Amerykańskie propozycje neutralizacji Ukrainy. Ważne abyśmy w Polsce mieli świadomość istnienia tego rodzaju opcji

Amerykański think tank Defence Priorities opublikował raport w którym wzywa amerykańską administrację do powiedzenia „nie” ukraińskim staraniom o uzyskanie członkostwa w NATO i w miejsce tego postawienie na neutralizację naszego wschodniego sąsiada.

Kto stoi za raportem?

Zanim przedstawię argumentację, mającą, zdaniem Autorów opracowania przemawiać za przyjęciem tego rodzaju opcji, warto napisać kilka słów na temat samej, szerzej w Polsce, nieznanej instytucji, w której materiał powstał. Została ona powołana przez Randa Paula, republikańskiego senatora z Kentucky, jednego z liderów środowiska Tea Party, które łączyło przedstawicieli konserwatywnych nurtów światopoglądowych, zwolenników wolnorynkowych a nawet libertariańskich rozwiązań gospodarczych i jednocześnie tych którzy opowiadali się za mniejszym zaangażowaniem Stanów Zjednoczonych w sprawach międzynarodowych. Wśród jej założycieli byli ludzie powiązani wcześniej z Charles Koch Institute, libertariańskim środowiskiem finansowanym przez rodzinę multimiliardera Charlesa Kocha, w 2019 roku, uznanego przez miesięcznik Forbes, za 13. Najbogatszego człowieka świata. Innymi słowy mamy do czynienia z liczącym się środowiskiem, które można plasować na prawicy amerykańskiej Partii Republikańskiej.

Zdaniem Mike Sweeneya, który jest autorem opracowania źródłem problemów z którymi mierzy się obecnie Ukraina jest narzucenie jej przez Zachód konieczności wyboru orientacji geostrategicznej. Okazało się to, przede wszystkim ze względu na zróżnicowanie ukraińskiej opinii publicznej, wyzwaniem z którym młode państwo nie potrafiło sobie poradzić, co w efekcie doprowadziło do turbulencji wewnętrznych zakończonych rosyjską agresją na Wschodzie i utratą Krymu.

Waszyngton nie ma żadnych istotnych interesów na Ukrainie?

Z amerykańskiego punktu widzenia kluczowym jest dostrzeżenie zarówno zróżnicowania ukraińskiej opinii publicznej na jej część prorosyjską, której przedstawiciele mieszkają na Wschodzie kraju oraz część prozachodnią, reprezentowaną przez Zachód Ukrainy. Drugim czynnikiem, kształtującym geostrategiczną przyszłość Ukrainy jest to, że Rosja traktuje ją jako państwo kluczowe dla swojego bezpieczeństwa a dla Stanów Zjednoczonych nie stanowi ona żadnego istotnego punktu odniesienia. Waszyngton nie ma, zdaniem Sweeneya żadnych priorytetów i istotnych interesów na Ukrainie, a traktuje ją jedynie w kategoriach jednego z elementów europejskiej równowagi i stabilizacji. W ciągu ostatnich 30 lat, Ukraina była dwa razy w centrum zainteresowania Stanów Zjednoczonych. Za pierwszym razem było to związane z dążeniem do wyprowadzenia z jej terytorium przeszło 4 tys. głowic jądrowych, które młode państwo odziedziczyło po ZSRR. Ta faza zainteresowania zakończyła się Memorandum Budapesztańskim, które nie będąc traktatem międzynarodowym w „twardy” sposób gwarantującym integralność terytorialną Ukrainy nałożyło na amerykańskie elity coś na kształt moralnego zobowiązania. To zaś przyczyniło się, zdaniem amerykańskiego analityka, do sformułowania w 2008 roku przez prezydenta Busha jr. nawet wobec sprzeciwu sojuszników z Sojuszu Północnoatlantyckiego (Niemiec i Francji) do złożenia ogólnych i w gruncie rzeczy pustych deklaracji, bo pozbawionych jakichkolwiek precyzyjnych ram czasowych, na temat członkostwa Ukrainy i innych państw regionu w NATO. W efekcie uaktywniło to głębokie i nieprzezwyciężone podziały w ukraińskim społeczeństwie, doprowadziło do wrogiej akcji ze strony Rosji, co w konsekwencji doprowadziło do aneksji Krymu i wojny na ukraińskim Wschodzie. Po 2014 roku rozpoczyna się druga faza, czy etap, amerykańskiego zainteresowania Ukrainą, przy czym cechuje się ona ambiwalencją kolejnych amerykańskich administracji, które nie chcą przyjąć do wiadomości, że „okienko możliwości” związane z ewentualnym akcesem Ukrainy do NATO jest już definitywnie zamknięte nie miało jednocześnie odwagi oficjalnie tego przyznać i oświadczyć, że taka perspektywa jest dziś budowaniem nieziszczalnych miraży. O tym, że perspektywa członkostwa Ukrainy w NATO to obecnie mit, zdaniem Sweeneya świadczą cztery grupy argumentów. Po pierwsze, powołuje się na opublikowane w tym roku wyniki badań ukraińskiej opinii publicznej przeprowadzonej przez grupę amerykańskich badaczy (Gerard Toala, John O’Loughlin, and Kristen M. Bakke) z których wynika, że jedynie 44 proc. obywateli Ukrainy zalicza się do zwolenników członkostwa swej ojczyzny w NATO, z czego jeszcze mniejszy odłam, bo 25 proc. postuluje bazy Sojuszu na swoim terytorium. Gdyby przeanalizować dyspersję głosów opowiadających się za i przeciw członkostwu Ukrainy w NATO biorąc pod uwagę zróżnicowanie regionalne, to różnice (umownie rzecz biorąc między Zachodem i Centrum a Wschodem kraju) byłyby jeszcze większe. Taki podział ukraińskiej opinii publicznej jest istotnym czynnikiem który trzeba brać pod uwagę z dwóch co najmniej powodów. Z jednej strony nie są nadal spełnione warunki akcesji do NATO, do których należy nie budzące wątpliwości poparcie takiego kroku przez opinię publiczną kraju aspirującego, a z drugiej, takie zróżnicowanie poglądów zmusza do poważnej refleksji na temat wojskowych aspektów ewentualnego przyjęcia Ukrainy do Sojuszu. Pojawia się bowiem pytanie, czy w zmienionych w ostatnich latach warunkach bezpieczeństwa na wschodzie, Ukraina jest w ogóle państwem, które NATO jest w stanie obronić. Taka ewentualność trzeba poważnie brać pod uwagę zwłaszcza w obliczu postawy Rosji, która akces Ukrainy do Sojuszu może potraktować jako casus belli. Ewentualna agresja Federacji Rosyjskiej, czy choćby wznowienie działań wojskowych w Donbasie zmusza do poszukiwania odpowiedzi czy NATO ma plan jak bronić 1200 km ukraińskiej granicy z Rosją. Samo w sobie wydaje się to zadaniem niezwykle trudnym, a w sytuacji kiedy zdecydowana większość Ukraińców jest przeciwnikami baz Paktu na swoim terytorium, w ogóle niemożliwym. Ale nie tylko rachunek sił wojskowych czyni perspektywy członkostwa Ukrainy w NATO, marzeniami które nie będą, zdaniem amerykańskiego analityka, urzeczywistnione. Głównym powodem jest „nierównowaga interesów” Rosji i kolektywnego Zachodu, w tym przede wszystkim Stanów Zjednoczonych. O ile dla Rosji Ukraina jest jednym z głównych, jeśli nie głównym, obszarem zainteresowania, o tyle dla Zachodu, to obszar w którym nie są zlokalizowane żadne jego kluczowe interesy, wręcz marginalny.

Sweeney jest zadnia, że Ukraina stała się „ofiarą” swego położenia, przejmując od Polski tę trudną rolę obszaru gdzie ścierają się interesów rywalizujących bloków. Ale biorąc pod uwagę obecny układ sił oraz przesunięcie się zainteresowania Stanów Zjednoczonych na inne kierunki geopolityczne najlepszą i jedyną uczciwą polityką Zachodu wobec Kijowa jest, w jego opinii, nie budowanie miraży wejścia do NATO, ale zaproponowanie rozwiązania możliwego do osiągnięcia, a z punktu widzenia sytuacji wewnętrznej Ukrainy, nawet korzystnego. Jest nim uzyskanie statusu państwa neutralnego. Z trzech możliwych formatów neutralności (takiego jak Finlandia, Austria czy Szwecja) najlepszą, dla Kijowa, opcją jest wariant szwedzki. Pozwoli to na przeniesienie zainteresowania ukraińskich elit z problemów rosyjskiej agresji na rozwój wewnętrzny, co w dłuższej perspektywie, po przeprowadzeniu reform, może tylko umocnić gospodarkę i instytucje państwowe. Stany Zjednoczone, w opinii Sweeneya winny wspierać tego rodzaju wybór, w pierwszej kolejności pozbawiając Kijów złudzeń co do wejścia do NATO, w drugiej wymuszając na Rosji wycofanie wsparcia dla seperatystów w Donbasie. Inne koncesje od Moskwy, w tym zwrot Krymu, jak zauważa amerykański ekspert, trudno będzie uzyskać. Ale, trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, proponuje. Ameryka, w przeciwieństwie do Rosji nie ma istotnych interesów na Ukrainie, więc jej zaangażowanie zawsze będzie mniejsze a determinacja słabsza. Jej zasadniczym celem, w takiej sytuacji, winno być stabilizowanie regionu a nie dążenie do ukształtowania jego geostrategicznego oblicza. Neutralny status Kijowa może nawet, w przyszłości, o ile reformy gospodarcze zostaną przeprowadzone z sukcesem, zbliżyć Ukrainę do Unii Europejskiej, a akces tego rodzaju nie jest posunięciem, w oczach Moskwy tak prowokacyjnym jak członkostwo w NATO.

Przesłanie raportu nie jest wcale wyjątkowe

Przesłanie raportu opracowanego w Defence Priorities, nie jest wcale wyjątkowe. W ubiegłym roku podobne tezy znaleźć można było w materiale przygotowanych przez niemieckich ekspertów na zamówienie RAND. O ile jednak ta ostatnia instytucja związana jest z liberalnym amerykańskim mainstreamem, o tyle teraz mamy do czynienia z przesłanie płynącym z kręgów konserwatywnych izolacjonistów. Pragmatyczny sojusz tych dwóch, jakże odległych od siebie nurtów myślenia, zwłaszcza w obliczu zmieniających się priorytetów Waszyngtonu, jest możliwy. Złudzenia leżące u podstaw propozycji zawartych w omawianym dokumencie są oczywiste. Głównym jest przeświadczenie, że Rosja należy do państw z którymi można się „umówić” na tego rodzaju rozwiązania i w sposób honorowy kremlowskie elity będą ich przestrzegać hamując swe imperialne apetyty. Nie ma oczywiści na to żadnych gwarancji, a opisywany przeze mnie dokument nie zawiera żadnych propozycji instytucjonalizacji oferowanej neutralizacji Ukrainy. Jest w gruncie rzeczy ofertą jednostronnych ustępstw Stanów Zjednoczonych wobec Rosji, wycofaniem się z Europy Środkowo-Wschodniej, w której obecność wiąże się z poważnym ryzykiem i brakiem perspektywy wymiernych korzyści. Ważne jest abyśmy w Polsce mieli świadomość istnienia tego rodzaju opcji w amerykańskim myśleniu geostrategicznym, bo gołym okiem widać, że Polskie interesy mogą mieć inny charakter niźli formułowana przez amerykańskie elity. W efekcie błędem byłoby, gdyby Warszawa zakładała, że współpraca z sojusznikami wystarczyła dla osiągnięcia polskich celów geostrategicznych. Tak wcale być nie musi, a sojusznicze gwarancje, mogą również, w pewnych okolicznościach, podlegać redefinicji.

Marek Budzisz

Źródło: wPolityce.pl 14 09 20

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Analizy.