Spór z UE. Jakie Powinny być priorytety? Gdzie można wygrać?

Walka kulturowa w UE

Konferencja, Warszawa 02 –0 6 11 2021

Spór z UE. Jakie Powinny być priorytety? Gdzie można wygrać?

Poniżej zamieszczamy nieautoryzowane fragmenty wystąpień panelistów – red.

Jan Maria Rokita

Publicysta, komentator

Dewizą władzy, która niezależnie od różnych konfekcji politycznych dominuje w UE od kilkudziesięciu lat jest to, aby nie dopuścić nikogo do władzy w UE. To jest po prostu przerażające. Tu nie ma mowy o kompromisie, ta sytuacja kończy się dopiero wtedy, kiedy przy władzy stanie europejski gang albo europejski wódz. Jaka jest istota tego sporu? Mamy tu trzy wadliwe oceny, które niestety są bardzo rozpowszechnione.

Po pierwsze utrzymuje się, że to jest wojna z tzw. lewactwem, a jest to całkowicie błędna diagnoza. Jeżeli przez lewactwo rozumieć potomków ideowych Rudi Dutschkego, szkoły frankfurckiej, itd., to jest już zupełny margines dzisiejszego problemu politycznego Polski z UE. Problemami i przeciwnikami są kanclerz Austrii Nehammer, który zaczął swoje urzędowanie od ataku na Polskę, premier Holandii Rutte, zwolennik LGTB, który wnosi rezolucje do parlamentu holenderskiego i europejskiego domagająca wykluczenia Polski z obrad różnych gremiów, problemem jest Guy Verhofstadt, który jest liberałem, prezydent Macron, który nie ma nic wspólnego z lewicowym dziedzictwem, itd. To nie jest problem lewactwa, i to nie jest problem lewackiej ideologii, co może jeszcze wyraźniej widać w Ameryce niż w Europie, gdzie się pisze, że Polską przekształciła się w autorytarną dyktaturę o czym przekonani są tacy ludzie jak niedawno zmarły John MacCain, jeden z najbardziej twardych amerykańskich konserwatystów.

Po drugie to nie są federaliści, zwolennicy jakiegoś super państwa. Owszem w pewnym momencie, w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, w Europie w miarę on oddziaływał, np. na chadecję niemiecką, ale federalizm w Europie umarł na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Ci, co są federalistami są nimi w skrytości ducha. Nie ma dzisiaj rządu europejskiego i nie ma dzisiaj poważnej partii w Europie, która by odnosiłaby swoje idee do państwa europejskiego, czy federacji europejskiej. Jeśli jest tu jakaś sporna relacja, to ona nie jest między zwolennikami państwa europejskiego a zwolennikami suwerenności, ale jest raczej między „być w centrum” a „ być prowincją”, tzn. mówiąc w skrócie polega na tym, że centrum uważa, że peryferie „fikają” i są niebezpieczne, że centrum jest „ za silne”, a peryferie „nie chcą słuchać”.

To wieczny problem polityczny, problem władzy i problem dominacji. Oni nie chcą nas wcale zmusić do tego byśmy się sfederalizowali, tylko oni chcą nas zmusić do tego by prowincja była posłuszna centrum. To jest taka mentalność rzymska, po prostu ma być porządek, a nie samowola. Co to znaczy? – weszli do Unii w 2004 roku i co tu mają do gadania? W czasie, kiedy jeszcze rozmawiałem z politykami UE różnych frakcji politycznych zawsze na końcu pojawiał się argument – wy jesteście nowi i w związku z tym musicie się dostosować. Jeśli szukać teoretyzowania tego problemu to powiem, że jest to nawiązanie do idei państwa mandatowego, patrz słynny artykuł 22 Konwencji Genewskiej o Lidze Narodów, co znaczy. że trzeba roztoczyć pewną opiekę, sprawować pewien mandat nad państwami, które sobie same nie radzą, a nie radzą sobie dlatego, że wybrali Orbana, Kaczyńskiego, Salviniego, co stanowi zagrożenie dla dotychczasowych elit politycznych.

I to wg mnie to jest ten problem, a nie problem federalizmu. I wreszcie trzecia nieprawdziwa definicja tego problemu – że to jest problem Niemców. Jest jakieś takie obsesyjne przekonanie, że manipulatorami akcji przeciwko Polsce są Niemcy. Tzn. że Niemcy są państwem, które w obliczu faktu, że mają w orbicie państwa Europy Środkowej robią na tym kolosalne interesy, a zatem ponoszą z tego tytułu szczególną odpowiedzialność. Niemcy oczywiście mają stosunek patriarchalny wobec Polski, natomiast Niemcy są w najwyższym stopniu nie zainteresowani w tym, aby Polska popadła w problemy, w izolacje, aby Polska była karana, i by miała problemy budżetowe czy gospodarcze, gdyż wszystko to potem odbija się negatywnie na Niemcach. Nasz problem z UE to nie jest tylko problem z Niemcami. Kto jak kto, ale w tym sporze Niemcy nigdy by go nie zaostrzali, i w gruncie rzeczy nie zawsze tez dążyli do jego załagodzenia, przynajmmniej elita odpowiedzialna za rządy w Niemczech.

Taka w moim mniemaniu jest natura tego sporu

Czy wobec takiej natury sporu z UE, biorąc pod uwagę również polityczne uwarunkowania, czy w ogóle możemy wygrać, a jeśli tak, to co możemy wgrać?

dr Andrzej Krajewski

Niezależny publicysta

Wydaje mi się, że odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Możemy wygrać tam, jeśli chodzi o obszar UE, gdzie mamy wystarczająco wpływowych sojuszników. Sami jako państwo, jeżeli będziemy państwem izolowanym, to nic nie wygramy. Mamy szanse tam, gdzie znajdujemy poparcie innych państw, które mogą forsować we własnym interesie tę samą sprawę. Np. kwestia wpisania energii atomowej i energetyki atomowej do tzw. zielonej taksonomii. W nowoczesnym państwie prąd to jest fundament państwa. Nie ma energii elektrycznej, nie ma państwa. Nie ma taniej energii elektrycznej to nie ma przemysłu, nie ma różnych elementów związanych z usługami. Może jest państwo, ale jest to ubogie państwo.

Dla Polski kwestią najbliższej dekady jest znalezienie sposobu dojścia do taniej energii. Jeśli nie będziemy tego mieli to będziemy się pauperyzować w takim tempie jak się pauperyzuje obecnie Grecja, trochę wolniej Włochy, Hiszpania. Tak naprawdę dla nas to jest kwestia przyszłości. Biedniejące państwo zmierza w kierunku upadku. Mieliśmy to szczęście, że otworzyło się okno korzyści. Mianowicie, kryzys jaki nastąpił z dostawami gazu i zbliżające się wybory we Francji zmotywowały bardzo Francję do postawienia na wokandzie UE faktu, iż energia atomowa, która w ciągu ostatnich 20 lat była coraz bardziej spychana na margines, nagle ma być jednym z elementów przyszłości energetyki UE. Dla nas jest to o tyle ważne, że my mamy właściwie dwie drogi – albo elektrownie węglowe zastępujemy gazowymi, co właśnie się dzieje, ale tutaj nie mamy w tej chwili wyboru. Jeżeli tak się stanie będziemy musieli brać gaz wydobywany w Rosji, ew. gaz, który jest przesyłany z Rosji do Niemiec, i stamtąd pompowany do nas.

Ale co się dzieje, jeżeli cała energetyka jest uzależniona od ceny gazu? W Hiszpani cena gazu wzrosła w ciągu miesiąca o 190 proc. Jakie to ma konsekwencje dla gospodarki to się wkrótce okaże. I teraz mamy taką sytuację, że nawet Francja i prezydent Macron, który nie jest wielkim przyjacielem Polski, wręcz przeciwnie – na samym początku swej kadencji był najostrzej atakującym Polskę politykiem ( patrz kwestia ochrony francuskiego rynku, transportu, itd.) mają z Polską, i krajami Europy Środkowej, bardzo zbieżne interesy a ich interesem jest to by fundusze, kredyty unijne, oferowane przez banki, mogły być kierowane bez żadnego ryzyka właśnie w inwestycje na rzecz budowania nowych reaktorów atomowych. I teraz to już jest kwestia czy to są te klasyczne elektrownie, czy też te nowe, modułowe, które są dużo szybsze do postawienia, ale niestety, to są ciągle prototypy, które za kilka lat zostaną dopracowane i będą mogły funkcjonować. Polska energetyka może funkcjonować na fundamencie elektrowni atomowych, plus elektrownie wiatrowe, elektrownie słoneczne i ten zestaw może dać szanse na tanią energię elektryczną. Jeżeli nie pójdziemy w tym kierunku to będziemy mieli drogą energię, chyba że powstaną nowe technologie, które dadzą inne możliwości rozwoju.

I tutaj okazuje się, że mając możliwość odnoszące się do tego samego celu, takie jak ma Polska, Francja, i kilka innych państw, które korzystają z energii atomowych, jak Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia, wydaje się, że sprawa jest już przesadzona, że to zostanie wpisane do zielonej taksonomii. I w tym momencie osiągamy jeden z celów strategicznych. Stąd powstaje pytanie na których jeszcze kierunkach możemy znaleźć tak wpływowych sojuszników, żeby w ramach UE osiągać te cele strategiczne. Ale tutaj musimy sobie odpowiedzieć na pytanie właściwie czego my chcemy? Np. czy my chcemy w całej tej transformacji jaka jest planowana zachować szanse na tanią energie elektryczną? Mamy też inne obszary.

Na przykład po ostatnim szczycie klimatycznym jest kwestia zatrzymania wylesiania i kwestia nowego zalesiania. Na to powinny pójść olbrzymie fundusze z UE a Polska ma duże zalesione obszary, większe niż inni. W związku z tym trzeba by pomyśleć o tym by stworzyć sojusz krajów, które chciałyby stworzyć nowy fundusz na utrzymanie tych lasów, tym bardziej, że my w tym momencie jesteśmy czymś na kształt zielonych płuc w UE.

Dla mnie problemem jest to, że ja nie wiem jakie priorytety wobec UE ma obecna władza? Co my chcemy osiągnąć? Jakie mamy cele. Dotychczas to tak wygląda, że my zmierzamy od jednego do drugiego wydarzenia i tak naprawdę Polska znajduje się w coraz większej defensywie, niewiele uzyskuje, i dochodzimy do punktu, w którym UE wykorzystuje wszystkie narzędzia jakie mana nas, a nie ma ich dużo. I wówczas UE poza wywieraniem presji traci pole manewru. Polska też nie ma manewru i w zasadzie prosiłoby się o szukanie kompromisu.

Zważywszy na Pana zainteresowania geopolityką pytanie o priorytety jakie powinna przyjąć Polska? A także czy powinniśmy wyobrażać sobie funkcjonowanie poza UE?

dr Jacek Bartosiak

Prawnik, publicysta, szef Strategy & Future

By odpowiedzieć na to pytanie spróbujmy naprzód odpowiedzieć na pytanie o projekt europejski, projekt unijny? I o to, gdzie jesteśmy jako świat, w jakim momencie ułożenie stosunków międzynarodowych, gdyż Polska jest oczywiście wciśnięta w te strukturalne siły. Musimy sobie jasno powiedzieć, że projekt unijny jest projektem budowy imperium europejskiego. Polacy skrzywdzeni przez historię, czy w czasach nowożytnych, mają od razu negatywne skojarzenia z imperium, ale przyjmując tutaj anglosaskie pojęcie „ empire” nie musi to być negatywne. Natomiast obiektywnie jest tak, że od lat osiemdziesiątych XX w. imperium europejskie ekstensywnie rozszerzało się poprzez poszerzanie się penetracji rynków zewnętrznych, które stały się wewnętrznymi, ale peryferyjnymi, i to dotyczyło zarówno państw na południu, jak i potem, po rozszerzeniu na wschód.

Niemieckie centrum po tym rozszerzeniu na wschód ogromnie skorzystało, ale też i prawdą jest, że i Polska skorzystała akceptując oczywiście warunki bycia państwem peryferyjnym dla dobra imperium. Cały problem polega na tym, że to imperium oparte było na jednym założeniu, że Amerykanie są imperium globalnym i zapewniają stabilizację rynku światowego poprzez hegemonię wojskową i hegemonię finansową nad światem. A także przy założeniu, że Europie i światu zachodniemu nie wyrośnie taki konkurent jak Chiny.

Ten proces ekstensywnej penetracji kapitałowej, a zarazem organizacyjnej i politycznej Europy, został zatrzymany przez Rosję w wyniku wojny gruzińskiej, a potem przez to, co się wydarzyło na Krymie i w Donbasie. Trzeba to sobie jasno powiedzieć – ten proces został zatrzymany i buksuje. Na dodatek Zachód traci przewagi strukturalne, które miał nad resztą świata, jeśli chodzi o miejsce podziału pracy w świecie. To wywiera ogromny nacisk na puls strukturalny, na Unię, na to imperium, która złapało zadyszkę. Jak się łapie zadyszkę to okazuje się ze projekty imperialne były na dobrą pogodę polityczną. Jak jest zła pogoda polityczna to ten projekt trzeszczy w szwach na linii północ- południe, wschód-zachód, itd. I przychodzą właściwie cztery kryzysy jednocześnie.

Kryzys konstytucyjny UE, tzn. kwestia czym jest ten projekt, czy wszyscy się na niego zgadzamy, bo jak jest dobra pogoda to wszyscy mamy coraz więcej pieniędzy i mamy bardzo stosunek do niego. Jak jest źle – to nie mamy zgód. Drugi jest kryzys władzy. Kto sprawuje władzę, kto podejmuje różne decyzje? Jest też problem Brexitu, problem Wielkiej Brytanii, która z Unii wyszła. I jest problem bezpieczeństwa, oraz jest problem ekonomiczny, który polega na tym, że wyczerpuje się model ekonomiczny Unii, co powoduje erozję klasy średniej. Centrum ekonomiczne Unii jest w tej chwili wielkim hubem produkcyjnym, który strukturalnie wykorzystuje resztę Europy. Nie dlatego, że jest on bardzo złośliwy, ale że jest bardzo produktywny. I tak samo jak Amerykanie są dobrzy w tym co robią, i niszczą konkurencje w całym świecie, co jest niezdrowe, tak Niemcy zrobili z Europą, co podważa te dwie wcześniejsze kwestie. I jest czwarty problem bezpieczeństwa. Europa nie leży w Estonii i potrzebuje gwarancji swego bezpieczeństwa. Co widzimy na kierunku wschodnim? Rosja negocjuje swój wpływ na Europę, swój udział w koncepcji pasa, tak jakby chciała mieć swój udział w koncepcie europejskim, tak jakby chciała swój mieć udział w systemie bezpieczeństwa europejskiego, w którym nie była od czasu rozpadu Związku Radzieckiego.

I to oczywiście powoduje kolejne napięcia. Na dodatek od południa Europa nie jest bezpieczna, na dodatek Amerykanie, którzy rozpoczynają rywalizację z Chinami, naciskają na Europejczyków, żeby Europejczycy zapisali się do obozu amerykańskiego, co będzie miało wpływ na sytuację bezpieczeństwa europejskiego, już ma, i oczywiście na sytuację ekonomiczną Europy. Oczywiście elity europejskie nie odpowiedziały na żadne z tych wyzwań, a to z kolei sprawia, że krajom średnim w UE nie chce się podporządkowywać temu, co widzą.

Gdzie zatem zmierza Europa. Problem polega na tym, i to jest zła wiadomość dla Polski, że jest naturalna dynamika, która zmierza do tego, że ten projekt europejski będzie potrzebował się konsolidować, żeby mieć uzasadnienie swego istnienia, i potrzebuje reformy w tym kierunku, do którego zmusza transformacja polityczna. Co będzie wywierało ogromną presję na kraje peryferii, takie jak Polska. Przy czym Polska sama ma tradycje quasi imperialną, gdyż byliśmy czynnikiem równowagi naszej części świata przez dużą część historii, i różnimy się w naszej percepcji od percepcji roli ludzi Zachodniej Europy, którzy nie znają historii Polski, kiedy Polski nie było na mapie, i nie była czynnikiem gry. W związku z czym jest różnica w percepcji kim jesteśmy. To było widać podczas wizyt premiera Mazowieckiego w zachodnich stolicach. Tam uważa się, że powinniśmy zaakceptować miejsce jakie dostaliśmy w EU, i dotyczy to miejsc pracy, kapitału, które akceptowaliśmy przy wejściu do UE w 2004 r, ale teraz nie chcemy tego robić. Tu nie ma do czego przekonywać, to są naturalne, strukturalne napięcia

Natomiast w ciągu ostatniego roku pojawiły się bardzo niekorzystne okoliczności, które nie mają nic wspólnego z praworządnością czy innymi instrumentami nacisku na Polskę. Otóż Amerykanie mając bardzo poważne problemy w rywalizacji z Chinami, którą przegrywają, uznali, że Niemcy muszą być ich sojusznikiem. Nie mogą nie być sojusznikiem, nie mogą pozostać neutralne w rywalizacji z Chinami a zgoda na NordStreem2 pokazała, że Amerykanie są skłonni tą zgodą zapłacić Niemcom. Pokazuje to też kwestia Trójmorza, a mam nadzieję, że podobnie nie będzie zarówno z elektrownią atomową, energetyką atomową, czy choćby z wielką reformą wojska polskiego, która jest niezbędna, a która nie będzie się podobała wszystkim sąsiadom, nie tylko Rosji, ale i państwom unijnym, bo Polska dzięki tej reformie armii, która będzie nowoczesna, będzie czynnikiem równowagi w Europie Środkowo-Wschodniej a tym samym będzie osłabiała możliwości wpływu na polską politykę przez państwa Zachodu.

W tej sytuacji musimy, patrząc perspektywicznie, trochę więcej balansować i stosować politykę autonomizacji i kotwiczenia, ale kotwiczenia zgodnie z kierunkiem przez nas wybranym. Musimy zasygnalizować, że decyzje są podejmowane w Warszawie, zarówno na kierunku amerykańskim, jak i na kierunku europejskim, po to aby zwiększyć koszty naszym partnerom na Zachodzie, zarówno Amerykanom, jak i Europejczykom, do narzucania nam sprawczości. Ale jednocześnie po to to robić, żeby w odpowiednim momencie wybrać, jeżeli będzie trzeba, opcję kontynentalną, bądź europejską, w zależności od tego jak się będzie kształtowała sytuacja. Niestety w ostatnich latach za szybko „się skwitowaliśmy” w różnych momentach, w szczególności wobec opcji amerykańskiej.

Innymi słowy to nie Polska rozstrzygnie przyszłość Europy i UE, tylko te cztery napięcia, o których powiedziałem. W związku z tym nie ma miejsca dla Polski poza Europą, nasza przyszłość jest związana z tym, co się stanie na kontynencie. A ponieważ nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co się stanie na kontynencie musimy zachować jak najdłużej wszelkie opcje i trzymać „karty przy piersiach” . Innymi słowy musimy i być w tej chwili bardzo elastyczni i jednocześnie budować, tak jak powiedziałem, czego nie lekceważmy, silne wojsko, które będzie elementem polityki we Wschodniej Europie i czynnikiem gry wewnątrzunijnej.

Innymi słowy musimy pozostać, bo taka jest rola gospodarcza Polski, w Europie, taka jest formuła współpracy europejskiej, natomiast musimy być przygotowani na to, że UE może nie przetrwać przez następne kilka dekad, i to bez winy Polski. Może przecież być ogromny kryzys klasy średniej w Europie w wyniku rywalizacji chińsko-amerykańskiej i konsekwencji z tego wynikających. Musimy być również przygotowani na sytuację wojenną w Europie Wschodniej ze wszystkimi konsekwencjami. I musimy być przygotowani na to, że Europa może nie być jednością i przypominać średniowieczne państewka w ten czy inny sposób powiązane i penetrowane z zewnątrz – czy to przez Stany Zjednoczone, przez Rosję, przez Chiny, które będą grały nową grę na równowagę w świecie którego nie znaliśmy w ostatnich trzydziestu latach.

Innymi słowy jest to zupełnie inny krajobraz polityczny niż w ciągu minionego okresu i wydaje mi się że polskie elity nie przygotowały się do tego kompletnie. To wymaga kompletnego przygotowania, zabezpieczenia politycznego i kształtowania zasad współpracy z otoczeniem. Natomiast na pewno nie stać nas w tej chwili na konflikt z UE. Jeszcze pół roku uważaliśmy, że stać nas na to, bo Amerykanie nas wspierają, ale teraz, jak już wcześniej mówiłem, Amerykanie nas nie wesprą. Niemcy, póki co, rozegrali Amerykanów. Obecny rząd uważa, że musimy wytrwać w swoim postanowieniu przy Amerykanach do czasu, kiedy Amerykanie rozczarują się Niemcami i wówczas wybiorą nas. Uważam, że jest to błąd, gdyż układ strukturalny sił jest inny niż w XX wieku, Pacyfik rządzi i Amerykanie zrobią bardzo dużo, będą nawet gotowi rzucić Europę, na pewno wojskowo, aby żeby wygrać z Chinami.

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Analizy.