Kardynalny błąd. Putin zapomniał o tej historii – i kroczy prosto ku upadkowi

Michael von Liechtenstein

Tysiące lat ludzkiej cywilizacji dowodzą jednego: mocarstwa rosną, stają się aroganckie, przestają się kontrolować i upadają. Gdyby prezydent Rosji uważnie studiował historię, zauważyłby, że jeden kraj już poszedł tą drogą, którą on teraz ślepo kroczy. I przyszło mu za to słono zapłacić.

Na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ w lutym 2022 r. sekretarz stanu Stanów Zjednoczonych Antony Blinken stwierdził: “Jeśli Rosja przestanie walczyć i opuści Ukrainę, wojna się skończy. Jeśli Ukraina przestanie walczyć, Ukraina się skończy”. Może to być prawda, ale to tylko część problemu. W tym konflikcie chodzi o coś więcej.

W grę wchodzą fundamenty geopolityki. Historia oferuje wiele podobieństw do tego, czego jesteśmy obecnie świadkami w Europie. Zagarnianie ziemi przez silne mocarstwa nie jest niczym nowym. Istnieją przykłady całkowitej aneksji sąsiednich państw, ale w XVIII i XIX-wiecznej Europie były to raczej przejęcia kawałków ziemi poprzez zmianę granic.

Brytyjskie szaleństwo sprzed 120 lat

Uderzająco analogiczne wydarzenie do tego, co dzieje się dziś w Ukrainie, miało miejsce w Afryce Południowej na przełomie XIX i XX w., kiedy potężne Imperium Brytyjskie zaatakowało dwa niepodległe kraje: Republikę Transwalu i Wolne Państwo Orania. Było to nierozważne posunięcie Brytyjczyków, które wiele lat później przyczyniło się do całkowitej zmiany układu sił na świecie.

W XVII w. holenderscy osadnicy i francuscy hugenoci, czyli głównie kalwińscy protestanci, przybyli i zapuścili korzenie na południowym krańcu Afryki. Obszar ten stał się brytyjską Kolonią Przylądkową w 1795 r. Wielu osadników czuło się uciskanych przez brytyjski rząd i przeniosło się na puste terytoria na północnym wschodzie. Stworzyli tam dwa państwa rolnicze z republikańskimi rządami.

Obszar ten nie był przedmiotem zainteresowania geopolitycznego między latami dwudziestymi a siedemdziesiątymi XIX w., a Burowie (“rolnicy” w języku holenderskim), jak nazywano osadników, cieszyli się wolnością.

Jednak wraz z postępującą w drugiej połowie XIX w. kolonialną grabieżą ziemi w Afryce, zainteresowanie Londynu obiema republikami wzrosło. Zaczęto szukać sposobów na osłabienie osadników, zachęcając afrykańskie plemiona do atakowania farm Burów na nowo uprawianych ziemiach.

Pierwsza wojna angielsko-burska przyniosła ciężkie straty i brak chwały dla agresora.

W trzeciej ćwierci XIX w. brytyjska presja rosła — podobnie jak niedawne posunięcia Rosji wobec Ukrainy.

Czując kolonialną konkurencję ze strony innych europejskich mocarstw, Londyn chciał stworzyć nieprzerwany korytarz bezpieczeństwa we wschodniej części kontynentu afrykańskiego — od Kairu nad Morzem Śródziemnym do Przylądka Dobrej Nadziei.

Równie silną motywacją dla Brytyjczyków było poszukiwanie złota na Witwatersrand w Transwalu (obecnie obszar Johannesburga). Stało się ono jednym z największych na świecie ośrodków wydobycia złota, tworząc niewyobrażalne wcześniej bogactwo. W Kimberley, w regionie granicznym między Wolnym Państwem Orania a brytyjską Kolonią Przylądkową, znaleziono również diamenty.

Pyrrusowe zwycięstwo

Wielka Brytania próbowała pokonać państwa burskie w dwóch falach. Pierwsza wojna angielsko-burska (1880-1881) przyniosła agresorowi ciężkie straty. Na mocy pokoju z 1881 r. Londyn zgodził się na samorządność Burów w Transwalu pod zwierzchnictwem królowej Wiktorii, a Burowie przekazali stosunki zewnętrzne Brytyjczykom.

Imperium Brytyjskie było przodującą potęgą na świecie i zaledwie kilka lat później zdecydowało się na włączenie dwóch niepodległych państw siłą. Podczas drugiej wojny burskiej (1899-1902) Burowie, zdecydowanie słabsi pod względem uzbrojenia i liczby ludności, bronili się dzielnie i skutecznie. Pomimo przewagi militarnej i ekonomicznej, aroganccy Brytyjczycy ponieśli wiele porażek na polu bitwy i politycznie stracili twarz.

Wojna trwała ponad dwa lata. Brytyjczycy mogli pokonać oba państwa jedynie poprzez wyczerpanie ich i rzucenie do konfliktu niekończących się kontyngentów swoich żołnierzy, uzbrojenia i innego sprzętu.

Brutalność brytyjskich najeźdźców była przerażająca. Palili farmy i pola, kradli żywy inwentarz i umieszczali kobiety i dzieci w obozach koncentracyjnych. Około 30 tys. burskich kobiet i dzieci zmarło w tych obozach z głodu i chorób. Ponadto w obozach zginęło około 20 tys. rdzennych Afrykanów, których najeźdźcy uważali za lojalnych wobec Burów. W obliczu tych okrucieństw Burowie w końcu się poddali.

Niepokojące podobieństwa

Słabe wyniki brytyjskiego wojska, a co za tym idzie — zwrot najeźdźców ku okrucieństwom — to kolejne podobieństwa do wojny Rosji w Ukrainie.

Jednak ta grabież ziemi i władzy była tylko jednym z elementów większej mozaiki siłowych gier, które doprowadziły do I wojny światowej.

Wojny burskie, zrodzone z arogancji i chciwości Londynu, doprowadziły do I wojny i zakończenia globalnej dominacji Europy i Imperium Brytyjskiego około 30 lat później. Nadużyła i wyczerpała siłę kontynentu w takim samym stopniu, jak złamanie mocarstw centralnych — Niemiec, Austro-Węgier i Imperium Osmańskiego w I wojnie światowej.

Interesujące jest również to, że młody Mahatma Gandhi (1869-1948) mieszkał w Natalu w Południowej Afryce podczas II wojny burskiej. Konflikt ten odegrał kształtującą rolę w jego życiu i ostatecznie doprowadził go do zapoczątkowania historycznego sprzeciwu wobec brytyjskich rządów w jego rodzinnych Indiach.

Wojny burskie były podręcznikowym przykładem krótkowzrocznych kalkulacji politycznych w ramach wąskich, pozbawionych wyobraźni modeli. Są one jednak również doskonałym studium przypadku.

Kreml, niestety, wierzy w pogląd Zbigniewa Brzezińskiego, że “bez Ukrainy Rosja przestaje być imperium, ale z Ukrainą pokonaną, a następnie podporządkowaną, Rosja automatycznie staje się imperium”.

Brytyjski gabinet miał podobnie błędne przekonanie, że musi przejąć te dwa kraje w Afryce Południowej, aby chronić imperium i bogactwo swoich posiadłości. Inne europejskie mocarstwa, takie jak Niemcy, okazały sympatię państwom burskim i udzieliły im pewnego wsparcia, ale nie na tyle, by mogło ono coś zmienić.

Rola fałszywych narracji

Urodzony w Australii historyk Christopher Clark napisał “Lunatyków”, znakomitą analizę tego, jak na początku XX w. przodujące europejskie mocarstwa pogrążyły się w samobójczej wojnie z powodu zwykłej ignorancji, krótkowzroczności i zaabsorbowania drugorzędnymi kwestiami.

Prof. Clark, który wykłada na uniwersytecie w Cambridge i który został uszlachcony za zasługi dla stosunków angielsko-niemieckich, obalił również narrację vae victis (biada zwyciężonym) po I wojnie światowej, która przedstawia Niemcy i Austro-Węgry jako winowajców. Winę ponoszą bowiem wszystkie europejskie mocarstwa

Ważne jest też coś innego: wojna potrzebuje narracji propagandowych. Jeśli kraj zaczyna wierzyć w swoją legendę i moralizatorstwo, sytuacja szybko staje się niebezpieczna.

Wielka Brytania i Francja przedstawiały swoją wojnę jako obronę wolności i demokracji przed autokratami. Było to wierutne kłamstwo, ponieważ Niemcy i Austria były już wtedy państwami konstytucyjnymi z solidnymi parlamentami. A jedyną wielką autokracją była Rosja, sojusznik Londynu i Paryża.

Przemarsz Niemców przez neutralną Belgię nie różnił się etycznie od zachowania Wielkiej Brytanii w południowej Afryce. Było to jednak słabe usprawiedliwienie dla Berlina.

Imperium Brytyjskie nie zatrzymało się i nie wycofało. Transwal i Wolne Państwo Orańskie musiały zaprzestać walki, by powstrzymać okrucieństwa i ratować swoje żony i dzieci. Pięćdziesiąt lat później Imperium Brytyjskie już nie istniało.

Na szczęście dla Londynu, dwie osobistości wyciągnęły wnioski z tej katastrofy: król Jerzy VI (1936-1952) i Winston Churchill, dwukrotny (1940-1945 i 1951-1955) premier Wielkiej Brytanii. Zdali sobie sprawę z konieczności przeciwstawienia się nazistom za wszelką cenę i (bezskutecznie) próbowali powstrzymać grabież ziemi przez rosyjskiego dyktatora Józefa Stalina pod koniec II wojny światowej.

Lekcje do wyciągnięcia

Te historyczne wydarzenia niosą ze sobą lekcje dla dzisiejszej Rosji i krajów zachodnich. Zachód musi przeciwstawić się rosyjskiej inwazji na Ukrainę wszelkimi dostępnymi środkami. Dla Rosji znacznie lepiej byłoby zignorować aksjomat Brzezińskiego i skoncentrować się na własnym rozwoju. Tylko po udanej obronie Ukrainy można osiągnąć sprawiedliwy pokój.

Pozornie drugorzędny, odległy konflikt w południowej Afryce odpalił lont katastrofalnej, wielomocarstwowej wojny w Europie. Może to służyć jako poważne ostrzeżenie, ponieważ dziś możemy znaleźć się w podobnej sytuacji.

Na całym świecie pełno jest punktów zapalnych, a zdolności przywódczych dramatycznie brakuje. Dominujące postrzeganie narastającego konfliktu między demokracjami i autokracjami o tak zwany porządek międzynarodowy oparty na zasadach może brzmieć ładnie, ale mija się z celem.

Dwubiegunowy porządek po II wojnie światowej dobiegł końca, a świat znów jest wielobiegunowy. Utrzymanie pokoju będzie wymagało odwagi, determinacji i wyobraźni, a nie trzymania się zmęczonych frazesów i przestarzałych modeli politycznych. Niestety, zmiany w globalnym porządku często prowadziły do wojen. Zachód musi być silny i czujny, aby uniknąć powtórzenia tego schematu.

Sytuacja w Ukrainie pokazuje, że znów znajdujemy się na rozdrożu. Dalszy rozwój wydarzeń zadecyduje o tym, czy uda się osiągnąć nową wielobiegunową równowagę, pozwalającą na bardziej pokojowe współistnienie narodów. Zachowanie wolności ludzi i ich prawa do samostanowienia jest kluczowe.

Co należy zrobić

Europa musi stać się silna. Musi być zjednoczona jako rynek, zarówno w globalnej konkurencji gospodarczej, jak i bezpieczeństwa.

Politycy, rządy i opinia publiczna muszą w końcu nauczyć się, że polityka harmonizacji jest toksyczna dla zdrowej integracji. Kraje europejskie muszą ograniczyć technokrację i biurokrację na poziomie regionalnym, krajowym i unijnym. Unia Europejska musi ograniczyć się do swoich kilku właściwych funkcji.

Są to: utrzymanie wspólnego rynku wewnętrznego w najszerszym znaczeniu oraz dopracowanie globalnej polityki handlowej i bezpieczeństwa. Tymi sprawami należy zająć się wspólnie. Dla całej reszty priorytetem powinna być decentralizacja i zdrowa wewnętrzna konkurencja regionalna.

Powstanie silnej, świadomej siebie i niearoganckiej Europy — wraz z Ameryką Północną — mogłoby być źródłem nowej wielobiegunowej równowagi.

Źródło: www.gisreportsonline.com

Onet.pl 19 05 23

Artykuł dodano w następujących kategoriach: Analizy.