Grexit, Pegida, Charlie Hebdo i Putin

Kazimierz Wóycicki

Wydarzenia takie jak wyniki wyborów w Grecji, mogące doprowadzić do wyjścia tego kraju ze strefy euro a nawet UE, zamach islamistów na satyryczny tygodnik w Paryżu czy demonstracje przeciw imigracji w Lipsku i Dreźnie nie wydają się być w jakikolwiek sposób bezpośrednio powiązane. A jednak można dopatrzeć się między nimi związku, jeśli zdać sobie sprawę, że nasz kontynent jest w stanie pełzającej wojny z Putinem.

Nie chodzi bynajmniej o to, aby przypisywać Moskwie bezpośrednie współsprawstwo w tych wydarzeniach (choć w przypadku pegidy warto być podejrzliwym, a poparcie Moskwy dla nowego rządu w Atenach jest widoczne), lecz o pytanie jakie znaczenie ma to w toczącej się pełzającej wojnie. Ci, którzy śledzą wydarzenia polityczne na bieżaca i widzą związki między nimi są naogół w wysokim stopniu zaniepokojeni i mają do tego prawo.

To że wojna się toczy, jak najbardziej brutalna i barbarzyńska, widoczne jest na wschodniej Ukrainie. Zdjęcia torturowanych przez rosyjskich bandytów ukraińskich jeńców są przerażające. Stawka jest jednak bez porównania wyższa niż Donieck i Ługańsk a nawet cała Ukraina. W „Mein Kampf” Hitler zapowiadał to, co następnie usiłował zrealizować. Dzisiaj można bez trudu można wyczytać, co zamierza Putin. Chce odtworzyć imperium, doprowadzić do rozpadu Unii Europejskiej, skłócić narody europejskie ożywiając wszelkie możliwe etniczne i terytorialne konflikty, wreszcie powołać do życia euroazję od Lizbony do Kamczatki. To piszą wyraźnie ludzie z jego najbliższego otoczenia tacy jak Dugin, Surkov, Żyrynowski i wielu innych. Na rzecz Moskwy pracuje też ogromna armia internetowych trolli, nowego typu agentury, której zadaniem jest zdezorientowanie i zmanipulowanie opinii publicznej otwartych i wolnych społeczeństw. Z działalności trollingu też można odczytywać jakie cele wyznacza sobie Moskwa.

Plany Putina wydają się schizofreniczne i niemal niemożliwe do zrealizowania. Takie jednak były również plany Hitlera.
Putin straszy też świat bronią nuklearną. Wielu radzi więc, aby go nie drażnić. Nie wiadomo jednak co to by miało znaczyć i do czego by to miało prowadzić. Jeśli UE ustąpi w sprawie Krymu i Donbasu, następnym krokiem będzie pełny rozbiór Ukrainy. Jeśli i on nastąpi Moskwa zechce przywrócić swoje wpływ w całej Europie środkowej. A jeśli i to się stanie, to zażąda rozwiązania NATO (jeśli jeszcze będzie ono istniało) i stwierdzi, że musi zapanować nad całością kontynentu, aby nie powtórzyła się sytuacja z lat 1989-93.

Jak potraktowani mogą być jej oponenci, których zdefiniuje jako wrogów, można zobaczyć nie tylko z dziejów GUŁ-agu (ktoś powie może, przecież to były inne czasy), ale na podstawie losów ukraińskiego lotnika pani Szewczenko, mordowanych przez FSB osób takich jak Litwinienko, represji wobec Chodorkowskiego a przez wszystkim losów właśnie ukraińskich jeńców.

Historycy nie mają wątpliwości, że władza Hitlera była władzą przestępczą i to nie tylko w jakimś ogólnopolitycznym sensie. Sam Hitler zachowywał się jak gangster i bandyta również wobec swojego otoczenia. Podobnie jest z Putinem. Jest to gangster, bandyta i złodziej (nazywa się to bycie oligarchą), który dostał się na szczyty władzy i kieruje potężnym państwem. Jest inteligentny i bezwzględny. Umie korzystać ze słabości swoich wrogów, a jego głównym wrogiem jest Zachód. Dlatego zamach w Paryżu, demonstracje w Lipsku, zwycięstwo faszystowsko-lewackiej koalicji w Grecji są to bitwy, jakie Zachód przegrał w wojnie z Putinem.

Przegrane bitwy nie decyduje o wyniku wojny. Znacznie gorsze byłoby udawanie, że tej pełzającej wojny nie ma. Tak jak Hitler katastrofalnie przegrał, najprawdopodobniej przegra ją Putin, doprowadzając do rozpadu tak zwanej Federacji Rosyjskiej, czyli pozostałości moskiewskiego imperium. Przyszłość pozostaje jednak zawsze otwartą kartą. Aby wojnę tą wygrać (tym bardziej bez otwartej militarnej konfrontacji na wielką skalę) Zachód potrzebuje silnej mobilizacji – Zachód i każdy kraj Zachodu z osobna, który z Zachodem się identyfikuje.

Zdefiniowanie Putina jako bandyty podobnego do Hitlera może wielu razić. Co najmniej niepokoić może słowo wojna. Język polityki i dyplomacji bywa bardziej skomplikowany i pełen niuansów. Od polityków należy domagać się przede wszystkim działania a nie mocnych słów, które w pewnych wypadkach mogą ukrywać bierność. Nie oznacza to jednak, abyśmy jako opinia nie zdawali sobie sprawę, z kim mamy w Moskwie do czynienia. Błędy jakie popełniła Europa wobec Hitlera w latach 1930-tych nie można powtarzać. Nasz kontynent może tego nie przeżyć.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Ukraina.