Doświadczenia węgierskich reform lat 2010-2012

W dniu 16 stycznia 2013 Instytut Sobieskiego wspólnie z Węgierskim Instytutem Kultury w Warszawie zorganizowali konferencje pod powyższym tytułem

 W konferencji wzięli udział m. in: Botond Zákonyi – Dyrektor Węgierskiego Instytutu Spraw Zagranicznych, Kristóf Szalay-Bobrovniczky – wiceprezes Fundacji Századvég – think tanku partii Fidesz, Zoltán Kiszelly – Wyższa Szkoła Nauk Stosowanych im. Jánosa Kodolányiego, prof. Bogdan Góralczyk – Uniwersytet Warszawski, Piotr Naimski – poseł na Sejm RP

 Poniżej przedstawiamy fragmenty wypowiedzi prof. B. Góralczyka. Tekst nieautoryzowany

Węgry laboratorium UE

Węgry są podzielone, Polska jest podzielona i Europa jest podzielona. To jest punkt wyjścia. Mogę się założyć, że nie ma dzisiaj żadnego polityka europejskiego, który wie  jak będzie wyglądała sytuacja na kontynencie 31 grudnia 2013 r. Jeśli nie uwzględniamy tego faktu to znaczy, że bujamy w obłokach. Ktoś powiedział, że Węgry są mało ważne i nieciekawe. Jest wręcz przeciwnie. Węgry są dzisiaj chyba najważniejszym laboratorium zmian społeczno – polityczno – gospodarczych w Europie.

Dlaczego mówię, że Węgry i Polska są podzielone? Można zapytać czy w początkach XXI w Europa potrzebuje rewolucji, i czy Węgry jej potrzebowały. Pamiętam pytanie premiera J. Antala – chcieliście zrobić rewolucje? Każdy z nas może definiować pojęcie rewolucji, ale myślę, że dosyć szybko znajdziemy wspólną płaszczyznę porozumienia stwierdzającą, że rewolucja to jest naruszanie interesów, i to naruszanie interesów dużych grup. A wobec tego jest pytanie czy Węgrom, i Węgrom systemu Orbana – bez tego polityka, bez jego woli, determinacji, wizji, ale też i żądzy władzy – tego systemu by nie było, tak jak wcześniej, kto wie czy Fidesz by przetrwał 8 lat w opozycji – otóż czy Węgrom wywoływanie rewolucji się opłaci? Tu pojawia się inne pytanie, o to, co będzie wyznacznikiem sukcesu Orbana? Odpowiedzi są dwie – krótkoterminowa i długoterminowa. W pierwszym przypadku odpowiedź jest łatwa – jeśli w nadchodzącym roku Węgry wyjdą z recesji, poradzą sobie z gospodarką, to Orban ma realne szanse wygrania przyszłorocznych wyborów, tymbardziej, że opozycja jest rozproszona, bezprogramowa, i nawet dość ciekawa inicjatywa Gorgona Broina, nie ma gwarancji sukcesu.

Jeśli zaś chodzi o długoterminową odpowiedź to wypada przytoczyć starą chińską mądrość – nie sądźcie kogoś po jego czynach dopóki żyje, a niej daj Bóg rządzi, gdyż to historia dopiero go oceni. Ja rozumiem stronę Fideszowką, która twierdzi, że rewolucja już się dokonała, i że teraz potrzebna jest konsolidacja systemu, ale według mnie tam nic nie jest  jeszcze skonsolidowane. Badania opinii publicznej pokazują, że nic nie jest jeszcze przesądzone, a jeśli nadal będzie kryzys, i jeśli nadal będziemy mieli do czynienia z naruszaniem interesów międzynarodowej finansjery, to pojawi się pytanie – co dalej, jak będą wyglądały negocjacje z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, itp.? Dwie wypowiedzi Orbana przed Parlamentem 15 marca 2011 i 2012 roku – kiedy raz mówił, że Bruksela nie będzie nam dyktowała warunków, dwa- iż dotąd rządzili nami ci w dobrze skrojonych mundurach, a teraz w dobrze skrojonych garniturach –pokazują, iż to nie jest coś, co się podoba na europejskich salonach.

Europa jest podzielona. W tym kontekście przyszłoroczne wybory rzeczywiście zadecydują. To, co mnie martwi, to to, iż na Węgrzech nie ma debaty na temat przystąpienia, do euro i pogłębionej integracji europejskiej. O tym zaczęło teraz w Polsce dyskutować. Ja posługuje się trzema definicjami Europy, które są ściśle związane z tym, co robi Orban, i co będzie jego ew. sukcesem, porażką, lub tym, jak go historia oceni. Po pierwsze, czy nam się podoba, czy nie, być może, już w lutym strefa euro ogłosi swój odrębny budżet i będziemy mieli twarde jądro UE. To jest jedna Europa. Drugą Europą są Brytyjczycy, na razie także Czesi, i silny głos V. Orbana. Mówią – my nie jesteśmy za wspólną Europa, my jesteśmy za narodowym interesem i suwerennością. I jest jeszcze trzecia Europa, Polska do niej należy, gdzie jeszcze nic nie wiadomo – raz jest tak, innym razem – inaczej mówiąc taka szara strefa. Pewnie w jakimś momencie trzeba będzie zdecydować. V. Orban będzie osądzony jako wizjoner, jeśli Europa się rozsypie i powstanie system państw narodowych. Ale jeśli Europa się zintegruje wokół twardego jądra to ja już dzisiaj płacze nad losem Węgier. V. Orban swoją zmianą systemu, swoją rewolucją przy urnach naruszył interesy, nie gra w europejskiej orkiestrze, gra w Europie na swoich narodowych instrumentach. Wobec tego jest tutaj więcej pytań niż odpowiedzi, ale mam nadzieję, że stawiając te pytania uzasadniłem tezę, że Węgry są ważne, że Węgry są wielkim laboratorium, i że Węgry rozpoczęły tę debatę, która toczy się w niejasnych zupełnie okolicznościach, ponieważ i Europa jest w kryzysie, i Węgry są w kryzysie, a my wszyscy nie wiemy jak sobie z tym poradzić.

Chiny wobec Środkowej Europy

Jeśli chodzi o Chiny to uczulam Polaków, Węgrów, Środkowoeuropejczyków, że od ubiegłego roku, nie wcześniej, jesteśmy świadkami zupełnie nowej ekspansji na nasz region tego drugiego mocarstwa. Powody tej ekspansji można znaleźć w dwóch dokumentach – za każdym razem są to wypowiedzi tamtejszego premiera Wen Jiabao, jedna z czerwca 2011 r wygłoszona na Uniwersytecie Elte w Budapeszcie, i druga podczas jego wizyty w Polsce w kwietniu 2012 roku, pierwszej wizyty chińskiego premiera Warszawie po więcej niż 25 latach. Chińczycy przedstawili ogromny pakiet inwestycyjny liczony w miliardach dolarów, podczas kiedy Europa jest w kryzysie, Stany Zjednoczone są w kryzysie, a nie ma żadnych innych biznesmenów, którzy by to oferowali.

Węgry podjęły decyzję o przyjęciu tej chińskiej oferty, a nawet o wyprzedzeniu jej czego dowodem jest to, iż nikt inny jak właśnie car węgierskiej gospodarki Gyirgy Matoklscy stoi na czele specjalnej grupy odpowiedzialnej za stosunki węgiersko-chińskie. To świadczy o poziomie ich stosunków z Chinami. Polska takiego systemu nie wypracowała, ale i tu pojawiają się pewne niespodzianki. Jeśli się wczyta w te dwa wspomniane dokumenty to widać, iż Chiny nie traktują Węgier czy Polski jako pojedynczych krajów – nie, oni traktują nas jako jeden obszar/region. Patrząc zaś z perspektywy kilkunastu tysięcy kilometrów widzą, iż w tym regionie Polska jest najważniejsza. Kiedyś to położenie polskie między Rosją a Niemcami było naszym przekleństwem, a teraz dla Chińczyków, z ich geopolitycznego punktu widzenia jest to największa karta atutowa, ponieważ z Polski łatwo jest prowadzić ekspansję na Ukrainę, Białoruś i terytoria proradzieckie, a także najłatwiej jest wejść do UE, gdyż Berlin tuż obok. I wobec tego Chińczycy stawiają na Polskę, a nie V. Orbana, mimo że to on zrobił najwięcej żeby tę oferty przyjąć.

Nie wiadomo, co się dalej stanie. Wiemy jednak, iż Chińczycy w połowie września ubiegłego roku powołali specjalny sekretariat w swoim MSZ, którego zadaniem jest koordynowanie współpracy z państwami Środkowej Europy. Dotychczas mieliśmy do czynienia z chińskimi T-shirtami, i z obuwiem, dzisiaj mamy do czynienia ze sprzętem elektronicznym, ale od ubiegłego roku do Budapesztu i do Warszawy wkraczają już chińskie banki i chińskie inwestycje liczone w miliardach. I to jest zupełnie nowa jakość w naszych stosunkach z czego powinniśmy zdawać sobie sprawę.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Konferencje.