Samotna Polska w niesolidarnej Europie. Jaka polityka zagraniczna RP?

„Było tragedią Polski, że odrodziła się zbyt słaba, by być mocarstwem, a jednocześnie dostatecznie silna, aby aspirować do czegoś więcej niż do statusu małego państwa”

Louis Eisenmann, francuski historyk XX w.

„Rzeczpospolita nie prowadziła nigdy żadnej konsekwentnej polityki zagranicznej, nie miała nawet żadnego konkretnego opracowanego programu takiej polityki. Toteż, gdy rozpoczynały się trudności z sąsiadami w społeczeństwie następowało rozprężenie, bo nikt nie wiedział, gdzie leży polska racja stanu, ani co ona dyktuje. Widzimy wtedy bezładne rzucanie się, nieskoordynowane wysiłki we wszystkich możliwych kierunkach”

Jan Gawroński, poseł II RP w Wiedniu

Król jest nagi

Kontrowersje wokół przyjęcia przez Polskę Traktatu Lizbońskiego, wynegocjowanego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Brukseli i podpisanego w Lizbonie, a następnie — po negatywnym referendum w Irlandii — zakwestionowanego przez głowę państwa, Traktatu będącego lekko zmodyfikowaną wersją odrzuconego przez społeczeństwa Francji i Holandii Traktatu Konstytucyjnego UE (ok. 90% zakwestionowanego dokumentu znalazło się w nowym), uświadomiły opinii publicznej nie tylko zasadnicze rozbieżności między najważniejszymi ośrodkami władzy w Polsce, ale pokazały zasadnicze słabości polskiej polityki zagranicznej. Niestety, nie są one tymczasowe i nic nie wskazuje na to, by szybko miały zniknąć z naszej rzeczywistości.

Po pierwsze trzeba wyraźnie powiedzieć — król jest nagi. Te słynne ubiegłoroczne negocjacje („pierwiastek, albo śmierć”) w Brukseli nie były, wbrew temu co głosił po powrocie do kraju prezydent i premier, sukcesem Polski. Nie można bowiem uznać za nasze zwycięstwo jedynie przesunięcia w czasie pomniejszenia wagi Polski na forum Rady Unii Europejskiej, co definitywnie nastąpi po roku 2017, jeśli nie wcześniej. Trudno też za taki sukces uznać mechanizm ratunkowy z Joaniny, ponieważ jest to tak czy inaczej rozwiązanie czasowe i warunkowe. W przyszłości, w jakiejś sytuacji kryzysowej, konfliktowej, kiedy w grę wchodzić będą naprawdę fundamentalne interesy kraju (jak np. teraz planowane przez KE ograniczenia emisji CO2), czy regionu będziemy mieli mniej mocnych kart od tych dzisiejszych, jakie mamy na mocy Traktatu z Nicei. To nie ulega wątpliwości.

Po drugie — co, równie ważne, negocjujący tandem braci Kaczyńskich uzyskał wówczas, co prawie pewne, maksimum tego, co było do uzyskania. Trwanie przy „pierwiastkowym” systemie liczenia głosów, czy pójście dalej w tym uporze oznaczałoby zerwanie szczytu, ze wszystkimi negatywnymi skutkami, przede wszystkim dla Polski. Prezydent Kaczyński, ciągle nowicjusz w UE, nie mógł sobie pozwolić na gest prezydenta Charles’a de Gaulle’a, który nie tylko w 1965 r. zachwiał polityką EWG, ale przez półroczny bojkot i politykę tzw. pustego krzesła wymusił ustępstwa na pozostałych partnerach zakończone tzw. kompromisem luksemburskim zawartym de facto na warunkach francuskich.

Po trzecie — schadenfreude całej ówczesnej opozycji, triumfującej z powodu rezygnacji Kaczyńskich z proponowanego przez nich innego sposobu ważenia głosów w RUE, tj. tzw. rozwiązania pierwiastkowego, które szeroko było fetowane w mediach jako ich klęska i kapitulacja, było w rzeczywistości smutnym spektaklem obnażającym po raz kolejny krótkowzroczność i brak strategicznego myślenia w polityce zagranicznej decyzyjnych elit politycznych oraz bezmyślnie wtórujących im komentatorów obszernie wypowiadających się w mediach. Polska bowiem przegrała swoją historyczną szansę nie z Kaczyńskimi, i nie w 2007 roku w Brukseli, ale na przestrzeni dwóch lat datę tę poprzedzających, i to w wielu stolicach Europy. Rzecz bowiem w tym, że nikt u nas, ani rządzący, opowiadający się za „pierwiastkiem”, ani opozycja z twórcami hasła „Nicea, albo śmierć”, tj. czołowymi politykami PO — Jackiem Sariuszem-Wolskim, Janem Marią Rokitą i Donaldem Tuskiem, nie uznał tamtego czasu, jaki nastąpił po niespodziewanym, a dla nas bardzo korzystnym odrzuceniu tzw. Traktatu Konstytucyjnego UE przez społeczeństwa Francji i Holandii, za moment niesłychanie rzadko się zdarzającej historycznej szansy dla Polski.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Analizy.