podobne określenie własnych pozycji wyjściowych do rozmów przygotowała Unia jako całość.

Arogancja z Werderscher Markt

Roboczy materiał (non-paper) pt. „Kluczowe kwestie dla rozwiązania konfliktu Naddniestrza”, przygotowany przez MSZ Niemiec, rozesłany poufnie do zainteresowanych rządów, wychodzi z założenia terytorialnej integralności Mołdawii. Problem w tym, że pomysł na przywrócenie tej integralności jest zbieżny z rosyjskim tzw. planem Kozaka (2003 r.) i jego modyfikacjami. Oznacza powrót Naddniestrza w skład Mołdawii, ale z tak dużą autonomią (i dominacją Rosji) i za taką cenę, że oznaczałoby to „zepsucie” państwowości i zamknięcie temu krajowi drogi do UE.

Niemcy pomijają kwestię obecności wojsk rosyjskich na terytorium Mołdawii. Proponują „reprezentację i udział Naddniestrza na poziomie zjednoczonego państwa w rządzie i w parlamencie”. Berlin chce, aby „ani mołdawska ustawa o rozwiązaniu konfliktu naddniestrzańskiego z 2005 r., ani jednostronne deklaracje Naddniestrza o niepodległości, nie wpływały na rozwiązanie problemu”.

To też jest całkowicie zbieżne ze stanowiskiem Rosji. Mołdawska ustawa z 2005 r. przyjęta przez parlament wskazuje na demokratyzację i demilitaryzację Naddniestrza jako na integralne składniki rozwiązania konfliktu. Ustawa wyklucza też możliwość wetowania przez Tyraspol decyzji rządu centralnego Mołdawii. Nie jest zaskoczeniem, że Rosja chce to prawo wyrzucić do kosza, albo je zmienić lub co najmniej zawiesić. Zaskakuje, że Berlin prosi Mołdawię – także dwustronnymi kanałami dyplomatycznymi – o ignorowanie swojej ustawy i traktowanie jej na równi z referendami w sowieckim stylu w separatystycznym regionie.

Biorąc pod uwagę, że roboczy materiał proponuje agendę dla negocjacji, to, czego w nim brak, jest równie ważne jak to, co jest.

Czego zabrakło więc w propozycji MSZ Niemiec? Vladimir Socor z Jamestown Foundation wskazuje cztery zasadnicze rzeczy: 1. wycofanie wojsk rosyjskich oraz umiędzynarodowienie i demilitaryzacja „misji pokojowej”; 2. wspieranie reform demokratycznych i demilitaryzacji Naddniestrza w trakcie procesu negocjacji; 3. określenie specjalnego statusu Naddniestrza w ramach konstytucji Mołdawii; 4. podkreślenie perspektywy integracji europejskiej dla Mołdawii, co skłaniałoby ludność Naddniestrza do popierania reunifikacji kraju.

Osamotniona Mołdawia

Podczas rozmów poprzedzających rokowania oraz konsultacji związanych z nieoficjalnym pismem ws. Mołdawii niemieccy dyplomaci proponują przekształcenie Mołdawii z „unitarnego” państwa w federację. Jest to zgrabnie napisane, bo „non-paper” wyklucza konfederację, co niby jest wielkim gestem wobec Kiszyniowa. Tyle że zostawia pole do manewru dla Moskwy i Tyraspola, by dążyć do federalizacji Mołdawii.

Do kiszyniowskiej prasy przeciekło pismo wysokiego urzędnika MSZ Niemiec do partnerów mołdawskich. Patricia Flor, szefowa Departamentu Europy Wschodniej, Kaukazu i Azji Centralnej, odpowiada w MSZ za całość kwestii negocjacji ws. Naddniestrza. W piśmie do mołdawskich władz wzywa „do porzucenia fobii federalizacyjnej”, proponuje utworzenie mołdawsko-naddniestrzańskiej grupy roboczej dla napisania nowej „federalnej” konstytucji, oferując pomoc niemiecką i przytaczając model federalizmu Niemiec.
Takie propozycje cofają całą sprawę o blisko dekadę. W latach 2002–2003 Rosja też usiłowała „federalizować” Mołdawię z Naddniestrzem, poczynając właśnie od „wspólnego” napisania nowej konstytucji. Mołdawia powinna być gotowa na to, że w Moskwie 21 czerwca, na samym początku rozmów, Rosja i Niemcy wspólnym głosem wysuną swoje postulaty jako podstawę do dalszych negocjacji. O ile Berlin już określił swoje stanowisko, UE jako całość nie ustosunkowała się do inicjatywy niemieckiej. Administracja Obamy zajmuje zaś całkowicie pasywną postawę.

Mołdawia nie tylko nie może liczyć na wsparcie Zachodu, ma jeszcze problemy wewnętrzne akurat teraz. Pozycję prozachodniego rządu pogarszają wyniki niedawnych wyborów lokalnych, w których bardzo dobrze wypadła komunistyczna promoskiewska opozycja. Kiszyniów zawsze był bastionem sił prozachodnich, nawet podczas wieloletniej dominacji komunistów w latach 2001–2009. Tymczasem teraz urzędujący mer przegrywa z komunistą w I turze i losy II tury (19 czerwca) nie są wcale przesądzone.

Pomagier Sikorski?

Swoją rolę do odegrania ma tu Polska, która obejmie przecież niedługo prezydencję UE, poza tym jest przedstawiana przez Berlin jako główny gracz Partnerstwa Wschodniego.

Warto pamiętać, że Sikorski już w czerwcu 2010 r. poparł rosyjsko-niemiecki pomysł stworzenia Komitetu Politycznego i Bezpieczeństwa UE–Rosja i – w pakiecie – wspólne „rozwiązanie” problemu mołdawskiego. Od pewnego czasu widać duże ożywienie na linii Warszawa–Kiszyniów. Pod koniec maja był w Polsce p.o. prezydenta Mołdawii Marian Lupu. Rozmawiał z Komorowskim oraz marszałkami Sejmu i Senatu. Co istotne, należy pamiętać, że były komunista Lupu i jego Partia Demokratyczna są tym członkiem proeuropejskiej koalicji rządzącej, który jest najbardziej chwiejny.

Lupu ma świetne relacje z Moskwą i wielu podejrzewa go o rolę konia trojańskiego, który w pewnym momencie utopi prozachodni rząd, przechodząc na stronę komunistów i zawierając z nimi – pod auspicjami Moskwy – koalicję.

Wspomniany wcześniej niemiecki „non-paper” z pewnością trafił też na biurka przy al. Szucha. Bardzo duże zainteresowanie Sikorskiego Mołdawią widać już od długiego czasu. Można wręcz powiedzieć, że na Wschodzie dla Polski w ostatnich latach numerem 1 – poza Rosją oczywiście – jest nie Ukraina, nie Białoruś, nie Gruzja, lecz właśnie Mołdawia. Pytanie dlaczego? Czy rzeczywiście mamy tam aż takie strategiczne interesy? Czy naszym celem jest wspólny front niemiecko-rosyjski w Mołdawii? Wiadomo zresztą, że to początek. Kto następny w kolejce w Europie Środkowej

Źródło: niezależna.pl 20 06 11
Artykuł dodano w następujących kategoriach: Niemcy.