Europa w niczyim świecie: dlaczego UE potrzebuje strategii globalnej

W dniu 4 grudnia 2013 r. Warszawskie Biuro Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych zorganizowało debatę pod powyższym tytułem, w której wdzieli udział:

Mark Leonard- Dyrektor ECFR, Stanisław Koziej, szef BBN, Jacek Saryusz Wolski – poseł do PE i Krzysztof Szczerski- poseł PiS do Sejmu RP. Poniżej zamieszczamy skróty wypowiedzi kilku uczestników tej debaty. Wypowiedzi nieautoryzowane.

Mark Leonard

(….) Dlaczego UE potrzebuje globalnej strategii? Myślę, że wiele wniosków zawartych w naszym raporcie jest istotnych. Uderzające jest to, że spośród wszystkich wielkich mocarstw w ostatnim stuleciu żadne nie oddziaływało tak mocno na swoje otoczenie jak Unia Europejska. Stanom Zjednoczonym należy przypisać część zasług za przemiany w Środkowej Europie, ale już w innych częściach świata radzą sobie znacznie gorzej. Japonia popadła w stagnacje, Chiny bardzo się wprawdzie rozwinęły, jednak nie ukształtowały polityki światowej na swój wzór i podobieństwo. Kiedy na początku bieżącego roku badałem w Waszyngtonie stosunki amerykańsko-chińskie natknąłem się na artykuł Jemesa Bakera z 1992 r. poświecony bezpieczeństwu w Azji, w którym omawia on napięcie między Chinami i Japonią a Korea, spory terytorialne, spory o granice morskie i brak reakcji instytucjonalnych. Jest to niesamowita lektura, gdyż przypomina dzisiejszy opis sytuacji w Azji. Mówi się, że Azja zmieniła się znacznie w ciągu minionego dwudziestolecia. Na pewno jest on najbardziej dynamiczną częścią świata, jednak polityczna sytuacja jest taka sama, jeśli nie gorsza, co w roku, 1991 co skłoniło mnie do zastanowienia się nad sytuacją w Europie.

Niezwykle jest to, że sytuacja w Europie od roku 1991 nie pomaga nam zrozumieć

obecnej sytuacji. Wówczas Unia liczyła kilkunastu członków, trwała wojna w Jugosławii, proces tworzenia wspólnego rynku nie był ukończony, euro było kwestia mrzonek. O wielu krajach europejskich Można nadal powiedzieć, iż nigdy nie cieszyły się taką zamożnością i wolnością, i że nigdy nie były tak bezpieczne, ale w innych stolicach europejskich wygląda to inaczej. Patrzymy na sytuację na świecie z obawa i mniej optymistycznie niż inne ośrodki. Wydaje mi się, iż jedną z przyczyn tego stanu rzeczy nie jest to, że brak nam zdolności wpływania na sytuacje międzynarodową, ale to, iż nie potrafimy rozpoznać i przemyśleć sytuacji na świecie. Kiedy pisaliśmy ten raport przeczytałem raport Freuda na temat tych ludzi, którzy są ofiarami sukcesu. Freud pisze, że są takie osoby, które chorują w wyniku spełnienia się ich marzeń. I pod wieloma względami Europa jest ofiarą sukcesu w tym okresie, kiedy udało się nam zmienić obraz świata – powstał świat jednobiegunowy, gdzie Zachód decydował o wszystkim i wszystko to, czego dotykaliśmy zmieniało się w złoto. Teraz usiłujemy zrobić to samo, ale ta polityka, która tak dobrze się sprawdziła, zwłaszcza w dekadzie od 1989 do końca tysiąclecia, w tej chwili jest kontrproduktywną i przynosi odwrotne wręcz skutki.

Dlatego też uważamy, że należy przeprowadzić intelektualną rewolucję. W tym dokumencie skupiamy się na sześciu obszarach, które się zmieniły, i które sprawiają, że dawne podejścia są już może nieaktualne. Skrótowo omówię te obszary.

Po pierwsze miękka siła europejska, europejskie podejście, w dużym stopniu opierało się na jej europejskiej potędze, i tutaj przykładem jest nasz stosunek do Ukrainy w kontekście do rozszerzenia UE. Wydaje mi się, że samo to założenie, że inni chcą być tacy sami jak my, i że chcą byśmy im powiedzieli, co jest słuszne, a co niesłuszne, jest błędne. Zbigniew Brzeziński nazywa ten czas świadomym przebudzeniem politycznym i ten czas polega na tym, że teraz oni sami chcą określać, co jest ważne, a co nie jest ważne, co jednak nie znaczy, że Europa jest już nieatrakcyjna. Wszyscy chcą jeździć niemieckimi samochodami, wszyscy chcą oglądać brytyjskie komedie, wszyscy chcą spożywać włoski jedzenie, itp. Wyzwanie nie polega na rezygnacji z naszych wartości, ale na znalezieniu innego sposób oddziaływania, tak pod względem ideologicznym, politycznym czy ekonomicznym.

Po drugie znani jesteśmy z tego wydajemy najwięcej na pomoc dla innych krajów. Tymczasem to Egipcjanie i Saudyjczycy wydają dziesięciokrotnie więcej niż UE. To nie znaczy, ze nie powinniśmy rezygnować z udzielanie pomocy dla innych krajów, ale politycznie nie ma o takiego znaczenia jak w roku 2003.

Po trzecie bardzo ważnym elementem tej strategii jest multilateralizm. Ten cały projekt europejski jest projektem prawnym, ta prawna integracja leży u sedna naszego projektu i dlatego Europejczycy powinni szerzyć ten model w innych krajach. Okazało się jednak, że kraje w fazie gospodarki wchodzącej, takie jak Chiny czy Indie, które doświadczyły kolonializmu, zainteresowane były podzyskiwaniem suwerennością, a nie dzielenie się nia … dlatego też tradycyjny multilateralizm nie jest stosowna bazą do strategii w świcie neo-westfalskim. To nie znaczy, że powinniśmy zrezygnować z multilateralizmu, ale powinniśmy zrezygnować z założenia, że wszystkie kraje zgodzą się na to. Gdyśmy czekali na te zgodę nigdy nie doszłoby do utworzenia strefy Schengen, do przyjęcia euro. Oznacza to, że jedne kraje przyłączają się do danej inicjatywy, a inne – nie

Po czwarte liberalny interwencjonizm oznacza, że opowiadanie się za pokojem, to nie to samo, co pacyfizm. Wyciągamy wnioski z wojny byłej Jugosławii. Obecnie, z różnych powodów entuzjazm dla interwencji już słabnie. Będzie potrzebny coraz większy stopień legitymizacji dla społecznego poparcia interwencji, i w coraz większym stopniu te interwencje będą prowadzone pośrednio, czy to przez siły pokojowe, czy organizacje regionalne, czy też przez wspieranie ruchów oporu.

Po piąte Całe założenie Strategii Bezpieczeństwa UE z roku 2003 polegało na tym, że świat ma być „zachodni”; było to tuż po podziałach na tle wojny w Iraku. Ale teraz, kiedy Stany Zjednoczone wycofują się z tej części świata musimy przemyśleć nasz stosunek do relacji transatlantyckich.

Po szóste Kiedy w w 2003 roku Azja była ważna wydawało nam się że możemy wyizolować nasze cele gospodarcze nie współpracując, czy też nie przyjmując wspólnej postawy czy stanowiska w dziedzinie wspólnej polityki bezpieczeństwa. Nawet w kategoriach ekonomicznych jest to krótkowzroczne podejście, dlatego, że wiele krajów azjatyckich ma ustrój kapitalizmu państwowego, i jeżeli nie połączymy polityki i gospodarki utrzymywać się będzie asymetryczna sytuacja, tj. utrzymując dostęp do naszego rynku nie otrzymamy dostępu do ich rynków.

Widzimy na terenie sześciu obszarów, że stosowanie podejścia, które się sprawdziło w latach 90-tych XX w. przyniesie dzisiaj nam straty. To jest najważniejszy powód, dla którego należy przeprowadzić debatę na temat naszej strategii.

W miarę zmiany naszego otoczenia występuję tendencja związana z wydarzeniami w samej Unii. Chodzi o dezintegracje Europy i przejście nie tylko w dziedzinę gospodarki, ale także w dziedzinie polityki. Nie widzimy tego samego świata, nie definiujemy naszych interesów w ten sam sposób z czego wynika, że jeżeli będziemy chcieli skutecznie działać w tym nowym świecie, to powinniśmy ponownie określić nasze wspólne interesy i ustalić gdzie są obszary konkurencji między nami, i co należy zrobić, aby nie stracić naszych zdolności. W naszym raporcie wskazane zostały pewne praktyczne sposoby osiągnięcia tego celu. Jest to strategiczny proces, który powinien prowadzić do przyjęcia jakiejś ogólnej strategii, i po drugie- szczególnie, jeśli chodzi o obronność – powinien określać sposób dzielenia się planami obronności….

Stanisław Koziej

(…)W całości utożsamiam się z tezami tego raportu mówiącego o konieczności ustanowienia nowej strategii europejskiej. Nie ulega wątpliwości, że wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony jest z polskiego punktu widzenia jest potencjalnie bardzo ważnym instrumentem wsparcia i wzmocnienia naszego bezpieczeństwa. Dlatego też Polska jest bardzo zainteresowana, aby wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony była nie tylko hasłem, nie tylko nazwą, nie tylko czymś ładnie zapisanym na papierze, ale by była czymś praktycznym. By była skutecznym instrumentem wzmacniania naszego bezpieczeństwa. Niestety, ta wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony takim instrumentem nie jest. Nie jest przynajmniej w taki m wymiarze, w jakim byśmy tego oczekiwali.

Ona znajduje się niewątpliwie w pewnym kryzysie, jako element całej UE, która przeżywa pewien kryzys – kryzys integracyjny, kryzys finansowy, itp. Borykamy się z tymi problemami, co niewątpliwie wpływa na wspólną politykę bezpieczeństwa i obrony. Wyrazem tego jest np. redukowanie wydatków na cele obronne w państwach europejskich. Ale niezależnie od tych ogólniejszych powodów, są kłopoty ze wspólną polityką bezpieczeństwa i obrony, czego wyrazem jest np. redukowanie wydatków obronnych w państwach europejskich.

Niezależnie jednak od tych ogólniejszych powodów z racji, których są kłopoty ze wspólną polityka bezpieczeństwa i obrony, jednym z ważnych powodów jest to, iż w tej chwili nie mamy w Europie aktualnego drogowskazu strategicznego właśnie w postaci strategii. Strategia bezpieczeństwa z 2003 r, która formalnie nadal obowiązuje, to istnieje w naszych myślach, słowach czy wyobraźni, gdyż nawet nie istnieje w odwołaniach jakichś dokumentów unijnych, czy decyzjach podejmowanych w tym względzie. Nie spotkałem się w swojej praktyce z dokumentami nawiązującymi do Strategii z 2003 przy podejmowaniu decyzji dotyczących bezpieczeństwa w UE. Niewątpliwie ten drogowskaz strategiczny z 2003 roku wymaga aktualizacji, on trochę zardzewiał.

Mówiąc najprościej, i konkludując tę diagnozę trudno jest realizować politykę bezpieczeństwa bez strategii. Uważam, że bez strategii nie da się prowadzić polityki w dobry i właściwy sposób. Polityka reaguje na bieżące sprawy, jest zmienna, strategia powinna natomiast zakreślać jakieś generalne kierunki. Biorąc pod uwagę te słabości, a także ogromne znaczenie, jakie dla Polski ma skuteczność tej polityki, już pod dłuższego czasu staramy się namawiać naszych sojuszników do podjęcia tego wyzwania i znowelizowania strategii UE. Dwa lata temu prezydent Komorowski na konferencji bezpieczeństwa w Monachium poruszył to, do czego zobligowane są struktury jego urzędu, tj. BBN, tzn. do podejmowania tej problematyki. W ciągu tych dwóch lat rozmawialiśmy dużo z naszymi sojusznikami, tj. moimi odpowiednikami w różnych państwach i najkrócej to podsumowując powiedziałbym tak – na samym początku był zupełny brak zainteresowania tym tematem. Było generalne zrozumienie, ale żadnego konkretnego wsparcia dla podjęcia konkretnych kroków. Teraz, gdy jesteśmy w przededniu szczytu grudniowego UE są pewne szanse na to, że pojawi się impuls nakazujący uruchomienie procesu refleksji strategicznej, tj. przegląd strategiczny bezpieczeństwa UE. W projekcie dokumentu tego szczytu takie zapisy już się znalazły, aczkolwiek w pierwszych propozycjach, jakie się pojawiały tego nie było. Mogę powiedzieć, że im bliżej szczytu tym większa szansa, że w rezultacie tego szczytu uruchomiony zostanie praktyczny proces przeglądu bezpieczeństwa strategicznego UE.

Jak wiemy w agendzie szczytu UE są trzy koszyki: pierwszy dotyczący widoczności wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony, gdzie w pierwszych jego projektach dotyczących nigdy nie pojawiały się zdania czy refleksje o strategii. To początkowo w ogóle nie wchodziło w jego zakres. Teraz jednak o potrzebie tej refleksji strategicznej jest mowa.

Jak taka nowelizacja tej strategii mogłaby następować? Wydaje się, że tu są możliwe dwie metody. Metoda, jaka zastosowano w NATO, tzn. powołanie grupy tzw. mędrców, którzy by przygotowali pierwsza wersje dokumentu, która następnie byłaby uzgadniana aż do ostatecznego jej przyjęcia. Czy też przygotowanie tego projektu i prowadzenia prac nad nim bezpośrednio przez struktury Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych. Najważniejszym w tym procesie przeglądu strategicznego, tego strategicznego rachunku sumienia, jakie kraje UE powinny uczynić, jest uzgodnienie wspólnej misji strategicznej w dziedzinie bezpieczeństwa, uzgodnienie wspólnych interesów strategicznych w dziedzinie bezpieczeństwa.

Punktem wyjścia muszą być, czy chcemy, czy nie chcemy, interesy narodowe poszczególnych członków UE. Każdy kraj ma swoje interesy strategiczne, ma swoje interesy narodowe stosowne do jego tożsamości, podmiotowości, położenia geostrategicznego, itd. Te interesy są oczywiście różne dla każdego kraju i dla każdego narodu, co jest zupełnie zrozumiałe i naturalne. To jest największe wyzwanie – trzeba zatem usiąść i wyłożyć na stół swoje interesy strategiczne i uzgodnić, które z nich są wspólne i w stosunku do których będziemy budowali dalszy koncept strategiczny – jak się przygotowywać do tego, w jaki sposób działać, itd.

Ten katalog wspólnych interesów powinien być punktem wyjścia całej dalszej pracy strategicznej. Jaka tu jest główna wątpliwość, która pojawia się w czasie rozmów z partnerami? Otóż ta, że w wyniku tego procesu tworzenia katalogu wspólnych interesów powstanie misja UE w dziedzinie bezpieczeństwa, tzw. najmniejszego wspólnego mianownika, czyli pokazującego minimalne ambicje UE w dziedzinie bezpieczeństwa. Odpowiem na to tak – ja wolę coś realnego na minimalnym poziomie, niż nawet coś najbardziej fantastycznego, ale będącego tylko formalnym zapisem, czy marzeniem. Czyli posługując się polskim przysłowiem – lepszy wróbel w garści niż kanarek na dachu.

Po drugie – tu nie chodzi przecież o dokonanie katalogu interesów, które są w 100 proc. jednakowe i wspólne dla wszystkich krajów, gdyż to rzeczywiście ta wiązka wspólnych interesów będzie bardzo mała, ale to będzie najtrwalszy rdzeń tych interesów w stosunku, do których ustalamy, że w przypadku pojawienia się takiej konieczności wszyscy natychmiast działamy. Ale przecież mogą być takie interesy strategiczne różnych państw w stosunku, do których my je akceptujemy, uznajemy, że one sa słuszne, właściwe, itd., ale niekoniecznie z góry musimy deklarować, że będziemy się angażować w realizację tych zadań. Ale oczywiście nie będziemy nikomu przeszkadzać, wręcz przeciwnie – będziemy wspomagać, pomagać, itd.

Oczywiście w wyniku tego rachunku sumienia pojawia się też takie interesy strategiczne poszczególnych państw, które mogą być szkodliwe dla drugiego państwa, i które każde państwo musi realizować samo. I takie oczywiście nie znajdą się w tym wspólnym katalogu. Jest wiele innych zagadnień w ramach tej ogólnej strategii, które należałoby uwzględnić, ale zatrzymałem się na tej strategicznej misji UE w dziedzinie bezpieczeństwa, która w moim rozumieniu jest niczym innym, jak ustalonym wspólnie katalogiem interesów strategicznych państw członkowskich i jeżeli będziemy się zastanawiali w jaki sposób możemy je wspólne realizować to one znajdą się w tej strategii, która wtedy tylko może być realną strategią, realnym instrumentem tj. czymś czego rzeczywiście możemy być pewni, że będzie działało w razie potrzeby zapewnienia naszego bezpieczeństwa.(…)

Jacek Sariusz- Wolski

(…)Brak strategii UE wynika nie z braku pomysłu czy konceptu, ale braku woli. Widzę to bardzo wyraźnie będąc tam na miejscu w Brukseli. Zgadzam się z tym wszystkim, jeśli chodzi o SDP ( Wspólna Polityka Bezpieczeństwa i Obrony), ale SDP to jest tylko instrument. Po pierwsze jest słaby i nie taki, jaki powinien być, po drugie trzeba zadać pytanie czy Unia ma ambicje. Bezsprzecznie mamy do czynienia z atrofią ambicji. Niektóre kraje mają ambicje, a nie mają siły, a cała Unia nie ma, upraszczając, ani ambicji, ani siły. Gdyby była wola polityczna, a wola polityczna to nie jest tylko kwestia żadnej grupy mędrców czy elit, tylko procesu politycznego angażującego społeczeństwa, byłoby inaczej Dopiero wtedy bowiem możnaby zbudować całe instrumentarium, gdzie militarna część jest tylko jednym z elementów.

Powstaje pytanie czy UE chce być globalnym graczem. Wiemy, że powstał stosowny dokument i powtarza się w nim, że jesteśmy tym globalnym aktorem, nawet w budżecie znajdziemy taki wiersz – UE jako globalny aktor, ale czy tak jest rzeczywiście? Chcielibyśmy nim być, ale nim nie jesteśmy. Irytujemy się, jeśli ktoś mówi nam, że jesteśmy tylko karłem, a nie gigantem, jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Są poważne różnice pomiędzy krajami członkowskimi, i to stanowi najpoważniejszy problem na tej drodze, co postulował pan generał Koziej. Lubię takie stwierdzenie, że wszystkie europejskie są małe, ale nie mają jeszcze tej świadomości. I ci, którzy nie wiedzą tego, nie mają tej świadomości, co stanowią największy problem. Wielka Brytania, Francja, Niemcy.

Przedstawiony tekst jest zbyt bogaty, by go tutaj komentować i odnosić się do niego, niemniej odniosę się zaledwie do jednego punktu, z którym się nie zgadzam. Dotyczy on tej „miękkiej siły” – mówi się bowiem, że ta „miękka siła” jest problematyczna i poddawana jest w wątpliwość. Jeśli chciałbym bronić tej tezy to powiedziałbym – proszę spojrzeć na Euromajdan i odpowiedzieć na pytanie na ile twarda, a na ile miękka jest ta siła oddziaływania UE, jeśli chodzi o ten zestaw wartości, i zadałbym pytanie parafrazując znana wypowiedź – ile czołgów ma Bruksela. Te czołgi widać na Euromajdanie. Jest racja w twierdzeniu, ze pozycja Unii uległa erozji. Powodem jest kryzys. Ta „miękka siła” została osłabiona, może została trochę przykryta przez kryzys, ale ona pojawia się w sąsiedztwie.

Miękka siła do żadna siła, jest to uproszczenie. Miękka siła bez twardej siły jest niczym. Rassmusem mówił to samo w Brukseli by poirytować kolegów z tych państw NATO, które nie chciały wnosić swego wkładu finansowego do paktu. Pod tym względem miał rację. Ale twarda siła bez miękkiej siły i bez wartości jest bezużyteczna. Twarda siła jest w rękach Pupina, on taką siłą dysponuje, ale co n może osiągnąć przy tych zgniłych możliwościach wojskowych Rosji. Myślę, że niewiele.

Kluczowym słowem dyskutowanego tekstu jest „ globalna”. Czyli nie tylko Unia oparta o siłę miękką i twardą, ale Unia globalna. Moglibyśmy się przyjrzeć naszych możliwościom wpływania na rozwój wypadków w Afryce czy innych miejscach, ale powiedziałbym, że próbą dla globalności jest sąsiedztwo. Zapomnijmy na moment o globaliźmie, testem dla nas jest to, co dzieje się w sąsiedztwie, zarówno na południu Europy, jak i na Wschodzie. Utraciliśmy Południe Unii, i jeśli teraz mielibyśmy utracić także Wschód byłoby bardzo źle. Trzeba naprzód odrobić lekcje, a dopiero potem pokazywać globalne ambicje. Czy nie wynika to z braku koncepcji i idei, czy z braku woli politycznej. Dzieje się tak ze względu na to, że kraje członkowskie tak bardzo się ze sobą różnią.

Chciałbym, panie generale, żeby miał pan racje twierdząc, że wszystkie kraje członkowskie mają usiąść przy stole i pokazać, jakie mają narodowe interesy. Następnie segregujemy je, negocjujemy i coś wspólnego ma z tego wyjść. Jest to słuszne podejście, ale zbyt proste, żeby było prawdziwe. Są pewne interesy, które nie będą w ogóle wyartykułowane, są też pewne interesy, które nigdy nie zostaną zarzucone, są też takie, które są sprzeczne i też nie uda się ich ująć w tym wspólnym zbiorze. Jest to bardzo dobry kierunek, ale o wiele trudniejszy niż mogłoby się komukolwiek wydawać. Moja odpowiedź na to byłaby taka, że o ile nie byłoby problemem zgromadzenie wszystkich generałów i polityków najwyższego szczebla, zamkniecie ich w sali i powiedzenie- nie wyjdziecie stąd jeśli nie opracujecie strategii, to problem jest zmienienie sposobu myślenia społeczeństw, bo politycy generalnie robią to, na co pozwala im społeczeństwo, a generałowie robią to, na co pozwalają im politycy ( przy założeniu cywilnej kontroli nad wojskiem).

A zatem społeczeństwom w UE nie zależy na tym, czy Unia jest aktorem i uczestnikiem globalnej sceny politycznej, dlatego też klasy polityczne nie posuwają się w tym kierunku; stąd taki rozdźwięk pomiędzy myśleniem strategicznym Amerykanów a brakiem strategicznego myślenia w Europie. Nie chciałbym się posługiwać tym brudnym słowem „ federalny”. W Parlamencie Europejskim gościliśmy Lecha Wałęsę, znana jest jego mantra, ale polityce UE nie mówi się, że potrzebujemy państwa europejskiego, ale jak daleko jesteśmy od wyznacznika takiego państwa. Chodzi o edukowanie społeczeństw a potem o pobudzanie określanych ambicji i zgody na to, aby wydawać pieniądze tak, jak powinniśmy je wydawać.

Jeśli chodzi o strategie bezpieczeństwa UE to miałem przyjemność współpracować z J. Solaną nad obowiązującą strategia. Współpracowałem też nad tą nową strategią, teksty były gotowe, ale zapadła decyzja o zaniechaniu prac nad nową strategią, nie ma co do tego porozumienia.

W jakim stopniu można winić kryzys, za te sytuacje? Czy jest to swego rodzaju alibi do nierobienia niczego, czy alibi dla naszej aktualnej sytuacji? Tak i nie. Towarzyszące zniszczenia, które wpłynęły na strategię unijną są ogromne. Podam jeden przykład. Grecja, tony papierów, ogromne nakłady czasu i energii żeby ratować Grecję. Prawie nikt nie mówił o wymiarze strategicznej porażki, o rozpadzie Grecji, czy UE. Nikt też nie mówił o próżni pomiędzy Bliskim Wschodem, Afryką a basenem Morza Kaspijskiego. Wpompowano ogromne pieniądze w Grecje bez zmiany stanowiska strategicznego, tzn. bez przeanalizowania tego, co by tak naprawdę się stało gdyby Grecja zbankrutowała. Co by działo się z południowym sąsiedztwem? Reakcje europejskie – to był niewielki entuzjazm, który później wygasł, później wszystkim zależało na spokoju na Południu, ale nikt nie rozważał tego w kategoriach strategicznych – co to oznacza np. dla bezpieczeństwa dostaw energetycznych, dla Iranu, komu zależy na tym czy Amerykanie wyjdą czy zostaną, czy jesteśmy przygotowani na to, by wysłać własne lotniskowce na Południe i Wschód. Widzimy przecież jak tracimy Wschód – może jeszcze wygramy te batalie, ale na dzisiaj to tak nie wygląda.

Stany Zjednoczone mówią nam – do widzenia, wycofują się z Europy. Już dwa lata temu poprzedni sekretarz obrony USA przyjechał do Brukseli i powiedział: radźcie sobie sami, teraz nie liczcie już na nas. Powiedzieli nam to po wydarzeniach w Libii – nie liczcie na nas, na naszą broń, na nasz wywiad – zróbcie to sami. Ostatnio czytałem coż, co jest dość mocne – Amerykanie pytają – dlaczego mamy płacić za wasze bezpieczeństwo skoro wy wydajecie tak dużo na zabezpieczenie społeczne. Ja rozumiem Amerykanów, nie rozumiem tylko tych zaniedbań w zakresie własnego bezpieczeństwa wykazywanych przez Europejczyków.

A więc Amerykanie odchodzą, czas mija. Nie jest jeszcze za pięć dwunasta, dwunasta już minęła. 2014 to czas zmian w UE, ale jestem coraz mniej optymistyczny co do grudniowego posiedzenia Rady Europejskiej. Słyszę w kuluarach, co się dzieje. Za zamkniętymi drzwiami sytuacja nie wygląda tak różowo.

I tu trzeba podziękować Putinowi. Pod koniec zimnej wojny doszło do spotkania prezydenta Stanów Zjednoczonych i Sekretarza Generalnego KC KPZR i Sekretarz Generalny powiedział do prezydenta – zrobię coś najgorszego, co może ciebie spotkać- pozbawię ciebie wroga. I tak się stało. Jak by był jakiś wróg, przynajmniej niewielki to to nam to dobrze nam zrobiło.(…)

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Konferencje.