Koniec Unii Europejskiej?

W dniu 13 listopada br. księgarnia „Czuły barbarzyńca” w Warszawie zorganizowała dyskusję z Janem Zielonką, autorem książki „ Koniec Unii Europejskiej”. Poniżej zamieszczamy nieautoryzowane fragmenty wystąpienia autora. Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Niemoc Unii Europejskiej

Jak był poważny kryzys waluty europejskiej to wielu młodych ludzi pisało, że jutro Unia, albo przynajmniej unia walutowa, rozpadnie się. Kanclerz Merkel powiedziała, że jak rozpadnie się unia walutowa to rozpadnie się także UE a nasz minister finansów skonstatował, że w takiej sytuacji będzie wojna. Problem polega na tym, że tego rodzaju scenariusz katastroficzny nie wynika z działań politycznych, tylko wynika z jakiegoś pęknięcia w jakiejś części świata, czy rynków finansowych. Nie zapominajmy, że kryzys został wywołany pęknięciem nie w Brukseli, ale w Nowym Jorku. Kiedy bank Lehman Brathers upadł okazało się, że w chwili gdy Amerykanie złapali przeziębienie my zapadliśmy na chorobę płuc, z której tak na dobrą sprawę do dzisiaj nie wyszliśmy. Polska nie jest w unii walutowej, ale ci z krajów, które do niej weszły, albo ci, którzy są po uszy w długach i nie wiedzą jak z tego wyjść, cały czas plącą tym dłużnikom nie wiedząc czy tych pieniędzy nie wyrzucają w błoto. I do dzisiaj faktycznie nie wiadomo, co z tym fantem zrobić. Scenariusz apokaliptyczny zakłada, że wydarzy się coś niesłychanego. Ale tych wydarzeń niesłychanych my z reguły nie jesteśmy w stanie przewidzieć.

Kto przewidział upadek banku Lehman Brothers? Przecież jutro może się coś wydarzyć w Chinach, a później, jak tsunami, rozleje się po całym świecie. Albo na Ukrainie. Naukowcy mają to do siebie, że wolą scenariusze racjonalne. A scenariusze racjonalne są dwa. Jeden z nich można nazwać scenariuszem Gorbaczowa – zgodnie z nim podjęta została próba ulepszenia systemu, ale w wyniku tego ulepszenia system się rozpadł. Gorbaczow nie był zresztą jedynym, który starał się zreformować pewną niefunkcjonalną instytucję, co się dla niego źle skończyło. Ale właściwie najbardziej realny scenariusz to jest ten, który realizuje się na naszych oczach, tzn. unia faktycznie istnieje, ale podejmuje jedynie pozorowane działania.

Które ze spraw, które interesują dzisiaj wyborców, Unia potrafi rozwiązać? Jeśli popatrzymy na debatę poprzedzającą wybory do PE to w Polsce była Ukraina, ale co Unia zrobiła dla rozwiązania tej kwestii. Na Południu największym tematem – zadłużenie. To, co unia zrobiła by rozwiązać problem zadłużenia i wszystkich kosztów z tym związanych? Zahamowali wzrost zadłużenia greckiego, ale nie wyciągnęli Grecji z długów. Ale jak się popatrzy na koszty społeczne tej operacji, i sondaże wskazujące, które partie wygrałyby dzisiaj wybory, to ta partia mówi unii bankowej – do widzenia. Na Północy z kolei ważny problem, to problem imigracji. To, co Unia zrobiła żeby go rozwiązać?

Mnie to przypomina przypadek Unii Zachodnioeuropejskiej. Przez ileś tam dekad UZE istniała, dysponowała administracją, jej sekretarzem generalnym był van Ekelen, który jeździł po całym świecie, wygłaszał przemówienia, itd. Było Zgromadzenie Parlamentarne tej instytucji a moi koledzy pisali na ten temat doktoraty. A wszystko to to była fikcja, ponieważ ilekroć coś pękło w stosunkach międzynarodowych, to rządy krajów, które były członkami UZE starały się ten problem rozwiązać w ramach ONZ, czy KBWE, albo w zakresie porozumienia tych, co chcieli i mogli, itd.

To jest scenariusz, którego realizacji jesteśmy świadkami. Politycy się spotykają, podejmują jakieś rezolucje, każdy z nich wraca na tarczy, robią dobrą minę do złej gry, ale nic się nie dzieje. Każdy kolejny problem zostaje rozmywany w takiej gmatwaninie negocjacji, które prowadzą do niczego, ponieważ ta instytucja stała się niefunkcjonalna. To jest scenariusz, który nie jest tak spektakularny, jakim byłby upadek unii walutowej, ale to jest scenariusz, który moim zdaniem w długim okresie jest jednym z największych niebezpieczeństw dla Europy. Zwłaszcza dla takich krajów jak Polska, która złożyła wszystkie jajka do tego samego koszyka. Dzisiaj dla nas upadek Unii oznacza upadek fundamentów polskiej polityki zagranicznej, na co Polska nie może sobie pozwolić.

Dlaczego Unia nie potrafi się zreformować? Proszę wskazać choćby jedną reformę, która postawiła Unie na nogi, np. w zakresie odbudowania poparcia społeczeństwa do Unii. Jak popatrzymy na kraje, które były najbardziej proeuropejskie, to tam zaufanie do Unii spadło dramatycznie. Jedynym krajem w ostatnich 5-ciu latach, w którym zaufanie do UE praktycznie jest takie same, tzn. niskie, jest Wielka Brytania.

Jaka jest fundamentalna reforma, która proponuje Unia? Nawet ta najbardziej dzisiaj dyskutowana propozycja zakłamująca wybór prezydenta Unii w głosowaniu powszechnym, co moim zdaniem nie zostanie zaakceptowane, nie oznaczać będzie, iż nagle ludzie zaczną kochać Unię Europejską. Nie, gdyż mamy do czynienie z dużo poważniejszym problemem. Ostatnim wielkim wysiłkiem zmierzającym do zreformowania Unii była tzw. konstytucja europejska, co skończyło się Traktatem Lizbońskim. Następną reformą był pakt fiskalny, który w krajach południa Unii jest uznawany za przejaw dyktaty Merkoziego, tzn. Sarkozy z Merkel uzgodnili coś, co dla tych z drugiej strony było zupełnie nie do zaakceptowania, ale jak premier Grecji powiedział, iż on musi skonsultować proponowane decyzje ze swoimi obywatelami, to został szybko odstawiony od władzy. Jeżeli proponuje się tego typu reformy to jest to nie do utrzymania.

Zrozumieć oczywistość

Może się wydawać, że ja agituje przeciwko integracji Unii Europejskiej. Nie. Ja się staram zrozumieć oczywistość. Dlaczego w większości krajów europejskich opinia publiczna odwróciła się od Unii? Dlaczego rządy odwróciły się od UE? Nie widzę polityków, z wyjątkiem bardzo niewielu krajów, jak Polska, którzy chcieliby dać Unii więcej uprawnień i więcej pieniędzy. A nawet w Polce jak przychodzi do realizacji decyzji unijnych dotyczących ochrony środowiska to odpowiedź jest jednoznaczna – zawetować. Taka jest nasza europejskość. Czyli nie tylko opinia publiczna, ale i rządy europejskie, traktują Unię jak tanią linie lotniczą, tzn. chcą zapłacić jak najmniej a polecieć jak najdalej.

Mówi się, że krokiem do przodu byłaby dalsza integracja polityczna. Ale to właśnie byłaby realizacją scenariusza Gorbaczowa. Niebezpieczeństwo jest takie, że politycy w obronie integracji zdecydują się na coś, co wyrządzi tyle szkód, że będzie jeszcze gorzej niż jest dzisiaj. I dlatego niektórzy tylko o tym mówią, ale tego nie robią. Trzeci scenariusz takiego udawania i pozornych działań jest dzisiaj na agendzie onieważ oni nie mają pomysłu w jakim kierunku iść. Można iść do przodu, ale trzeba wiedzieć, dokąd. Mówi się – unia polityczna? Ale gdzie jest poparcie społeczeństw dla unii politycznej? Gdzie jest poparcie rządów dla unii politycznej? Przecież to by oznaczało samobójstwo państw narodowych. Który z parlamentów chce oddać całkowicie swoje uprawnienia do Brukseli. Który z rządów chce tak postąpić?

Zamiast rzucać się na oślep i robić rzeczy głupie lepiej stać w miejscu i nic nie robić. Problem jednak w tym, że świat nie stoi w miejscu. Jak będziemy tkwić w tym miejscu gdzie dziś jesteśmy i nic nie będziemy robić, to przez jakiś czas nie będzie nie się spełniał scenariusz apokalipsy, w którym wszystko wali się nam na głowę. Ale przecież UE stoi wobec realnych wyzwań. Problem w tym, że w Europie, za wyjątkiem Polski, wzrostu gospodarczego naprawdę nie było od dwóch dekad i nie wiemy jak ten wzrost gospodarczy pobudzić. Kwestii emigracji nie potrafiliśmy rozwiązać w żadnym unijnym kraju. Kwestii konkurencji ze strony rozwijających się krajów w Azji także nie potrafimy rozwiązać. A teraz się przekonaliśmy, że nie jesteśmy w ogóle w stanie przeciwstawić się polityce lokalnych agresorów, którzy nie są na miarę Związku Sowieckiego, mam na myśli Rosję, ale mimo to potrafią przysporzyć nam mnóstwo kłopotów.

Niektórym się wydaje, że alternatywą jest powrót do państw narodowych a to moim zdaniem jest najgorszy pomysł, ponieważ państwa narodowe nie są w stanie prowadzić spraw w sposób jak je, przez ileś dziesiątków lat prowadziły. Gdyby nie było UE to te państwa narodowe byłyby jeszcze słabsze. Problem polega nie na zastąpieniu UE powrotem do państw narodowych tylko na znalezieniu sposobu na współpracę w Europie, zintegrowanej społecznie i gospodarczo, sposobu bardziej odpowiadającego rzeczywistości, która nas otacza. Do tego trzeba zrozumieć jak funkcjonuje Europa.

Jak funkcjonuje Europa

Zapytajmy zatem kto dzisiaj e Europie generuje największy zysk, który z aktorów notuje największy wzrost? Megamiasto: Londyn, Paryż Sztokholm. Nie tylko, że są one największymi podmiotami gospodarczymi, ale to są też podstawowe podmioty społeczno – polityczne. Jeżeli nawet w Warszawie, która nie jest megamiastem, ludzie zastanawiają się gdzie znajdą pracę, jak dojadą do tej pracy, gdzie pójdą do szpitala, gdzie poślą dzieci do szkoły,itd., to miasto jest dla nich najważniejsze. Nie tylko w samej Warszawie, ale z całej okolicy Warszawy, która żyje z Warszawy.

Ale w kategoriach UE miasta praktycznie nie odgrywają żadnej roli. Kto tam zasiada za stołami decyzyjnymi – państwa. Niektóre z nich są mniejsze, jak Łotwa czy Cypr, niż Warszawa. Jacy to aktorzy, jacy partnerzy – gospodarczy czy militarni? Ale nie tylko to jest istotne. Wiele z tych dużych państw jest kompletnie niefunkcjonalnych. Państwo, w którym po części mieszkam, Włochy, jest państwem upadłym. Nie potrafi zapewnić rządów prawa, nie potrafi praktycznie gwarantować obywatelom systemu świadczeń społecznych. Te miasta, które pełnią tak podstawową rolę w życiu gospodarczo – społecznym, w ogóle nie istnieją w procesie integracji społecznej. Podobnie regiony, ngo-sy, młodzi ludzie. Czy młodzi ludzie idą dziś do rządu by domagać się praw mniejszości narodowych czy seksualnych? Nie, oni idą do ngo-sów. A jaka jest ich rola w UE?

Trzeba zatem tych wszystkich aktorów jakoś uwłaszczyć, trzeba dać im szanse w ramach współpracy w UE. Jednak nie stanie się to tak długo, jak długo integracją kierują państwa narodowe i w praktyce odsuwają od tej gry wszystkich innych. Ja nie mówię, że jutro miasta zastąpią państwa. Nie, bo nie wszystkie miasta czy regiony są takimi mocnymi podmiotami. Np. w Hiszpanii – Katalonia jest silna, ale Walencja – słaba. Europa nie jest już tak bardzo podzielona na suwerenne, równe państwa. Są państwa, które są quasi imperialne jak Niemcy, i są państwa zupełnie niefunkcjonalne, jak Włochy, a niektórzy powiedzieliby – Francja, już nie mówiąc o Grecji. To jest zupełnie zróżnicowany system, w którym musimy wynaleźć zupełnie inną metodę na współpracę. A jaka jest alternatywa? Wojna? Przecież nikt jej nie chce i nikt nawet o niej nie myśli.

Patrzę na to, co się dzieje w Europie i staram się zastanowić jak ona będzie funkcjonowała w tej nowej sytuacji. Nie sadzę, by Europa czekała aż ktoś zjawi się na białym koniu i powie – ja mam dla was pomysł. Jeżeli się tak stanie to będę się lekko denerwował – w Polsce mieliśmy przecież Stana Tyminskiego i wiemy jak to się skończyło. Uważam, że aktorzy gospodarczy i społeczni i my, obywatele, w momencie kiedy okaże się że jeden system nie funkcjonuje, wszyscy będą głosowć nogami. tj. pójdą za tymi, którzy będą te sprawy za nich załatwiali. Bo jak jutro np. państwa narodowe nie będą w stanie zapewnić im pracy, czy rent i emerytur, to powiedzą „nie” państwom narodowym. To nie są czasy Napoleona, w których kiedy pół miliona Francuzów zginęło na polach bitew, Napoleon wrócił do Francji, krzyknął – „vive la France” i następne pół miliona było gotowe zginąć za Francję. Czasy się zmieniły. My nawet nie jesteśmy w stanie zrozumieć jak komunikacja społeczna, jak opór społeczny rodzi się za sprawą Internetu. Dopiero się tego uczymy, Internet ma zaledwie 25 lat.

Trzy rewolucje

Gdyby mnie zapytać o przyczyny tylu problemów w Europie to bym nie powiedział, że to Komisja Europejska jest winna, albo, że dzieje się tak za przyczyną kanclerz Merkel. Jako naukowiec pokazałbym na trzy wielkie pęknięcia historyczne w Europie, które miały miejsce ca. 25 lat temu, nie do poznania, które zmieniły Europę. Ja to nazywam trzema rewolucjami, których wspólną cecha jest to, że kompletnie rozmyły granice Europy. Granice rozumiane nie jako linię na mapie, ale jako instytucje, które były filarem państw narodowych, i na których była zbudowana europejska integracja.

Jedna rewolucja była polityczna, tzn. upadek komunizmu i Związku Sowieckiego, druga- to globalizacja w wydaniu europejskim i wspólny rynek, które obaliły granice gospodarcze, a trzecia, to rewolucja internetowa, która obaliła granice w komunikacji. I wszystkie te rewolucje wzięte razem stworzyły właściwie zupełnie nową geografię polityczną Europy. My do dzisiaj nie rozumiemy tego połączenia. Np. wspólny rynek w rozumieniu Traktatu z Maastricht nie był tworzony z myślą o upadku Związku Sowieckiego, traf chciał, że zdarzyło się to w tym samym czasie. A już zupełnie nie wiemy, co ma do tego nowe zjawisko, jakim był wówczas Internet. A mimo tego w połączeniu te trzy czynniki mają ogromny wpływ na to, co się dzieje, gdyż od czasu kiedy powstał Internet wszystkie te operacje finansowe, które nie były do przeprowadzenia w sekundach i w kategoriach globalnych, dzisiaj są realne i możliwe.

Za przyczyną Internetu zupełnie inaczej działa demokracja, partie polityczne komunikują się z wyborcami tylko przez e-media i właściwie mamy do czynienia z upadkiem demokracji parlamentarnej a ze wzrostem tzw. demokracji monitorowanej ( patrz przypadek trzech parlamentarzystów w Madrycie – o losie ich zdecydowały zdjęcia zrobione telefonami komórkowymi w samolocie, itd). To ma ogromny wpływ na to jak funkcjonuje polityka, gospodarka, czy administracja. A my nie jesteśmy w stanie tego wszystkiego zebrać w całość. Taka jest jednak rzeczywistość.

Jako analitycy musimy się starać dostosować system zarządzania do rzeczywistości, jaka nas otacza. A ta rzeczywistość jest zintegrowana, przy czym różni aktorzy działają poza kontrolą rządów narodowych i niektóre rządy, jak Niemcy czy Polska, dobrze sobie z tym radzą, a niektórzy w ogóle sobie nie radzą. I musimy jakoś dostosować system integracji tak, aby on bardziej odpowiadał tym skomplikowanym mechanizmom, w jakim istniejemy. Nie jestem oczywiście alfą i omegą bym znał na wszystko odpowiedź. Ja proponuje przede wszystkim rozpoczęcie dyskusji na ten temat. Mam propozycje jak to rozwiązać – określam ją funkcjonalną, albo polifoniczną integracją zamiast tej kakofonii z jaką w tej chwili mamy do czynienia. Chodzi o to byśmy zaczęli tę dyskusje, gdyż dzisiaj mamy tylko dwugłos – tzn., albo będziemy popierali Unię, albo czeka nas powrót do państwa narodowego. A ci, którzy schrzanili Unię mówią nam, że nie ma alternatywy, że tylko trzeba popierać to, co jest. I tu dzisiaj jesteśmy.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Konferencje.