Tusk Europejczyk?

Teraz zasłona opadła, a do tego premier sam podniósł poprzeczkę dając do zrozumienia, że w następnych trzech miesiącach będzie intensywnie zajmował się Europą. Skoro się rzekło, to wypada się wywiązać. Na razie nie słychać o spektukalarnych planach rządu na drugą część prezydencji

Premier Tusk powołał się na prezydencję w UE proponując po wyborach przesunięcie przebudowy rządu na koniec roku. Komentatorzy natychmiast uznali to za wybieg służący zyskaniu na czasie. Do tej pory prezydencja nie była w politycznym centrum uwagi. Częściowo dlatego, że przypada w wyjątkowo trudnych czasach, gdy Europa próbuje się wewnętrznie pozbierać, a partnerzy z krajów Partnerstwa Wschodniego robią wszystko, aby nie sposób było im pomóc. Trudno w takich czasach i okolicznościach o spektakularny sukces. Do tego doszła ostrożność polityczna i zapobiegliwość, które sprawiły, że rząd przed wyborami dmuchał na zimne i nie chciał niczego wielkiego ryzykować, bo anuż się nie uda.

Teraz zasłona opadła, a do tego premier sam podniósł poprzeczkę dając do zrozumienia, że w następnych trzech miesiącach będzie intensywnie zajmował się Europą. Skoro się rzekło, to wypada się wywiązać. Na razie nie słychać o spektukalarnych planach rządu na drugą część prezydencji. Dyskusja o agendzie wzrostu gospodarczego z dobrze brzmiącą, ale zawieszoną w politycznej próżni listą rekomendacji, podpisanie Traktatu Akcesyjnego z Chorwacją, konferencja o rewolucjach w świecie arabskim… Wszystko to są chwalebne działania, które z powodzeniem mogą dać Polsce poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Ale nic więcej.

Jest tylko jeden temat, na którym można dzisiaj budować prawdziwy kapitał polityczny w Europie i jest to sprawa kryzysu w strefie euro oraz szerzej kontraktu na którym opiera się Unia Europejska. Polska najczęściej mówi, że pomimo sprawowanej w UE prezydencji, nie zabiera na ten temat głosu, bo nie jest członkiem strefy euro. A jeśli już zabiera, to strasząc powrotem do wojny w Europie. Trudno udawać, że członkiem euro jesteśmy. Czy jest to jednak powód, żeby na nic nie mieć poglądu? Dają głos różni wielcy ludzie, niezależnie od narodowości i tego, że nie zawsze mają moc sprawczą – przykładem czwartkowy list George’a Sorosa i 96 Europejczyków na temat przyszłości euro. Ratowanie Europy stało się ruchem ludzi dobrej woli, który nie jest ograniczony do kanclerz Merkel, prezydenta Sarkozy’ego i ich współpracowników.

Do działania nawołuje co chwilę nie będąca w strefie euro Wielka Brytania. Nie z altruizmu, ale z obawy o konsekwencje dla swojego systemu bankowego i pozycji londyńskiego City. Były szef brytyjskiego MSZ David Owen zgłasza wraz z Davidem Marshem sugestię, aby kraje UE nie należące do strefy euro stworzyły wspólny blok nacisku. Polska ma instrument, dzięki któremu stałaby się bardziej wiarygodna politycznie od Brytyjczyków. Może raz jeszcze potwierdzić ustami ponownie wybranego premiera, że jak tylko ogień w strefie euro zostanie opanowany, przyjmie wspólną walutę. Przy okazji to jest dobry moment, żeby wynegocjować uproszczenie ścieżki dochodzenia do strefy euro. Obecne zasady były określane w dawnych czasach i tak jak całość reguł rządzących projektem wspólnej waluty straciły na aktualności. Nie chodzi o łagodniejsze traktowanie kandydatów w sprawach deficytu budżetowego i inflacji, bo na to nie ma szans, ani potrzeby, ale już na przykład z dwuletniego pobytu w Mechanizmie Kursów Walutowych ERM II moglibyśmy się chcieć wypisać.

Jest wreszcie pytanie o potencjalne europejskie aspiracje Donalda Tuska. Z końcem tego roku z funkcji przewodniczącego Parlamentu Europejskiego odchodzi Jerzy Buzek. Polska nie będzie więc miała przedstawiciela na żadnym odcinku europejskiego świecznika poza tym, co nam przysługuje z “rozdzielnika”, czyli funkcji komisarza. Jedyną osobą, która może wiarygodnie w Europie o coś zawalczyć jest Donald Tusk. Kadencja szefa Komisji Europejskiej upływa w 2014 roku. Podobnie druga, 2,5-roczna kadencja przewodniczącego Rady Europejskiej. Czy przejście Tuska do europejskiej kadry przed kolejnymi wyborami w Polsce nie byłoby zwieńczeniem polskiego powrotu do Europy i ostatecznym potwierdzeniem naszej roli we wspólnocie?

Megalomania megalomanią, ale – jak mawiał Prezydent Wałęsa – różne ważne rzeczy warto robić “dla Polski”. Cała operacja wymagałaby ze strony premiera Tuska, jego otoczenia i całego rządu ogromnego wysiłku. Tymczasem ton niemieckich gazet po wyborach w Polsce daje do myślenia. Byłoby niedobrze, gdyby przejawy euforii ze strony świata, który z dużym poczuciem ulgi widział w premierze przede wszystkim anty-Kaczyńskiego stały się drogowskazem na dalszą jego drogę polityczną. Zimny prysznic tekstów sugerujących, że Platforma Obywatelska to „mniejsze zło“, to koronny dowód, że na zaufanie i respekt trzeba nieustannie pracować. Mamy koniec anty-kaczyzmu w polityce europejskiej. Teraz rząd musi zacząć pracować na własne konto. Dobrze dla rządu i … dla nas.

*Paweł Świeboda jest Prezesem demosEUROPA – Centrum Strategii Europejskiej


Artykuł dodano w następujących kategoriach: Analizy.