Przyszłość UE – Co Polska powinna zrobić

Walka kulturowa w UE

Konferencja, Warszawa 02-06 11 2021

Przyszłość UE – Co Polska powinna zrobić

Prof. A. Dudek – historyk, politolog, publicysta
P. Trudnowski – prezes ”Klubu Jagiellońskiego”
B. Radziejewski – prezes „Nowej Konfederacji”
R. Ziemkiewicz – pisarz, publicysta
B. Wildstein – pisarz, publicysta

Poniżej zamieszczamy nieautoryzowane fragmenty debaty, red.

Antoni Dudek

Kiedy zaczyna się mówić o UE to trzeba powiedzieć o przeszłości. Polska jest w UE od ponad 15 lat i ja ten bilans oceniam pozytywnie, co nie znaczy, że nie widzę jego wad. Uważam, że korzyści dotąd zdecydowanie przeważały nad wadami. A ponieważ uważam ten bilans za korzystny to też uważam, że warto jest przy tym stoliku siedzieć. Generalnie architektura świata przypomina mnie takie stoliki, przy których się zasiada a dane państwo może od takiego stolika, jak ostatnio w. Brytania, odejść. Stąd pytanie – czy to się opłaca, czy nie. Są dwa kraje, którym ewidentnie to członkostwo się nie opłaca i dlatego społeczeństwa tych krajów w referendach odrzuciły członkostwo w Unii, tj. Szwajcaria i Norwegia. Jak się spojrzy na mapę i prześledzi historię tych krajów zwłaszcza w ostatnich 200 latach to się zrozumie dlaczego mogło im się to nie opłacać, natomiast nam, w moim przekonaniu, odejście od unijnego stolika ciągle nie opłaca.

Czy tak będzie dalej, tego nie wiem, bo to zależy od ogromnej ilości czynników a skoro już jesteśmy przy tym stoliku to musimy się przejrzeć jakie tam są reguły gry. Te reguły są bardzo różne, ale to nie jest tak, jak z klasyczną grą planszową, gdzie mamy zestaw reguł i wszystkich one zobowiązują. W Unii gra się na wielu poziomach i trzeba te grę dobrze rozumieć. A żeby ją dobrze rozumieć trzeba mieć tam, tj. w Brukseli, gdzie ta gra się odbywa, odpowiednio wielu ludzi. I tutaj pierwsza sprawa to konieczność budowania wielopiętrowych koalicji z różnymi państwami w różnych sprawach. Np. nasze relacje z Francją. Tutaj mamy obszar, gdzie możemy być sojusznikami, tj. energetyka jądrowa, a z drugiej strony – radyklanie odmienny, tj. polityka transportowa. I w jednej sprawie będziemy z Francuzami sojusznikami, a w drugiej – przeciwnikami. Aby budować te wielopiętrowe koalicje, aby tę grę prowadzić na wielu szczeblach trzeba mieć ludzi, którzy to rozumieją i tam są. I tu dochodzimy do największej piety achillesowej Polski w UE po tych kilkunastu latach członkowska – wg danych z 2019 r wśród urzędników UE Polacy stanowią ok. 5 proc. podczas kiedy z racji ludności kraju przypada nam ponad 8 proc. Ale co najgorsze na tych najwyższych, decyzyjnych stanowiskach, których w UE jest 2573, jest tylko 38 Polaków. To jest niewiele ponad 1 proc. I to jest najkrótsza odpowiedź, dlaczego my przegrywamy na wielu poziomach gry tych wewnątrz unijnych układów.

Co w związku z tym należy robić. Należy zacząć od tego aby państwo polskie wspierało młodych ludzi, którzy startują w konkursach na urzędników w UE, a nie słyszałem by ktokolwiek w instytucjach tym się zajmował. I to jest przykład jak można zacząć walczyć o naszą pozycje w tej legendarnej biurokracji unijnej, tj. walczyć od środka a nie tylko gromkimi deklaracjami składanymi przed kamerami.

Bronisław Wildstein

Zgadzając się z moim przedmówca powiem, że oczywiście powinniśmy to robić, ale to nie pod tego zależy nasza pozycja w Unii. Unia jest bytem, który się zmienia, i to istotnie się zmienia. I jeżeli deklarujemy „ my w UE na zawsze”, albo kiedy coś kwestionujemy to jest to trochę absurdalne. Weszliśmy do tego unijnego układu, bo uznaliśmy, że to nam się opłaca, ale obecnie te nasze zyski są obarczone coraz większymi kosztami a w tej chwili zaczynają się pojawiać tutaj fundamentalne wątpliwości. W związku z tym nie możemy przyjąć, że to nam się będzie zawsze opłacało, bo to może przyjąć taką formułę, że nam się po prostu przestanie opłacać. I w takiej sytuacji, jeżeli ktoś mówi, że nam się to przestaje opłacać to jest to oczywiście oceniane jako zdrada stanu. A to nie jest zdrada stanu natomiast ci, o tej zdradzie mówią popełniają zdradę rozumu, ale oczywiście robią to w określonym celu.

Teraz powinniśmy postępować w taki sposób zakładając, że państwa Europy Środkowo – Wschodniej mają pewien wspólny interes wynikający z tego jak one są traktowane. Otóż my jesteśmy traktowani jako państwa gorsze, tj. takie, które mają słuchać. Państwa które są „nową Europą” i które, jak to kiedyś, lapidarnie powiedział prezydent Francji J. Chirac ośmieliło się wejść w pewien układ, w który zresztą też weszło wiele starych państw UE, stracili okazję by „się zamknąć”. Otóż naszym wspólnym interesem jest przeciwstawienie się tej dominacji, która obecnie jest po prostu dominacją Niemiec a zatem jest to coraz szersze zjawisko.

Jednak nasz problem „izolacji” z Unią trzeba wpisać w znacznie szerszy problem rewolucji kulturalnej, która przetacza się przez cały Zachód. UE stała się wehikułem tej rewolucji i te nowe normy to teraz mają być „wartościami europejskimi”. Ta rewolucja to jest instalowanie nowej ideologii, która nie ma nazwy. To ciekawe jak nastąpiło zlanie się lewicy z liberałami, co wg. mnie jest absolutnie konsekwentne, to pojawiła się ideologia, którą ja nazywam ideologią emancypacji, która ma emancypować człowieka z wszelkich tożsamości. I ta ideologia emancypacji stała się, podobnie zresztą jak wszystkie takie ideologie, doskonałym narzędziem do przejęcia władzy przez określoną grupę. To nie jest jednak żadna partia, to jest obecny establishment, to są różnego rodzaju elity – biznesowe, korporacyjne, prawnicze, medialne, tj. te, które chcą kontrolować naszą rzeczywistość. One stworzyły koncept, który nazwały demokracją liberalną, tzn., że jest to taka demokracja, która musi przestrzegać zasad ideologicznych. Jeśli ktoś zostaje wybrany, ale nie akceptuje zasad tej nowej ortodoksji, to mówi się o nim, że jest populistą. Populistą był Trump, populista jest Kaczyński, PiS w Polsce, Orban, Salvini, itd.

Mamy do czynienia z narastającym sprzeciwem narodów Europy przeciwko temu status quo. A zatem stabilność tego układu jest również bardzo groźna. Dlatego może mamy do czynienia z sytuacją, w której my, jako Polska możemy odegrać główną rolę pomimo tego, że jesteśmy tylko średnim państwem.

Rafał Ziemkiewicz

Proponowałbym od odpowiedzi na pytanie jakie my mamy interesy w Europie, i które z nich skłaniają nas do bycia bardziej pro unijnymi, a które do wręcz przeciwnej postawy. Wyszedłbym od sprawy, która dla mnie jest fundamentalna. Tym, czego potrzebujemy od UE jest uczestnictwo we wspólnym, europejskim rynku, tj. w tym obszarze, gdzie Unię posadowiono u jej zarania, czyli swoboda przepływu kapitału, pracowników, towarów i usług. Bez wdawania się w dyskusję czy więcej dotąd zyskaliśmy, czy też straciliśmy na członkowskie w UE myślę, że każdy się zgodzi, że wszystko to co zyskaliśmy, to właśnie dzięki dostępowi do wspólnego europejskiego rynku. Jeżeli ktoś cel naszego bycia w Europie definiuje tak, jak swego czasu filozof Kroński pisał, w liście do Cz. Miłosza, że potrzebujemy sowieckich kolb, żeby Polakom z głowy wybić zacofanie, czyli że Europa, abstrakcyjnie pojmowana utożsamiana z UE, to jest narzędzie do ucywilizowania Polaków i zmiany ich tożsamości, to tu jest fundamentalna niezgoda i nie mamy o czym dalej rozmawiać. Przyjmuje tylko taka optykę wg której celem naszego uczestnictwa w UE jest dostęp do unijnego rynku natomiast uczestnictwo w strukturach politycznych, przy takiej optyce, to jest koszt, koszt który ponosimy żeby w tym rynku uczestniczyć.

Jeżeli tak na to spojrzymy to teraz proponuje zobaczyć co dzieje się w UE i jak przebiega jej ewolucja. Po stronie naszych zysków mamy ewidentnie ograniczanie swobody trzech przepływów. Od czasów prezydenta Macrona mamy obietnice, że nie pozwoli żeby fabryki francuskie były do Polski przenoszone, nie pozwoli by pracownicy polscy, tańsi i lepsi, odbierali pracę rozleniwionym Francuzom, dzięki czemu wygrał prezydenturę, itp. I to idzie w tym kierunku – dyrektywa UE o pracownikach delegowanych, czy inne przeszkody tam, gdzie się okazało, że na wolnym rynku wygraliśmy, tam okazuje się że A. Smith się mylił i trzeba pilnować swoich interesów.

Z drugiej strony, co się dzieje w tym, co nazywam kosztem, czyli po stronie uczestnictwa w strukturach politycznych Unii. Nikt nie powie, że w tej chwili te struktury się nie rozpychają. Same przyznają sobie kompetencje pozatraktatowe i próbują to egzekwować metodą faktów dokonanych. W jakim celu? Widzę ich kilka. Pierwszym jest próba przeorganizowania Unii z państw, które część swoich kompetencji scedowały na wspólnotowe organa, żeby zabezpieczyć trzy podstawowe przepływy budujące wspólnotę, w kierunku federalnego państwa.

Czyli odchodzimy od filozofii R. Schumana, filozofii zresztą bardzo podobnej do tej, która znajdujemy w pismach kardynała S. Wyszyńskiego, a ja nawet bym znalazł tutaj stosiowne cytaty z pism R. Dmowskiego, chociaż dzisiaj nie jest modne jego cytowanie, czyli takiej filozofii, według której narody poprzez swoje reprezentacje państwowe negocjują między sobą jakiś dla wszystkich dobry modus vivendi. I w konsekwencji przechodzimy na zupełnie inną filozofie wg. której narody powinno się zniszczyć, narody są złe, trzeba stworzyć władzę centralną, która będzie zarządzać redystrybucją w obrębie UE.

Moim zdaniem to jest plan szalony, plan absolutnie nieliczący się z realiami, gdyż to jest taka próba zrobienia z UE nowej Jugosławii. Tj. miejsca, gdzie wszyscy będą niezadowoleni z tej centralnej władzy, która nie będzie miała oczywiście demokratycznego umocowania a wszyscy będą mieli poczucie, że tracą. To tak jak w ZSRR gdzie wszystkie ”demoludy” twierdziły, iż u nich bieda bo wszystko wysyła się do ZSRR, a obywatele ZSRR nienawidzili Polaków, Czechów i innych gdyż uważali że u nich dlatego jest taka bieda bo wszystko wysyłane jest do „demoludów”. To jest stały mechanizm – połączenie dystrybucji z centralnym zarządzaniem daje taki efekt, że każdy się czuje okradany na rzecz innych i już samo to musi rozsadzić UE.

Ale jeszcze coś się dzieje. Dzieję się to, iż to budujące się państwo ma być państwem o bardzo silnej ideologii, nie tylko takiej tożsamościowo-kulturowej, ale z programem dokonania rewolucji, która uzasadniana jest koniecznością uratowania planety. Z jakiegoś powodu Europa, która wydziela 1/10 dwutlenku węgla i jest na 8 miejscu w świecie, jeśli chodzi o jego emisję, bierze na siebie zadanie, stworzenia zeroemisyjnej gospodarki w ciągu kilku lat. Mamy zatem do czynienia z sytuacją, która wpłynie albo i nie, na klimat, natomiast jest próbą przebudowania całych fundamentów gospodarczych, tj. przeniesienia energetyki gdzie indziej i przeniesienia zwycięstwa nowych koncernów nad starymi koncernami. Ale jedna konsekwencja jest nieunikniona – wielkie zbiednienie społeczeństw poddanych tej operacji.

Jeżeli planuje się stworzenie państwa europejskiego z niemającą umocowania demokratycznego centralą, i nie mającego tak naprawdę autorytetu, a to państwo ma przeprowadzić plan, który uderzy bardzo mocno uderzy ludzi po kieszeniach, to albo trzeba mieć ogromne wojsko i aparat terroru, jak w ZSRR, by trzymać ludzi w posłuchu, albo to się musi skończyć katastrofą. A zwłaszcza że tam pojawiają się dalej idące pomysły ingerowania w rozmaite tożsamości lokalne i narzucanie ich przez hipotetyczną centralę.

Co zatem w tej sytuacji powinniśmy robić? Powinniśmy uciekać. Chyba, że te trendy się zmienia, choć moim zdaniem się nie zmienią. Natomiast jeżeli ktoś uważa, że jest szansa, aby jednak odwrócić te procesy bo inne siły polityczne, czy to we Włoszech czy Francji, dojdą do władzy, to powiem tak – si vis pacem, para bellum , tzn. szykuj się do wojny to ciebie nie zaatakują. I dokładnie w UE – szykujmy polexit jeżeli go nie chcemy. Bo jeżeli mamy na stole obcje gdzie w tej sytuacji uciekać, mamy pomysł na samodzielne istnienie, mamy warianty przygotowane, np. ideałem byłoby uzyskać status Norwegii, to z Bruksela się zupełnie inaczej rozmową niż w przypadku, kiedy nie mamy żadnego wariantu 21.40

Mam wrażenie, że jedną z największych szkód jaką wyrządziło nam członkostwo w UE jest wykastrowanie nas z myślenia o naszym państwie, i o nas samych, że mamy jakąkolwiek wartość. Samo postawienie kwestii, że jeżeli nie jesteśmy w Unii to musimy być gdzie indziej, w domyśle – u Putina, sugeruje, że abdykowaliśmy z myślenia, z własnych interesów, z oceny własnych aktywów. Przecież nie to tak, że jesteśmy biedną panną bez posagu co powiedział prof. Bartoszewski, a co jak się wydaje jest powszechnym sposobem myślenia w naszych elitach politycznych To nie jest tak, że „wisimy” na jakich pieniądzach unijnych, których jak nie dostaniemy, to umrzemy. Te pieniądze niekoniecznie nam dobrze służą, m. in dlatego że przez wiele lat sprzyjały konserwowaniu patologii i tworzeniu takiego przekonania, że gdyby nam się coś waliło, i musielibyśmy to sami naprawić, ale dzięki temu unijnemu smarowidłowi, mimo iż wszystko leży, to jakoś tam wszystko prześlizga. W tym sensie może lepiej byłoby tych pieniędzy nie dostawać i zostać postawionym wobec twardego wyboru – albo naprawiamy swoje państwo, albo to państwo się rozleci.

Myślę, że tak szybko to się jednak nie rozleci. Jeżeli sam komisarz UE G. Oetinger mówił, że według ich obliczeń z każdego euro przekazanego z UE do Polski 86 do 89 eurocentów wraca do Niemiec, to myślenie o nas, że musimy koniecznie mieć te pieniądze bo inaczej je stracimy, jest błędne. Jak my stracimy 14 centów to Niemcy stracą 86, a to już jest ich problem. A to oznaczać będzie ogromne straty dla ich gospodarki. Więc to nie jest tak, że nie mamy żadnych atutów by wynegocjować z KE jakiś modus vivendi, może nie tak idealny jaki ma Norwegia, która pozostaje w Europejskim Systemie Gospodarczym, ale nie podlega tej tresurze w procesie budowania tej nowej Jugosławii, która musi się skończyć bałkanizacją, a który będzie zabezpieczał nasze interesy.

Gdzie jest problem? Dlatego pytamy, gdzie mamy uciekać, bo czujemy, że tak naprawdę nie mamy własnego państwa. Ono oczywiście istnieje, ale zostało zbudowane w dziewiętnastowiecznej kulturze urzędniczej a w dzisiejszych czasach państwo musi być zbudowane w kulturze korporacji. Różnica zasadnicza wygląda tak, że w kulturze urzędniczej wydaje się polecenia podwładnym i kontroluje się jak oni je wykonują, a duża struktura nie jest w stanie tak funkcjonować, gdyż już przed wojną Polska nie była do tego zdolna. Menadżer nie patrzy jak pracuje jego podwładny, menadżer deleguje zadania a jeżeli są źle wykonane, to usuwa cała strukturę, która je realizowała i daje następną w to miejsce. I tym jest państwo polskie sparaliżowane, stoimy przed koniecznością jego przebudowy.

Czy my jesteśmy w stanie przebudować nasze państwo, jeśli żyjemy w przekonaniu, że jesteśmy takim wagonikiem ciągniętym, na końcu wprawdzie, ale tego unijnego pociągu, gdzie biednie bo biednie, lecz jakoś tam sobie biedujemy? Nie wiem. Czy jesteśmy w stanie podjąć wyzwanie, które może skończyć się też źle dla Polski, czy widzimy swoj przyszłość jako takie Księstwo Warszawskie pod pełnym patronatem państwa unijnego? To jest jednak pozorna alternatywa, bo płynie z założenia, że członkostwo w UE to jest członkostwo w dobrobycie. Otóż, kiedy weszła ideologia ratowania planety, „Fit for 55”, itd. to członkostwo w UE oznacza importowanie do Polski biedy i niedostatku. I tu jest moim zdaniem ogromny fałsz tej obietnicy i musimy być tego świadomi.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Analizy.